W reprezentacji Polski najgorzej obsadzona pozycja. U innych klucz do sukcesu na Euro
Trwające Euro śmiało można nazwać turniejem lewych obrońców lub wahadłowych, grających na tej flance. Właściwie wszystkie reprezentacje, które wciąż liczą się w walce o trofeum, regularnie robią użytek z gry piłkarza na tej pozycji. Robili to też ci, którzy co prawda odpadli, ale zaprezentowali się przynajmniej z dobrej strony. Tymczasem my od lat największy problem mamy właśnie w tej strefie boiska.
Mecz ze Słowacją na lewym wahadle rozpoczął Maciej Rybus. Zagrał przeciętnie. Niczego nie zawalił, ale trudno go też za coś pochwalić. Podczas rywalizacji z Hiszpanią i Szwecją zastąpił go już Tymoteusz Puchacz. Chłopak, który w kadrze zadebiutował chwilę wcześniej, do tej pory grał tylko w Ekstraklasie, a poza cechami wolicjonalnymi nie dał nam na Euro niestety praktycznie nic. Może poza kolejnymi przestrzelonymi dośrodkowaniami.
Problem na tej pozycji mamy od lat. Trudno przypomnieć sobie piłkarza, o którym śmiało można powiedzieć, że był na lewej obronie kozakiem. Tymczasem trwający turniej dobitnie pokazuje nam, jak bardzo istotna jest odpowiednia jakość na tej pozycji.
Lewą flanką po trofeum
W grze o mistrzostwo Europy pozostały jeszcze cztery reprezentacje. Wszystkie robią ogromny użytek z gry lewych obrońców lub wahadłowych. Anglia? Luke Shaw nie zawodzi w defensywie, a z przodu dołożył już trzy asysty. Najpierw to on zagrał do Raheema Sterlinga przy golu na 1:0 z Niemcami, a kilka dni temu w ciągu czterech minut posłał decydujące podania do Harry’ego Maguire’a i Harry’ego Kane’a. Zawodnik Manchesteru United zbiera znakomite recenzje. Dla wielu osób jest jednym z najlepszych zawodników turnieju.
Już za kilka dni Shawa i spółkę czeka półfinałowe starcie z Danią, w której za wielkie odkrycie trzeba uznać Joakima Maehle. 24-latek od kilku miesięcy uczony fachu przez specjalistę od gry wahadłami - Gian Piero Gasperiniego - przeżywa zdecydowanie najlepsze tygodnie w karierze. Niemal co mecz sieje popłoch w szeregach rywali, szarżując lewą flanką. Zdążył już zdobyć dwa gole (z Rosją i Walią) i zaliczyć znakomitą asystę przeciwko Czechom.
Przykry koniec dla rewelacyjnego Spinazzoli
W grze o trofeum wciąż pozostaje także robiąca kapitalne wrażenie Italia. Chwalić można tu właściwie wszystkich piłkarzy, ale przez ostatnie tygodnie wyjątkowo często wśród dziennikarzy i kibiców przewijało się nazwisko Spinazzola. Leonardo Spinazzola. Zawodnik Romy nie dołożył może do dorobku swojej kadry takich liczb, jak wyżej wymienieni piłkarze, ale i tak zbierał świetne recenzje. Po rywalizacji z Turcją wyżej oceniono tylko Jorginho i Ciro Immobile. Z Austrią zaliczył asystę przy golu Federico Chiesy. Przez kilkadziesiąt minut dobrze wyglądał na tle Belgii. Szkoda, że jego udział w turnieju zakończyła groźna kontuzja. Dużo zdrowia i równie dobrej formy po powrocie.
Kto wie, czy Włosi właśnie czekaliby na mecz z Hiszpanią, gdyby nie lewy defensor ekipy z Półwyspu Iberyjskiego. Doświadczony Jordi Alba mocno przyczynił się do otwarcia wyniku w ćwierćfinale. Uderzył na bramkę, a piłkę do własnej siatki wbił Denis Zakaria. To zresztą nie pierwszy gol Hiszpanów, który padł po dobrej robocie zawodnika Barcelony. Asystę dołożył bowiem także w trakcie meczu ze Słowacją.
Odpadli, ale wykonali dobrą robotę
Świetny turniej ma za sobą jeszcze kilku innych piłkarzy biegających na lewej flance. Steven Zuber ze Szwajcarii siał popłoch w szeregach kolejnych przeciwników. W meczu z Turcją zaliczył aż trzy asysty. Później nie spuścił z tonu walcząc z mistrzami świata. Najpierw znakomicie dorzucił na głowę Harisa Seferovicia, który otworzył wynik meczu, a potem po rajdzie wywalczył rzut karny, ostatecznie zmarnowany przez Ricardo Rodrigueza. Szwajcaria odpadła, ale zdobyła serca kibiców. A Zuber, którego wartość rynkowa przez turniejem (według Transfermarkt.com) wynosiła zaledwie 2,5 mln euro, na pewno zrobił sobie dobrą reklamę.
Z turniejem kilka dni temu pożegnała się także Belgia. Kogo z podopiecznych Roberto Martineza można jednak pochwalić za całokształt? Na pewno Thorgana Hazarda. Piłkarz, który w Borussi Dortmund gra ustawiony znacznie wyżej, na Euro pełnił rolę lewego wahadłowego. Ze swoich zadań wywiązywał się bardzo dobrze. To on trafił na 1:1 w meczu z Danią, znakomicie podłączając się do akcji ofensywnej swojego zespołu. To on posłał kapitalną bombę w kierunku portugalskiej bramki, przesądzając o awansie Belgów do półfinału. Mógł podobać się też na starcie turnieju, podczas potyczki z Rosją (wyżej oceniono tylko Romelu Lukaku). Żeby nie było jednak tylko tak kolorowo, musimy wrzucić jeden, ale istotny kamyczek do jego ogródka. Hazard mógł bowiem na pewno zachować się lepiej przy bramce Nicolo Barelli. Wyszła natura zawodnika jednak bardziej ofensywnego.
W szeregach pozostałych uczestników Euro znaleźlibyśmy jeszcze kilku lewych obrońców/wahadłowych, którzy mogą na spokojnie patrzeć po turnieju w lustro. U przeciętnych Niemców dobrze wyglądał Robin Gosens, autor gola i asysty w najlepszym dla naszych sąsiadów meczu z Portugalią. Zdecydowanie lepiej na lewej flance, nie w środku, prezentował się David Alaba, który zaliczył decydujące podania w meczach z Macedonią i Ukrainą, choć w tym drugim przypadku z rzutu rożnego. Przebłyski mieli Raphael Guerreiro (gol z Węgrami), Jere Uronen (asysta przy jedynym golu dla Finów, z Danią), Attila Fiola (gol dla Węgier z Francją) czy Jan Boril z Czech. Oleksandr Zinchenko też jedyny dobry mecz rozegrał wówczas, gdy Andrij Szewczenko przestawił go ze środka na lewe wahadło podczas starcia ze Szwecją (gol i asysta).
Nieprawdopodobne, jak wielką rolę w tym turnieju odgrywają właśnie piłkarze ustawieni na tej pozycji. I wielka szkoda, że my mamy w tym miejscu spore problemy.