W Portugalii rośnie kandydat na trenera klasy światowej. Geniusz prowadzi "Lwy" do historycznego sukcesu
Za rok miną dwie dekady od ostatniego mistrzostwa Portugalii zdobytego przez Sporting. Od tego czasu albo wygrywała Benfica, albo Porto. Dzisiaj “Lwy” z Lizbony, z notującym niesamowite wejście w trenerski świat Rubenem Amorimem, stoją na dobrej drodze ku temu, by po wielu latach znów być najlepszym zespołem w kraju.
Kiedy w 2001 roku ekipa Sportingu, z Laszlo Bolonim w roli szkoleniowca i genialnym Mario Jardelem na boisku (43 gole!), zdobyła mistrzostwo kraju, nikt spośród kibiców “Lwów” nie spodziewał się, że kolejne lata przyniosą aż taką posuchę, jeśli chodzi o trofea. Od tamtego czasu lizbońskiej ekipie udało się jedynie dołożyć kilka krajowych pucharów - w tym ten ligowy 23 stycznia - i skończyć sześciokrotnie ligę na drugim miejscu w tabeli.
Choć rywalizacja w lidze portugalskiej nie jest jeszcze choćby na półmetku, już dawno atmosfera wokół Sportingu nie była aż tak pozytywna. Po 15 kolejkach “Lwy” są niepokonane i z dorobkiem 39 punktów przewodzą w tabeli. Nad Porto mają cztery “oczka” przewagi, nad lokalnymi rywalami z Lizbony - sześć .I pomyśleć, że ogromną cegiełkę dorzucił do tego trener, który jako piłkarz najbardziej był kojarzony z, a jakże, właśnie Benfiką.
Piłkarz z planem na życie
Ruben Amorim z boiskiem rozstał się dość szybko, bo w wieku zaledwie 32 lat. Z Benfiką trzykrotnie był mistrzem kraju. W reprezentacji Portugalii niby zagrał zaledwie 14 spotkań, ale zdołał wystąpić na mistrzostwach świata zarówno w RPA, gdzie zresztą debiutował w narodowych barwach, jak i w Brazylii. Nic dziwnego, że zawodnik o tak bądź co bądź sporym doświadczeniu postanowił się nim podzielić z innymi. Dlatego niemal z marszu po zawieszeniu butów na kołku rozpoczął kurs trenerski oraz studia z zakresu psychomotoryki.
- Sam Amorim miał kilku świetnych trenerów w trakcie swojej kariery. Choćby w Benfice przez wiele lat pracował z Jorge Jesusem. Ruben zawsze wydawał się bardzo inteligentnym zawodnikiem mogącym grać na każdej pozycji. To oznacza, że zna się on na grze i tym, co potrzebne jest zawodnikowi w zależności od jego miejsca na boisku. Warto też pamiętać o tym, że bardzo szybko zakończył karierę piłkarską i przez to już wcześniej zaczął się przygotowywać do nowej roli - mówi nam Vitor Maia, dziennikarz portugalskiego “maisfutebol”.
Po burzliwym początku w trzecioligowej Casa Pia i ostatecznie umorzonej karze rocznego zawieszenia w związku z brakiem licencji trenerskiej, pomocną dłoń do Amorima, podobnie jak w czasie jego kariery zawodniczej, wyciągnęła Braga. Najpierw został jej trenerem rezerw, a po zwolnieniu znanego nam dobrze Ricardo Sa Pinto, w styczniu 2020 roku dostał również szansę w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Zawrotne tempo i… cierpliwość
Później wszystko rozwinęło się już w zawrotnym tempie. Po niecałym miesiącu pracy w Bradze Amorim świętował pierwsze trenerskie trofeum w postaci Pucharu Ligi. Po kolejnym miesiącu był już natomiast trenerem Sportingu. “Lwy” zapłaciły “Arcybiskupom” za niego rekordowe dziesięć milionów euro.
Choć ostatecznie poprzedni sezon Braga skończyła nad ekipą z Lizbony, to w klubie z Estadio Jose Alvalade z pewnością nie żałują, że wykazali się cierpliwością. Zamiast dokonywać kolejnej już zmiany na ławce trenerskiej, poczekali aż Amorim będzie mógł wprowadzić własny styl gry.
- Sekret obecnego sukcesu Sportingu tkwi w osobie jego trenera i czasie, w którym zdołał zbudować ten zespół. Letnie okienko transferowe było świetne. Sprowadzony z Famalicao Pedro Goncalves jest teraz najlepszym strzelcem całej ligi. Znakomicie prezentuje się ściągnięty z Rio Ave Nuno Santos. Zou Feddal z Betisu i Antonio Adan z Atletico mają za sobą lata gry w La Lidze. Mądre ruchy transferowe sprawiły, że do klubu trafili ci, których trener tam naprawdę potrzebował. Ani euro nie zostało zmarnowane - ocenia Maia.
Świetnie dobrana mieszanka
Wyborne transfery tych bardziej doświadczonych zawodników to raz. Oprócz nich ważną rolę odgrywają też gracze dopiero stawiający pierwsze kroki w futbolu, w tym wychowankowie. A tych Sporting ma w swoich szeregach naprawdę sporo.
- Nuno Mendes pewnie zaraz będzie jednym z najlepszych lewych obrońców świata, Do tego należy wymienić takie nazwiska jak Tiago Tomas, Matheus Nunes czy Palhinha. Wielką pozytywną niespodzianką jest również postawa wypożyczonego z Manchesteru City Pedro Porro - wymienia Maia.
To właśnie taka swoista mieszanka doświadczenia z młodością jest traktowana jako kolejny fundament pod sukces stołecznego zespołu.
- Częściowo wynika to z planu Amorima, ale jest także wypadkową sytuacji finansowej Sportingu i, chwalebnego w mojej ocenie, DNA klubu. Amorim stawia na przykład na Tiago Tomasa, ale nie ukrywa, że poszukuje innego napastnika i najchętniej dodałby swojej kadrze nieco zmarszczek - mówi Mateusz Bystrzycki, autor książki “Gerard Piqué. Urodzony na Camp Nou”, a prywatnie wielki fan Sportingu.
Bez gwałtownych ruchów
Wszystko to udało się połączyć właśnie Amorimowi. Jego doświadczenie wyniesione z boiska, wraz z wiedzą czerpaną latami od znakomitych szkoleniowców, sprawiły, że udało mu się skutecznie okiełznać szatnię złożoną z piłkarzy wywodzących się z różnych generacji.
- W przypadku pytań o know-how trenera zawsze najlepiej jest przyłożyć ucho do szatni, a z tej Sportingu wydobywa się pieśń pochwalna o świetnych relacjach Amorima z zawodnikami i sztabem, maksymalnym poświęceniu, nienagannym przygotowaniu merytorycznym czy też doskonałej współpracy z dyrektorem sportowym, Hugo Vianą - dodaje Bystrzycki.
W wieku 35 lat Amorim ma na koncie dwa Puchary Ligi, a już niedługo może dołożyć do tego te najważniejsze na krajowym podwórku trofeum. Nic więc dziwnego, że wielu wróży mu już teraz świetlaną przyszłość, mimo że ma przed sobą dość sporo przeszkód do pokonania
- Nie będę z Rubena robił nowego Nagelsmanna, ale widzę w nim kandydata na trenera klasy światowej. Na co musi uważać? Chyba najbardziej na czerwone kartki. Jest bardzo impulsywny i myślę, że gdyby nie jego kariera piłkarska i wyrobione nazwisko, lądowałby na trybunach w co trzecim meczu - mówi Amadeusz Starczewski, inny polski sympatyk Sportingu, w przeszłości komentujący portugalski futbol w “Ole Magazynie”.
Kluczem głowa
Zarówno sam Amorim, jak i Sporting zdają sobie sprawę z tego, jak wyjątkowy może być to dla nich sezon. Choć bilans szkoleniowca “Lwów” przeciwko ligowej czołówce robi wrażenie, wszyscy wiedzą, że aby sięgać po najwyższe cele, wygrywać trzeba przede wszystkim regularnie.
- Przy Amorimie nawet najgorsze mecze potrafimy skończyć z trzema punktami, ale ciężko uwierzyć, że tak będzie to wyglądało do końca sezonu. Największą nadzieję daje to, że Benfica i Porto potrafią zgubić punkty w o wiele gorszy sposób. Do tego mecze bezpośrednie, w których nie jesteśmy najgorsi, mogą zaważyć nad końcowym rezultatem - zauważa Starczewski.
- Ważny będzie wielki mecz derbowy przeciwko Benfice, która jest trzecia, sześć oczek za lokalnymi rywalami. Sporting musi wygrać, bo Porto jest naprawdę mocne. Wydaje mi się, że na drodze do mistrzostwa kluczem będzie zniwelowanie wpływu tego, że wielu z piłkarzy “Lwów” nie ma jeszcze odpowiedniego doświadczenia w najważniejszych momentach sezonu - podsumowuje Maia.
Wygrana w Derbach Lizbony może sprawić, że Sporting zyska nie tylko odpowiednią zaliczkę punktową, ale także przewagę psychologiczną nad resztą ligowej stawki. Pierwszy gwizdek dziś o 22:30.