W Polsce zawodzi VAR? W tym kraju jest jeszcze gorzej. Możliwa całkowita rezygnacja!
![W Polsce zawodzi VAR? W tym kraju jest jeszcze gorzej. Możliwa całkowita rezygnacja! W Polsce zawodzi VAR? W tym kraju jest jeszcze gorzej. Możliwa całkowita rezygnacja!](https://pliki.meczyki.pl/big700/555/67aa0abcbfb3b.jpg)
System VAR w ciągu kilku lat zrewolucjonizował futbol. Nie wszystkie kraje są jednak zadowolone ze zmian, które ze sobą wniósł. Szwedzi wciąż bronią się przed jego wprowadzeniem. Teraz do sąsiadów chcą dołączyć Norwegowie, którzy być może z niego zrezygnują. Na razie protestują i to w całkiem nietypowy sposób.
VAR, czyli Video Assistant Referee, po raz pierwszy testowany był w 2016 roku. Od tego czasu sukcesywnie pojawiał się w kolejnych ligach. Jedną z największych, która do dzisiaj go nie wprowadziła, jest Allsvenskan. Szwedzi od początku byli sceptycznie nastawieni wobec tego systemu, a “ruch antyvarowski” znalazł również spore poparcie wśród ich sąsiadów, Norwegów. I mimo że ci drudzy ostatecznie wsparli swoich sędziów technologią, to teraz wielu tego żałuje. Dlatego Eliteserien może stać się pierwszą europejską ligą, która dobrowolnie zrezygnuje z systemu.
Za takim scenariuszem już dawno opowiedzieli się kibice. Po ich stronie od dłuższego czasu pozostawała również większość klubów, a także spora część trenerów, zawodników i nawet samych sędziów. Po wielomiesięcznych konsultacjach na początku roku za wycofaniem VAR-u opowiedziało się w sumie 19 z 32 zespołów występujących w dwóch najwyższych poziomach rozgrywkowych. Dla Norweskiego Związku Piłkarskiego (NFF) taka sytuacja to nie lada problem, któremu teraz trzeba będzie jakoś zaradzić. Wydaje się jednak, że żadne z możliwych rozwiązań nie zadowoli każdej ze stron.
Absurdalne ujęcia i kadry
Historia VAR-u w Norwegii nie jest za długa, bo zaledwie dwuletnia. Wtedy prawa do pokazywania Eliteserien przejęła największa tamtejsza telewizja, TV2. Jednym z jej wymogów przed podpisaniem kontraktu było właśnie wprowadzenie wideoweryfikacji, co miało być krokiem ku większej profesjonalizacji rozgrywek i podwyższenia poziomu sędziowania. Tyle tylko, że system od początku miał tam zbyt wielu krytyków. W dodatku sam sposób jego funkcjonowania sprawił, że szybko mogli oni uargumentować swoją niechęć.
- Siłą rzeczy liczba błędów się zmniejszyła, ale dalej duże błędy są albo niewychwytywane, albo nie jest zmieniana zła decyzja arbitra. Jedna rzecz to słaby techniczny poziom realizacji transmisji w Norwegii. 2/3 wszystkich meczów ligowych są realizowane z zaledwie sześciu kamer, w pozostałych ta liczba waha się od 8 do 13. To sprawia, że linie spalonego czy ewentualne faule są sprawdzane z absurdalnych ujęć czy kątów. Druga rzecz to naprawdę słaby poziom sędziów, zarówno tych z gwizdkiem i tych siedzących przed monitorami, który jest znacznie niższy od tego w Polsce czy nawet często krytykowanej Hiszpanii - opowiada nam Paweł Tanona, fan norweskiej piłki ze strony Futbol Po Skandynawsku.
To spora różnica w porównaniu np. z Ekstraklasą, w której każdy mecz pokazywany jest z perspektywy przynajmniej kilkunastu kamer, dzięki czemu sędziowie siedzący w wozie VAR mogą być po prostu bardziej precyzyjni. W Norwegii tego zabrakło, dlatego krytycy systemu nie dali się do niego przekonać. Wręcz przeciwnie, wielu wcześniejszych zwolenników od momentu jego wprowadzenia przeszło na stronę protestujących. Opór tylko narastał, więc kwestią czasu było, kiedy za okrzykami na trybunach pójdą też realne czyny.
- W zeszłym roku zaczęło dochodzić do pierwszych protestów na trybunach, a w tym większość klubów z Eliteserien zadecydowała, że chce usunięcia VAR-u. Trzeba też wspomnieć, że z tym systemem zbytnio nie lubią się piłkarze. W badaniu przeprowadzonym w 2024 roku blisko 50% graczy z Eliteserien odpowiedziało, że ma negatywne podejście do tego systemu, podczas gdy tylko 27% pozytywnie się do niego odnosiło, a pozostałe 26% nie miało zdania. Jest to widoczna zmiana w stosunku do badania sprzed trzech lat, kiedy ponad połowa piłkarzy biorących udział w sondzie była pozytywnie nastawiona do wprowadzenia wideoweryfikacji - dodaje nasz rozmówca.
Latające kotlety i buty
W ciągu ostatnich miesięcy kibice protestowali w najróżniejszy sposób. Symbolem ich sprzeciwu stały się piłki tenisowe, bo to one były najczęściej rzucane na murawę podczas kolejnych spotkań. Największym echem odbiła się jednak sytuacja z meczu Rosenborga z Lillestrom, który został przerwany, kiedy fani obu zespołów użyli w tym samym celu… kotletów rybnych. Na innych stadionach latały też korki od szampana czy rogaliki. Do tego doszły również wymowne banery rozwieszane w trakcie spotkań, nawołujące do bojkotu zarówno systemu VAR, jak i NFF. Zaciekła kampania trwa również w mediach społecznościowych, gdzie federacja często określana jest mianem mafiii.
- Z czasem norwescy kibice stali się coraz bardziej kreatywni - na murawie lądowały też np. buty, trafił się nawet zdalnie sterowany samochodzik z przyczepioną racą dymną. Oryginalnie do tematu podeszli chociażby kibice Vikinga Stavanger. Podczas jednego z meczów rozłożyli na sektorze stoliki i zorganizowali piknik oraz m.in. wyścigi w workach. Miało to pokazać, jak futbol z VAR-em jest nieangażujący. Ale rzeczywiście najgłośniej było o incydencie z meczu Rosenborg - Lillestrom. Był to bowiem jedyny mecz, który w konsekwencji został przerwany i rozegrany w innym terminie przy pustych trybunach - opisuje Tanona.
Norwescy kibice posuwają się do ekstremum, bo chcieliby, aby ich liga wyglądała tak jak u wschodnich sąsiadów. Szwecja pozostaje bowiem najbardziej rozwiniętym krajem w Europie, którego liga nie stosuje wideoweryfikacji. W Allsvenskan zdecydowana większość klubów od początku nie była za jej wprowadzeniem, a Svenska Fotbollforbundet (SvFF), czyli tamtejszy związek, nie chciał zbytnio z nimi wojować. Choć tam również przeprowadzono dyskusję na szeroką skalę, ostatecznie władze zaakceptowały decyzję piłkarskiego środowiska.
- Szwedzi są trochę niczym wioska galijska w świecie rzymian. Bardzo bronią romantyzmu ukochanej dyscypliny i chronią ją przed wszelakim wpływem UEFA i FIFA, które w ich mniemaniu są odpowiedzialne za destrukcję esencji tego sportu. Chcą być ostoją tej “tradycyjnej”, nieskażonej technologią piłki nożnej. Od początku nie byli fanami nowinek i mocno się temu sprzeciwiali. W przypadku systemu VAR wskazują na: jego wadliwość w wielu sytuacjach, brak osiągnięcia zamierzonych celów, spore koszty utrzymania oraz utratę emocji i przeżywania spotkania na przykład przez oczekiwanie na to, czy zdobyta bramka na pewno zostanie uznana - mówi w rozmowie z nami Marek Wadas, prowadzący twitterowe konto Szwedzka Piłka, związany również z Futbolem Po Skandynawsku.
Polacy nie pomogli
Można by pomyśleć, że skoro w Szwecji nie ma VAR-u, a w Norwegii chętnie by się go pozbyli, poziom sędziowania w obu tych krajach musi być wysoki. Tymczasem prawda jest zgoła odmienna. Nasi rozmówcy przyznali, że arbitrzy w Allsvenskan i Eliteserien mylą się na potęgę. Trudno tam też znaleźć następców takich specjalistów jak Jonas Eriksson czy Tom Henning Ovrebo. Panuje wręcz chyba przekonanie, że jeśli sędziowie popełniają aż tyle błędów na boisku, to również przed monitorami by ich nie uniknęli lub jak w przypadku Norwegii - nie unikają. Dlatego wydaje się, że Skandynawowie zamiast wydawać pieniądze na drogi system, woleliby najpierw zainwestować je w lepsze szkolenie sędziów.
- Oglądając szwedzką piłkę ligową, czuję się trochę, jakbym się cofnął o te kilkanaście lat i przeżywał piłkę bez tej technologicznej otoczki. Liczba błędów w sędziowaniu jest jednak katastrofalna. Dlatego w przypadku Norwegii kluczem jest wspólna praca nad optymalizacją i udoskonalaniem systemu, a nie wieczne negowanie go. Tam decyzja o wprowadzeniu technologii została podjęta już dawno temu i wycofywanie się teraz nie ma już najmniejszego sensu. Koniec końców błędy popełnia człowiek i tu jest główny problem. Ale trudno mi też powiedzieć, czy Norwegowie ostatecznie wycofują VAR. Wiem, że jest wymogiem telewizji pokazującej Eliteserien, ale w obecnej postaci ten system bardziej przeszkadza, niż pomaga. Na pewno jednak Szwedzi mocno wspierają swoich sąsiadów i kibicują im w wykluczeniu wideoweryfikacji - potwierdza Wadas.
Szwedów ciężko będzie przekonać do VAR-u, ponieważ ich ostatnie doświadczenia z nim nie są najlepsze i za to winę ponoszą akurat polscy sędziowie. W listopadowym pojedynku Ligi Narodów reprezentacji “Trzech Koron” z Azerbejdżanem (6:0) Daniel Stefański i Paweł Malec, mimo pomocy technologii, dopatrzyli się niesłusznie spalonego Alexandra Isaka. Ale skoro w Norwegii system już obowiązuje, marnotrawstwem byłaby zbyt wczesna rezygnacja z niego. NFF zdaje sobie jednak sprawę, że sytuacja nie jest łatwa, a w grę wchodzą negocjacje na wielu płaszczyznach.
- Norweska federacja walczy o utrzymanie VAR-u, ale stoi w dużym rozkroku. Z jednej strony ma kluby i kibiców, którzy chcą wycofania tego systemu, z drugiej jest UEFA, która powiedziała Norwegom, że mogą robić co chcą, ale raczej nie będzie to zbyt mile widziane. Jeśli władze nie posłuchają krytyków, mogą być pewni eskalacji protestów, a być może wręcz sparaliżowania nadchodzącego sezonu. TV2 pod koniec lutego napisała wręcz o chaosie i wojnie domowej. Wszystko powinno wyjaśnić się na początku marca, kiedy odbędzie się Fotballtinget, coroczny zjazd związku oraz norweskich klubów profesjonalnych i amatorskich. Na nim podejmowane są najważniejsze decyzje dotyczące tamtejszej piłki, a każdy klub ma swój głos w głosowaniu. Jeżeli tam większość zagłosuje za wycofaniem systemu VAR, federacja nie będzie miała już innego wyjścia - podsumowuje Tanona.