W Polsce rośnie nowy ligowy potentat. Już robi furorę w Ekstraklasie. "Myślimy o Europie"

W Polsce rośnie nowy ligowy potentat. Już robi furorę w Ekstraklasie. "Myślimy o Europie"
Kacper Pacocha / PressFocus / pressfocus
Piotrek - Przyborowski
Piotrek Przyborowski16 Feb · 07:00
Jeszcze dwa lata temu grali w II lidze. W zeszłym sezonie rzutem na taśmę awansowali do Ekstraklasy. Motor Lublin do pewnego momentu przypominał jeden wielki rollercoaster. Teraz klub wreszcie rozwija się harmonijnie i na miarę swoich możliwości. Ma też ogromne ambicje, które dotyczą nie tylko boiska.
Czekali na to trzy dekady. W tym czasie w najwyższej klasie rozgrywkowej pojawiały się kluby z dużo mniejszych ośrodków miejskich. Zadebiutował też Górnik Łęczna. Tymczasem Lublin pozostawał bez przedstawiciela w Ekstraklasie jako jedno z największych miast w całym kraju. W Motorze zmieniały się władze, ale plany wciąż pozostawały naprawdę spore. Wszyscy chcieli doprowadzić do tego, aby o lubelskiej piłce znów było głośno. Tyle tylko, że sukcesów nadal brakowało. Aż wreszcie klub przejął Zbigniew Jakubas.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przyjście miliardera, jednego z najbogatszych Polaków, wcale z miejsca nie odmieniło sytuacji w Motorze. To nie tak, że niczym za sprawą czarodziejskiej różdżki nagle nastało finansowe eldorado, a klub z łatwością przedostał się przez kolejne szczeble piłkarskiej piramidy, aż do elity. Ta droga była pełna wybojów, kuwet i boiskowych dreszczowców. Na Arenie Lublin wreszcie zapanował spokój, ale to nie znaczy, że wszyscy osiedli tam już na laurach. Marsz na prawdziwy szczyt dopiero się rozpoczął.

Wyszedł z cienia

Polski futbol od lat cierpiał na brak poważnych inwestorów. Co jakiś czas pojawiali się szemrani kupcy, z Vanną Ly na czele, ale wielki biznes generalnie omijał ten sport. Coraz więcej klubów uśmiechało się też ku pomocy lokalnych samorządów. Rodzimi biznesmeni zrazili się do wykładania własnych środków na piłkę, w czym nie pomogły też kolejne afery związane z zachowaniem niektórych pseudokibiców i ich wpływu na działalność klubów. Jakubas jednak się nie wystraszył. Choć zdawał sobie sprawę, że na sporcie raczej nie zarobi, jako rodowity lublinianin chciał po prostu dać coś lokalnej społeczności. Padło na Motor.
- Przez pierwsze dwa lata dałem wolną rękę innym: Marek Saganowski był wtedy trenerem, w klubie udzielali się też Michał Żewłakow oraz Boguś Leśnodorski. Ja przyjeżdżałem tylko na mecze, ale nie byłem specjalnie zadowolony z tego, jak to wyglądało. Później był jeszcze przez moment epizod z Pawłem Tomczykiem i Goncalo Feio. To Feio w pewnym momencie zaproponował mi, że sam połączy rolę trenera i dyrektora sportowego, ale poprosił mnie, bym zajął się prezesurą - przyznał ostatnio właściciel Motoru dla Meczyki.pl, w rozmowie z Dawidem Dobraszem.
Miliarder miał ku temu papiery, bo przez lata należąca do niego Grupa Kapitałowa Multico zgromadziła w swoim portfolio biznesy z najróżniejszych branż. Budownictwo, przemysł metalurgiczny, armatura przemysłowa, a nawet wydawnictwo przyrodnicze. Jakubas czego się nie chwytał, zamieniał w złoto - czasem dosłownie, jak Mennicę Polską. Tylko że piłka to nie jest typowy biznes i nie da się jej łatwo zmierzyć. Ale nowy właściciel jako kibic Motoru doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Na jego mecze chodził jeszcze jako młody chłopak ze swoim dziadkiem. Widział, jak klub podupadł pod koniec lat 90. i chciał po prostu pomóc.

Spokojniej, czyli dobrze

Jakubas kupił Motor jesienią 2020 roku, ale początkowo rzeczywiście pozostawał nieco w cieniu i powierzył pieczę nad nim wspomnianemu już trio znanego z pracy w Legii. Leśnodorski dołączył wtedy do rady nadzorczej, Żewłakow został dyrektorem sportowym, a Saganowski trenerem. Latem 2022 roku w klubie nie było już żadnego z nich. Na chwilę zespół przejął Stanisław Szpyrka, lecz ten eksperyment okazał się nieudany. Aż w końcu drużynę objął Goncalo Feio. Przez media kadencja Portugalczyka często wspominana jest wskutek pozaboiskowych skandali - jak np. słynne już starcie z ówczesnym prezesem Pawłem Tomczykiem i incydent z kuwetą na dokumenty. Nie ulega jednak wątpliwości, że to Feio położył podwaliny pod drużynę, która w ubiegłym sezonie awansowała do Ekstraklasy.
- Bardzo cenię Feio, pomijając jego impulsywny charakter. Wartościowi ludzie często mają też własne emocje i pewnych rzeczy nie wytrzymują. Po jego rezygnacji powierzyłem zespół Mateuszowi Stolarskiemu, który ciągnie ten zespół nie gorzej, a na pewno spokojniej od poprzednika. Wcześniej rozważałem jeszcze trenera Mariusza Misiurę. Wtedy pracował w Zniczu i to też bardzo normalny człowiek o sporym doświadczeniu, również poza Polską. Sytuacja była jasna - jeśli byśmy w ubiegłym sezonie nie awansowali do Ekstraklasy, Mateusz nie byłby naszym trenerem, a drużynę powierzyłbym Misiurze. Nie powiem, że nam się udało, ale z pewnością mieliśmy dużo szczęścia. Rozegraliśmy dwa trudne spotkania barażowe, a ja słowa dotrzymałem i dałem szansę Mateuszowi - zaznacza Jakubas.
Młody szkoleniowiec za daną mu szansę odwdzięczył się z nawiązką. Pod jego wodzą wiosną ubiegłego roku Motor awansował do baraży, a w nich najpierw pokonał po rzutach karnych Górnika Łęczna, a w finale w samej końcówce odwrócił losy meczu i wygrał z Arką Gdynia. Co więcej, za Stolarskim przemawiają nie tylko wyniki, ale również styl. Motor nawet po awansie do Ekstraklasy nie zrezygnował z ofensywnej gry. Klub zaczął zresztą działać odważnie nie tylko na boisku. Zainwestował też w to, na czym w wielu innych ekipach się często oszczędza, czyli w tak ważny w dzisiejszych czasach marketing.
- Jeśli chodzi o sprawy marketingowe, jesteśmy już w trakcie bardzo intensywnego okresu. Pamiętajmy, że Motor jeszcze dosłownie dwa lata temu był w II lidze. Wszystko zmieniło się błyskawiczne i nagle mamy tutaj Ekstraklasę. W Lublinie zastałem ekipę ambitnych ludzi, którą ostatnio jeszcze wzmocniliśmy. Myślę, że staramy się dość dynamicznie budować ten zespół marketingowo-komunikacyjny. Chcemy pozyskiwać nowych sponsorów, a w dłuższej perspektywie zapełnić stadion. Motor jest klubem o ugruntowanej tożsamości, który jest lubiany w regionie. Do tego potrzeba jednak bardzo dużo konsekwentnej pracy. Ale wierzę, że w niedługim czasie wzniesiemy się na taki poziom, jakiego byśmy wszyscy oczekiwali - mówi w rozmowie z nami Michał Szprendałowicz, dyrektor marketingu i komunikacji Motoru.

Autografiada i sztukmistrzowie

Szprendałowicz do Motoru dołączył w listopadzie, a w swoim CV ma m.in. Raków Częstochowa czy Lechię Gdańsk. Do jego zespołu na początku tego roku dołączyli w dodatku specjaliści znani z pracy w innych polskich klubach czy Polskim Związku Piłki Nożnej. A przecież już jesienią w Lublinie działy się rzeczy, o których w wielu klubach Ekstraklasy można tylko pomarzyć. Przedmeczowy pokaz sztukmistrzów, autografiada czy “Motor Music Show” to tylko te najgłośniejsze przykłady nowinek wprowadzonych w ostatnich miesiącach. W międzyczasie klub wzmocnił się też na innych płaszczyznach. Łukasz Jabłoński został wiceprezesem, a Paweł Golański dyrektorem sportowym.
- Na pewno jestem dumny z pokazu lubelskich sztukmistrzów, który zorganizowaliśmy na ostatnim meczu w poprzednim roku. To było coś, co zapadło nam wszystkim w pamięci. Zawsze z ekipą marzyliśmy, żeby zorganizować takie wyjątkowe show przedmeczowe. Cieszę się, że wykorzystaliśmy możliwości naszego stadionu do maksimum. Nie mamy tutaj zbyt dużego pola do popisu w kwestii np. gry światłem, więc musieliśmy wymyślić na to jakiś niecodzienny sposób. Zrobiliśmy to, a sama akcja rozniosła się po całym Lublinie i zrobiła sporo szumu. Teraz z kolei szykujemy się na pożegnanie Rafała Króla, który zakończył karierę. To żywa legenda Motoru i chcemy go godnie pożegnać - zapowiada Szprendałowicz.
W Lublinie wcale nie wymyślono koła na nowo. Motor postawił na niektóre sprawdzone schematy, pewnie zainspirowano się też pomysłami z innych klubów. Ale to przynosi efekty. Arena Lublin, która jest domowym obiektem “Motorowców” od 2014 roku, przez wiele lat świeciła pustkami. Jednak już w zeszłym sezonie kibice wykupili ponad trzy tysiące karnetów, a po awansie do Ekstraklasy ta frekwencja jest jeszcze lepsza. Jesienią na stadionie regularnie pojawiało się ponad dziesięć tysięcy widzów, a ta liczba kilkukrotnie zakręciła się nawet blisko kompletu. To również domowy mecz Motoru z Radomiakiem z początku grudnia okazał się hitem frekwencyjnym spośród wszystkich dotychczasowych poniedziałkowych spotkań.
- Na pewno jesteśmy wyjątkowym beniaminkiem, bo dysponujemy tutaj bardzo dobrymi warunkami do pracy. Wszystko dzieje się strasznie szybko, a Motor przeobraża się w bardzo stabilny klub i stawia solidne fundamenty. Ale jeśli chcemy wyróżnić się na tym rynku marketingowo-komunikacyjnym, to musimy wznieść się na naprawdę wysoki poziom i to stanowi dla nas duże wyzwanie. To długofalowy proces, a nie tylko pojedyncze akcje. Jeszcze kilka lat temu kluby nie były aż tak rozwinięte pod tym względem, ale teraz konkurencja jest znacznie większa. Na razie zadowalamy się tymi małymi sukcesami, ale ambicje mamy ogromne - zaznacza nasz rozmówca.

Yamala nie trafią

W Lublinie chcą, by sukcesy sportowe i marketingowe szły ze sobą w parze. Te działy pozostają po części ze sobą w symbiozie. Nic nie wpływa jednak na frekwencję tak bardzo jak postawa zespołu na boisku. Do tego oczywiście swoją rolę odgrywają też gwiazdy. W Motorze znajdziemy kilka ciekawych nazwisk. Swoją reputację w naszej lidze odbudował tam Samuel Mraz. Na dalekiej Lubelszczyźnie na właściwe tory powrócił też wychowanek Barcelony, Sergi Samper. Jesień życia przeżywa kapitan Piotr Ceglarz. Znów solidny jest Paweł Stolarski. Do tego błyszczy Filip Luberecki. Wszystko z głową i bez szastania pieniędzmi.
- Yamala raczej nie trafimy za trzy miliony. Polskie kluby na razie stać na transfery po milion, półtora miliona euro. Ja jestem w piłce świeży, działam aktywnie zaledwie dwa lata, ale jak patrzę na niektóre kluby, kompletnie nie rozumiem ich postępowania. To nie jest tak, że pan do orkiestry wrzuca muzyka, który do niej nie pasuje, bo on tam gdzieś na boku grał na jakimś instrumencie, ale robił to indywidualnie. To jest organizacja 11 zawodników, którzy muszą się ze sobą rozumieć, posiadać wspólną filozofię gry i DNA. Teraz jest zupełnie inna taktyka niż kiedyś. My mamy swoją filozofię, fajny sztab i świetną atmosferę. Oby to się wszystko sprawdziło - podsumował Jakubas.
Przy czym właściciel nie zakłada, że puchary mają już być w obecnym sezonie. Nawet jeśli drużynie nie uda się skończyć w pierwszej ósemce, co było celem na starcie rozgrywek, nic złego się nie stanie. Motor po prostu wyciągnie wtedy wnioski i będzie starał się dalej budować ten niezwykle interesujący projekt. A biorąc pod uwagę z jednej strony zasoby właściciela klubu, a z drugiej jego podejście, można wysnuć hipotezę, że ta historia zakończy się lepiej niż inwestycje Józefa Wojciechowskiego w Polonię Warszawa czy brazylijskie eksperymenty Antoniego Ptaka w Pogoni Szczecin.
- Długofalowo mamy bardzo duże ambicje. Chcielibyśmy spełniać marzenia kibiców i wszystkich pracowników Motoru, a te sięgają naprawdę daleko. Na pewno myślimy o europejskich pucharach i walce o czołowe lokaty w lidze w przyszłości. Chcemy być klubem, który będzie rywalizować o najwyższe cele. Pytanie tylko, kiedy to się zadzieje i czy będzie to kwestia już tego sezonu, czy może raczej melodia przyszłości i perspektywa kilku kolejnych lat. Wierzymy, że obrane przez nas metody będą skuteczne i będziemy mogli już niedługo cieszyć się z takich naprawdę wielkich sukcesów sportowych - podsumowuje Szprendałowicz.

Przeczytaj również