W Manchesterze United wciąż ten sam problem. Nowy priorytet transferowy? "Tu aż prosi się o wzmocnienie"

Manchester United Erika ten Haga wygląda coraz lepiej. Na Old Trafford mają jednak ważną, transferową potrzebę do zrealizowania: kupno nowego napastnika.
Manchester United w ostatnich tygodniach charakteryzuje jedno: nieskuteczność. Choć "Czerwone Diabły" wskoczyły na wysokie obroty i zaczęły regularnie wygrywać, trudno nie zwrócić uwagi na dużą liczbę marnowanych przez nie dogodnych okazji strzeleckich. To jednak nie powinno dziwić, patrząc na sytuację kadrową zespołu z Old Trafford.
Pewniak w linii ataku to Marcus Rashford, który nie jest i pewnie nigdy nie będzie klasycznym napastnikiem. Anthony Martial leczy drugi uraz w tym sezonie, Cristiano Ronaldo mimo powrotu do składu skierował się chyba do drzwi wyjściowych z klubu, a o Masonie Greenwoodzie nie ma nawet co rozmawiać. Tym samym trudno Manchesterowi znaleźć pewne źródło bramek. Erika ten Haga może więc trapić poważny problem.
Dużo szans, słaba skuteczność
W czterech meczach - z Omonią Nikozja, a także ligowych starciach z Newcastle, Tottenhamem i Chelsea, Manchester United oddał łącznie 102 strzały. Przyniosły one zaledwie cztery bramki. Przy okazji zespół z Old Trafford zmarnował wszystkie 12 stworzonych dogodnych szans strzeleckich. Ostatnie tygodnie, mimo generalnie dobrych wyników, mogły przypomnieć kibicom pojawiający się co jakiś czas problem braku skuteczności.
Układanka Ten Haga ewidentnie zaczęła się docierać. United potrafią już zdominować rywala, przycisnąć go pressingiem i odpowiednio operować futbolówką. Pokazują to coraz częściej i choć z pewnością zdarzą im się jeszcze słabsze występy, efekty pracy Holendra stają się coraz bardziej wyraźne. Piłkarzom jest coraz łatwiej o stwarzanie szans, lecz wykańczanie ich kuleje.
Dość powiedzieć, że bramkami kończy się 9% ligowych uderzeń “Czerwonych Diabłów”, co przed 14. kolejką gier stanowiło najgorszy wynik ze wszystkich zespołów tzw. “Big Six”. Jeśli chodzi o skuteczność celnych uderzeń, mowa o 25% - 14. rezultacie w Premier League, zdecydowanie gorszym od pozostałych przedstawicieli “Wielkiej Szóstki”, osiągającymi minimum 30%.
Wprawdzie Sheriff Tiraspol udało się ograć 3:0, ale wcześniej, z Omonią, pomimo oblężenia, udało się przepchnąć wygraną 1:0 dopiero w doliczonym czasie gry. Z Newcastle skończyło się remisem, ale w samej końcówce podopieczni Ten Haga nie wykorzystali dwóch świetnych okazji. Z Tottenhamem również, mimo zwycięstwa 2:0, “Czerwone Diabły” miały ogromne problemy z pokonaniem Hugo Llorisa. I chociaż można również rozpływać się nad kosmicznym występem stojącego między słupkami Cypryjczyków Francisa Uzoho, to należy zwrócić uwagę na niepokojące znaki, dotyczące ataku 20-krotnych mistrzów Anglii.
Ich holenderski trener zapewniał, że nie martwi go, że nie ma w klubie wiodącego snajpera. Jest w pełni usatysfakcjonowany zagrożeniem w ofensywie rozkładającym się porównywalnie między kilku graczy, lecz z zewnątrz można odnieść trochę inne wrażenie. Na Old Trafford brakuje zawodnika, który wziąłby na swoje barki ciężar strzelania większości bramek. A na razie trudno znaleźć kogoś, kto udźwignąłby tę rolę przez dłuższy czas.
Napastnik, który nie jest napastnikiem
Erik ten Hag nie ma prawa mówić o komforcie wyboru. Cristiano Ronaldo wprawdzie wrócił do składu, strzelił nawet gola Sheriffowi, ale jasnym jest, że jego czas w Teatrze Marzeń dobiega końca. W pozostanie CR7 w Manchesterze po zakończeniu rozgrywek nie wierzą już chyba nawet jego najwięksi wielbiciele. Tematem zamkniętym wydaje się też być Mason Greenwood. Anglik z uwagi na trwającą sprawę karną i bardzo poważne oskarżenia najprawdopodobniej już nigdy nie zagra w koszulce “Czerwonych Diabłów”. Pozostaje zatem tylko dwóch kandydatów do gry w linii ataku.
Pierwszy z nich, Anthony Martial, to faworyt Ten Haga. Francuz zaliczył bardzo udany okres przygotowawczy, występując na szpicy. Złapał jednak kontuzję, przez którą stracił start rozgrywek. Po powrocie na murawę szybko wypadł z gry kolejny raz. W efekcie w obecnym sezonie spędził na murawie tylko 134 minuty w czterech spotkaniach. W tym mocno ograniczonym czasie zaliczył udział przy aż pięciu trafieniach. Jego problemy zdrowotne sprawiają jednak, że Holender musi korzystać z usług Marcusa Rashforda.
Anglik występował na tej pozycji już u kilku menedżerów Manchesteru United. I o ile zaliczył kilka naprawdę niezłych tygodni, strzelając Liverpoolowi i pakując dwukrotnie piłkę do siatki Arsenalu, o tyle od pewnego czasu pokazuje to, z czym można kojarzyć go od dawna - brak skuteczności, korespondujący z problemami zespołu. Prawda jest bowiem taka, że Rashford to nie jest nominalny napastnik.
Na nim nie oprzesz ofensywy
Oglądając spotkanie z Omonią na Old Trafford, kibice United mogli pomyśleć sobie: “o nie, znów się zaczyna”. Przeciwko Cypryjczykom oglądaliśmy bowiem Rashforda, jakiego widzieliśmy już wiele razy. Nieskutecznego, próbującego strzelać często, ale bez skutku. Mylącego się przy prostych okazjach, kopiącego w nich prosto w bramkarza. Zaś w sytuacjach wymagających brakowało mu centymetrów do gola - czy to minimalnie chybiał, czy golkiper interweniował końcami palców. Fani mogli odetchnąć, gdy Anglik wreszcie trafił, z Sheriffem, lecz pewne rzeczy się nie zmienią.
Właśnie to go bowiem charakteryzuje. Gdy sytuacja wygląda na prostą, Rashford często zawodzi, gdy za to musi zrobić coś wielkiego, idzie mu zdecydowanie lepiej. Problem w tym, że często łapie okresy, gdy kompletnie się blokuje. W ostatnim czasie oglądamy tego piłkarza, który od 13 maja 2021 roku do 22 sierpnia 2022 roku strzelił tylko jednego gola w 23 meczach rozpoczynanych w podstawowym składzie (żadnego w spotkaniach ligowych od pierwszej minuty).
Przeciwko Cypryjczykom Rashford oddał aż dziesięć strzałów, wykręcił wynik expected goals na poziomie 1,72. Potem, z Newcastle, wszedł z ławki i w samej końcówce nie trafił w światło bramki, gdy na głowę spadła mu piłka meczowa. Tottenham? Gdy stanął przed Hugo Llorisem przy wyniku 0:0, uderzył prosto w niego. Z Chelsea w podobnej sytuacji zachował się tak samo, dodatkowo raz zmierzył się sam na sam z Kepą, a ten dobrze skrócił kąt i również go zatrzymał. Portal “FotMob” wyliczył mu osiem zmarnowanych dogodnych szans w ciągu ostatnich czterech spotkań, zanim znalazł sposób na golkipera Sheriffa.
Krótko po zwolnieniu z Manchesteru United mówił o tym Jose Mourinho. Zwracał uwagę, że Marcus Rashford nie będzie nigdy nominalnym napastnikiem, że jest lepszy, gdy gra jako szeroko ustawiony zawodnik ofensywny. Wykazuje cechy charakterystyczne właśnie dla “schodzących napastników”.
W meczu z Newcastle reprezentant Anglii pokazał również brak bardzo ważnego elementu typowego dla “dziewiątki” - pazerności na bramki. Pod koniec regulaminowego czasu gry dostał prostopadłe podanie za linię obrony, minął Nicka Pope'a, lecz nie strzelał z ostrego kąta, tylko poszukał lepiej ustawionego Freda. Brazylijczyk, niestety, chybił. Nie można zaprzeczyć, że 24-latek zachował się dobrze, lecz w analogicznej sytuacji napastnik z krwi i kości bez zastanowienia szukałby finalizacji akcji samemu. No ale właśnie - Anglik takim nie jest i nie zmienią tego gole przeciwko Liverpoolowi czy Arsenalowi.
Kandydat idealny
Erik ten Hag lubi silnych napastników, dobrze czujących się, gdy są plecami do bramki, wprowadzających partnerów do gry i stanowiących "punkt orientacyjny" w polu karnym. Takim był w jego Ajaksie Sebastien Haller. Najbardziej podobny do niego gracz dostępny na Old Trafford to Martial, dobrze odnajdujący się w grze kombinacyjnej. Dlatego też Holender ustawiał go tak podczas przedsezonowego tournee, a gdy korzystał z niego w trakcie meczów o stawkę, drużyna łapała pozytywne "flow" - nawet jeśli mowa o bardzo ograniczonym wymiarze czasowym.
Rashford to raczej tylko rozwiązanie tymczasowe, docelowo pewnie będzie miał występować na lewym skrzydle. Z drugiej strony Martial ma tendencję do łapania urazów. Tutaj pojawia się więc kolejny problem, bo przydałby się ktoś, kto mógłby regularnie odgrywać tę ważną rolę w systemie Ten Haga.
Letni transfer Casemiro załatał chyba największą dziurę: tę na pozycji defensywnego pomocnika. Teraz coraz bardziej palącą potrzebą staje się prawdziwy napastnik. Tu aż prosi się o transfer, o wzmocnienie. I choć to pewnie strefa marzeń, w Premier League mają piłkarza, który powinien dobrze wpisać się w ulubiony model Ten Haga. Mowa oczywiście o Harrym Kane'ie, coraz częściej określanym mianem piłkarza na pozycji "9,5". Skutecznego aż do bólu, królującego w polu karnym, ale i umiejącego kreować sytuację dla dynamicznych skrzydłowych. Zawodnik tego typu w ataku 20-krotnych mistrzów Anglii wprowadziłby zespół na jeszcze wyższy poziom. Potrafiłby wziąć odpowiedzialność na własne barki, porwać drużynę w kluczowych momentach. Kogoś takiego właśnie brakuje.
Wyciągnięcie go z Tottenhamu będzie oczywiście stanowić ogromne wyzwanie. Bardziej prawdopodobny wydaje się zakup Goncalo Ramosa z Benfiki lub Cody'ego Gakpo z PSV. Wzmocnienie ofensywy zdaje się jednak być koniecznością. Przy obecnej kadrze i sytuacji wewnątrz klubu to właśnie tutaj potrzeba najwięcej dodatkowej jakości w podstawowej jedenastce. I chyba każdy kibic United liczy na to, że zarząd okaże nowemu trenerowi konieczne wsparcie. Pierwsze efekty jego pracy już są widoczne. Teraz pora pomóc mu wypracować kolejne.