W Legii Warszawa napastnik potrzebny od zaraz. Jakiego snajpera powinni sprowadzić wicemistrzowie Ekstraklasy?
Ligowy sezon na polskich boiskach ruszył już kilka tygodni temu, eliminacje Ligi Europy wchodzą w decydującą fazę, a okienko transferowe powoli się zamyka. Mimo uciekającego czasu w Legii Warszawa wciąż nierozwiązany pozostaje problem braku idealnego napastnika. A bez „dziewiątki" z prawdziwego zdarzenia szanse stołecznej ekipy na odzyskanie prymu na krajowym podwórku nie są zbyt duże.
Przed startem sezonu wydawało się, że pozycja środkowego napastnika nie powinna spędzać snu z powiek Aleksandara Vukovica. Ostatnie tygodnie jednak dobitnie pokazały, że to właśnie centralny sektor linii ofensywnej jest jednym z głównych problemów warszawskiej ekipy.
Legia w aż 3 meczach kwalifikacyjnych nie zdołała znaleźć drogi do siatki rywali, a umówmy się, że w spotkaniach z FC Europą, KuPSem i Atromitosem minimum jeden gol powinien być priorytetem. W dodatku średnia gra w eliminacjach Ligi Europy nie była w ogóle rekompensowana w ligowych spotkaniach.
W czterech dotychczasowych spotkaniach Ekstraklasy Legia zdobyła...4 bramki. W takim stylu nie da się odzyskać ligowej palmy pierwszeństwa. Szczególnie, że nawet te 4 trafienia nie były dowodem na umiejętności któregokolwiek ze snajperów Legii. Jednego gola ma na swoim koncie Sandro Kulenović, ale pozostałe trafienia to dzieła Gwilii (po wyrzucie z autu) i Vesovica po rzucie rożnym. Warszawskiej ekipie na gwałt potrzebne są bramki z gry w wykonaniu napastników, ale problem w tym, że w kadrze Vukovica brakuje kilera przez duże „K". Jest tylko Kulenović.
Kulenović skreślony przez kibiców, Carlitos przez trenera
Chorwat jest swego rodzaju fenomenem, ponieważ rzadko, a raczej nigdy nie dochodzi do sytuacji, w której nastoletni zawodnik tak szybko potrafi wywołać wśród fanów nienawiść. Przy Łazienkowskiej wielu kibiców Legii postawiło już na nim krzyżyk.
Z jednej strony frustracja kibiców nie może dziwić, ponieważ Kulenovicowi ewidentnie nie wyszedł początek rozgrywek, jednak osobiście nigdy nie zrozumiem gwizdania na własnego zawodnika. Oczywiście, że bilans 2 bramek w 9 meczach nie jest powodem do dumy, aczkolwiek taki sposób okazywania niezadowolenia może tylko zaszkodzić młodemu zawodnikowi.
Warto pamiętać, że Kulenović ma dopiero 19 (!) lat. W tym wieku problemy z regularnością nie są żadną anomalią. Chorwat zawodzi pod względem skuteczności, ale nie można powiedzieć, że jest on całkowicie nieprzydatny drużynie. Kulenović mimo dołka formy potrafi zaprezentować to, co umie najlepiej, czyli urwanie się z defensorem na plecach i odegranie do wbiegającego partnera.
Pracowitość Kulenovica nie objawia się tylko w tej jednej akcji. Wg InStat Index w meczu z Zagłębiem 19-latek rozwinął największą prędkość (33,5 km/h) spośród zawodników Legii oraz zajął drugie miejsce w kategorii sprintów i trzecie w liczbie szybkich biegów. Kulenovicowi można odmówić zmysłu strzeleckiego, ale nie pracowitości i zaangażowania.
Ze względu na swój styl gry Kulenovic może mieć problemy z odnalezieniem się w schematach Legii, ponieważ Chorwat nie jest zawodnikiem, który powinien być osamotnioną „dziewiątką". Sandro potrafi bardzo dobrze przytrzymać defensora, zagrać na ścianę, ale w Legii brakuje kogoś, kto wykorzystałby przestrzenie przez niego tworzone.
Gwilia, mimo że ma już na swoim koncie jedną bramkę w tym sezonie, nie jest typem pomocnika, który nękałby obrońców dynamicznymi wejściami z drugiej linii. Remedium na kłopoty Legii w linii ofensywnej można by szukać testując innych napastników, ale Vuković niezbyt chętnie podchodzi do opcji posadzenia Kulenovica.
Jose Kante został niemal całkiem skreślony, Jarosław Niezgoda musi odbudować formę po długotrwałej pauzie związanej z problemami kardiologicznymi, a Carlitos zdecydowanie nie jest ulubieńcem serbskiego szkoleniowca.
Nie wiemy czy odsunięcie go od pierwszego składu ma podłoże sportowe (2 bramki w 7 meczach) czy też Hiszpan podpadł Vukovicowi swoim zachowaniem poza boiskiem. Nie zmienia to jednak faktu, że raczej ten duet już nie znajdzie wspólnego języka, zatem ekipa wicemistrza Polski powinna pilnie ruszyć na zakupy. Wszak ostatnie lata pokazują, że silna Legia, to Legia z klasowym środkowym napastnikiem.
Doświadczeni strzelcy albo gwiazdy z zagranicy
W ostatnich kilkunastu latach przez drużynę Legii przewinęło się multum napastników. W oparciu o dane tylko z ostatniej dekady łatwo ukształtować profil snajpera idealnego dla drużyny Legii. Kluczem do sukcesu jest albo pozyskanie rodzimego „emeryta", który przy Łazienkowskiej przeżyje drugą młodość, albo sięgnięcie po zagraniczne talenty. Szkopuł w tym, że wybór napastnika spoza Polski to zwykle loteria.
Legia znakomicie wyszła np. na transferze Takesure'a Chinyamy, który w debiutanckim sezonie w Ekstraklasie sięgnął po koronę króla strzelców. Zawodnik pochodzący z Zimbabwe imponował skutecznością oraz znakomitym przygotowaniem fizycznym. Połączenie szybkości i siły od razu przełożyło się na okazałą liczbę bramek.
Chinyama okazał się strzałem w „dziewiątkę", jednak kolejne transfery środkowych napastników już nie były tak udane. Ogromnym zawodem był choćby południowoamerykański zaciąg w postaci Ismaila Blanco i Bruno Mezengi. Argentyńsko-brazylijski duet miał w teorii imponować wyszkoleniem technicznym, ale obaj panowie zawiedli, zdobywając łącznie zaledwie 5 bramek.
Fiaskiem można także nazwać próbę zdominowania rodzimego rynku napastników przez Legię. Ponad dekadę temu do stołecznej ekipy trafili Bartłomiej Grzelak i Adrian Paluchowski. Jeden w ciągu czterech sezonów zdobył 17 bramek, a drugi w 2 lata uzbierał na swoim koncie skromne 5 trafień. Młodzi napastnicy nie zyskali splendoru na warszawskich boiskach.
O wiele lepiej w koszulce „Legionistów" spisywali się zawodnicy, którzy przy Łazienkowskiej powinni już tylko odcinać kupony. Jednak w Ekstraklasie napastnicy, niczym wino, dojrzewają z wiekiem. Od lat na polskich boiskach rządzą gracze 30+ którzy mimo braków motorycznych wykorzystują umiejętność ustawiania się, strzału z dystansu. Najlepszym przykładem jest tu Danijel Ljuboja, który trafił do Warszawy w wieku 33 lat. Nie przeszkodziło mu to zostać jedną z gwiazd naszej ligi.
Poza Serbem drugą młodość w Legii przeżywał także choćby Marek Saganowski, który w teorii miał już się przygotowywać do piłkarskiej emerytury, ale postanowił pożegnać się w pięknym stylu. I tak oto 34-letni Saganowski zdobył 20 bramek w sezonie, z czego 10 w Ekstraklasie dokładając ogromną cegiełkę do dubletu Legii w sezonie 2012/13.
Patrząc na poprzednie lata w wykonaniu Legii oraz ogólny trend w Ekstraklasie łatwo zauważyć, że w Polsce im napastnik starszy, tym lepszy. Historie Saganowskiego i Ljuboji to jedno, ale choćby w poprzednim sezonie średnia wieku pięciu najlepszych strzelców naszej ligi wynosiła 32,4 lata.
W sile wieku
Legia powinna zatem porozglądać się za solidnym, może już nieco leciwym zawodnikiem, który w Polsce mógłby po raz ostatni dać popis swoich umiejętności. Niezwykle ciekawie prezentują się przede wszystkim opcje wolnych graczy, których można by podpisać za darmo. Do wzięcia jest naprawdę kilka ciekawych opcji.
Bez klubu pozostaje choćby dobrze nam znany z występów w Górniku Zabrze Prejuce Nakoulma. Reprezentant Burkiny Faso ma już na karku 32 lata, jednak w ostatnich sezonach nadal pokazywał klasę i to nawet w Ligue 1. Nakoulma mimo wieku potrafi urwać się obrońcy na kilku pierwszych metrach.
Pod względem umiejętności gry kombinacyjnej "Prezes" nie ustępuje żadnemu z napastników Legii, ale na pewno przerasta takiego Kulenovica w zakresie skuteczności. Lata lecą, ale Nakoulma nie traci zmysłu strzeleckiego.
Innym interesującym zawodnikiem, który czeka na oferty jest Seydou Doumbia. Iworyjczyk również nie może się wstydzić swojego dotychczasowego dorobku strzeleckiego. W Legii jego bilans mógłby zostać tylko poprawiony.
W ostatnim sezonie Doumbia reprezentował barwy Girony, jednak tam niepodważalne miejsce w składzie miał Stuani. Iworyjczyk, mimo ograniczonej liczby minut, zdobywał bramki w starciach z Atletico, Betisem czy Espanyolem, zatem można śmiało zakładać, że pokonanie golkiperów Rakowa, Pogoni czy Wisły nie powinno być dla niego większym problemem.
Innym ciekawym snajperem do wzięcia jest 30-letni rodak Doumbii - Wilfried Bony. Mimo ciekawego CV, w którym na pierwszy plan wysuwa się epizod w Manchesterze City, Iworyjczyk nadal nie skusił żadnego pracodawcy. Może usługami byłego już napastnika Swansea powinna się zainteresować właśnie ekipa warszawiaków? Bony w swojej karierze zdobywał prawie 50 bramek w Eredivisie, ponad 30 trafień uzbierał w Premier League. Nawet w ostatnim sezonie Iworyjczyk w ciągu ledwo ponad 700 minut uzbierał 6 trafień. Legia potrzebuje tak regularnego egzekutora.
Jeśli już mowa o snajperach z prawdziwego zdarzenia, którzy poszukują klubów, nie sposób napomknąć o żywej legendzie północnoirlandzkiej piłki - Kyle'a Lafferty'ego. 31-latek w ubiegłym sezonie występował w barwach Glasgow Rangers, jednak nie potrafił przekonać do swojej osoby Stevena Gerrarda.
Legia mogłaby skorzystać na niechęci Anglika do Lafferty'ego, który zapewne pragnąłby się odwdzięczyć już w meczu eliminacyjnym. 31-latek jest gwarantem bramek (20 zdobył tylko w meczach reprezentacyjnych), jednak problemem mogłaby być jego charakterystyka. O ile Bony, mimo solidnych warunków fizycznych, jest dosyć mobilnym napastnikiem, tak Lafferty to klasyczna „dziewiątka", która jedynie wykańcza akcje. Gdyby Irlandczyk ostatecznie trafił na Łazienkowska Vuković prawdopodobnie musiałby zmieścić w składzie Kulenovica, który pracowałby wokół Lafferty'ego.
Perełki z rodzimego rynku
Legia powinna także porozglądać się za napastnikami, którzy już występują w Polsce. O ile ściągnięcie doświadczonego Robaka ze względu na jego przeszłość w Lechu jest niemożliwa, tak warszawiacy mogliby poczynić pewne zakusy w stronę Roberta Picha. 30-letni Słowak ostatnimi czasy bryluje na naszych boiskach, dzięki czemu Śląsk jest teraz w czubie tabeli.
We Wrocławiu współpraca Roberta, wcześniej z Marcinem Robakiem, a teraz na linii Pich-Exposito wygląda wzorowo. Słowak doskonale odnajduje się w grze kombinacyjnej z rosłymi napastnikami, zatem mógłby wykorzystać wszelkie atuty Sandro Kulenovica, któremu ewidentnie brakuje partnera do szybkich klepek, stojąc tyłem do bramki.
Drugim zawodnikiem, który z miejsca odmieniłby ofensywę Legii mógłby być Piotr Parzyszek. I zanim ktoś napisze, że to transfer z kategorii science-fiction, ponieważ Piast nie sprzeda swojego filaru do ligowego rywala, chciałbym zauważyć, że pozyskanie Carlitosa, Hamalainena i Novikovasa też wydawało się nierealne. A jednak Legia tego dokonała i teraz znów powinna pokazać dominację na rodzimym rynku, jeśli chce odzyskać mistrzostwo.
Wszak Parzyszek wydaje się być wręcz skrojony pod wymagania Vukovica, który oczekuje od napastnika pracowitości i umiejętności gry w linii z obrońcami. Snajper Piasta, mimo okazałej sylwetki, umie wykorzystać przestrzeń między stoperami.
Dodatkowym atutem napastnika Piasta jest gra poza „szesnastką". Parzyszek dysponuje znakomitym strzałem z dystansu, dzięki czemu potencjalny wachlarz ofensywnych rozwiązań Legii mógłby się znacznie poszerzyć.
To samo tyczy się kolejnego napastnika z naszego podwórka – Artura Sobiecha. Zawodnik Lechii nie jest może najmłodszy (29 lat), jednak Ekstraklasa już niejeden raz udowadniała, że nawet 30-letni zawodnicy mogą dopiero wchodzić w swój „prime". Sobiech już w tym sezonie udowodnił, że znajduje się w dobrej dyspozycji.
Problemem, który napotkałaby Legia przy ewentualnej próbie ściągnięcia Sobiecha jest z pewnością niechęć Lechii do pozbywania się kolejnego napastnika. W obliczu kontuzji Araka i ewentualnego transferu 29-latka, gdańszczanie zostaliby tylko z Flavio Paixao i 17-letnim Mateuszem Żukowskim.
Jeśli „Lechiści” postawiliby weto, Legia powinna porozglądać się za nowym napastnikiem w 1. Lidze, gdzie okazji również nie brakuje. Wystarczy wspomnieć o napastniku Bruk-Betu – Vladislavsie Gutkovskisie. Łotysz znakomicie wszedł w sezon (2 bramki w 3 spotkaniach), ma doświadczenie na poziomie Ekstraklasy (11 bramek na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce) i przede wszystkim pasuje umiejętnościami do taktyki Vukovica.
Gutkovskis mierzy 187 cm, co niezwykle pomaga mu w starciach powietrznych, ale Łotysz dobrze czuje się także z piłką przy nodze lub balansując na granicy spalonego. 24-latek jest taką ulepszoną wersją Sandro Kulenovica, zatem mógłby osiągnąć naprawdę wiele przy Łazienkowskiej.
Ostatni dzwonek
Zamknięcie okna transferowego zbliża się wielkimi krokami, zatem Dariusz Mioduski powinien zintensyfikować działania w kwestii wzmocnienia pozycji numer 9. Bez nowego snajpera szanse Legii na sukces w Ekstraklasie będą niezbyt duże. O jakichkolwiek możliwościach podboju Ligi Europy nawet nie wspomnę.
Niestety zrezygnowanie z Carlitosa sprawia, że kołdra, którą dysponuje Vuković stała się zbyt krótka i odkrywa zbyt wiele mankamentów. Kulenović posiada oczywiście wiele atutów, ale już widać, że nie jest to gracz, który udźwignie presję związaną z byciem klubowym bombardierem.
Pozyskiwanie kolejnego niezwykle młodego perspektywicznego gracza również mija się z celem. Pamiętajmy, że w kadrze Legii wciąż jest Jarosław Niezgoda, który choćby w sezonie 2017/18 zanotował 13 trafień w lidze.
Legia powinna zatem albo zagiąć parol na doświadczonego zawodnika z pokaźnym CV pokroju Doumbii, Lafferty'ego czy Nakoulmy albo spróbować przekonać ligowych rywali do sprzedaży swoich kluczowych graczy. W przeciwnym razie przyszłość warszawiaków nie będzie się rysować w zbyt jasnych barwach.
Poleganie przez cały sezon na napastniku, który już w sierpniu zdążył zirytować większość kibiców jest ruchem równie ryzykownym, co po prostu głupim. Nowa „dziewiątka" jest potrzebna Legii właściwie na wczoraj, aby zwiększyć szanse na lepsze jutro.
Mateusz Jankowski