W Księstwie czas stoi w miejscu. Wystartował nowy sezon Ligue 1, a AS Monaco po staremu ląduje na dnie
Dla kibiców klubu z Księstwa ubiegły rok stanowił pasmo rozczarowań. Drużyna, teoretycznie będąca największym rywalem broniącego mistrzostwa PSG, wyglądała jak cień samej siebie. Władze Monaco zaklinały się, że wyciągnęły wnioski z tej upokarzającej kampanii. Mimo to podopieczni Leonardo Jardima serwują fanom i właścicielom powtórkę z rozrywki, fatalnie wchodząc w nowy sezon ligi francuskiej.
W ostatni weekend Metz objęło prowadzenie już w 11. minucie. Piłka trafiła w rękę Kamila Glika, a podyktowaną przez sędziego "jedenastkę" na gola zamienił Habib Diallo. Po dalszych kilkunastu minutach sytuacja Monaco skomplikowała się jeszcze bardziej, ponieważ czerwoną kartką został ukarany prawy obrońca Ruben Aguilar. Rywale bezlitośnie wykorzystali grę w przewadze, w drugiej odsłonie meczu strzelając kolejne dwa gole: najpierw z dubletu cieszył się Diallo, wynik na 3:0 ustalił Renaud Cohade.
Aż chce się wykrzyknąć: “Déjà vu!”. Dwa spotkania, dwie porażki, stosunek bramek 0:6, ostatnie miejsce w tabeli - tak przedstawia się bilans klubu po drugiej kolejce Ligue 1. Niby mamy nowy sezon, ale “Les Monégasques” grają po staremu. Wszak wicemistrz Francji sprzed zaledwie dwóch sezonów w ubiegłych rozgrywkach cały czas walczył o utrzymanie się w lidze.
Mądry Rybołowlew po szkodzie?
Od sezonu 2013/14 aż do katastrofalnego sezonu 2018/19 drużyna z księstwa non stop utrzymywała się w pierwszej trójce ligi. I odkąd klub przejął rosyjski miliarder Dmitrij Rybołowlew, to właśnie walka o najwyższe laury stanowiła każdorazowo cel stawiany przed piłkarzami i sztabem szkoleniowym.
Ubiegły rok stanowił aberrację, odchylenie od normy, coś jak awans polskiej drużyny do Ligi Mistrzów. Decydenci zaklinali się, że odrobili lekcję po tamtym horrorze. Mimo to Monaco w kiepskim stylu przegrało drugi mecz z rzędu, nawiązując tym samym do ostatnich miesięcy pełnych rozczarowań i goryczy, nie do niewiele odleglejszych chwil triumfu. Co więc, do diaska, dzieje się z tą drużyną?!
Żongler Jardim
Najpierw spójrzmy nieco bliżej na sezon, który sympatycy klubu najchętniej wymazaliby ze swojej pamięci. Świeżo upieczony wicemistrz teoretycznie znajdował się w idealnym położeniu do walki z PSG o kolejny czempionat. Dlaczego zamiast wyścigu o tytuł brał udział w zażartej batalii o utrzymanie? Wskazano kilka przyczyn takiego stanu rzeczy, z których kluczowe okazały się: nietrafione transfery, zwolnienie Leonardo Jardima, zatrudnienie Thierry’ego Henry’ego oraz plaga kontuzji.
Dla wielu tamto letnie mercato było kwintesencją nieporadności i błędów w filozofii budowania drużyny, przyjętej przez Rybołowlewa i jego ludzi. Istotnie, wśród sprowadzonych wówczas zawodników roiło się od transferowych niewypałów.
Nowe twarze oraz problemy zdrowotne piłkarzy od samego początku mocno utrudniały pracę trenerowi. Portugalczyk aż do momentu zwolnienia, czyli do 9. kolejki, kombinował z taktyką i nazwiskami w wyjściowej jedenastce. W tym czasie Monaco próbowało gry w aż 5 różnych ustawieniach, a na boiskach Ligue 1 w barwach “Les Rouge et Blanc” zameldowało się, bagatela, 27 piłkarzy!
Neville, przybij piątkę!
Gdy Jardim żegnał się z posadą, Monaco zajmowało 18. miejsce w tabeli. Zamiast stabilizacji drużynie zaaplikowano terapię szokową. Na Stadion Ludwika II z misją ratunkową przybył bowiem żółtodziób z wielkim ego, wychowanek, niegdyś wybitny napastnik, później wygadany ekspert telewizyjny i początkujący szkoleniowiec - Thierry Henry. I nie ma co owijać w bawełnę: Francuz został drugim spektakularnym dowodem na to (po Garym Neville'u), że studio telewizyjne a szatnia to dwa różne światy.
Henry fatalnie współpracował z piłkarzami, doprowadzając między innymi do konfliktu ze starszyzną. Po ledwie 3 miesiącach (ale aż kilkunastu straconych kolejkach) włodarze zakończyli ten eksperyment, zwalniając legendę “Kanonierów” i ponownie powierzając stery ekipy... Jardimowi. Portugalczyk doprowadził Monaco do końca rozgrywek; bez fajerwerków, z zadaniem uniknięcia relegacji - co się ostatecznie udało.
W poszukiwaniu złotego środka
Wspomniałem już, że władze “Czerwono-Białych” zadeklarowały wyciągnięcie wniosków z minionych zmagań. W jaki sposób słowa zamieniono w czyn? Po pierwsze zreorganizowano pion sportowy i medyczny klubu. Na Stadionie Ludwika II nie ma już dotychczasowego dyrektora sportowego, Michaela Emenalo.
W księstwie marzą o powrocie na to stanowisko Luisa Camposa, jednego z architektów mistrzostwa Monaco w sezonie 2016/17, obecnie robiącego kawał dobrej roboty w Lille. Czy to się uda? Zobaczymy. Zatrudniono także nowego szefa sztabu medycznego. Został nim dr Lluis Til-Pérez, wcześniej pełniący tę samą funkcję w Benfice.
Po drugie - na rynku transferowym działa się teraz z większą rozwagą. Ubiegłoroczne zakupy w ich głównej odsłonie to był zalew przeciętniactwa i młodzieży, a w zimowym epilogu maniakalne podnoszenie średniej wieku zespołu (Naldo, Fabregas i spółka).
W ostatnich tygodniach pozbyto się, głównie przez wypożyczenia, sporej części tego felernego zaciągu. Ponadto wykupiono Gelsona Martinsa, sprowadzono solidnego bramkarza Benjamina Lacomte’a i doświadczonego obrońcę Rubena Aguilara, a za 40 milionów euro ściągnięto Jardimowi napastnika o uznanej marce - Wissama Ben Yeddera.
Jeszcze nie jest idealnie, bo drużynie brakuje zorientowanych defensywnie pomocników, ale spekuluje się, że do Monaco mają dołączyć Tiemue Bakayoko i Mario Lemina. I to wiąże się z trzecią zmianą - Leonardo Jardim otrzymał od zarządu duży kredyt zaufania. Coach powtarza jak mantrę, że zdolna młodzież potrzebuje oparcia w dojrzałych zawodnikach.
Portugalczyk w związku z tym nie ukrywa, że czeka na następne wzmocnienia. W dalszym ciągu naciska na transfery piłkarzy ofensywnych (gdy piszę te słowa, dogrywane jest wypożyczenie Slimaniego), wspomina również o brakach w pomocy i obronie. Jak widać władze klubu z Księstwa starają się wychodzić naprzeciw oczekiwaniom trenera. To dobrze, że najważniejsi na Stade Louis II mówią jednym głosem.
Wejścia smoka nie przewidziano
Póki co efekty wprowadzonych zmian są jednak, jakie są. Dwie porażki, 5 zmian w wyjściowym składzie pomiędzy inauguracyjnym meczem z Lyonem a spotkaniem z Metz, ostatnie miejsce w tabeli. Momentalnie odżyły stare lęki. Na stronie internetowej “France Football” pojawiła się ankieta zatytułowana “Czy Monaco powinno rozstać się z Leonardo Jardimem?”. Oddano w niej ponad 5500 głosów, 53% z nich było za pozostawieniem szkoleniowca na stanowisku.
Co ciekawe Portugalczyk spodziewał się ciężkiego startu. Bo to, że trwa transferowy ruch w obie strony, to jedno. Ale w opinii trenera kłopot stanowił też na przykład Puchar Narodów Afryki, który negatywnie wpłynął na stopień przygotowania do sezonu takich piłkarzy jak Onyekuru czy Balde. Dodatkowo Ben Yedder nie trenował przez kilka dni poprzedzających transfer i gdyby nie kontuzja Falcao, to właśnie Kolumbijczyk znalazłby się w składzie na Metz.
Remedium? Praca, praca, praca
Czy jest więc się czym przejmować? Oczywiście. Dwie porażki z rzędu na “dzień dobry” nie są wymarzonym scenariuszem dla żadnego szkoleniowca. Zwłaszcza gdy przegrywa się trochę na własne życzenie. Nie zapominajmy bowiem, że na wynik obydwu przywoływanych spotkań duży wpływ miały czerwone kartki, jakie otrzymali Fabregas (z Lyonem, w 30 minucie przy stanie 0:1) i Aguilar (z Metz, w 34 minucie, też przy stanie 0:1). Taki start zawsze grozi osłabieniem pewności siebie i destrukcyjnym nakręcaniem spirali negatywnych emocji.
Jednak Jardim nie panikuje. Na większość bolączek Monaco ma jedną odpowiedź: jest nią praca. Nie tracić pewności siebie, wzmocnić newralgiczne pozycje, nieustannie pracować nad rozwojem i formą podopiecznych, szczególnie tych nie w pełni przygotowanych fizycznie do sezonu - oto jego plan na najbliższe tygodnie.
Na co stać Monaco pod wodzą Portugalczyka dowiemy się więc za jakiś czas - gdy kadra się wykrystalizuje i okrzepnie, gdy wszyscy wdrożą się w reżim treningowy i osiągną najwyższą formę fizyczną, gdy piłkarze przestaną co mecz łapać głupie czerwone kartki.
“Les Monégasques” są wciąż na etapie wieszania żagli, nie łapania w nie wiatru. W Księstwie zdają sobie z tego sprawę i nie widzą na horyzoncie żadnej nadciągającej burzy - przynajmniej na razie. Spokojna odbudowa - oto, na czym im zależy.
Łukasz Jakubowski