W I lidze żegnają legendę. Zagra w oficjalnym meczu! Może pobić historyczny rekord

W I lidze żegnają legendę. Zagra w oficjalnym meczu! Może pobić historyczny rekord
Pawel Andrachiewicz / pressfocus
Mateusz - Hawrot
Mateusz Hawrot24 Nov · 08:00
To będzie wyjątkowe pożegnanie klubowej legendy. Najlepszy strzelec w historii Arki Gdynia, Marcus da Silva, zagra w niedzielę po raz ostatni w barwach pierwszej drużyny. Choć na co dzień występuje w rezerwach, dostanie osiem minut w I lidze, by godnie pożegnać się z kibicami. - Nikt mu piłki spod nogi nie zabierze. Niech strzela - śmieje się trener Tomasz Grzegorczyk.
- Marcus, pamiętasz swój pierwszy dzień w Arce? - pytamy urodzonego w Brazylii dziś 40-latka, który w Gdyni przez ponad dekadę osiągnął sukcesy sportowe i prywatne - tutaj wziął ślub i został ojcem, tutaj odebrał polskie obywatelstwo, tutaj rozkwitła jego kariera piłkarska, tutaj rozkochał sobie w kibiców i został legendą klubu.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Pamiętam! Przyszedłem do Arki na testy z Orkanu Rumia i... już zostałem. Wtedy po jednym z treningów na bocznym boisku dziennikarze przychodzili, pytali, czy planuję tu zostać na dłużej, bo wszędzie, gdzie byłem, byłem krótko. Pytali, czy się nie boję przeskoku z niższych lig do pierwszej. Wiadomo, grałem wcześniej sezon w Ekstraklasie w Bełchatowie, jednak wcześniej głównie w III lidze. Ale to też było dla mnie motywujące - słyszymy w odpowiedzi.
Został na dłużej. A nawet bardzo długo. Od tamtego dnia minęło 12 lat i cztery miesiące. Teraz, 259 występów, 63 gole, 30 asyst i trzy trofea później, Marcus da Silva oficjalnie pożegna się z kibicami Arki. I to dalej jako czynny piłkarz!

Legenda z trofeami

Wspomniany Orkan Rumia, wcześniej krótki epizod w ekstraklasowym GKS-ie Bełchatów, przed którym były też: Zdrój Ciechocinek, Czarni Żagań i Piast Choszczno, jego pierwszy klub w naszym kraju. Oraz zespoły, które go testowały, ale z różnych względów nie doszło do podpisu pod kontraktem. Marcus Vinícius da Silva de Oliveira przyjechał z Brazylii do Polski w wieku 24 lat. Nie miał lekko, swoje wycierpiał, zanim wszedł na wyższy poziom. Nie było daleko do tego, by wrócił do ojczyzny. Ciężko jednak zapracował na to, by osiągnąć tyle, ile osiągnął. Gdy podpisał kontrakt z Arką, miał lat 28. Błyskawicznie pokazał, że zna się na strzelaniu bramek. W ligowym debiucie wszedł i po kilkudziesięciu sekundach trafił do siatki. Przez kolejne lata czynił to jeszcze 62-krotnie, co daje mu miano najskuteczniejszego piłkarza w historii gdyńskiego klubu.
Zmieniali się piłkarze i trenerzy, a on niezmiennie był w Arce. Najpierw mocno pomógł jej w 2016 r. wrócić do Ekstraklasy (gole i asysty, w tym ta przy golu dającym awans).
Następnie zdobył z nią sensacyjny Puchar Polski w 2017 r. i dwa razy Superpuchar Polski - w tym samym roku oraz rok później. Grał też w dwóch kolejnych finałach PP z udziałem “Żółto-niebieskich”, tyle że przegranych - w 2018 r. z Legią (asysta w finale, wcześniej gol dający awans w półfinale) i w 2021 r. z Rakowem (wykorzystał decydujący rzut karny w półfinałowej serii jedenastek). Brylował w słynnym, heroicznym boju z Midtjylland w el. Ligi Europy, rozegranym niedługo po zdobyciu PP, zakończonym pechową porażką w samej końcówce. To on ustrzelił dublet, prowadząc Arkę do historycznego zwycięstwa w Gdyni, to on zanotował asystę w Danii. Do awansu do IV rundy el. LE zabrakło kilkudziesięciu sekund.
Szybko został ulubieńcem kibiców, którzy w podzięce za zasługi już w 2019 r. wybrali go do “Jedenastki 90-lecia klubu”. Miejsce w składzie na 100-lecie też ma jak w banku. Grał niemal u wszystkich trenerów. O dwóch z nich wspomina, gdy pytamy, który szkoleniowiec dał mu najwięcej.
- Zawsze byłem wdzięczny tym ludziom, którzy na mnie stawiali i mi pomagali. Wielu trenerów było w porządku, głupio wybrać jednego, ale na pewno trener Grzegorz Niciński zawsze miał do mnie zaufanie. Grałem u niego, stawiał na mnie, a ja dawałem z siebie wszystko. Potem Leszek Ojrzyński - miał swoją filozofię, raz u niego grałem, raz nie, ale udało się razem osiągać sukcesy. Mogę wymienić tę dwójkę - podkreśla Marcus.
Szansy nie dawał mu tylko Zbigniew Smółka, który nabrał wszystkich w Gdyni pięknymi, złotymi opowieściami o piłce, a później okazało się, że “król jest nagi”. Smółka dał łącznie Marcusowi 15 minut gry przez osiem miesięcy. Nie szanował go, źle traktował, mówił, że ma przed nim siedmiu ludzi do grania. Dziś tego trenera dawno w poważnej piłce nie ma. A Marcus jako legenda Arki będzie mógł dopisać jeszcze jeden, ostatni rozdział do swojej historii.

8 minut? “Niech strzela!”

W niedzielę pojawi się w pierwszym składzie “Żółto-niebieskich” na ligowy mecz ze Stalą Stalowa Wola. Klub organizuje mu oficjalne pożegnanie, a trener Tomasz Grzegorczyk wyraził zgodę, by włączyć legendę do kadry meczowej i wystawić w podstawowej jedenastce. Marcus zagra od początku i zejdzie w ósmej minucie - to właśnie z nr 8 na plecach przyniósł kibicom Arki mnóstwo radości. Teraz z kolei ubierze koszulkę z nr 63, symbolizującą liczbę strzelonych przez niego goli dla klubu (z “ósemką” gra Alassane Sidibe).
- Mentalnie: duży stres, ale wiem, co mnie czeka. Zawsze chcę przede wszystkim wygrać i po drugie - strzelić bramkę. Chcę podziękować właścicielowi, a także trenerowi, że zgodził się, by klub zrobił mi taką miłą niespodziankę - zaznaczył Da Silva, który gola nr 63 zdobył w 2021 roku z GKS-em Katowice.
- Nikt Marcusowi piłki spod nogi nie zabierze. Niech strzela - słyszymy od trenera, pytając o to, kto podejdzie do rzutu karnego, gdyby ten został podyktowany np. w szóstej minucie. - Będę go wspierał, by te osiem minut wykorzystał, to dla niego fajna szansa, by pożegnać się z kibicami i jeszcze zagrać na poziomie I ligi - mówi Grzegorczyk.
Co ciekawe, możliwa jest zarówno sytuacja, w której Marcus bije własny rekord w meczu ze Stalą, jak i… traci miano lidera tabeli strzelców wszech czasów. Drugi w klasyfikacji Karol Czubak jest tylko jedną bramkę do tyłu. A umówmy się - “Czubi”, autor dziesięciu goli w tym sezonie I ligi, potrafi ustrzelić dublet, nie jest to scenariusz science fiction. Zresztą to właśnie on może symbolicznie zmienić legendę w ósmej minucie. To byłaby uroczysta, oficjalna zmiana warty.

Historyczne gole, mnóstwo radości

Marcus da Silva rozegrał dla Arki tyle znakomitych spotkań, że nie dziwimy się odpowiedzi na nasze pytanie, o ten najlepszy mecz.
- Mam kilka mega fajnych meczów. Z Midtjylland. Z Koroną Kielce w półfinale Pucharze Polski, gdzie strzeliłem decydującą bramkę. Z Legią na Łazienkowskiej po awansie do Ekstraklasy, kiedy wygraliśmy 3:1. Z Piastem Gliwice w 2021 r., co dało nam awans do kolejnego finału PP (Marcus strzelił decydujący rzut karny w serii jedenastek - przyp. red.). Jeszcze w I lidze, w 2016 r. z Bytovią, kiedy przegrywaliśmy, a ja asystowałem, gdy "Szwoszek" (Mateusz Szwoch - przyp. red.) strzelił na remis, który dawał nam awans. To są mecze, które na zawsze zostaną w mojej pamięci. Nie mogę wybrać jednego. We wszystkich miałem mnóstwo radości - tłumaczy.
Wskazuje za to najważniejszą z tych 63 bramek. Wybór mógł być tylko jeden.
- Pierwszy z Midtjylland - może nie był to najładniejszy, ale na pewno najważniejszy, najcenniejszy mój gol. Na 1:0, z dobrą drużyną, w tak ważnym meczu, o grę w Lidze Europy…
[Od 0:23]:
Nikt z kibiców Arki nie obraziłby się, gdyby Da Silva odtworzył tę bramkę w pożegnalnym meczu. Dodajmy zresztą, że nie ma przeszkód formalnych, by Marcus zagrał osiem minut w Betclic 1 Lidze, gdyż na co dzień jest zawodnikiem piątoligowych rezerw. Dołączył do nich przed tym sezonem, bo poprzedni spędził na tym samym poziomie, w Wierzycy Pelplin, z którą zresztą zrobił awans. Gdy latem 2023 r. wygasł mu kontrakt z Arką, ówczesne władze klubu nie “zaopiekowały” się należycie legendą, stąd rok spędzony w Pelplinie. Po zmianie właścicielskiej Da Silva błyskawicznie wrócił do Gdyni i jak mówi, nie planuje na razie kończyć z graniem.
- Myślę, że to nie jest mój ostatni sezon. Jeśli nic się nie wydarzy, to wydaje mi się, że zostanę grać dalej w rezerwach. Wiadomo, jest jeszcze pół sezonu, ale jeżeli będę grał w drugiej rundzie tak, jak grałem w pierwszej rundzie, to na spokojnie myślę, że w czwartej lidze będę to kontynuował - tłumaczy. - Zdrowie jest okej, nie mam żadnych urazów. Regeneracja w tym wieku jest dla mnie kluczowa, potrzebuję więcej czasu niż młodsi koledzy. Ale na razie, odpukać, wszystko jest dobrze i na dziś planuję: po pierwsze, rozegrać niedzielny mecz ze Stalą, a potem znowu wygrać V ligę, bo robiłem też awans z Wierzycą. Myślę, że to się uda, bo mamy naprawdę dużą przewagę. Chcę dalej grać w IV lidze, pomagać klubowi i chłopakom z drugiej drużyny - dodaje.
Najpierw jednak może jeszcze zdążyć pomóc pierwszej drużynie, dokładając cegiełkę w walce o awans do Ekstraklasy. W Gdyni słyszymy, że Marcus chce maksymalnie wykorzystać swoje osiem minut. - Mówił, że bierze wszystko: karne, wolne, nawet z rożnego może wkręcić - śmieją się w klubie.
24 listopada jest w Gdyni dniem Marcusa da Silvy. Niech spędzi go tak, jak sobie wymarzył. I uczci nawet tym golem z rożnego. Zasłużył.

Przeczytaj również