W Ekstraklasie trwa coroczny szał wyprzedaży. Gwiazdy ligi uciekają do Grecji, USA, a nawet Kazachstanu

W Ekstraklasie trwa coroczny szał wyprzedaży. Gwiazdy ligi uciekają do Grecji, USA, a nawet Kazachstanu
MediaPictures.pl/Shutterstock
Zimowe okno transferowe jest świetną okazją na uzupełnienie składu. Rewolucja i budowanie drużyny od nowa następuje w okresie letnim, kiedy jest czas na spokojne przetestowanie nowych zawodników i świeżych rozwiązań taktycznych. Do tego właśnie służą zagraniczne obozy i sparingi, nieobarczone presją wyniku. Tak jest na całym świecie, ale nie w Ekstraklasie. Tutaj każde okno transferowe jest świetną okazją, aby zarobić trochę grosza.
I czemu tu się dziwić? Polskie kluby nie mają żadnych sensowych argumentów, które mogłyby przekonać nasze lokalne „gwiazdki” do kolejnej rundy kopania piłki w Niecieczach czy Sosnowcach. Bo jakie Ekstraklasa ma argumenty?
Dalsza część tekstu pod wideo
Piękne stadiony? Są, ale wypełnione maksymalnie w 50%. Walka o mistrzostwo Polski? Bujda na resorach, chyba że chodzi o Legię (5 z 6 ostatnich tytułów MP). To może europejskie puchary? Tylko jeśli marzymy o podróżach do Armenii i Azerbejdżanu, w dodatku w środku lata.
To może najważniejszy argument, kasa? Tu akurat nie jest źle, ale dobrze też nie. Skoro Kosecki jedzie ustawić się finansowo do II ligi tureckiej, a Wrzesiński do kazachskiej, to chyba jednak coś tu nie gra. Dno dna i tona mułu, a Ekstraklasa schowana jeszcze gdzieś niżej.

Ekspresowe ucieczki

Okno transferowe w Polsce trwa do końca lutego, ale z Ekstraklasą zdążyło się już pożegnać kilka tutejszych gwiazd. I o ile masowa emigracja z Wisły Kraków nikogo nie dziwi, biorąc pod uwagę szalejący tam kataklizm, o tyle ruchy transferowe np. Jagiellonii są co najmniej… dziwne.
Czwarta obecnie siła Ekstraklasy już na pół roku przed końcem sezonu próbuje wykluczyć się z walki o mistrzostwo. I to za jakieś 2,5 miliona euro, bo zapewne więcej na Frankowskim i Świderskim nie będzie w stanie zarobić. W Białymstoku wierzą, że postępują rozsądnie, bo kupując Arsenica i ustawiając się w kolejce po Kostala i Imaza chcą odbić sobie straty własne poprzez uczestnictwo w rozbiorze Wisły.
Zdrowy rozsądek podpowiada nam jednak, że pozbywając się kluczowych zawodników warto zabezpieczyć się zawczasu, a nie po czasie. Imaz i Kostal są łakomymi kąskami transferowego stołu i nikt nie ma 100% gwarancji, że wylądują w klubie z Podlasia. A nawet jeśli tak się stanie to nikt nie ręczy, że w Jagiellonii będą prezentować się tak samo jak w Wiśle. Ale przynajmniej w klubowej kasie będzie parę groszy więcej.
Temat Wisły jest ewenementem nawet jak na nasze chaotyczne warunki. A postawa Ondraska, Korta, Arsenića czy Bartkowskiego nie może dziwić. Ci ludzie właśnie odchodzą od niewiarygodnego pracodawcy, który nie zapłacił za ich ciężką pracę wynagrodzenia. A konkurencja (i zagraniczni kontrahenci) tylko czyha na taką sytuację.
A przecież czasem wystarczy odrobina spokoju i chłodnego myślenia. Jak z Sebastianem Walukiewiczem - Pogoń dostała super ofertę, obrońca jest zadowolony z wyboru Włoch jako kolejnego kroku w karierze, a Cagliari może liczyć na transfer stopera przygotowanego językowo, jak i mentalnie na przejście do Serie A.
Chłopak ma pół roku na szlify, a w Szczecinie wystarczająco czasu aby znaleźć następcę. I wilk jest syty i owca cała. Szkoda, że jest to tylko wyjątek potwierdzający regułę. Polska piłka lubi działać szybko i bezmyślnie. I jeśli tylko ktoś pomacha nam przed oczami odpowiednio grubym plikiem banknotów, to wyłączamy myślenie. Główne pytanie brzmi: dlaczego tak się dzieje?

Przyczyna wyprzedaży numer 1: Oferty nie do przebicia

Czasami w naszej lidze zdarza się sytuacja, że zagraniczne kluby proponują za polskich piłkarzy oferty z kosmosu. I trzeba być wyjątkowo głupim, żeby z takiej oferty nie skorzystać.
Świetnym przykładem jest Arkadiusz Reca. Z całym szacunkiem dla Arka nawet będąc w najwyższej formie, nie był i nie jest warty 4 milionów euro. Może i kiedyś będzie, ale do tego potrzebna jest regularna gra i wyniki.
A Wiśle Płock nie opłacało się czekać, aż oferta będzie zgadzała się ze stanem faktycznym. Sprintem podpisano dokumenty z nadzieją, że chwilowe zaćmienie właścicieli Atalanty będzie trwało wystarczająco długo, aby Reca zdążył dolecieć do Bergamo i podpisać dokumenty.
Inny przykład: Jarosław Jach. 2 sezony w Ekstraklasie i oferta opiewająca na prawie 3 miliony euro. 3 miliony euro za 23-latka z 55 spotkaniami na koncie! I co miało Zagłębie zrobić? 1/3 rocznego budżetu piechotą nie chodzi, a po co drużynie młody, solidny i perspektywiczny obrońca?
Przecież nie grają o mistrzostwo, spadek też im nie grozi, więc… wypożyczono sobie Macieja Dąbrowskiego z Legii Warszawa. Złoty interes - był obrońca, jest obrońca, a dodatkowo na koncie dumnie prezentuje się przelew od Crystal Palace. Majstersztyk!
Generalnie świetnym przykładem klubu, który notorycznie dostaje oferty z kategorii tych nie do odrzucenia jest Lech Poznań. Zeszłoroczna saga z udziałem Roberta Gumnego i Borussii Mönchengladbach na pewno odbija się do dzisiaj czkawką panom Klimczakowi i Rutkowskiemu. 6,5 mln euro przeszło tuż obok pazernego nosa...
Z Lechem jest trochę jak z kupnem nowych butów: mając 2 pary wyglądające tak samo, więcej zapłacimy za tą, która posiada wyszyty charakterystyczny znaczek. I nieważne, że obie pary zrobiła ta sama osoba, w tym samym miejscu świata, z tego samego materiału. Odpowiedni znaczek zawsze kojarzy się z jakością, za którą musimy zapłacić więcej.
OK, przykładów ofert nie do odrzucenia (niekoniecznie zimowych) w naszej lidze jest naprawdę dużo (Krzysztof Piątek, Jan Bednarek, Jakub Piotrowski itd.), ale dotyka to wszystkich lig na świecie. Chociaż mamy dziwne wrażenie, że polskiej ligi jakoś tak trochę bardziej.

Przyczyna wyprzedaży numer 2: Nowy trener, nowe porządki

Chaos transferowy związany z nowymi trenerami to w ostatnim czasie domena Legii Warszawa. Stołeczny klub zmieniał ostatnio trenerów jak rękawiczki, a co za tym szło, każdy z nich miał swoją wizję poukładania zespołu. Najlepiej z piłkarzami ze swoich rodzinnych stron.
Besnik Hasi zrobił zaciąg belgijski, Romeo Jozak bałkański, a Ricardo Sa Pinto ma już w klubie 4 Portugalczyków. Oczywiście hurtowe ściąganie swoich rodaków wiąże się z koniecznością pozbycia się krajanów poprzedniego trenera. Moment, w którym obecny trener mistrzów Polski straci swoją pracę będzie kolejnym kołem zamachowym i transferowa ruletka znowu zacznie kręcić się od nowa. I od nowa, i od nowa.
Warszawska Legia nie jest oczywiście jedynym przykładem ściągania do klubu „swoich” zawodników. W aktualnej sytuacji Wisły Kraków nie da się oczywiście podejść normalnie do przeprowadzanych przez nią transferów, ale jeszcze niedawno trenerem klubu z grodu Kraka był Kiko Ramirez. I naturalną konsekwencją wyboru trenera z półwyspu Iberyjskiego było w szatni przejście z języka polskiego na hiszpański.

Przyczyna wyprzedaży numer 3: „Za niskie progi na nasze nogi”

Ekstraklasa nie jest kuźnią talentów. Sito transferowe też jest strasznie dziurawe, więc zazwyczaj na 10 transferów udają się 2-3. Ale i w naszym kraju grają czasem piłkarze, którzy swoimi umiejętnościami zdecydowanie przewyższają poziom rozgrywek Zazwyczaj ci zawodnicy łączą się również z przyczyną wyprzedaży numer 1, czyli dostają oferty nie do odrzucenia.
I w ten sposób w połowie zeszłego sezonu Legia została pozbawiona kłów w postaci Nikolica i Prijovica. Obaj zresztą w dalszym ciągu udowadniają, że Ekstraklasa była dla nich tylko poligonem treningowym. Węgier skutecznie poluje na amerykańskie skalpy, a Serb po udanym sezonie w Grecji został właśnie wytransferowany za 10 mln euro (!) do Arabii Saudyjskiej.
Tak jak Lech przoduje w kształtowaniu i sprzedawaniu wychowanków, tak Legia w ostatnim czasie stała się specem od skutecznego skautingu. Grający w rozgrywkach Ligi Mistrzów duet Prijović-Nikolić wspierany był przecież przez Vadisa Odjidję-Ofoe.
Początkowo wyśmiewany przez swoją nadwagę, był najlepszym piłkarzem jaki w ostatnich latach zawitał nad Wisłę. Co prawda on Warszawę opuścił dopiero latem (dając Legii więcej czasu na znalezienie następcy), ale pisząc o piłkarzach przerastających Ekstraklasę nie można było o nim nie wspomnieć. Bo przecież Legia próbowała Belga zatrzymać, ale zwyczajnie zabrakło jej sportowych argumentów.

Za biedni i za słabi by coś zmienić

Wszyscy chcielibyśmy oglądać mocne polskie drużyny. Walczące regularnie i skutecznie w pucharach, będące dostarczycielami wartościowych piłkarzy do polskiej (i nie tylko) reprezentacji. Niestety nasi rodzimi działacze nie rozumieją, na czym polega długofalowe budowanie drużyny.
Dopóki będziemy popełniać podstawowe błędy, takiej jak wkalkulowanie w budżet awansu do europejskich pucharów czy łaszenie się na pierwszą lepszą ofertę od zagranicznego klubu, nie zbudujemy niczego.
Ciągłe rotacje trenerów i słabo rozbudowane akademie dopełniają obrazu polskiego „piekiełka” transferowego. Gwoździem do trumny są gorące głowy młodych piłkarzy, którzy po dobrym półroczu w miernej Ekstraklasie myślą, że są gotowi podbić świat. A pazerni menedżerowie tylko te myśli podsycają.
Adrian Jankowski

Przeczytaj również