W co grają Emiliano Martinez i Unai Emery? Czepianie się mistrza świata zapowiada transferowy hit
Emiliano Martinez, bohater mundialu w Katarze, nie ma ostatnio dobrej passy. Czepiają się go kibice Aston Villi i trener Unai Emery, a on sam powoli oswaja się z myślą, że latem rozpocznie nowy rozdział. To może być jeden z najbardziej łakomych kąsków na rynku transferowym. Pytanie: czy faktycznie warto inwestować w niego aż tyle?
Być może Unai Emery widzi więcej. Ktoś powie: uwziął się, ale Bask nie pracuje w piłce od wczoraj i doskonale potrafi określić, jakiego bramkarza potrzebuje. Martinez w meczu z Arsenalem (2:4) miał najgorszą celność podań w sezonie. Można mówić o pechu, gdy piłka po strzale Jorginho odbiła mu się od pleców. Można rozgrzeszać go z tego, że w końcówce pobiegł pod bramkę rywali, ale jeśli podajesz z celnością 46 procent i nie słuchasz instrukcji trenera, to przyszłości w tym zespole nie zbudujesz. Relacja Emery - Martinez wskazuje na jedno: latem mistrza świata zobaczymy w innych barwach.
To jest ciekawy przypadek, bo pokazuje, że czasami jakość piłkarza schodzi na drugi plan, gdy fundamentem jest wizja trenera. Emery chce mieć bramkarza w stylu Edersona, który świetnie gra nogami i sam w ten sposób inicjuje akcje. Martinez miewa mecze, gdy też potrafi robić to przyzwoicie, ale jego tendencja do długich wykopów coraz mocniej irytuje Emery’ego. W drugiej połowie spotkania z Arsenalem co chwilę próbował takich akcji i za każdym razem oddawał piłkę rywalowi. Emery czepiał się go już w czasie mundialu, gdy nie podobały mu się spontaniczne gesty Argentyńczyka. Mówił o tym głośno, tak samo jak teraz głośno wytknął “samowolkę” bramkarza w końcówce spotkania sprzed tygodnia.
Ten wywiad sporo mówi nam o Emerym: o tym jak bardzo lubi mieć kontrolę nad wszystkim i jak wierzy statystykom - gol Alissona głową w spotkaniu z West Bromwich Albion wydarzył się przecież w 2021 roku. Bramkarze opuszczając własne pole karne rzadko przynoszą korzyść, ale Martinez to Martinez. Kocha brawurę, co w detalicznym świecie Premier League nie zawsze musi być atutem. Emery zimą specjalnie nie uruchamiał transferowych funduszy, które obiecali mu właściciele. Celuje w lato i z pewnością wtedy wymieni bramkarza. Martinez raczej nie będzie płakał, skoro sam też poczuł swój moment i to, że po mundialu jak najszybciej musi zrobić “cash-out”. Winda jeszcze czeka, drugiej takiej chwili nie będzie.
Piłkarze często lubią opowiadać bajki o wdzięczności wobec klubu i ogromnej więzi z kibicami. Opowiadają jak to dobrze żyje im się w mieście, chociaż tak naprawdę szczerze go nienawidzą, a przy angielskiej pogodzie trzyma ich tylko sowita tygodniówka. Martineza można lubić za to, że wprost mówi o swoich marzeniach gry w Lidze Mistrzów. Niedawny wywiad we “France Football” nie spodobał się kibicom Aston Villi, bo wprost wyżej stawia tam PSG niż drużynę, która dała mu piłkarskie drugie życie. Na dobrą sprawę nie ma w tym jednak niczego dziwnego. Skoro odhaczył medal mistrzostw świata, to dlaczego ma grzęznąć w ekipie środka tabeli? Futbol, gdy już oswoisz się z ogromnymi pieniędzmi, napędzany jest trofeami i chęcią przeżycia czegoś extra. Martinez dostał ten narkotyk w trakcie mundialu. I zaraz znowu będzie na głodzie.
Fantastycznie czyta się o jego drodze: o tym, że przychodził do Anglii jako 18-latek, bo Independiente musiało zarobić pieniądze na renowację stadionu. Był w sumie na sześciu wypożyczeniach, na kozetce u psychologa i w Rosji na mundialu w 2018 roku w roli kibica, gdy powiedział bratu: “Za cztery lata wrócę tutaj jako reprezentant”. Był też czas trzy lata temu, kiedy przychodził do Aston Villi i piłkarze śmiali się, kiedy przy szafce zawiesił kartkę z napisem “Najlepszy bramkarz świata”. Zaraz po powrocie z Argentyny w tym samym miejscu umieścił złoty medal z Kataru. I cały czas chce więcej, doskonale orientując się jak wygląda ten biznes. Gdy jesteś na fali, musisz szukać kolejnej. Aston Villa, niegdyś mistrz Europy z 1982 roku, nie jest dziś firmą, która zatrzyma takich graczy. Przekonał się o tym Jack Grealish, wychowanek, opowiadający o bezgranicznej miłości do klubu, ale na końcu myślący o perspektywie rozwoju i grubej monecie, gdy przechodził do Manchesteru City.
Martinez ma 30 lat. Jest w idealnym momencie, żeby wskoczyć na trampolinę, zwłaszcza, że za bramkarzem rozglądają się choćby Manchester United albo Tottenham. Kluby będące w potrzebie zawsze będą brać pod uwagę najbardziej przebijającą się w mediach opcję, a taką na ten moment jest Martinez. Argentyńczyk przedłużył rok temu umowę z Aston Villą do 2027 roku, stając się najlepiej opłacanym piłkarzem w klubie. Sporo mówiło się wtedy o tym, że wykorzystał moment, bo był świeżo po znakomitym Copa America. Teraz też powinien kuć żelazo póki gorące. Mówi się nawet, że Villa chciałaby dostać za niego ok. 70 mln euro.
Można dyskutować, czy Martinez jest wart takich pieniędzy. Z drugiej strony: inflacja w piłce jest tak duża, że jakiekolwiek sumy przestały robić na nas wrażenie, zwłaszcza, że mówimy o graczu, którego interwencje realnie przekładają się na punkty. Aston Villa przegrała niedawno z Manchesterem City 1:3, ale gdyby nie Argentyńczyk, to już do przerwy schodziłaby z bagażem pięciu goli. Interwencje z finału mundialu to jego reklama na wieczność, a poza tym dochodzi również ta cała psychologia i gra z napastnikami, która stała się jego wyróżnikiem.
Martinez opowiadał niedawno jak przed rzutami karnymi z Francją specjalnie wykopał daleko piłkę, żeby Aurelien Tchouameni przed strzałem miał jak najdłuższa drogę do pokonania i żeby jak najwięcej destrukcyjnych myśli w tym czasie skumulował. Swego czasu sporo rozmawiał z psychologiem na temat psychiki snajperów. Dzięki temu zawsze wie, jaki klawisz nacisnąć. W ciągu trzech lat w Aston Villi dostał aż osiem żółtych kartek za opóźnianie gry, co stanowi absolutny rekord. Jest mistrzem kradzieży czasu. Unikalnym aktorem, który bawi się tym globalnym teatrem. Nawet, jeśli nie przystaje to do wizji futbolu Emery’ego, to jest masa klubów, które ten zestaw wezmą z pocałowaniem ręki. Warto już teraz wypatrywać lata.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.