W Bayernie problem goni problem. Nie tylko Lewandowski ma dość. "Pachnie starym FC Hollywood"
Bayern Monachium po raz 10. z rzędu został mistrzem Niemiec, ale, cytując prezesa Stuttgartu, atmosfera w Monachium jest taka, jakby zajęli 10. miejsce. Jego publiczna przepychanka z Ulim Hoenessem to jeden z wielu odcinków bawarskiej telenoweli, którą kibice śledzą z niesmakiem. Ich klub rozłazi się od środka.
- W Stuttgarcie świętują jakby wygrali mistrzostwa świata. A oni tylko uratowali się przed spadkiem - wypalił Uli Hoeness o rywalach, z którymi pewny już mistrzostwa Bayern stracił punkty w przedostatniej kolejce Bundesligi. W odpowiedzi prezes VfB, Alexander Wehrle, stwierdził: - Za to w Monachium zachowują się jakby zajęli 10. miejsce, a nie jakby wygrali 10. mistrzostwo z rzędu.
Być może zaczepki Hoenessa to efekt frustracji. Tym, że w ostatnich trzech meczach drużyna Juliana Nagelsmanna wyraźnie odpuściła i zdobyła tylko dwa punkty. Albo tym, jak nieudolnie poczyna sobie jego protegowany, dyrektor sportowy Hasan Salihamidzić. A może milczeniem i biernością prezesa Olivera Kahna. Powodów do frustracji jest ostatnio w Bayernie aż nadto.
"Lewy" jest wściekły…
Sfrustrowani są też piłkarze. Nie tym, że odpadli z Villarrealem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, bo to przecież głównie ich wina, ale ogólnym kierunkiem, w jakim zmierza klub. Jednym z tych zawodników jest oczywiście Robert Lewandowski. Żadna ze stron nie ukrywa już, że trwa zimna wojna. Separacja, która musi się skończyć rozwodem. Teraz trzeba tylko wynegocjować termin i wysokość alimentów.
- Robert jest mentalnie poza Bayernem Monachium. On zwyczajnie nie chce kontynuować tam kariery - powiedział Tomasz Włodarczyk w programie "Okno transferowe" na naszym Youtubie. - Bayern musi się pogodzić z tym, że "Lewego" już stracił. On był gotowy na rozmowy nad nowym kontraktem jesienią - dodał Piotr Koźmiński. Jesienią albo nawet późną zimą. Czekał i chciał przedłużyć współpracę. Ale propozycje nie przychodziły. Najlepszy piłkarz Bundesligi potraktował to jako potwarz.
- Został urażony tym, że nie dostał odpowiednio wcześnie propozycji i punktu wyjścia do dalszych rozmów. Jeśli masz piłkarza, który w każdym sezonie gwarantuje ci ponad 40 goli, to musisz wyciągnąć do niego rękę - tłumaczył Włodarczyk. Tymczasem szefowie Bayernu, według jego wiedzy, byli zajęci próbami przekonania do transferu Erlinga Haalanda. Zachowali się jak amatorzy i stracili "Lewego". Barcelona zamierza to wykorzystać.
...i nie tylko on
W czwartkowym programie nawiązano do rozmów z 2018 roku, kiedy Bayernem kierowali Uli Hoeness i Karl-Heinz Rummenigge. Wtedy obaj byli zdeterminowani, by zatrzymać najskuteczniejszego napastnika Europy w klubie. Dziś ich następcom czegoś brakuje. Może doświadczenia, może kontaktów, wyrachowania, chłodnej kalkulacji, może umiejętności interpersonalnych albo po prostu środków, jakimi dysponowali ich poprzednicy.
Cokolwiek to jest, z perspektywy kibica albo postronnego obserwatora, prezes Oliver Kahn i dyrektor sportowy Hasan Salihamidzić poruszają się na rynku z gracją słonia w składzie porcelany. Przecież prawdopodobne rozstanie z siedmiokrotnym królem strzelców to tylko jeden z pożarów, którego nie potrafią ugasić. Na ostrzu noża stoją negocjacje z Serge’em Gnabrym, a lubiany w szatni Niklas Suele już odszedł do głównego konkurenta.
Okoliczności rozstania też mogłyby być bardziej sympatyczne. Suele nie znalazł się w kadrze na ostatni mecz z Wolfsburgiem, według Uliego Hoenessa na własne życzenie. Obrońca, dobry kolega "Lewego", szybko skontrował w mediach, że to nieprawda.
Borussia Dortmund uprzedziła też Bayern w ściągnięciu Nico Schlotterbecka, który ma wielki potencjał i był dostępny za około 20 mln euro. Antonio Ruediger, któremu kończy się kontrakt, wybrał Real Madryt. Co łączy go z Schlotterbeckiem? W przypadku obu Hasan Saihamidzić obudził się za późno (po klęsce z Villarrealem) i został z ręką w nocniku. Tzn. ze słabą i nieliczną defensywą.
Według "Sport Bild" Hoeness i Rummenigge są rozczarowani opieszałością tych, których samych namaścili na kierowanie klubem. Panuje przekonanie, że stara gwardia nigdy nie dopuściłaby do takich problemów, bo zawsze wcześniej zabierała się za negocjowanie umów. I z potencjalnymi nabytkami, i ze swoimi najważniejszymi piłkarzami.
Wujek Uli nadaje
Hoeness czuje niesmak, ale i sam go wywołuje. Prasa cieszy się, bo raz po raz daje jej głośne nagłówki, ale służy mu za narzędzie w jego polityce. Ostatnio jak mantrę powtarza że piłkarzami Bayernu kieruje głównie chciwość. To jego stały zarzut wobec każdego, kto stawia swoje warunki (jak rok temu David Alaba, a ostatnio Suele) albo jest po prostu zdecydowany, by spróbować nowych wyzwań (jak rok temu Thago Alcantara, a teraz Lewandowski).
Honorowy prezydent Bayernu nie ma też oporów, by podkopywać działania Kahna, a właściwie zarzucać mu bierność. Sam też ma nadal duże wpływy. Pojawia się przy Sabener Strasse raz, dwa razy w tygodniu i w swoim rubasznym stylu "dogląda spraw". Tajemnicą poliszynela jest, że po prostu zza tylnego siedzenia kieruje decyzjami Salihamidzicia. Jednocześnie pozostaje jednym z jego ostatnich popleczników. Pytanie na ile starczy mu cierpliwości...
Wyspiarze
Kibice już ją tracą. Podczas mistrzowskiej fety w strefie kibica w Monachium "Brazzo" został wygwizdany. "Sport Bild" poświęca Bośniakowi ostatnio bardzo dużo miejsca, opisując brak zaufania ze strony piłkarzy, którzy zwyczajnie nie wierzą jego zapewnieniom, że w przyszłym sezonie kadra klubu będzie silniejsza. Wielu denerwuje też po prostu jako człowiek.
Jakby miał jeszcze za mało kłopotów, to po wywalczeniu mistrzostwa, ale dwa dni przed meczem ze Stuttgartem, dyrektor sportowy wybrał się na Majorkę, gdzie zrobiono mu zdjęcia podczas zabawy w nocnym klubie. Niby oficjalnie poleciał tam na rozmowy z dwoma agentami piłkarskimi, ale niesmak pozostał.
Również w szatni, która przecież chwilę wcześniej sama mocno oberwała za imprezę integracyjną na Ibizie. I z niej również do prasy i Internetu wyciekło sporo zdjęć. Jasne, po kolejnym mistrzowskim tytule zawodnicy mieli prawo odreagować, ale wobec wszystkich ostatnich "dymów", sam "Brazzo" mógł się postarać o większą dyskrecję. Albo najlepiej zostać w hotelu.
Ostatnia szansa
O Bayernie codziennie powstają tysiące publikacji, a niemieccy eksperci jeszcze dolewają oliwy do ognia. Lothar Matthaeus w rozmowie ze "Sky" stwierdził, że nie zdziwiłby się, gdyby po tym sezonie Salihamidzić stracił posadę, tak jak miało to miejsce w przypadku Christiana Nerlingera 10 lat temu.
- Może się okazać, że po tym niezadowalającym sezonie sprawy personalne zostaną przedyskutowane na najwyższym szczeblu. Tak to już jest w tym biznesie. Jeśli nie udaje się osiągnąć sukcesu sportowego, jak to miało miejsce w tym sezonie, to całkiem normalne jest, że odpowiedzialność ponosi również kierownictwo sportowe - powiedział legendarny obrońca. Więc w sumie przyznał to, co wszyscy wiedzą.
To lato będzie ostatnią szansą Salihamidzicia. Jeśli znowu nie trafi z większością transferów, to jego kontrakt po sezonie 2022/23 nie zostanie przedłużony. Na razie nic mu nie wychodzi, a potencjalne wzmocnienia, o których pisze prasa, też nie rzucają na kolana. Sasa Kalajdzić w tym sezonie Bundesligi strzelił sześć goli. I to ma być następca Roberta Lewandowskiego? Trudno też wyobrazić sobie, by Sadio Mane chciał zamienić potężny Liverpool na Bayern, którego potęga słabnie.
Jako kandydat na nowego dyrektora sportowego wskazywany jest Max Eberl. Oczywiście Salihamidzić to nie jedyny winny całego bałaganu wokół Bayernu. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że postawienie na niego, a nie Hansiego Flicka sprawiło, że klub po wygraniu Ligi Mistrzów w 2020 roku nie poszedł do przodu, tylko się cofnął. Ostatnio coraz częściej pachnie nam starym "FC Hollywood", jak mówiło się o Bayernie na przełomie wieków. Ale przynajmniej nie jest nudno!