W 5 lat od 8. ligi do Premier League i gry przeciwko Messiemu. Z amatorskich boisk na wielką piłkarską scenę
Futbol lubi pisać piękne historie. Niewiele z nich może się jednak równać z tą Jamala Lowe’a. Jeszcze siedem lat temu ofensywny zawodnik Bournemouth grał w piłkę amatorsko i pracował jako wuefista w jednej z londyńskich szkół. Teraz jest piłkarzem klubu Premier League, reprezentantem Jamajki, a ostatnio miał nawet okazję stanąć naprzeciwko samego Lionela Messiego!
Wielu z was miało wuefistę opowiadającego buńczucznie o wielkiej karierze, którą odebrał mu uraz. Dzieciaki z pewnej szkoły w Londynie miały z kolei Jamala Lowe’a. Wuefistę, który naprawdę spełnił swe wielkie marzenia. 28-latek pisze bowiem opowieść rodem z filmu. Jamajczyk w zaledwie kilka lat przeszedł drogę z lig amatorskich do Premier League, ma już za sobą nawet debiut w reprezentacji. Jego historia znalazła się w centrum uwagi po niedawnym meczu towarzyskim z Argentyną.
Przyniósł on bowiem piękny, symboliczny moment. Pracujący jeszcze niedawno w szkole piłkarz miał okazję sięgnąć gwiazd - dosłownie. Stanął bowiem naprzeciw Leo Messiego. To spotkanie stanowiło kolejny dowód tego, jak szaloną drogę przeszedł gracz popularnych “Wisienek”. Jego ciężka praca i wiara w siebie się opłaciły. Teraz zbiera owoce własnego uporu i chęci ryzyka.
Kopał i… uczył
Lowe pierwsze kroki stawiał w londyńskim Barnet, gdy zespół występował jeszcze na profesjonalnych szczeblach angielskiej drabinki. Jako nastolatek podpisał z klubem zawodowy kontrakt. Zaliczył również kilkanaście występów w pierwszej drużynie, lecz większość czasu spędzał na licznych wypożyczeniach do ekip z niższych lig.
Wreszcie, po dwóch i pół roku, zdał sobie sprawę, że nie uda mu się przebić. Postanowił więc poszukać szczęścia gdzie indziej. Zrobił krok w tył, który miał zaprocentować i pozwolić na powrót do zawodowej piłki - tym razem w barwach klubu gotowego mu zaufać. Wylądował w siódmoligowym St Albans City. Liczył, że z miejsca się tam odnajdzie. W niedawnej rozmowie ze “Sport Bible” przyznał jednak, że był naiwny. Zadanie nie okazało się bowiem wcale łatwe. Ba, niosło za sobą również poważne wyzwania.
Niewielkie wynagrodzenie oznaczało, że skrzydłowy musiał poszukać dodatkowej pracy. Najpierw zaczął pracować w roli trenera w szkółce piłkarskiej, potem dostał ofertę pełnoetatowej pracy wuefisty w jednej z londyńskich szkół. Sam wyznał, że było to wspaniałe doświadczenie, z niosące ze sobą wartościową naukę.
Ustatkowanie się w pracy nie oznaczało niestety ustatkowania się w kwestiach piłkarskich. W samym 2015 roku Lowe trzykrotnie zmieniał barwy. Po krótkim pobycie w St Albans przeniósł się do Hemel Hempstead Town, ale i tam nie mógł liczyć na zaufanie, jakiego chciał. Zakotwiczył dopiero ligę niżej, w Hampton & Richmond Borough. Zrobił kolejny krok w tył. Tym razem naprawdę pomógł on w nabraniu rozpędu.
Zmiana tendencji
Krzywa spadkowa kariery 21-letniego wówczas piłkarza zaczęła się zmieniać na wznoszącą. Regularne występy pozwoliły złapać dobrą i równą formę strzelecką. W nowym zespole spędził trochę ponad rok, strzelił 29 bramek w 48 występach. Zapracował na zainteresowanie skautów profesjonalnych zespołów, szukających regularnie wzmocnień na niższych szczeblach, gdzie czasami można wyłowić perełki. Jak się okazało, miał zostać jedną z nich.
Swego czasu klubom polskiej I Ligi reklamował go Emil Kot, pracujący wówczas na Wyspachbyły szef działu skautingu Wisły Płock. Odzewu jednak nie było, a sam zawodnik i tak odnalazł swoją drogę do celu.
Najpierw musiał podjąć trudną, ryzykowną decyzję. Postanowił odejść ze szkoły i poświęcić wolny czas na treningi. Pracował sam w parku, chodził na siłownie i dbał o odpowiednią dietę. Przez kilka miesięcy mocno nadwyrężał swój budżet, którego nie zasilała już stała pensja - pomagał fakt, że zamieszkał u mamy. Wybór zaprocentował. Doszedł do rewelacyjnej formy i pojawiła się konkretna oferta.
W październiku 2016 roku na jednym z meczów pojawili się skauci występującego w League Two Portsmouth. Skrzydłowy zaimponował im na tyle, że niedługo później skontaktowali się zarówno z nim, jak i z klubem, który nie zamierzał utrudniać sprawy. Na taką szansę czeka każdy amatorski zawodnik. Szybko osiągnięto porozumienie, a 22-latek miał w styczniu dołączyć do nowej drużyny. Tym samym wrócił do profesjonalnego futbolu.
Szybko odnalazł się pod wodzą trenera Paula Cooka. Zaczął od regularnych występów z ławki, ale już pod koniec pierwszego, niepełnego sezonu na Fratton Park zapracował sobie na sympatię kibiców. W spotkaniu z Notts County popisał się dubletem, który przypieczętował awans “Pompey” na trzeci poziom rozgrywkowy. Od tamtej pory wszystko zaczęło sunąć po właściwych torach.
- To urodzony skrzydłowy. Szybki, lubiący wchodzić w drybling i z całkiem niezłym wykończeniem. Znakomicie odnajduje się w grze z kontrataku. Później próbowano zrobić z niego napastnika, ale efekt nie powalił - charakteryzuje nam jego profil Maciej Łaszkiewicz, redaktor portalu "Angielskie Espresso" współprowadzący podcast "Szósta Liga Europy", poświęcony Championship, prywatnie sympatyk "Łabędzi".
Lowe na południowym wybrzeżu spędził jeszcze dwa lata. Po drodze trafił do siatki m.in. w rozgrywanym na Wembley zwycięskim finale Checkatrade Trophy 2019 przeciwko Sunderlandowi. Z zespołem żegnał się jako jego najlepszy strzelec. 15 ligowych trafień z kampanii 2018/19 pomogło drużynie wywalczyć miejsce w play-offach walki o awans do Championship. Co prawda nie zdołali w nich zwyciężyć, ale ich snajper i tak znalazł dla siebie miejsce poziom wyżej. Pomimo odejścia, na portalu “Portsmouth.co.uk” wciąż pisze się o nim “ulubieniec trybun”.
2,5 miliona funtów za byłego wuefistę
Zgłosiło się po niego Wigan, prowadzone wówczas przez… Cooka. Tym samym Anglik o jamajskich korzeniach zrobił kolejny krok w swojej wspinaczce po szczeblach ligowej drabinki. Dwa i pół roku po tym, jak został ściągnięty z ósmej ligi, “The Latics” zapłacili Portsmouth około 2,5 miliona funtów. Kilka lat wcześniej to brzmiałoby abstrakcyjnie.
- W Wigan odgrywał rolę skrzydłowego w drużynie, która radziła sobie całkiem nieźle, ale po roku została zdegradowana z uwagi na problemy finansowe i wejście pod zarząd komisaryczny. Wówczas sprzedano całe mnóstwo piłkarzy za symboliczne kwoty i zyskała na tym Swansea, która wyciągnęła go za niecały milion funtów - przybliża jego dalsze losy redaktor "Angielskiego Espresso".
- Prawda jest jednak taka, że Wigan było ekipą, która spokojnie mogła dalej kopać w Championship, ale kwestia pozaboiskowe rozbiły tę drużynę - kontynuuje. - Lowe miał tam bardzo fajne warunki do rozwoju. W Swansea czekały go inne zadania, ale to tam zaliczył najlepszy sezon w karierze, występując w duecie napastników. Wykończenie u niego i Andre Ayew trochę szwankowało, więc zespół miał problemy ze zdobywaniem goli. Jego 14 trafień nie mogło dać mu miana superstrzelca.
Pomimo tego nowy nabytek okazał się drugim najskuteczniejszych piłkarzem “Łabędzi”. No i znów miał okazję zagrać w barażach - tym razem o promocję do wielkiej Premier League. W nich nie opuścił ani minuty, ale w finale zespół z Walii musiał uznać wyższość Brentford.
Kilka miesięcy wcześniej dostał okazję na spełnienie marzeń. Za młodu miał szansę spróbować sił w amatorskiej reprezentacji Anglii, nazywanej “kadrą C”. Wiosną 2021 roku dostał jednak powołanie z Jamajki. Mógł ją reprezentować z uwagi na swe korzenie. Tym samym minął kolejny kamień milowy podczas swej drogi.
Latem nadszedł następny wielki dzień. Pod sam koniec okienka transferowego na Liberty Stadium wpłynęła oferta z Bournemouth. Mimo tego, że Lowe miał pewne miejsce w pierwszym składzie, a propozycja nadeszła z klubu, który zajął niższą pozycję w lidze, zdecydował się zaryzykować i ją przyjąć. Nie pożałował.
- Mam z nim mieszane wspomnienia. Z jednej strony uważam go za utalentowanego piłkarza, który długo adaptował się do wymagań, jakie postawił przed nim trener, ale z drugiej ostatecznie nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Jego odejście ze Swansea przeszło raczej bez większego echa, a przecież klub pozbył się podstawowego napastnika. Fakt, że dość prędko o nim zapomniałem najlepiej świadczy o tym, że jego przygoda z walijskim klubem to był jedynie epizod - podsumowuje pobyt Lowe'a na Liberty Stadium nasz rozmówca.
Ofensywny zawodnik przyznał, że do przeprowadzki na Dean Court przekonała go w dużej mierze postać trenera, Scotta Parkera, a zwłaszcza jego umiejętności motywacji. Angielski menedżer dostrzegł w nowym podopiecznym cechy, które cenił. Dodatkowo wywarł na piłkarzu takie wrażenie, że ten postanowił porzucić “bezpieczną przystań” i ponownie przeprowadzić się na południe. I to właśnie w barwach “Wisienek” zrobił ostatni krok podczas swej niesamowitej wędrówki. Choć często wchodził z ławki, awansował z klubem do Premier League.
Niedawno amator, dziś w krainie marzeń
Na razie Jamal Lowe spędził na murawach angielskiej ekstraklasy zaledwie minutę, po wejściu z ławki w końcówce przegranego spotkania z Manchesterem City. Ten moment będzie jednak dla niego na wagę złota. Ba, będzie na wagę złota dla każdego młodego chłopaka, kopiącego na co dzień piłkę jedynie w amatorskich rozgrywkach.
Takie historie pokazują bowiem, że drzwi do wielkiego futbolu nigdy nie są w pełni zamknięte. 28-latek przeszedł w ciągu pięciu lat drogę od gry przeciwko zawodnikom zarabiającym na chleb jak “przeciętny Kowalski” do dzielenia murawy ze światowymi gwiazdami.
- Pamiętam, jak się rozejrzałem i zobaczyłem De Bruyne i Haalanda na murawie. To wciąż jest dla mnie niewiarygodne. Czasem czuję się po prostu niczym kibic, mały chłopak podziwiający te gwiazdy. Ale muszę wbić sobie do głowy, że to teraz moje miejsce. Muszę być w stanie z nimi rywalizować - tłumaczył “Sport Bible”. - Zawsze jednak jest w tobie ten dzieciak. Nie sądzę, że kiedykolwiek z tego wyrosnę. Mam nadzieję, że to się nie stanie i nie będę obojętny na grę z najlepszymi piłkarzami na najlepszych stadionach.
Niedawno miał okazję zapisać kolejny niesamowity moment w swoim CV. Przy okazji towarzyskiego spotkania z Argentyną dzielił murawę z samym Lionelem Messim. To była kolizja dwóch światów. Jeden z nich od samego początku był uznawany za gigantyczny talent, gracz skazany na wielkość. Drugi w podobnym wieku nie mógł przebić się w Barnet i do międzynarodowej piłki dostawał się tylnymi drzwiami, poprzez drużyny amatorskie. A mimo tego ich ścieżki się przecięły.
To właśnie manifest nieprzewidywalności futbolu. Kolejna niesamowita historia, którą napisał. A wciąż pozostaje jeszcze tyle marzeń do spełnienia… Pierwszy występ w podstawowym składzie I premierowe trafienie na murawach Premier League, próba wywalczenia z Jamajką awansu na Mistrzostwa Świata w USA, Kanadzie i Meksyku. Ile z nich Lowe zdoła zrealizować? Nie sposób przewidzieć. Choć już samo zadomowienie się w angielskiej elicie to duże wyzwanie.
- Mam wrażenie, że to mimo wszystko gracz sklejony na Championship. Premier League to dla niego trochę za wysokie progi - ocenia Łaszkiewicz.
Z drugiej strony… kto wie? Jamajczyk już nieraz przekonał się, że warto wierzyć i pracować. To właśnie zaangażowanie i gotowość podjęcia nieoczywistych, ryzykownych decyzji doprowadziły go tam, gdzie jest. To one pozwoliły mu w pełni zaprezentować talent skrywany gdzieś w otchłaniach amatorskiej piłki. Jeszcze kilka lat temu uczył dzieci w szkole - teraz może pochwalić się grą przeciwko Messiemu. Zrobił więcej, niż mógł się spodziewać. I kto wie, może to jeszcze nie koniec, bo już kilkukrotnie przekraczał wszelkie granice, które powinny stać na jego drodze.