Z okręgówki do Ligi Europy. Niebywała historia gracza Wisły Kraków

Z okręgówki do Ligi Europy w... 10 miesięcy. Co za historia
Krzysztof Porebski / pressfocus
Dominik - Budziński
Dominik Budziński12 Jul · 11:31
Wisła Kraków pokonała KF Llapi (2:0) w premierowej odsłonie dwumeczu I rundy eliminacji Ligi Europy. Kto z piłkarzy “Białej Gwiazdy” zasłużył na miano największego wygranego czwartkowej rywalizacji? Mamy czterech kandydatów.
Zaczęli z przytupem i z przytupem skończyli. Podopieczni Kazimierza Moskala błyskawicznie objęli prowadzenie w starciu z wicemistrzem Kosowa, potem przez kilkadziesiąt minut kontrolowali sytuację na murawie, a chwilę przed końcowym gwizdkiem dołożyli drugie trafienie. Bardzo ważne, bo dające większy spokój przed wyjazdem na gorący teren do Podujeva.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wisłę bez wątpienia można chwalić i trudno znaleźć w szeregach ekipy z Reymonta kogoś, kto wyraźnie zawiódł. Nie oznacza to natomiast, że wszyscy zagrali na takim samym poziomie. Niektórzy z różnych względów mogą czuć się szczególnie wygrani. Oto i oni.

Rafał Mikulec

Pierwsze wrażenie robi się tylko raz, a Rafał Mikulec, piłkarz sprowadzony do Wisły tego lata, zaczął swoją przygodę z “Białą Gwiazdą” naprawdę pozytywnie. Jako lewy obrońca nie tylko bez większych zarzutów wywiązywał się z podstawowych zadań w defensywie, ale też był aktywny w grze do przodu. Nie miał łatwego zadania, bo akurat na jego flance Wisła zagrała nie z klasycznym skrzydłowym, a nominalnym środkowym pomocnikiem, którego - co zrozumiałe - ciągnęło do centralnej strefy boiska. Mimo to Mikulec dał sobie radę. Był ruchliwy, odpowiedzialny, szybki, potrafił klepnąć na jeden kontakt. Harował właściwie na całej długości boiska. Nie zaliczył oczywiście żadnego wybitnego występu, ale jeśli miał potwierdzić, że jest w stanie zakotwiczyć w podstawowej jedenastce na dłużej, to zdał test. Z klubu najpewniej odejdzie Jakub Krzyżanowski, nie ma już Davida Junki, a sprowadzony niedawno Giannis Giakos jest najwidoczniej niżej w hierarchii, bo w meczu z Llapi zagrał tylko kilkanaście minut.

Olivier Sukiennicki

Kolejny nowy nabytek Wisły, który w meczu z Llapi dostał swoją szansę od pierwszej minuty. Co ciekawe, Sukiennicki, nominalny środkowy pomocnik, został ustawiony bardziej jako fałszywy skrzydłowy i z tej roli wywiązał się solidnie. Czasami faktycznie widywaliśmy go bliżej linii bocznej, w niektórych fragmentach rywalizacji schodził bardziej do środka. Był aktywny, szukał małej gry, napędził kilka akcji. Mógł też zaliczyć asystę, ale po jego przytomnym dograniu w bramkarza uderzył Uryga. U byłego już gracza Stali Stalowa Wola widać spory potencjał, a warto pamiętać, że do tej pory występował najwyżej na trzecim poziomie rozgrywkowym w naszym kraju. Dziś bez wątpienia jego notowania urosły. Trudno prognozować, jak skład Wisły będzie wyglądał wówczas, gdy wszyscy kontuzjowani piłkarze wrócą do zdrowia, ale Sukiennicki dał pozytywny impuls. Nie spękał, nie unikał gry, dał sobie radę na nie do końca naturalnej dla siebie pozycji. Może czuć się wygranym. A jeszcze niecały rok temu grał w meczu ligi okręgowej jako zawodnik rezerw Stali. Niesamowite.

Igor Sapała

Dotychczasowa przygoda Sapały z Wisłą to, delikatnie ujmując, spore rozczarowanie. Wiele osób postawiło już na 28-latku krzyżyk, ale on najwidoczniej nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. W meczu z Llapi, pewnie też przez problemy kadrowe Wisły, zagrał od pierwszej minuty, a chwilę po rozpoczęciu rywalizacji trafił na 1:0. I to naprawdę w ładnym stylu. Zwiódł rywala, by następnie soczystym i precyzyjnym strzałem pokonać bramkarza rywali. Potem, przede wszystkim w pierwszej połowie, pokazał się z niezłej strony jeszcze kilka razy. Znów spróbował ciekawego strzału (tym razem nad poprzeczką), posłał też fajną prostopadłą piłkę. Nie ustrzegł się błędów, bo przydarzyły mu się niegroźne straty, ale i tak można było go pochwalić. Po przerwie już mniej widoczny i w końcu zastąpiony przez Młyńskiego. Podsumowując, tym razem Sapała nie zawiódł. Być może to dobry prognostyk przed dalszą częścią sezonu.

Angel Rodado

Rodado znów zrobił sobie znakomitą reklamę. Nie jest wielką tajemnicą, że Hiszpan budzi spore zainteresowanie większych i bogatszych klubów. Jeśli ich przedstawiciele zerkali w czwartkowy wieczór na Reymonta, to mogli postawić przy nazwisku króla strzelców ostatniego sezonu pierwszej ligi kolejny duży plus. 27-letni snajper jak zwykle był aktywny, wychodził do gry, dał zespołowi konkrety. W doliczonym czasie gry zdecydował się na bardzo sprytny strzał i strzelił arcyważnego gola na 2:0. Wcześniej to po jego uderzeniu skuteczną dobitką powinien popisać się Baena, który jednak fatalnie przestrzelił. Jeśli Wisła jeszcze tego lata straci Rodado, może się po tym nie pozbierać. To piłkarz absolutnie kluczowy. A po wczoraj telefon telefon znów może być gorący.

Przeczytaj również