Uratował Stomil, teraz uratuje Lechię? To on może przejąć gdański klub. "Potwierdzam zainteresowanie"
Potencjalny nowy właściciel Lechii Gdańsk, Michał Brański pojawi się w weekend na domowym meczu biało-zielonych z Cracovią. Rozmowy na temat przejęcia klubu trwają, ale ich efekt poznamy najpewniej po tym, gdy będzie wiadomo, czy drużyna utrzyma się w elicie. Od tego zależy cena i pozycja negocjacyjna obu stron.
Jak informowała w ostatnich dniach Interia.pl, Michał Brański jest kandydatem do kupienia Lechii Gdańsk. Mniejszościowi akcjonariusze skontaktowali byłego większościowego udziałowca Stomilu Olsztyn z Adamem Mandziarą, który posiada niemal 99% akcji gdańskiego klubu.
Brański potwierdza zainteresowanie
- Nie odżegnuję się od zainteresowania Lechią, ale jest to sytuacja, gdzie tak naprawdę piłka jest po drugiej stronie. Wszystko zależy od okoliczności, jakie będą na koniec sezonu. To prawda, że za pośrednictwem akcjonariuszy mniejszościowych, przeszedłem już pierwsze rozmowy na ten temat. Lechia jest bardzo atrakcyjną marką, ma solidne zaplecze i infrastrukturę. Kupienie jej ma sens, niezależnie od tego czy będzie w Ekstraklasie, czy też w 1. lidze. Mam wstępną wiedzę na temat klubu i jego finansów. Jeszcze nie miałem okazji rozmawiać z właścicielem i z miastem, ale pewnie niedługo taka sytuacja się nadarzy - powiedział specjalnie dla nas Michał Brański.
Kim jest potencjalny inwestor?
Nie wiemy, jak zakończy się ta historia, ale warto zapoznać się z tym, kim jest ewentualny nowy właściciel Lechii Gdańsk. Michał Brański jest milionerem i posiada jedną ze spółek, która wchodzi w skład holdingu tworzącego grupę Wirtualna Polska. Należy także do siedmioosobowego “Zespołu Zarządzającego” WP Holding, gdzie pełni funkcję Chief Strategy Officer. W latach 2019-2021 był większościowym udziałowcem Stomilu Olsztyn. Wiele osób związanych z klubem, tj. byli piłkarze czy pracownicy, wypowiadają się o nim bardzo pochlebnie. Twierdzą, że jest osobą uczciwą, która wywiązuje się z wcześniej złożonych deklaracji.
Michał Brański zwykł kontaktować się z trenerami po zakończonych meczach i przekazywać swoje opinie. Nie przekraczał jednak delikatnej linii i nie wkraczał w kompetencje trenerskie. Nie wymuszał swoich pomysłów, a jedynie przekazywał swoje przemyślenia. To od trenera zależało, czy weźmie je pod uwagę, czy też nie.
- Był bardzo uczciwy w stosunku do mnie. Gdy przychodziłem do klubu, to mi wszystko wyjaśnił. Mówił szczerze jakie są finanse i że nie ma wsparcia z miasta. Wspomniał, że będzie bardzo ciężko o punkty, bo należy uszczuplić kadrę. Uczciwie przedstawił jak wygląda sytuacja i poprosił, bym się zastanowił, czy na pewno chcę w to wejść. Podjąłem się zadania, a pan Brański kontaktował się ze mną niemal codziennie, pytając, czy czegoś potrzebuję. Wiedział, że Stomil jest w trudnej sytuacji, ale mimo to interesował się wszystkim i brał czynny udział w życiu klubu. Uczciwy i inteligentny człowiek - mówi nam były trener olsztyńskiego zespołu, Adrian Stawski.
Były szkoleniowiec Stomilu dodaje: - Interesował się każdym transferem. Chciał wiedzieć kogo ściągamy. Nie chcieliśmy się mylić przy żadnym z ruchów. Wiadomo, że budżet Stomilu był bardzo skromny. Trzeba było się mocno napracować, by kogoś tu ściągnąć.
Dużo mówi się o tym, że spotkał się w Olsztynie z dużym oporem miejscowego samorządu, który nie chciał współpracować. Klub był w fatalnej sytuacji finansowej, jednak udało się poprawić jedną, bardzo ważną rzecz.
- To osoba godna zaufania. Jak mówi, tak robi. Klub przed jego przyjściem potrafił zalegać po sześć - siedem wypłat! Dzięki niemu Stomil zaczął funkcjonować na normalnych warunkach. Nie było nie wiadomo jakich kokosów, ale przynajmniej było stabilnie i na zdrowych warunkach - twierdzi piłkarz Raduni Stężyca, Jonatan Straus, który grał wcześniej w Stomilu.
Lewemu obrońcy wtóruje trener Stawski: - Budżet był maleńki, ale nigdy nie było sytuacji, że wypłaty były spóźnione. Pilnował tego, by te sprawy były dopięte. Zawsze powtarzał, że pracownik musi dostać wynagrodzenie za swoją pracę. Te wypłaty nie były kosmiczne, ale… były na czas. To bardzo ważne.
Wycofanie się ze Stomilu
Michał Brański wycofał się ze Stomilu po niemal dwóch latach działalności. Sprzedał większość akcji Michałowi Żukowskiemu, choć nadal posiada mniejszościowy, dwucyfrowy pakiet. Taka decyzja wynikała w dużej mierze z braku chęci współpracy Miasta Olsztyna w zakresie rozwoju klubu.
- Michał utrzymał Stomil na powierzchni. Gdyby nie jego działania, przy których też uczestniczyłem, to klubu w tej chwili nie byłoby na mapie piłkarskiej Polski. To pasjonat futbolu i na pewno kręci go, by działać w klubie, który ma możliwości infrastrukturalne i dobre relacje z miastem. To bardzo rzetelny partner, bo w przeciwieństwie do samorządu Olsztyna, spełnił wszystkie warunki, na które pierwotnie się umówiono. Chciał kontynuować współpracę na jeszcze lepszych warunkach niż w pierwszej umowie, ale miasto nie chciało o tym rozmawiać - relacjonuje nam Michał Żukowski, Przewodniczący Rady Nadzorczej Stomilu Olsztyn.
Co może dać Lechii?
Podstawową różnicą jaka jest pomiędzy Stomilem i Lechią, to zainteresowanie miasta, które jest fundamentalne dla potencjalnego inwestora. W Olsztynie pomocy nie było w ogóle, natomiast w Gdańsku miasto od dawna jest zaangażowane w funkcjonowanie klubu.
- Jeśli miałby pomoc miasta, to może się to udać. Z tego, co wiem, to Gdańsk mocno się angażuje w Lechię, a do tego dochodzą lokalni sponsorzy. Michał Brański to bogaty człowiek, ale przede wszystkim rozsądny i rozważny. Myślę, że może uratować Lechię - słyszymy od trenera Stawskiego.
Jonatan Straus dodaje: - Podejrzewam, że Miasto Gdańsk musiałoby dogadać się z nim, by wspólnie spłacić długi.
Z relacji naszych rozmówców wynika także, że nie ma co spodziewać się spektakularnej polityki finansowej. Byłyby oszczędności na kontraktach, skończyłoby się “przepalanie” pieniędzy na zawodników zagranicznych. Można spodziewać się dużej przebudowy składu. W końcu skończyłyby się sytuacje, gdy piłkarze, czy też pracownicy klubu, nie otrzymują wypłat na czas. Wzorem Stomilu, można spodziewać się stawiania na Polaków, a zwłaszcza na piłkarzy wyróżniających się w mniejszych klubach z regionu.
Lechia potrzebuje ludzi, którzy chcą ją rozwijać, a nie tylko na niej żerować. Były właściciel Stomilu wydaje się idealnie pasować do gdańskiego klubu.