Upokorzył Mourinho, czeka na wielki transfer. "Stał się zawodnikiem dużo bardziej kompletnym"
Blamaż, najwyższa porażka w karierze Jose Mourinho, demonstracja wąskiej kadry. W niedawnej klęsce AS Romy, pierwszoplanową rolę odegrał Patrick Berg, pomocnik Bodo/Glimt. 23-latek to kolejny skandynawski talent gotowy do podboju Europy. Kwestia czasu, aż zrobi dużą karierę.
- Gdy Patrick oddał idealny strzał na bramkę Romy z 20. metra boiska, zacząłem się zastanawiać, czy to aby na pewno jest mój syn - powiedział Ørjan Berg w wywiadzie dla gazety "VG". Dni po sensacyjnym zwycięstwie z rzymianami (6:1) w Lidze Konferencji Europy były w Bodø absolutnie wyjątkowe. Drzwi praktycznie się nie zamykały, absolutnie każdy chciał mieć pamiątkę po historycznej wygranej nad drużyną "Giallorossich".
Nawet sam wywiad z Bergiem seniorem co chwilę przerywano. Raz przez dumną rodzinę, pragnącą pogratulować ojcu piłkarza Bodo/Glimt, innym razem przez fanów proszących o autograf lub zdjęcie. Centrum treningowe tego dnia otworzono dla wszystkich, jednak już po kilku godzinach faktycznie można było odnieść wrażenie, że do klubu przyszedł każdy mieszkaniec prawie 50-tysięcznego miasta.
Witajcie na północy Norwegii, w specyficznym mieście, gdzie wychował się nasz dzisiejszy bohater. Tylko tutaj kibice przynoszą na mecz gigantyczne, żółte szczoteczki, a na stadionie potrafi pojawić się ogromny, dmuchany łosoś. Co więcej, właśnie w tym miejscu od dziesiątek lat tworzy się legenda pewnej wyjątkowej rodziny.
Futbol w genach
W obecnej reprezentacji Norwegii roi się od potomków byłych piłkarzy. W niedawnym spotkaniu z Turcją na boisku pojawiło się aż czterech zawodników, których ojcowie zagrali przynajmniej jeden mecz w narodowych barwach. Chodzi o Alexandra Sorlotha (syna Gorana), Erlinga Haalanda (syna Alfa-Inge), Kristiana Thorstvedta (syna Erika) oraz właśnie Patricka Berga, którego zarówno wspomniany tata (aktualny dyrektor sportowy Bodo/Glimt), wujek, jak i dziadek grali dla kadry Norwegii. To wielopokoleniowa sztafeta. Ród Bergów piłkę nożną ma zapisaną w DNA.
Nic dziwnego, że Patrick dość szybko odnalazł swoje miejsce w kadrze. Obecny selekcjoner Stale Solbakken obdarzył go sporym kredytem zaufania. Najpierw pozwolił mu zadebiutować w starciu z Gibraltarem, a później konsekwentnie na niego stawiał w spotkaniach z Turcją czy Łotwą. Pomocnik Glimt błyskawicznie stał się jednym z największych odkryć tegorocznych eliminacji, także można powiedzieć, że już po kilku miesiącach spłacił dług z nawiązką. Szczególnie, że do drużyny narodowej wszedł bez żadnych kompleksów, a w ostatnich dwóch meczach (przeciwko Turcji i Czarnogórze) zagrał prawdziwy koncert. Właśnie tego nauczył się od ojca oraz dziadka.
Podróż w głąb siebie
W Bodo/Glimt trenerzy skupiają się nie tylko na rozwoju fizycznym, ale także mentalnym. Kilka sezonów temu w klubie zatrudniono nawet psychoterapeutę, a mianowicie byłego wojskowego, pilota myśliwca, Bjoerna Mannsverka. A ten, jak sam mówi, mimo pracy z piłkarzami o sporcie wie bardzo niewiele. Przez ostatnią dekadę nie miał zbyt dużo czasu na podobne rozrywki. Jeszcze w 2011 roku brał udział w walkach na terytorium Libii. Ma za sobą także służbę w Afganistanie.
Fakt, że nie jest pasjonatem futbolu, nie przeszkadza mu jednak w osiąganiu niespotykanych wyników. On również stoi za sukcesem klubu z dalekiej północy Norwegii. Dzięki jego spotkaniom grupowym drużyna stała się dużo bardziej zżyta. Szczególnie było to widać w momencie wygrania pierwszego, historycznego mistrzostwa Norwegii w 2020 roku. W trakcie świętowania Patrick Berg wraz z etatowym obrońcą Marcusem Lode byli zmuszeni do przejścia kwarantanny w hotelowym pokoju. Reszta zespołu nie zapomniała jednak o kolegach z szatni i podjechała autokarem pod budynek, aby fetować sukces wraz z wcześniej wymienioną dwójką. Na takich drobnych gestach buduje się wzajemny szacunek w zespole.
Relacja z psychologiem jest jednak nie tylko dodatkiem, ale ważnym punktem funkcjonowania zespołu. Nie bez powodu w jednym z wywiadów skrzydłowy Bodo Ola Solbakken wskazał Mannsverka jako głównego kreatora zwycięstwa z Romą. Zresztą, na tę rozmowę Solbakken przybył dopiero po zakończeniu swojej regularnej sesji jogi. W Bodo czas płynie jakby wolniej. Nikt nie tutaj nie pędzi, a jednak zespół konsekwentnie przyspiesza na drodze do celu.
Zawodnik Glimt we wspomnianym wywiadzie opowiedział głównie o pracy nad akceptacją roli rezerwowego. Jeszcze rok temu irytował się za każdym razem, gdy tylko był gorszy na treningu od Jensa Pettera Hauge czy Philipa Zinckernagela - potencjalnych rywali do walki o wyjściowy skład. Teraz jest w pełni świadomy swojej pozycji. Zajęcia z psychologiem pomogły mu zaakceptować nieco niższe miejsce w hierarchii. Opłaciło się - już wkrótce Hauge trafił do Milanu, a Zinckernagel do Watfordu. Drzwi do pierwszego zespołu zostały przed Solbakkenem otwarte na oścież. Cierpliwość się opłaciła - dwukrotnie ukłuł Romę, trafił do siatki również w ligowych starciach ze Stromsgodset oraz Molde FK.
Co jego przykład ma jednak wspólnego z Bergiem? Na przestrzeni kilku miesięcy obaj przeszli niesamowitą przemianę. Nie tylko pod kątem rozwoju gry, ale też we własnej głowie. To naprawdę wielka sztuka.
- Muszę przyznać, że pogodziłem się z samym sobą. Wcześniej myślałem, że wystarczą mi dobre podania i gra z piłką przy nodze, a teraz skupiłem się bardziej na pracy w defensywie. Cieszę się, że udało mi się to połączyć - powiedział 9-krotny reprezentant Norwegii w niedawnym wywiadzie dla telewizji "TV2 Sporten".
Berg stał się zawodnikiem dużo bardziej kompletnym, a co najważniejsze - świadomym własnych zalet i wad. Dzięki temu może się rozwijać w błyskawicznym tempie. Transfer do dużo większego zespołu wydaje się być kwestią czasu. Szczególnie, że jeszcze nie tak dawno pytały o niego kluby z Holandii czy Grecji. Sam zawodnik celuje jednak wyżej. Jego umowa z Bodo/Glimt powoli dobiega końca. Klub jest w pełni świadomy tego, że zimowe okienko transferowe to ostatni moment na sprzedaż pomocnika po dobrej cenie. Jeśli zablokują transfer, kilka milionów euro przejdzie im koło nosa. Na to w Glimt nie mogą sobie pozwolić.
Szczególnie, że Berg jest na fali wznoszącej, a jego wartość ciągle rośnie. W ostatnich dniach otrzymał nawet wyróżnienie za zdobycie najładniejszej bramki w trzeciej kolejce Ligi Konferencji.
Patrick chwilowo leczy uraz, ale patrząc na jego rozwój oraz to, jak szybko odnalazł się w reprezentacji Norwegii, można spokojnie patrzeć w przyszłość. 23-latek ma wszystko, aby za jakiś czas stać się najbardziej znanym z rodu Bergów. To tylko kwestia czasu.