Upadek ze szczytu boli. Sol Campbell - "Judasz", który szkalował Polskę i stracił kontakt z rzeczywistością
Przestrzegał angielskich kibiców, by nie przyjeżdżali na Euro do Polski, bo w tym “rasistowskim, ksenofobicznym kraju” czeka ich śmierć. Dekadę wcześniej chcieli go ukrzyżować kibice Tottenhamu, po tym jak dołączył niespodziewanie do zespołu ich największego wroga. Sol Campbell zawsze lubił szokować. W pewnym momencie stracił jednak przysłowiowy kontakt z bazą.
Dzisiejsze Derby Północnego Londynu (relacja na żywo na Meczykach od 17:00) spokojnie można by nazwać meczem imienia Sola Campbella. Anglik jako jeden z niewielu graczy w historii przywdziewał zarówno trykoty Tottenhamu, jak i Arsenalu. Gdyby kibice mogli po południu wejść na stadion “Kogutów”, zapewne 45-latek znów przez nich zostałby “pozdrowiony”. Fani “Spurs” traktują go jak najgorszego wroga. Zdrajcę.
Perła “Kogutów”
To w Tottenhamie Campbell wypłynął na szerokie futbolowe wody. W drużynach młodzieżowych “Kogutów” robił furorę. Nic zatem dziwnego, że szybko zadebiutował w Premier League, mając na liczniku tylko osiemnaście lat. Już po roku pełnił funkcję etatowego stopera londyńczyków. Niezwykle silny, postawny, a przy tym stosunkowo szybki. W skrócie - wzór idealnego obrońcy. Nie opuszczał praktycznie żadnego spotkania
Brak doświadczenia nie stanowił problemu. Sol dysponował naturalnymi cechami przywódczymi i szybko dorobił się opaski kapitańskiej. Napisał także kawał historii, gdy jako pierwszy czarnoskóry zawodnik podniósł trofeum na Wembley. W 1999 r. Tottenham wreszcie zyskał nowy eksponat do klubowego muzeum. Nikt nie przypuszczał, że po zaledwie dwóch latach dojdzie do zdrady stulecia.
Campbell wyrastał na jednego z najlepszych defensorów ligi, więc chciał zostać należycie doceniony. Obowiązujący go kontrakt ze “Spurs” wygasał w 2001 r. Wszelkie propozycje przedłużenia umowy były przez piłkarza odrzucane. David Buchler, człowiek odpowiedzialny za finanse “Kogutów”, nie chciał, a wręcz nie mógł spełnić oczekiwań lidera drużyny. Sol żądał trzyletniej umowy opiewającej na dwadzieścia milionów funtów. Jak na tamte czasy, była to astronomiczna kwota. Zwłaszcza dla zawodnika linii obrony. Impas w negocjacjach trwał aż do końca sezonu. Wtedy kapitan pierwszy opuścił tonący statek.
Judasz
- Pamiętam konferencję prasową, gdy ogłosiłem wcześniej, że kupujemy nowego piłkarza. Prawie nikt się nie zjawił. Przyszło może ze dwóch ciekawskich dziennikarzy, którzy pewnie nie mieli nic ciekawszego do roboty. Wszyscy byli pewni, że bierzemy Richarda Wrighta, bramkarza Ipswich. Nigdy nie zapomnę szoku, jaki przeżyli, gdy na salę wszedł Sol. Ten Sol. Gwiazda Tottenhamu. Nie wierzyli w to, co właśnie widzą - opowiadał Arsène Wenger.
Brytyjskie media oszalały. Kapitan Tottenhamu wzmocnił szeregi odwiecznego wroga, zdradził swój klub, który dodatkowo nie zarobił na tej transakcji złamanego pensa. Dziewięć lat spędzonych na White Hart Lane odeszło w zapomnienie. Campbell stał się wrogiem numer jeden wśród kibiców zranionych “Kogutów”. Dopiero po latach stoper zdradził, dlaczego zdecydował się na taki ruch.
- To była decyzja, którą musiałem podjąć. Pójście do Arsenalu było krokiem naprzód, ogromnym postępem. Wszystko tam było lepsze, niż w Tottenhamie, zawodnicy, sztab, mentalność. Byłem głodny sukcesów, a Tottenham stał w miejscu. Chciałem wygrywać i zrobiłem to. Wiem, że przy okazji zraniłem wielu. Jedni mi wybaczyli, inni nigdy tego nie zrobią. Ale czy jest ktoś, kogo lubi cały świat? - wyznał w rozmowie dla “ESPN”.
Trzeba uczciwie przyznać, że Anglik miał trochę racji. Różnica klas między londyńskimi klubami była wówczas ogromna, być może największa w historii. Dość powiedzieć, że w debiutanckim sezonie na Highbury Campbell wreszcie spełnił marzenia o wygrywaniu. Arsenal zdobył małą potrójną koronę, sięgając po mistrzostwo, Puchar Anglii i Tarczę Wspólnoty. W sam raz na dobry start. Znaczna przystawka przed daniem głównym, czyli przejściem do historii w sezonie 2003/04. Sol został jednym z niepokonanych. “The Invincibles”. Każdy jego sukces w koszulce Arsenalu tylko rozdzierał rany w sercach sympatyków Tottenhamu.. Przez pięć lat gry pod okiem Wengera osiągnął niemal wszystko. Kłopoty zaczęły się, gdy musiał zawiesić buty na kołku.
“Ekspert” od wszystkiego
Sol Campbell od zawsze wyznawał zasadę: “nieważne jak mówią, ważne żeby mówili”. Były fantastyczny defensor uwielbia prowokować opinię publiczną, wypowiadając stwierdzenia, które nie mają absolutnie żadnego pokrycia w rzeczywistości.
- Gdybym był biały, byłbym kapitanem reprezentacji przez minimum dziesięć lat. Czarnoskóry może mieć opaskę w drużynach młodzieżowych, ale nie w pierwszej kadrze - mówił. A przecież był kapitanem w trzech spotkaniach “Synów Albionu”. Z pozoru skromna liczba, ale walkę o opaskę przegrywał z nie byle kim - Davidem Seamanem, Alanem Shearerem, Johnem Terrym, Stevenem Gerrardem. Nawet teraz próżno doszukiwać się przejawów rasizmu w reprezentacji “Trzech Lwów”.
Campbell uwielbia szukać problemów tam, gdzie ich nie ma. Przed startem Euro 2012 przestrzegał angielskich kibiców przed przyjazdem do Polski i na Ukrainę. Nie gryzł się w język, mówiąc że ludzie, którzy zdecydują się na wyjazd, wrócą do ojczyzny w trumnach. Z paskudnego dokumentu “BBC”, w którym Sol odgrywał pierwsze skrzypce, wynikało, że państwa wschodniej Europy pozostają zacofane, a rasizm i ksenofobia są tutaj na porządku dziennym. O dziwo, podczas turnieju żadnego Anglika nie zabito.
Niezrozumiany “geniusz”
Na murawie Campbell był wzorem środkowego obrońcy, ale w pewnym momencie stracił kontakt z rzeczywistością. Jego ostatnie poczynania wzbudzają jedynie żal i politowanie. Równia pochyła rozpoczęła się dekadę temu, gdy zdecydował się na przejście do Notts County. Decyzja o podpisaniu pięcioletniego kontraktu z czwartoligowcem mogła nieco dziwić, ale prawdziwy szok nastąpił kilka tygodni później. Po rozegraniu jednego meczu, Sol zerwał warunki umowy i opuścił klub. Na koniec kariery zanotował krótkie epizody w Arsenalu i Newcastle, po czym spróbował sił na ławce trenerskiej.
- Nie mogę uwierzyć w opinie niektórych ludzi. Jestem jednym z największych umysłów w piłce, a mój zmysł jest marnowany przez brak doświadczenia - “skromnie” przyznał na łamach “Sky Sports”. Jego zdaniem praca w niższych ligach uwłacza ogromnemu własnemu potencjałowi. Sęk w tym, że nawet w rozgrywkach pół-amatorskich radzi sobie katastrofalnie. Ekipę Macclesfield poprowadził do jakże okazałego bilansu dziewięciu zwycięstw w trzydziestu spotkaniach. Podziękowano mu po sześciu miesiącach. W Southend United Campbell przebił samego siebie, notując jeszcze gorsze rezultaty.
Przykro patrzy się na medialny upadek człowieka, który tyle lat należał do ścisłej europejskiej czołówki na swojej pozycji. Kibice Tottenhamu nigdy by się z tym stwierdzeniem nie zgodzili, lecz Campbell naprawdę utrzymywał równy, wysoki poziom przez wiele sezonów. Nie przez przypadek rozegrał ponad 500 spotkań w najwyższej klasie rozgrywkowej i kolejnych 70 w barwach narodowych.
Sol zawsze pragnął być w centrum zainteresowania. O ile zdradę “Kogutów” na rzecz znacznie wówczas silniejszego Arsenalu można jeszcze zrozumieć, o tyle jego “popisy” na polu medialnym oraz szkoleniowym najlepiej skwitować milczeniem. Anglik sam niszczy pomnik, na który pracował przez dekadę.