Upadek "nowego Messiego". Mocne wejście do Barcy, wielka oferta od giganta. A dziś bezrobocie
Był sporym talentem, w spektakularnym stylu wyważył drzwi do wielkiej piłki. Za udanym debiutem nie poszedł jednak dalszy rozwój. Kariera Munira El Haddadiego skręciła w bardzo złą stronę.
Nowy Messi, kolejne wcielenie Neymara, przyszły lider. Katalońska prasa w taki sposób opisywała Munira, kiedy ten stawiał pierwsze kroki w Barcelonie. Wydawało się, że La Masia wyda na świat kolejnego piłkarskiego geniusza. Trzeba bowiem oddać Marokańczykowi, że fantastycznie rozpoczął przygodę na Camp Nou. Zyskał uznanie w oczach Luisa Enrique, potrafił błysnąć skutecznością, presja zupełnie nie pętała mu nóg. Dziś po nastoletnim fenomenie nie został nawet ślad. 28-letni napastnik od miesiąca bezskutecznie szuka nowego klubu. Jeśli w końcu go znajdzie, zdecydowanie nie będzie to zespół z europejskiej czołówki. Ten pociąg już dawno odjechał.
Start marzeń
Pierwsze piłkarskie kroki stawiał w malutkim klubie Galapagar. Tam potrafił strzelić 90 goli w sezonie. W młodzieżówkach Rayo Majadahonda dołożył 32 bramki w 29 meczach. W końcu jako 16-latek przeniósł się do La Masii. I tam znów przerastał umiejętnościami swoich rówieśników. Po raz pierwszy świat piłki usłyszał o nim w sezonie 2013/14, kiedy poprowadził Barcelonę do triumfu w młodzieżowej Lidze Mistrzów. W tamtej edycji strzelił 11 goli w 10 spotkaniach. Jednym z trafień było uderzenie z połowy boiska w finałowym starciu z Benfiką. Istny majstersztyk.
Za swoje wyczyny otrzymał najlepszą możliwą nagrodę. Luis Enrique umożliwił mu debiut w seniorskiej drużynie. I już w pierwszym występie Munir rzucił Camp Nou na kolana. W spotkaniu z Elche strzelił gola, mógł mieć nawet dublet, ale obił poprzeczkę. Przez 90 minut zachowywał się tak, jakby to nie był jego pierwszy mecz w hiszpańskiej ekstraklasie, ale setny.
- Od pierwszego dnia widzieliśmy, że Munir to bardzo utalentowany zawodnik. Jego dzisiejszy występ nie był zatem dla nas aż takim zaskoczeniem - powiedział Rakitić po debiucie El Haddadiego z Elche. - Przed Munirem wielka przyszłość. Jest skromny, bardzo pracowity i teraz dostaje to, na co zasłużył. Gra z nim to przyjemność - wtórował Dani Alves. - Mam zaufanie do Munira, który jest obdarzony sporym talentem. Potrafi strzelać gole, dobrze pracuje w obronie, jestem z niego zadowolony - dodał Luis Enrique.
Media szybko oszalały na punkcie nowej perły. W 2015 roku magazyn France Football umieścił go na liście 10 najbardziej obiecujących piłkarzy świata. Niedługo potem Arsenal miał zaoferować za napastnika 40 mln euro. “Duma Katalonii” odrzuciła tę propozycję, ponieważ myślała, że za parę lat El Haddadi będzie wart kilka razy więcej. Przecież nie można było sprzedać “drugiego Neymara”. Gdyby dało się cofnąć czas, działacze “Barcy” pewnie przyjęliby pieniądze od “Kanonierów” i sami zawieźli Munira na lotnisko El Prat.
Stały regres
Młodzi piłkarze ponad wszystko potrzebują minut na boisku, aby się rozwijać. Problem Munira polegał na tym, że trafił do drużyny, w której nie miał prawa regularnie grać. Wygryzienie kogokolwiek z trójki Messi - Suarez - Neymar było po prostu niemożliwe. Marokańczyk musiał zadowolić się sporadycznym wchodzeniem z ławki rezerwowych. W 2016 roku odszedł na wypożyczenie do Valencii, ale nie potrafił się tam odnaleźć. Często narzekał, że jest źle wykorzystywany, gra na nielubianej przez siebie pozycji skrzydłowego. “Nietoperze” nie miały zatem zamiaru zatrzymywać go na stałe. Rozwiązaniem i to nad wyraz skutecznym okazało się kolejne wypożyczenie, tym razem do Alaves.
- Deportivo Alaves to wspaniały klub. Nigdy nie miałem do czynienia z tak zaangażowanymi fanami, atmosfera na każdym meczu domowym jest niesamowita. Doceniamy to i walczymy dla tych ludzi. Jesteśmy bardzo zjednoczoną grupą, znakomicie dogaduję się z trenerem Abelardo. W Alaves mogę być tym piłkarzem, którym chcę. W Valencii zwykle grałem jako skrzydłowy, a najlepiej odnajduję się jako napastnik lub ofensywny pomocnik, który może schodzić po piłkę - analizował na łamach Sportu.
Sezon 2017/18 był najlepszym w wykonaniu Munira. W 33 spotkaniach Alaves zanotował 10 bramek i sześć asyst. Brał udział przy 40% trafień drużyny w tamtym okresie. Wydawało się, że Estadio Mendizorrotza okaże się jego ziemią obiecaną. Niestety, latem 2018 roku napastnik nie naciskał wystarczająco mocno na powrót do Deportivo. Został w Barcelonie, gdzie stracił kolejnych sześć miesięcy jako rezerwowy. Dopiero w styczniu 2019 roku Katalończycy sprzedali go do Sevilli za skromny milion euro.
- Kiedy trener mówi ci, że nie będziesz grał, możesz to zrozumieć. Ale klub chciał ze mną odnowić kontrakt, tylko nie czułem, że na mnie liczył. Rozmawiano ze mną o przyszłości, ale nie widziałem teraźniejszości. Dlatego podjąłem decyzję o odejściu. Wybrałem Sevillę, ponieważ ten zespół dał mi pewność siebie. Wiem, że mogę rozwinąć się tu jako piłkarz i jako człowiek - podkreślił w rozmowie z Mundo Deportivo.
Powiedzieć, że El Haddadi nie sprawdził się w Sevilli, to jakby nic nie powiedzieć. Jego dorobek bramkowy w sezonach ligowych spędzonych na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan to kolejno pięć, pięć, cztery i dwa. Licho. Łącznie rozegrał 113 meczów w barwach “Los Nervionenses”, ale te dobre można by zliczyć na palcach jednej ręki. I to nawet będąc Kapitanem Hakiem. Problemem Marokańczyka ewidentnie jest kwestia doboru klubu. Przeniósł się do Andaluzji, która nie potrzebowała cofniętego napastnika z dobrą techniką, ale miernymi warunkami fizycznymi. Następnie próbował ratować karierę na wypożyczeniu w Getafe, chociaż od razu wiadomo było, że nie pasuje do taktyki Jose Bordalasa. Trener “Los Azulones” lubi wysokich, postawnych napastników, którzy są zmorą dla stoperów. Dlatego mikry wychowanek La Masii z wysokości ławki obserwował poczynania Borjy Mayorala i Enesa Unala.
Zatopiona ostatnia deska ratunku
Sukcesywny zjazd niedoszłej gwiazdy jest też widoczny na arenie międzynarodowej. W 2014 roku, kiedy przebojem wdarł się do Barcelony, zdążył przy okazji zadebiutować w kadrze Hiszpanii. Vicente Del Bosque wystawił go w sparingu z Macedonią Północną wygranym 5:1. W kolejnych latach nie było oczywiście tematu powrotu do “La Roja”. Julen Lopetegui czy Luis Enrique raczej nie potrzebowali napastnika, który strzela po maksymalnie pięć goli w sezonie. El Haddadi postanowił zatem zmienić przynależność reprezentacyjną. Jego ojciec, Mohamed El Haddadi, jest Marokańczykiem, więc Munir dołączył do “Lwów Atlasu”. FIFA początkowo mu to uniemożliwiała, jednak w końcu zmieniono przepisy, aby pojedyncze występy w meczach towarzyskich nie zamykały drogi do reprezentowania innego kraju.
- Czuję się Marokańczykiem. Kiedy zadebiutowałem w Hiszpanii, byłem bardzo młody. Nałożono na mnie dużą presję, płakałem z tego powodu. Będąc dzieckiem, chcesz po prostu grać w piłkę - wyznał trzy lata temu na antenie stacji Movistar.
Munira przerosła gra w Hiszpanii, ale kadra Maroka również okazała się zbyt wysokimi progami. W jej barwach rozegrał 11 meczów, notując raptem dwa gole i jedną asystę. Selekcjoner Walid Regragui nie powołał go na mundial w Katarze i ostatnią edycję Pucharu Narodów Afryki. Aby wrócić do gry w reprezentacji, 28-latek musiałby wreszcie wyjść na prostą. A na razie nic nie wskazuje na to, aby ta sztuka mu się udała.
Prawdziwą szansą miały być ubiegłoroczne przenosiny do Las Palmas. El Haddadi trafił do klubu, który potrzebował lidera linii ataku. Dodatkowo ponownie spotkał się z Garcią Pimientą, trenerem, którego poznał w młodzieżówkach Barcelony. Miał stworzyć duet napastników z Sandro Ramirezem, kolejnym starym znajomym ze stolicy Katalonii. Na papierze wszystko się zgadzało. Weryfikacją było boisko. W 39 meczach dla ekipy z Wysp Kanaryjskich strzelił zaledwie cztery gole. Jego jedynym momentem chwały była bramka zdobyta przeciwko klubowi, w którym wypłynął na szerokie wody. Poza tym nie pokazał nic.
1 lipca wygasła umowa łącząca El Haddadiego z Las Palmas. Od tego czasu pozostaje on bezrobotnym zawodnikiem. Swego czasu agent sugerował, że saudyjskie kluby wykazują zainteresowanie 28-latkiem. Na razie nie słychać jednak, aby włodarze z Bliskiego Wschodu w ogóle rozważali taki temat. W hiszpańskiej prasie próżno szukać plotek na temat tego, gdzie Marokańczyk mógłby kontynuować karierę. Jedyną związaną z nim medialną nowinką były doniesienia o przeszczepie włosów wykonanym przez doktora Emraha Cinika w Stambule.
Grał w Barcelonie, łączono go z Arsenalem, po upływie kilku lat miał być jednym z najlepszych piłkarzy świata. Aż trudno uwierzyć, w jak złym kierunku potoczyły się jego losy. Dziś Munir El Haddadi jest piłkarzem bez klubu po serii nieudanych sezonów. Nowym Messim już na pewno nie zostanie. Pytanie brzmi, czy w ogóle uda mu się uratować karierę.