UEFA w tarapatach? Superliga wraca, wielcy znów chcą rewolucji. "Próba destabilizacji, destrukcji, oszustwa"

UEFA w tarapatach? Superliga wraca, wielcy znów chcą rewolucji. "Próba destabilizacji, destrukcji, oszustwa"
screen youtube
Superliga znów jest na ustach piłkarskiej Europy. Budząca skrajne opinie wizja nowego układu sił w futbolu wraca i już wywołała lawinę komentarzy. Udział w projekcie mogłoby wziąć nawet 80 drużyn, ale póki co do jego realizacji daleka droga.
Po kilkunastu miesiącach od głośnej afery wokół Superligi powraca idea tego projektu. Oficjalnie pomysłodawcy, tłumacząc cel jaki im przyświeca, powołują się na błędne ruchy europejskiej centrali piłkarskiej, co ma przekładać się na utrudniony rozwój futbolu. W tle są - jak zwykle - ogromne pieniądze, które mogłyby płynąć szerszym strumieniem do samych drużyn, zgarniając wpływy czerpane obecnie przez UEFA. Spekulacje na temat Superligi nie są jeszcze niczym wiążącym, ale według medialnych doniesień osoby stojące za nią miały już skontaktować się z blisko 50 klubami, a docelowo w rozgrywkach pod nowym szyldem miałoby występować nawet 80 ekip.
Dalsza część tekstu pod wideo
Fiasko planowanej w 2021 roku rewolucji nie ostudziło zatem zapędów części piłkarskich działaczy, którym nie w smak działania prowadzone przez Aleksandra Ceferina i jego ludzi. Już w zalążku nowego projektu da się zauważyć, że przez ostatnie dwa lata wyciągnięto pewne wnioski. Czy tym razem Superliga może przetrwać dłużej niż kilkanaście godzin? Na odpowiedzi przeciwników nie trzeba było długo czekać, a sama idea wcale nie jest tak kolorowa, jak przedstawiają ją jej autorzy. Choć pewnych racji nie da się im odmówić.

Porażka

Przypomnijmy. W kwietniu 2021 roku Superliga została hucznie ogłoszona, ale jeszcze bardziej spektakularnie upadła. Wówczas “ojcami założycielami” było 12 czołowych drużyn z Premier League, La Liga i Serie A. Na przeszkodzie do powołania rozgrywek stanęły liczne protesty i groźby wykluczenia klubów ze struktur UEFA. Ruch nie zyskał wsparcia nigdzie, poza własnym, elitarnym gronem. Choć ekipy zrzeszone wokół Superligi starały się uderzać w rozmaite tony. Uwypuklana była stagnacja europejskiej piłki i błędne decyzje centrali. Składano obietnice dofinansowania biedniejszych klubów w ramach programu solidarnościowego i zwiększenie natężenia meczów największych marek, co miało przekonać kibiców. Nikt tego jednak nie kupił. Strajkowali fani, którzy chcieli bronić tradycji. Twarde stanowisko zajęła UEFA, a wśród wytoczonych argumentów były też naciski polityczne. Nawet osoby, które na co dzień są wielkimi przeciwnikami europejskiej federacji, wolały wybrać “mniejsze zło” i opowiadały się za zachowaniem obecnego układu sił. Aż dziewięć z 12 klubów bardzo szybko wycofało się z pomysłu, a na placu boju zostały tylko Real Madryt, Barcelona i Juventus. Projekt, jak się okazuje, nie został jednak spalony, a jedynie schowany do szuflady.

Superliga 2.0

Teraz wizja powołania do życia Superligi powraca, a pierwotny plan ma zostać mocno zmodernizowany. Główne założenia nie mówią już o zamkniętej, elitarnej lidze dla krezusów, ale idą o wiele dalej. Docelowo mogłoby to doprowadzić do przewrotu w europejskiej piłce. Jeśli informacje o 60 czy nawet 80 zespołach zaproszonych do współpracy zostaną potwierdzone, to będziemy świadkami mocnego przemeblowania na europejskiej arenie.
Projekt “Superliga 2.0” zakłada:
  • Podział wszystkich zespołów na kilka dywizji
  • Rozgrywanie przynajmniej 14 meczów przez każdy klub w sezonie
  • Brak zamkniętej struktury
Nowy program rywalizacji ma zmiękczyć tych, którzy obawiają się, że droga do elity będzie zabetonowana. Mniejsze kluby, jednak nadal z wybranych lig, miałyby okazję piąć się w górę drabinki, a docelowo każdy zyskałby więcej pieniędzy. W końcu do podziału byłby niemały kawałek tortu, obecnie konsumowany przez UEFA. O planie uzdrowienia piłki nożnej poinformowała zresztą firma A22 Sports Management, która zajmuje się także interesami Superligi. “Futbolowy dekalog” zakłada m.in. poprawę konkurencyjności, większe dbanie o zdrowie piłkarzy, wzrost solidarności, rozwój piłki kobiecej czy uatrakcyjnienie rozgrywek.
Tyle w teorii, która jednak nie do końca musiałaby oznaczać, że Superliga będzie edenem dla całej piłkarskiej Europy. Przede wszystkim grono zaproszonych do udziału drużyn nadal ograniczałoby się do europejskiej pierwszej ligi. W tym zestawieniu - jak słyszymy - próżno byłoby szukać zespołów z krajów takich jak Polska. Gdyby nawet Superliga była “otwarta” i zakładała system awansów i spadków, to maluczcy wciąż mogliby jedynie przyglądać się jej z boku, licząc na okruchy spadające ze stołu ukryte pod szyldem solidarności i wyrównywania szans. Od razu warto też ostudzić zapały tych, którzy odliczają dni do startu projektu. Z powołaniem do życia Superligi raczej nikt nie będzie się przesadnie spieszył. W tle są bowiem kwestie praw telewizyjnych i reforma Ligi Mistrzów. Głośna dziś idea może kiełkować jeszcze kilka lat, a realnym terminem ewentualnego startu jest prędzej rok 2030, aniżeli np. 2025.

Nie ma przypadku

W tym, że temat Superligi powraca akurat teraz, nie ma przypadku. Przede wszystkim należy spojrzeć na to, kto nie opuścił struktur po pierwszej porażce projektu. Gdy większość klubów po cichu wycofała się z uczestnictwa w Superlidze, Real Madryt, FC Barcelona i Juventus nie pękły. Dwie ostatnie ekipy borykają się dziś z problemami natury prawno-finansowej, a zastrzyk kasy z Superligi mógłby w pewien sposób uzdrowić ich budżety. Osobną kwestią jest też np. widmo wykluczenia “Starej Damy” z europejskich pucharów. Mało prawdopodobne, aby stanęło to na przeszkodzie w rywalizacji poza strukturami UEFA. I taką furtkę “Juve” chętnie sobie uchyli, choćby w kontekście negocjacji własnej pozycji na europejskim rynku. Nawet będący w dobrej kondycji Real wciąż popiera projekt, w końcu firmowany przez samego Florentino Pereza.
Zachętą dla osób skupionych wokół Superligi może być także niedawny wyrok Sądu Apelacyjnego w Madrycie, który stwierdził, że UEFA i FIFA nie mogą karać w żaden sposób osób i podmiotów zaangażowanych pierwotnie w jej tworzenie. Wcześniej ciekawą opinię wydał też rzecznik TSUE. Jego zdaniem kluby chcąc występować zarówno w Superlidze, jak i rozgrywkach pod egidą UEFA, muszą uzyskać zgodę centrali. Równocześnie podkreślono, że samo powołanie Superligi nie jest niezgodne z prawem. Monopol UEFA i FIFA można zatem rozbić, choć na ten moment oznaczałoby to wyjście z ich struktur. Ostateczny wyrok w tej sprawie ma zapaść jeszcze w pierwszym kwartale tego roku. Mur został delikatnie nadkruszony, choć wciąż to UEFA stoi w lepszej pozycji.
Mimo to lobbyści Superligi na pewno zwietrzyli szansę, ale póki co nie stoi za nimi zbyt duże wsparcie. Teraz najważniejszym zadaniem jest więc znalezienie towarzyszy, gotowych ich poprzeć. Wydaje się, że są ku temu przesłanki. Część poważnych klubów wciąż liże rany po stratach spowodowanych pandemią i nie pogardzi większymi wpływami. Inni w idei Superligi mogą widzieć ciekawsze perspektywy rywalizacji. O tym, że coś jest na rzeczy i może się to ziścić, słychać z wielu stron. O potrzebnej, kompleksowej reformie futbolu także. Tym bardziej, że przez ostatnie kilkanaście miesięcy sporo się w piłce zmieniło. Nawet najbardziej wyszydzone przez własne środowisko kluby Premier League mogłyby ponownie rozważyć udział w projekcie, choć w przeszłości zobowiązały się odrzucać tego typu opcje, a sama Superliga ma w planach m.in. walkę z jej finansową dominacją nad resztą stawki. Jednak jeszcze w listopadzie minionego roku “The Athletic” pisało, że upadek Superligi mocno rozczarował właścicieli Liverpoolu. W Chelsea pojawił się Todd Boehly, który sam otwarcie mówił o wielu pomysłach na uatrakcyjnienie piłki nożnej. Być może ludzie tacy jak on mogą zainteresować się Superligą, ale do tej pory oficjalnego poparcia nie widać. Wręcz przeciwnie.

Szybka reakcja

Doniesienia o Superlidze wypłynęły bowiem w czwartek 9 lutego i szybko spotkały się z komentarzami. W większości krytycznymi. Jednym z pierwszych zabierających głos publicznie był Javier Tebas. - Superliga to wilk w przebraniu babci, który chce oszukać europejską piłkę nożną - stwierdził szef La Liga, jednocześnie wykluczając Real Madryt i Barcelonę z rozmów w sprawie praw telewizyjnych do krajowych rozgrywek.
Krytyka na Superligę spadła również ze strony Football Supporter’s Association, czyli angielskiego stowarzyszenia kibiców. W opublikowanym oświadczeniu FSA nazywa Superligę dosłownie “Europejską Ligą Zombie” i zwraca uwagę na to, że rywalizacja najlepszych ekip odbywa się od dawna w Lidze Mistrzów. FSA nie ma zamiaru szanować nowego tworu. Podobny głos wyraziło Europejskie Stowarzyszenie Klubów (ECA), które działania A22 nazwało “tkwieniem w alternatywnej rzeczywistości”. ECA zauważyło, że temat Superligi został zamknięty, kompromis i wizja przyszłości wypracowane na linii kluby - UEFA - FIFA, a obecne działania są próbą destabilizacji i zniszczenia stworzonego planu rozwoju. Jeśli więc oficjalne stanowisko jest prawdziwą wolą wszystkich zrzeszonych klubów, to nie widać wielkiej nadziei dla powodzenia całego przedsięwzięcia. Warto jednak podkreślić - jeśli. Dopóki każdy klub z osobna nie ustosunkuje się do sprawy, to dywagacje i plotki będą się pojawiać, a w każdej z nich może być ziarno prawdy.
Więcej o Superlidze i szykowanej rewolucji dowiecie się z programu specjalnego na ten temat, emitowanego na naszym kanale Youtube. Zapraszamy.

Przeczytaj również