Udany powrót Kownackiego. Ta runda będzie decydująca. "On ma tam wszystko"
Dawid Kownacki odbudował się po nieudanej próbie podboju 1. Bundesligi. Niewykluczone, że jeszcze do niej wróci - przed nim naprawdę ważne miesiące. Jego cel jest jasny.
Sinusoidalnie układa się w Niemczech kariera Dawida Kownackiego. Dobry początek w 1. Bundeslidze, na kanwie którego Fortuna zdecydowała się go wykupić z Sampdorii i przeprowadzić swój największy transfer w historii klubu, a potem permanentne kontuzje i ciągła próba odbudowy formy…
I nagle coś zaskoczyło. Pod wodzą Daniela Thioune Dawid zaliczył świetny sezon 2022/23. 14 bramek i dziewięć asyst oznaczało, że polski napastnik miał bezpośredni udział przy aż 38% ogółu goli, strzelonych w tamtym sezonie przez jego drużynę. Fortunie nie udało się wtedy awansować do 1. Bundesligi, ale Dawidowi już tak. Mógł przebierać w ofertach. Był już nawet na rekonesansie w Berlinie i z bliska przyglądał się warunkom pracy piłkarzy Unionu. Mocno zabiegało o niego TSG Hoffenheim, w niemieckich mediach pisano też o zainteresowaniu ze strony Borussii Moenchengladbach czy Stuttgartu. Ostatecznie jednak wybór padł na Werder Brema i trudno się było do tego wyboru przyczepić.
Srogie rozczarowanie
Ekipa Ole Wernera regularnie gra na dwóch napastników (zdarza się nawet, że i na trzech), a do odejścia z klubu szykował się jej najlepszy zawodnik, czyli Niclas Fuellkrug. Kiedy faktycznie odszedł, wydawało się, że droga Kownackiego do pierwszego składu wyłożona jest czerwonym dywanem. Pewniakiem do grania był co prawda Marvin Ducksch, ale obok niego był wakat, który wypełnić miał właśnie nasz piłkarz. Konkurencja nie wydawała się być specjalnie mocna, bo rolę dublerów wspomnianej dwójki powierzono nieopierzonym młodziakom, którzy dopiero co zdobywali szlify na trzecioligowych boiskach. Dodatkowo, Dawid imponował skutecznością w okresie przygotowawczym.
Wszystko układało się według planu. Weryfikacja przyszła jednak już w drugim meczu. O ile w pierwszym spotkaniu z Mainz Kownacki wyglądał przyzwoicie, o tyle w pierwszej połowie z Heidenheim już bardzo źle. Został zmieniony w przerwie i schowany do szafy. Potem już tylko raz wybiegł na boisko od pierwszej minuty, ale ponieważ rywalem była Borussia Dortmund, to i pokazać się na tle tak mocnego rywala nie było łatwo. W międzyczasie wspomniane wcześniej młode wilczki, czyli Nick Woltemade, a przede wszystkim Justin Njinmah, zaczęli wykorzystywać swoje szanse i łapać coraz więcej minut. W samej końcówce okienka wypożyczono jeszcze z Eintrachtu Rafaela Borre i sytuacja Dawida stała się wręcz beznadziejna. W bardzo krótkim czasie spadł on w hierarchii napastników z drugiego miejsca na piąte i o minuty było już naprawdę trudno. A kiedy je już dostawał, w oczy rzucał się brak boiskowej chemii z Duckschem, który częstokroć z irytacją wymachiwał rękoma, widząc boiskowe poczynania swojego kolegi.
Stało się więc jasne, że Kownacki musi szukać dla siebie nowego miejsca. Minionego lata rękę ponownie wyciągnęła do niego Fortuna, która akurat bardzo potrzebowała wartościowego napastnika, zwłaszcza w obliczu kontuzji Vincenta Vermeija. Nie było to też wielkie zaskoczenie, bo przecież trenerem Fortuny nadal jest Daniel Thoiune, a więc ten sam szkoleniowiec, u którego Polak tak świetnie funkcjonował dwa lata temu.
Ważny i potrzebny
W tym sezonie Dawid rozpędzał się dość mozolnie, liczby przychodziły mu z niemałym trudem, a na domiar złego w międzyczasie doznał jeszcze poważnego urazu, który wykluczył go z gry na niemal miesiąc. I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. W 13 meczach rundy jesiennej Kownacki strzelił pięć goli i dwa kolejne dograł. Jest to dorobek przyzwoity, choć oczywiście nie oszałamiający. Ale to, jak ważny stał się ponownie dla Fortuny, widać było jak na dłoni właśnie w tym okresie, kiedy go zabrakło.
Do spotkania z Kaiserslautern 26 października, a więc do tego, w którym zszedł z boiska po 40 minutach gry po fatalnie wyglądającym zderzeniu z bramkarzem rywala, Fortuna przystępowała w roli lidera tabeli, mając za sobą serię sześciu zwycięstw w dziewięciu rozegranych meczach. Brak Dawida sprawił, że piłkarze z Duesseldorfu nie tylko przegrali jeszcze ten mecz z Lautern, ale także wpadli w spiralę niekorzystnych wyników, która pociągnęła ich w dół tabeli. Dopiero kiedy Polak wrócił do pierwszego składu na początku grudnia, przestali przegrywać i znów zaczęli skrzętnie gromadzić punkty (pominąwszy wpadkę z ostatniej jesiennej kolejki przeciwko Magdeburgowi). Przenosząc to na liczby - kiedy Kownacki spędza na boisku minimum 60 minut w meczu, Fortuna zdobywa w tym sezonie średnio 1,9 punktów na mecz. Kiedy nie gra, albo gra w mniejszym wymiarze czasu - 0,8.
2. Bundesliga to w tym sezonie absolutny ewenement. Tabela jest niebywale płaska i nawet 2/3 ligi ma pełne prawo myśleć o awansie. Fortuna też oczywiście znajduje się w tym gronie. Ósme miejsce wrażenia wprawdzie nie robi, ale do miejsca premiowanego bezpośrednim awansem traci jedynie trzy punkty.
No i Kownackiemu powinno bardzo mocno zależeć na tym, by jego obecny zespół przebił się na najwyższy szczebel, bo chyba tylko w takim przypadku byłaby realna szansa na to, aby pozostał na dłużej w środowisku, które tak dobrze mu w ostatnim czasie służy. A że chciałby tam zostać na dłużej, nie jest chyba wielką tajemnicą. Nawet trener Fortuny Daniel Thioune zasugerował to dość wyraźnie w jednej z niedawnych wypowiedzi dla mediów. W ciągu ostatnich trzech rund w Fortunie, Kownacki rozegrał 45 meczów, strzelając w nich 19 goli i dokładając do tego 11 asyst. Opisując to inaczej - na trzy rozegrane mecze, zaliczał średnio dwa bezpośrednie udziały przy golach. Całkiem nieźle, prawda?
Jedyna szansa na 1. Bundesligę?
W umowie pomiędzy Fortuną a Werderem zawarta jest klauzula odstępnego, która według szacunków Rheinische Post wynosi około 2,5 mln euro. Dla drugoligowego klubu są to naprawdę duże pieniądze, a przecież trzeba do nich jeszcze dołożyć zarobki piłkarza, które po przenosinach do Bremy na pewno poszły mocno w górę. Nie będzie przesadą twierdzenie, że przed Kownackim być może kluczowa runda dla jego najbliższej przyszłości. Nieudany pobyt w Werderze nawarstwił sporo pytań w kontekście dalszej kariery. Dziś można się zastanawiać, czy 1. Bundesliga to już faktycznie za wysokie progi dla niego, czy jednak nie do końca zaadoptował się w nowym klubie i nie dostał w nim zaufania, na jakie liczył idąc tam?
A może po prostu Dawid jest takim typem piłkarza, który potrzebuje określonego otoczenia, w którym czuje się doceniany i w pełni akceptowany, i tylko w takim środowisku jest w stanie pokazać pełnię swoich możliwości? Może to nie typ gracza, który potrafi wyjść ze swojej strefy komfortu? U Daniela Thioune’a ma wszystko - i komfort, i zaufanie, i pewny plac. Nic tylko zakasać rękawy i grać na wiosnę swój najlepszy futbol. Czasem jest tak, że piłkarz gra najlepiej jak potrafi, bo chce się wypromować i zrobić skok indywidualny do wyższej ligi, bez względu na to, czy jego obecny klub osiągnie sukces czy nie. W przypadku Dawida sytuacja wygląda inaczej. Jego indywidualne cele całkowicie pokrywają się z celami klubu. Jeśli ma raz jeszcze spróbować swoich sił w 1. Bundeslidze, jeśli ktoś ma mu raz jeszcze zaufać, że jest w stanie poradzić sobie na tym poziomie, to chyba tylko Thioune i Fortuna.