Uciekł z Barcelony, chciało go pół Europy, miał zastąpić Mbappe. Potem transfer wstydu i wielki zjazd

Uciekł z Barcelony, chciało go pół Europy, miał zastąpić Mbappe. Potem transfer wstydu i wielki zjazd
Arnaud Andrieu / pressfocus
Dominik - Budziński
Dominik Budziński12 Jan · 14:00
Wychował się w akademii FC Barcelony, zachwycał w barwach Lazio, a Monaco wykładało na niego dużą kasę, by zastąpił odchodzącego Kyliana Mbappe. Keita Balde miał papiery na wielkie granie, ale roztrwonił cały swój potencjał, rozczarowując i na boisku, i poza nim. Dziś jest bezrobotny, bo zawiódł nawet w lidze tureckiej.
Ma senegalskie korzenie, ale urodził się w hiszpańskim Arbucies, rzut beretem od Barcelony. Przedstawiciele “Blaugrany” mieli więc dobrą okazję, by obserwować, jak ten utalentowany chłopak błyszczy najpierw w barwach mniejszych, lokalnych drużyn, a potem już w ich La Masii. Balde do legendarnej szkółki klubu z Camp Nou trafił jako dziewięciolatek. Tam rozwijał się w latach 2004-2010.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Szybko stał się jedną z najbardziej obiecujących młodych gwiazd klubu, strzelając dużo goli - czytamy dziś na oficjalnej stronie klubu z Camp Nou.

Szokujący powód odejścia z Barcelony

Zwrot akcji w karierze utalentowanego skrzydłowego, mogącego śmiało występować też w roli środkowego napastnika, nastąpił w 2010 roku. Zaczęło się dość… dziwnie. Balde podczas jednego z młodzieżowych turniejów zrobił bowiem koledze psikusa. Wrzucił do jego łóżka kostki lodu, co pewnie wywołało wśród młodych piłkarzy Barcelony sporo śmiechu, ale nie przypadło do gustu przedstawicielom klubu. Za karę psotnik został więc wysłany do satelickiego UE Cornella. Szkopuł w tym, że wypożyczenie, ze względów formalnych, nie wchodziło w grę. Młodzian miał więc odejść, a potem wrócić i na nowo związać się z “Blaugraną”.
W rzeczywistości jednak Balde nie chciał grać już dla Barcelony. Na zesłaniu strzelił dla nowego klubu 47 goli, po czym odmówił powrotu do stolicy Katalonii i czekał na oferty. Tych nie brakowało. Chciały go m.in. Real Madryt czy Manchester United, ale najbardziej konkretne okazało się Lazio. 16-letni skrzydłowy przeniósł się więc do Rzymu.
Przyszłość pokazała potem, że “Biancocelesti” zrobili kapitalny interes. Za jednego z najbardziej perspektywicznych wychowanków La Masii zapłacili tylko 300 tysięcy euro. Balde natomiast zaaklimatyzował się w stolicy Włoch, pograł trochę w zespołach juniorskich, po czym dobił do pierwszej drużyny. Już w premierowym sezonie na boiskach Serie A radził sobie solidnie, notując bilans pięciu goli i pięciu asyst. Dorzucił do tego też liczby na arenie Ligi Europy, gdzie nie tylko trafił do siatki w meczu z Łudogorcem, ale zapisał na koncie aż cztery decydujące podania przy golach kolegów. Zrobił to m.in. w spotkaniu z Legią Warszawa.
Kolejne dwa sezony Balde miał już słodko-gorzkie, ale była to najwidoczniej tylko cisza przed burzą. W kampanii 2016/17, jak się potem okazało ostatniej rozegranej dla Lazio, odpalił fajerwerki. W samej Serie A strzelił 16 goli. Imponujący miał zwłaszcza finisz sezonu, gdy zdobywał bramki w pięciu spotkaniach z rzędu. Kilka dni po tym, jak w sześć minut (!) ustrzelił hat-tricka w rywalizacji z Palermo, bijąc tym samym historyczny rekord Serie A, został bohaterem derbów i dwukrotnie skarcił AS Romę. Był po prostu w niesamowitym gazie.

Zastąpić Mbappe

Nic więc dziwnego, że w biurach Lazio rozdzwoniły się telefony. Świeżo upieczonego reprezentanta Senegalu, który ostatecznie zdecydował się reprezentować ojczyznę swoich rodziców, chcieli niemal wszyscy. Chociaż padały takie nazwy jak Inter, AC Milan, Napoli, Juventus, Atletico Madryt, Tottenham czy Chelsea, wyścig ostatecznie wygrało AS Monaco.
Klub z Księstwa przeżywał wtedy swoją złotą erę. Kilka tygodni wcześniej zdobył mistrzostwo Francji, wyprzedzając naszpikowane gwiazdami PSG, a w Lidze Mistrzów dotarł aż do półfinału. Balde, za którego zapłacono 30 mln euro, stał się wówczas bohaterem jednego z rekordowych transferów w całej historii klubu. Stanął jednak przed piekielnie trudnym zadaniem zastąpienia odchodzącego właśnie Kyliana Mbappe.
- Nie porównujcie mnie do Mbappe. Nie porównujcie mnie do nikogo. Mam swój własny styl - mówił na wstępie Balde.
Pierwszy sezon Senegalczyka na Stadionie Ludwika II był dość rwany. Jedna kontuzja, potem druga, do tego zawieszenie za kartki. Trudno było o odpowiedni rytm i stabilizację, ale kiedy Balde faktycznie wybiegał na murawę, był naprawdę konkretny. W 23 ligowych meczach strzelił osiem goli i zanotował pięć asyst, a sześć razy dogrywał też kolegom przy trafieniach w innych rozgrywkach - krajowych pucharach czy Lidze Mistrzów.

Przebłyski w Interze, bez przyszłości w Monaco

Balde odszedł z Włoch, ale Włochy nie zapominały o nim. W końcu więc Inter, który Senegalczykiem interesował się już wcześniej, ruszył z ofertą do Monaco. Zaklepał sobie wypożyczenie z opcją pierwokupu, ale z niej ostatecznie nie skorzystał. Skrzydłowy nie zrobił bowiem w Mediolanie furory. Grywał głównie jako zmiennik, znów na dłuższy czas wypadł przez kontuzję, a kilka przebłysków, jak ten z rywalizacji przeciwko Frosinone, gdy ustrzelił dublet i zaliczył asystę, nie mogło przekonać włodarzy “Nerazzurrich”.
Senegalczyk wrócił więc do Monaco, które dało mu drugą szansę, ale nie wskoczył już na wyższe obroty. Odbudować próbował się na jeszcze jednym wypożyczeniu, tym razem do Sampdorii, i trzeba przyznać, że mimo kiepskiego startu rozegrał w Genui sporo dobrych spotkań. Strzelił siedem goli, zaliczył kilka asyst. Znów pokazał się na Półwyspie Apenińskim, gdzie powietrze ewidentnie sprzyjało mu bardziej niż nad Sekwaną.
Balde był w tamtym okresie dla Monaco trochę kamieniem w bucie. Kontrakt miał aż do czerwca 2022 roku, a nie wiązano z nim w Księstwie jakiejkolwiek przyszłości. Do tego stopnia, że kiedy na samym finiszu letniego okna transferowego Cagliari wyraziło zainteresowaniem Senegalczykiem, pozyskało go… za darmo. Włoski klub zobowiązał się jedynie do wypłacenia Monaco 25% kwoty z kolejnego (ewentualnego) transferu zawodnika.

(Poza)piłkarski zjazd

Kariera Balde już wtedy zaczęła wyraźnie pikować, ale kolejne lata przyniosły w tej historii niespodziewane, naprawdę ogromne tąpnięcia. Po kiepskim sezonie na Sardynii wychowanek Barcelony zdecydował się bowiem na transfer do ligi rosyjskiej. Gdy więc ci bardziej rozsądni piłkarze uciekali z kraju, który kilka miesięcy wcześniej rozpoczął zbrojną agresję na Ukrainę, Senegalczyk z uśmiechem na twarzy zasilił Spartak Moskwa.
Karma wróciła bardzo szybko, gdy okazało się, że Balde oblał testy antydopingowe, które przechodził jeszcze w trakcie reprezentowania Cagliari. Efekt? Trzy miesiące zawieszenia i stracone mistrzostwa świata. Senegalczyk nie mógł pojechać z kadrą do Kataru. Co więcej, już nigdy później nie zagrał w narodowych barwach. Nic zresztą dziwnego. Zostawiając na boku kwestie moralne, mówimy dziś po prostu o cieniu piłkarza. Zawodnik robiący swego czasu furorę na boiskach Serie A przepadł już raczej bezpowrotnie.
Dziś Balde nie ma nawet klubu. Nie jest emerytem, bo za dwa miesiące stuknie mu trzydziestka, ale można chyba powoli stwierdzać, że to już gość po drugiej stronie rzeki. Nie odbudował się ani w Spartaku, ani na późniejszym wypożyczeniu do Espanyolu, a na ostatni epizod w tureckim Sivassporze (11 występów, jeden gol) też można w zasadzie spuścić zasłonę milczenia.
Ostatnio o Balde zrobiło się zresztą głośno z jeszcze jednego powodu. Senegalczyk miał mieć bowiem romans z Wandą Narą, gdy ta pozostawała w związku małżeńskim z Mauro Icardim. Przypomnijmy, obaj piłkarze dzielili szatnię w Interze Mediolan.
Co natomiast dalej z karierą i życiem Senegalczyka? Ktoś na pewno nabierze się jeszcze na nazwisko Balde, bo już teraz mówi się choćby o możliwych przenosinach do włoskiej Monzy. Gdzieś kontrowersyjny piłkarz dobije więc do emerytury, podczas której będzie miał dużo czasu na przemyślenia i refleksje. Te dotyczące sportowej przygody, zapowiadającej się kiedyś znacznie lepiej, i te związane z pozaboiskowymi wyborami.

Przeczytaj również