Klucze, które mogą przesądzić o mistrzostwie Anglii. Tym Liverpool góruje nad Manchesterem City

Klucze, które mogą przesądzić o mistrzostwie Anglii. Tym Liverpool góruje nad Manchesterem City
Matt Willkinson/Pressfocus
Do niedawna Manchester City uchodził za murowanego faworyta do zdobycia mistrzostwa Anglii. Liverpool stoi jednak przed szansą, aby zdetronizować “Obywateli”. Pod pewnymi względami “The Reds” górują nad rywalami z Etihad. Kluczem do mistrzostwa może się okazać postawa liderów w ofensywie.
Na początku roku “The Citizens” musieli schylać głowy, aby ujrzeć peleton w ligowej tabeli. Wraz z nadejściem wiosny stopniał nie tylko śnieg, ale również przewaga punktowa obrońców tytułu. Dziś City i Liverpoolu nie dzieli już przepaść, a zaledwie jedno oczko. I istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że na koniec rozgrywek to ekipa Juergena Kloppa po raz drugi w historii będzie mogła celebrować mistrzostwo Premier League. A to wszystko za sprawą skuteczniejszych zawodników z mocniej ugruntowaną pozycją w składzie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Rządy napastników

Pod względem głębi kadry Liverpool oraz prawdopodobnie każdy inny klub na świecie ustępuje Manchesterowi City. Ostatnie tygodnie pokazują jednak, że to nie ilość, ale jakość zawodników okazuje się najważniejsza w kluczowych momentach. Aktualnie trzech z czterech najlepszych strzelców w lidze angielskiej gra dla kapeli z miasta Beatlesów. Pep Guardiola może jedynie pomarzyć o posiadaniu napastników gwarantujących takie liczby.
Mohamed Salah, Sadio Mane i Diogo Jota są ofensywnym trójzębem, który wzbudza postrach w szeregach każdego rywala. Licząc wszystkie rozgrywki, magiczny tercet uzbierał już w tym sezonie 62 bramki na koncie, przy czym bilans ten prawdopodobnie byłby jeszcze lepszy, gdyby Salah i Mane do samego końca nie walczyli zaciekle o triumf na Pucharze Narodów Afryki.
Tymczasem w City brakuje jasno wyklarowanej trójki ofensywnych zawodników. Najskuteczniejszymi zawodnikami są Riyad Mahrez (22 gole we wszystkich rozgrywkach w tym sezonie), Raheem Sterling (14 goli) i Kevin De Bruyne (13 goli). Nawet nie są oni blisko osiągnięć wybitnego trio znad Merseyside. Z jednej strony wszyscy wiemy, że na Etihad od lat bramki rozdzielone są na większą liczbę piłkarzy. Z drugiej jednak, aktualnie Guardiola może mieć do dyspozycji zbyt wielu dobrych zawodników, którzy w dłuższej perspektywie nie mają szans na regularną grę. Poza Katalończykiem nikt nawet nie domyśla się, w jakim zestawieniu osobowym wyjdzie City na niedzielne starcie z Liverpoolem. Klopp nie ma tego problemu, bowiem wystarczy, że wystawi Salaha, Mane i Jotę, a bramki same przyjdą. W futbolu często przytacza się powiedzenie o zawodnikach, którzy noszą i grają na fortepianie. W City zebrano kapitalną grupę piłkarskich muzyków działających w aż nazbyt dużej orkiestrze. Brakuje w tym wszystkim kilku wybijających się solistów.

Klęska urodzaju

- Ofensywna trójka City jest dobra, ale tercet Liverpoolu strzeli więcej goli i będzie bardziej bezlitosny - zwiastował na antenie stacji “Sky Sports” Clinton Morrison, były gracz m.in. Crystal Palace czy Birmingham.
Największym problemem w ofensywie City jest brak jasnej hierarchii napastników. Guardiola zawsze miał do dyspozycji mnóstwo jakościowych piłkarzy, jednak prędzej czy później wiadomo było, że ciężar zdobywania bramek spoczywa na barkach Sergio Aguero, który dostarczy kilkadziesiąt trafień w sezonie. Po odejściu Argentyńczyka wszyscy zawodnicy z ofensywy wystartowali z czystą kartą i do dziś żaden z nich nie wypracował ogromnej przewagi nad resztą.
- Ludzie niekoniecznie rozumieją termin “rotacje”. To nie wygląda tak, że jesteś największą gwiazdą, więc nie zagrasz w tym meczu, żeby mieć siły na inny, ważniejszy. To tak nie wygląda. To wielki błąd, który pojawia się w głowach zawodników - tłumaczył Guardiola.
Gabriel Jesus w 21 spotkaniach Premier League strzelił dwa gole. Tyle samo ligowych trafień na koncie ma Jack Grealish. Guardiola musi zatem ciągle kombinować, szukać nowych rozwiązań, a ta niepewność wobec obsady linii ataku wpływa destabilizująco na cały zespół. Przypomnijmy początek marca, kiedy City w dwóch meczach z rzędu nie strzeliło gola. Przeciwko Sportingowi w ofensywie zagrali Phil Foden, Jesus i Raheem Sterling. Z Crystal Palace wyszła trójka Grealish, Mahrez, Bernardo Silva.
WABB ehhystarczy nawet przypomnieć ostatni mecz “The Citizens” z Atletico Madryt. Guardiola przed pierwszym gwizdkiem stwierdził, że czasem myśli aż zbyt dużo, co prowadzi do stworzenia głupich taktyk. I faktycznie, przeciwko mistrzom Hiszpanii dopiero orzeźwiające zmiany w postaci wprowadzenia do gry Fodena zapewniły cenne zwycięstwo. Ale jednak przez prawie 70 minut Anglicy cierpieli, nie mogąc wykreować czegokolwiek pod bramką Jana Oblaka.
Kiedy Manchesterowi City zdarzają się mecze ofensywnej posuchy, ofensywa Liverpoolu po prostu rozjeżdża każdego napotkanego przeciwnika. W tym roku “The Reds” strzelili minimum jednego gola w każdym spotkaniu ligowym. Fenomenalna postawa Salaha, Joty, Mane czy także wchodzącego do drużyny Luisa Diaza pozwoliła zanotować serię dziesięciu zwycięstw w Premier League z rzędu. Na Etihad ta passa może zostać jeszcze poprawiona.

Nie strzelasz, nie istniejesz

Bramki w futbolu to nie wszystko, jednak konkretny podział ról w drużynie jest podstawą każdego sukcesu. W Liverpoolu wiadomo, kto odpowiada za wykończenie akcji i skutkuje to posiadaniem najlepszej ofensywy na Wyspach, a być może nawet w całej Europie. A “The Reds” mają nie tylko najlepszych strzelców, ale również asystentów. Na czele tegorocznej klasyfikacji kreatorów Premier League znajduje się trzech zawodników z czerwonej części Merseyside:
  • Trent Alexander-Arnold - 11 asyst
  • Andrew Robertson - 11 asyst
  • Mohamed Salah - 10 asyst
W City już tak kolorowo nie jest. Najlepszym asystentem jest Gabriel Jesus ze skromną liczbą siedmiu otwierających podań. Można pochylać się nad różnorakimi statystykami, wykresami i innymi danymi, ale wszystko finalnie sprowadza się do goli i asyst. One są solą futbolu i przepustką do wielkich sukcesów. Klopp ma tę przewagę nad Guardiolą, że nie musi zastanawiać się, na kim oprzeć ofensywę i kto powinien dostarczać piłki napastnikom. Wszem i wobec wiadomo, że któryś z trójki Salah-Jota-Mane prawdopodobnie strzeli na Etihad minimum jednego gola. Niewykluczone, że dokona tego po asyście Robertsona lub Trenta. Tak po prostu funkcjonuje Liverpool. Jest to zbyt dobrze działający system, aby ktokolwiek mógł znaleźć na niego skuteczną receptę.
Kiedy Klopp ze spokojem może przyglądać się już wybranej jedenastce na jutrzejszy hit, Guardiola pewnie nadal główkuje nad preferowanym ustawieniem. A przeszłość pokazuje, że Katalończykowi zdarza się czasem przekombinować. Zbyt duża liczba opcji w ataku niejednokrotnie skutkowała kuriozalnymi wyborami pokroju wystawienia Sterlinga czy Grealisha na pozycji fałszywej dziewiątki.
Niedzielne starcie na Etihad może mieć kluczowy wpływ na losy krajowego mistrzostwa. City podejdzie do tego starcia z minimalną przewagą punktową, ale również sporą obawą przed siłą ofensywy z Anfield. W ostatnim czasie na napastników Liverpoolu nie ma mocnych. Na taką siłę trzeba odpowiadać jeszcze większą siłą. A jeśli Guardiola popełni choćby drobny błąd przy wyborze swojej ofensywy, “Obywatele” mogą pożegnać się z myślami o zachowaniu pierwszego miejsca.
- Lubię czytać książki, ale ostatnio tego nie robię. Kiedy tylko zasiadam do lektury, zaraz się rozpraszam, bo myślę o Liverpoolu Kloppa. Przecież on ma Salaha, on ma Mane - stwierdził kiedyś Guardiola, doceniając klasę "The Reds". Jego słowa nigdy nie były prawdziwsze niż przed jutrzejszym starciem.

Przeczytaj również