Tylko on uratuje Manchester City? Guardiola ma gotowe remedium. I to w promocji!
Manchester City jest ranny, ale jeszcze żywy. Bliznę po utracie Rodriego da się zakryć przed światem. Wystarczy dokonać jednego wzmocnienia.
Jak zastąpić niezastąpionego? To pytanie może spędzać sen z powiek Pepowi Guardioli, który stanął przed karkołomnym zadaniem. Poważny uraz Rodriego spowodował, że Manchester City przestał być niemal nietykalną maszyną, która wygrywała jeden mecz za drugim. Dotychczasowe próby załatania luki po tegorocznym triumfatorze Złotej Piłki kończyły się mniejszymi lub większymi porażkami. W kadrze mistrzów Anglii po prostu nie ma zawodnika, którego profil gry byłby choć w małym stopniu zbliżony do hiszpańskiego artysty. Właśnie dlatego “Obywatele” powinni sięgnąć po gracza, który już potrafił wejść w buty mistrza Europy. Jest nim Martin Zubimendi.
Nieudane eksperymenty
- Znacie sytuację Rodriego, najlepszego zawodnika świata, którego nie będzie z nami do końca sezonu. W takiej sytuacji wiemy, że będziemy mieli problemy. Chodzi o to, żeby zaakceptować nasze położenie. Każdy mecz będzie trudniejszy niż w poprzednim sezonie. Ale wiemy, co musimy zrobić. "Kova" może zagrać na tej pozycji, Ilkay, może wystawię tam Johna Stonesa lub Manu Akanjiego. I wiem, że zagrają dobrze. Wyobraźcie sobie Golden State Warriors bez Stepha Curry'ego lub prime Barcelonę bez Messiego. Oczywiście, że te drużyny byłyby słabsze. Ale my musimy iść naprzód - stwierdził Guardiola pod koniec października.
Jak powiedział, tak zrobił. W ostatnich tygodniach Katalończyk testował na pozycji numer 6 Ilkaya Guendogana i Mateo Kovacicia. Żaden z nich nawet nie zbliżył się jednak do poziomu gwarantowanego przez Rodriego. Niemiec od momentu powrotu na Etihad prezentuje się nieco poniżej oczekiwań. Z kolei Chorwat jest stworzony do gry w roli “ósemki”, gdzie może korzystać z największego atutu w postaci progresywnych rajdów z piłką przy nodze. On nie sprawdza się jako pomocnik od dyktowania tempa gry i zabezpieczania wysoko ustawionych obrońców. Właśnie dlatego Manchester stał się drużyną bardzo podatną na huraganowe ataki rywali.
“Obywatele” przegrali cztery ostatnie mecze, co przydarzyło się po raz pierwszy w erze Guardioli. Zespół tyle samo porażek z Rodrim w składzie zanotował przez całe sezony 2022/23 i 2023/24. Co najgorsze, wszystkie ostatnie wpadki były niemal w pełni zasłużone. W każdym z czterech ostatnich spotkań City było słabsze pod względem liczby odbiorów. W tej statystyce Brighton wygrało 16 do 12, Sporting 20 do 14, Bournemouth 16 do 14, a Tottenham 18 do 11. Przeciwnicy wiedzieli, że zespół Pepa stracił za jednym zamachem dyrygenta, kreatora gry i defensywny rygiel. I bez zawahania to wykorzystali.
Manchester przynajmniej do końca roku może być narażony na kolejne porażki. Rodri prawdopodobnie wróci dopiero w przyszłym sezonie, ale już w styczniu pojawi się okazja na uporanie się z palącym problemem. Ostatnie tygodnie pokazały już, że rozwiązania systemowe nie zdają egzaminu. Kovacić, Guendogan, Stones czy Rico Lewis dysponują ogromną jakością, ale nie są stworzeni do gry jako najniżej ustawiony pomocnik. A kto wie, czy to właśnie ta pozycja nie staje się powoli najważniejszą we współczesnym futbolu na najwyższym poziomie. Barcelona odżyła, kiedy słabego Oriola Romeu zastąpił Marc Casado, odkrycie tego sezonu. Real Madryt wciąż dochodzi do siebie po odejściu Toniego Kroosa. Liverpool kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa w dużej mierze za sprawą fantastycznie spisującego się Ryana Gravenbercha, którego Arne Slot uczynił liderem środka pola. Kilka miesięcy temu “The Reds” chcieli, aby w tej funkcji sprawdził się ktoś, kto teraz powinien widnieć na szczycie listy życzeń City. Mowa oczywiście o Martinie Zubimendim.
Drugi najlepszy
- Od razu zaakceptowałem moją rolę w kadrze. Wiem, że mam przed sobą Rodriego, który jest najlepszy na swojej pozycji. Ale podczas turniejów takich, jak EURO nikt nie myśli o indywidualnościach. Skupiam się na tym, aby być w pełni gotowym, kiedy nadejdzie moja szansa - mówił Zubimendi w trakcie EURO.
Talent i jakość wychowanka Realu Sociedad od kilku lat nie podlegały żadnym dyskusjom. Do niedawna brakowało mu jednak jednego występu, który widziałby praktycznie cały świat. W lidze hiszpańskiej trudno przebić się do mainstreamu, nie reprezentując barw Realu Madryt czy Barcelony. Szansą dla Zubimendiego okazały się ostatnie mistrzostwa Europy, które w większości przesiedział na ławce rezerwowych. W przerwie finałowego starcia z Anglią dostał jednak szansę od losu. Rodri doznał kontuzji, co na pierwszy rzut oka mogło zdestabilizować maszynę Luisa de la Fuente. Szczęściem w nieszczęściu okazała się dyspozycja rezerwowego, który bez mrugnięcia okiem zastąpił najlepszego gracza całego turnieju. Wszedł w newralgicznym momencie, ale zupełnie nie widać było po nim oznak strachu czy zwątpienia. W starciu z “Synami Albionu” zaliczył 24 celne podania na skuteczności 92%. Wykreował jedną szansę, miał jeden udany drybling, wygrał każdy z pięciu pojedynków, w które się wdał. Bramki na wagę triumfu Hiszpanii strzelili wówczas Nico Williams i Mikel Oyarzabal, ale inny z Basków miał równie wielki wkład w ten sukces.
- Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie miałem czasu na zastanowienie się. Rozgrzewka, krótka rozmowa z trenerem i już byłem na boisku. A tam skupiam się na tym, co mam do zrobienia, czyli możliwie jak największej pomocy drużynie. Nie myślałem o niczym innym - powiedział już po zdobyciu złota.
- Absencja Rodriego jest dla nas wielką stratą, ale mamy Zubimendiego. Martin to piłkarz z ogromną jakością, zawsze gra bardzo spokojnie, robi to, o co go poprosimy. Już mówiłem, że to drugi najlepszy zawodnik świata, po Rodrim - podkreślił niedawno De la Fuente, cytowany przez El Diario Vasco. - Martin to zawodnik, którego chcieliby mieć wszyscy trenerzy. Zawsze najpierw myśli o kolegach z drużyny, a dopiero potem o sobie. Ma wyjątkową zdolność sprawiania, że z nim na boisku wszyscy wokół stają się lepsi. Oferuje najlepsze rozwiązania, bardzo dobrze się porusza, wie, co zrobić z piłką zanim ją dostanie. Uwielbiałem z nim pracować - zachwalał Xabi Alonso w rozmowie z The Guardian.
Zubimendi w wielu aspektach przypomina Rodriego. Obaj pracują w defensywie na najwyższym poziomie, będąc jednocześnie gwarantem spokoju na etapie rozgrywania akcji. W poprzednim sezonie gracz RSSS podawał ze średnią celnością na poziomie 88,6%. Skuteczność zagrań progresywnych wyniosła ponad 75%. Wygrywał co trzeci pojedynek, w tym 62% powietrznych. Do tego dokładał 5,9 udanej akcji defensywnej na mecz. Z każdym tygodniem udowadnia też, że wciąż może być jeszcze lepszym zawodnikiem. W bieżących rozgrywkach ma najwyższą w karierze średnią wykreowanych szans na 90 minut (0,72), zagrań w ofensywną tercję (6,56) i podań progresywnych (7,28). Według danych portalu DataMB jest liderem wśród pomocników z La Liga pod względem liczby przechwytów i progresywnych prowadzeń piłki. Real Sociedad może nie znajdować się w ścisłej czołówce europejskich klubów, ale sam 25-latek to po prostu klasa światowa.
Wyrwać z domu
Ktoś mógłby zastanowić się, dlaczego tak dobry zawodnik wciąż występuje w Realu Sociedad. Odpowiedź jest bardzo prosta. Ponieważ chce tam grać. W przeszłości o Zubimendiego zabiegali m.in. Barcelona, Arsenal czy Bayern, ale wszelkie próby wykupienia pomocnika paliły na panewce. W lipcu tego roku Liverpool miał być gotowy uruchomić klauzulę odstępnego, jednak ten ruch również nie doszedł do skutku. Sam zawodnik ani myślał o opuszczeniu Estadio Anoeta.
- Wiele razy mówiłem, że nasz skład jest bardzo mocny i nie jest łatwo znaleźć zawodników, którzy jeszcze mogliby podnieść jakość. Martin był jednym z nich, ale nie zdecydował się tutaj przyjść. Idziemy do przodu z tym, czym dysponujemy. Jesteśmy w bardzo dobrym miejscu - rzucił Arne Slot pod koniec letniego okienka.
- Zawsze podejmują decyzję w zgodzie z samym sobą. W trakcie okienka zwykle pojawiają się różne informacje, teraz było bardzo dużo hałasu, ale uznałem, że najlepszym rozwiązaniem jest pozostanie w obecnym klubie. Uważam, że mam jeszcze wiele do zaoferowania w San Sebastian - tłumaczył pomocnik w rozmowie z dziennikiem Marca. - Real Sociedad stanowi ogromną część mojego życia. Jestem tym, kim jestem również dzięki tej drużynie. Wierzę, że wyniosłem wartości wpajane w klubie. Real to moje życie i chcę nadal kontynuować tę przygodę. Awans do europejskich pucharów po raz piąty z rzędu był wystarczającym celem, aby kontynuować tę walkę. Plany na ten sezon? Podpisałbym się pod finałem Ligi Europy z Athletikiem. W Realu jesteśmy bardzo ambitni, chcemy w każdym sezonie być lepsi niż w poprzednim i na tym się skupiamy - dodał.
Baskijscy piłkarze często są niezwykle wierni barwom. Inaki Williams czy Iker Muniain wiele razy mogli iść do teoretycznie lepszych i bogatszych drużyn, ale zostawali w Athletiku. Podobną decyzję w poprzednim okienku podjął Nico Williams. Liverpool również odbił się od ściany, próbując przekonać Zubimendiego do transferu. Z perspektywy czasu wiemy, że “The Reds” nie wyszli na tym najgorzej. Ekipa z Anfield rozpoczęła sezon od 15 zwycięstw w 17 meczach, będąc liderem Premier League i Ligi Mistrzów. Trudno nawet porównywać kapelę Slota do Realu Sociedad, który nawet po zwycięstwie z Barceloną zajmuje dopiero ósmą lokatę w ligowej tabeli. Właśnie dlatego wydaje się, że lider RSSS powinien jednak pomyśleć o wykorzystaniu szansy na przejście do drużyny o znacznie większych ambicjach. Już nie do Liverpoolu, a do ekipy, która w rundzie wiosennej będzie go gonić.
- Liverpool to wielki klub z ogromną historią. Fakt, że Martin odmówił tak ogromnej instytucji, jest powodem do dumy dla całego Realu Sociedad. To oznacza, że pracujemy tutaj w klubie na odpowiednim poziomie. Teraz to był Liverpool, ale kto powiedział, że w przyszłości nie zgłosi się po niego inny gigant. Dla mnie największym klubem pozostaje Real Sociedad, dla Martina najwidoczniej też - ocenił Alguacil na łamach Relevo.
Zubimendi wykazał się wiernością, ale trudno wyobrazić sobie, aby w nieskończoność miał odrzucać lepsze oferty. Nawet jego idole, czyli Xabi Alonso i Asier Illarramendi, w pewnym momencie pozostawili swój piłkarski dom, aby spróbować sił w Liverpoolu i Realu Madryt. Tak naprawdę trudno znaleźć logiczne powody sportowe przemawiające za kontynuowaniem kariery na Estadio Anoeta. 25-latek niedawno odhaczył 200. występ w barwach “Txuri-Urdin”, w poprzednim sezonie spełnił marzenie o grze w Lidze Mistrzów, dochodząc do 1/8 finału. Na teraz niełatwo pokusić się o wyznaczenie ambitnych celów pokroju walki o ligowe podium, o mistrzostwie nie wspominając.
Wydaje się, że mistrz Europy po prostu dobił do sufitu w San Sebastian. W tej samej sytuacji znaleźli się Mikel Merino i Robin Le Normand, którzy latem przenieśli się kolejno do Arsenalu i Atletico. Obie ekipy nie znajdują się w najlepszej formie, ale i tak rywalizują o coś więcej niż Real Sociedad. Niedługo Zubimendi też powinien stanąć przed kolejną szansą na zmianę klubu. Dziennikarze The Sun czy Daily Mirror podali, że w styczniu Manchester City będzie gotowy aktywować klauzulę odstępnego wynoszącą 60 mln euro. Nie są to może najlepsze brytyjskie źródła, ale taki ruch mistrzów Anglii byłby jak najbardziej logiczny. Guardiola już wie, że dalsza próba zastępowania Rodriego Kovaciciem czy Guendoganem nie doprowadzi do niczego konstruktywnego. Gotowe rozwiązanie problemów znajduje się w sercu Baskonii i jest dostępne w naprawdę atrakcyjnej cenie.
Najprawdopodobniej w zimowym okienku Zubimendi znów będzie dzierżył los we własnych rękach. City może być gotowe wyłożyć konkretną kwotę na stół, ale sam pomocnik musi wyrazić chęć zmiany pracodawcy. W tym przypadku na korzyść Anglików działa nachodzące przedłużenie umowy z Guardiolą. Możliwość współpracy ze swoim rodakiem, a przy okazji jednym z najlepszych trenerów w historii, z pewnością powinna dać zawodnikowi do myślenia. Impulsem może też być potwierdzone już odejście Roberto Olabe, wieloletniego dyrektora Realu Sociedad. Działacz spędził na Anoeta ostatnich siedem lat, aż w końcu zamknął ten etap. Wydaje się, że filar drużyny prowadzonej przez Imanola Alguacila powinien pójść za tym przykładem. W macierzystym klubie zrobił już wszystko, co mógł, od co najmniej kilku lat znajduje się w czołówce pomocników na Półwyspie Iberyjskim. Podczas EURO 2024 udowodnił, że stać go na bycie godnym następcą Rodriego. Czas, aby pokazał to również w piłce klubowej.