Tylko jeden lepszy od Hurkacza. Ma element do poprawy. "Nie pamiętam, kiedy byłem tak bezradny"

Tylko jeden lepszy od Hurkacza. Ma element do poprawy. "Nie pamiętam, kiedy byłem tak bezradny"
Han Yan/Xinhua/PressFocus
To był mecz niewykorzystanych szans. Hubert Hurkacz, mimo świetnej gry przez większość spotkania, ostatecznie przegrał z Novakiem Djokoviciem 1:3 w setach. To jeden z tych meczów, co do których długo jeszcze będą padać pytania: co by było gdyby.
Mowa rzecz jasna o tie breakach w dwóch pierwszych setach. W pierwszym Hurkacz prowadził 6:3, miał trzy piłki setowe, w tym jedną przy własnym serwisie. Djoković wygrał jednak pięć punktów z rzędu i pierwszy dzień rywalizacji kończył z prowadzeniem 2:0 w setach.
Dalsza część tekstu pod wideo
Z miejsca pojawiło się mnóstwo opinii o kruchości psychicznej Huberta, o tym, że w głowie nie wytrzymał najważniejszych momentów. Na pewno raz pokpił sprawę: przy 6:5 w tie breaku i własnym podaniu, kiedy miał piłkę na forhendzie. Szarpnął nerwowo i zagrał w siatkę. Trzeba mieć też jednak świadomość, kto stal po drugiej stronie siatki. W meczach z Djokoviciem trzeba być perfekcyjnym, to zawodnik wybitny szybkościowo, fizycznie, żeby go skończyć, trzeba grać piłki ocierające się o wybitność. Szczególnie w najważniejszych momentach.

Powroty

Hubertowi nie przydarzyło się nic innego, co nie przydarzałoby się wielu innym tenisistom. Nawet w tegorocznej edycji Wimbledonu swoje szanse z Serbem na pojedyncze sety mieli Jordan Thompson i Stan Wawrinka. Za każdym razem kończyło się jednak tak, jak w przypadku Polaka. Zwycięsko z trudnych sytuacji wychodził Djoković.
Gdyby spojrzeć szerzej, na ostatnie lata, to znajdziemy przynajmniej kilka meczów, w których Djoković wychodził z wielkich tarapatów. Ten najbardziej spektakularny przykład to również Wimbledon. W finale w 2019 roku Roger Federer miał dwie piłki meczowe z rzędu przy własnym serwisie, a z kortu ostatecznie schodził pokonany. Podobnie było w przypadku Jannika Sinnera, który w ubiegłorocznym ćwiercfinale w Londynie prowadził 2:0 w setach, a ostatecznie nawet nie otarł się o zwycięstwo. Jeszcze brutalniej został potraktowany Stafanos Tsitsipas w finale Roland Garros 2021, kiedy też miał 2:0 w setach, a w kolejnych trzech wygrał łącznie dziewięć gemów.
W tej samej edycji turnieju w Paryżu, 2:0 z Serbem prowadził tez Lorenzo Musetti. Efekt? Jeden wygrany gem przez dwa następne sety i krecz w piątym przy stanie 0:4. Jeśli mowa o kreczach, to na takie rozwiazanie, co chwalebne, nie zdecydował się kilka tygodni temu Carlos Alcaraz, ale obecny lider rankingu, przez wielu uważany za faworyta w pojedynku z Djokoviciem, tak się zestresował, tak się napiął, że jego organizm nie wytrzymał. W trakcie meczu dopadły do skurcze, nie był w stanie grać na normalnym poziomie.

Niewykorzystane szanse

Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie zaprzeczał, że Hubert w kluczowych momentach zawalił sprawę, ale dorabianie do tego teorii o ogromnych problemach z psychiką, jest pójściem o krok za daleko. Samo wyjście na kort centralny i granie przez trzy godziny jak równy z równym z legendą tenisa wymaga sporej siły mentalnej. Na tym samym obiekcie dwa lata temu Hurkacz wygrywał z Rogerem Federerem, wygrywał też w karierze turnieje Masters 1000, najbardziej prestiżowe po Wielkich Szlemach.
To co jednak czysto sportowo było widać na tle Djokovicia, to choćby fakt, że Huberta cały czas czeka dużo pracy nad forhendem. W męskim cyklu, u wielu zawodników, jest to uderzenie dominujące, odmieniające często bieg wymiany, a u Polaka często brakuje dominacji właśnie w momencie, kiedy uderza z forhendu.
Drugi dzień rywalizacji udowodnił, na jaki poziom trzeba się wznieść z Serbem, żeby móc z nim wygrać choćby seta. W trzecim secie Hurkacz miał:
  • 23/27 trafionych pierwszych serwisów
  • 21/23 piłki wygrane po pierwszym serwisie
  • 16/16 udanych akcji przy siatce
To wystarczyło do wygranej "zaledwie" 7:5. W całym spotkaniu Hurkacz zaserwował aż 32 asy. Tylko jeden tenisista w historii przeciwko Serbowi zaserwował ich więcej. Pozostaje jedynie żal, że już na tym etapie Hurkacz trafił na obrońcę tytułu. - Nie pamiętam, kiedy byłem tak bezradny na returnie - mówił po meczu Djoković.

Otwarta droga do finału

Iga Świątek natomiast wyszła z tenisowych zaświatów, broniąc dwie piłki meczowe z Belindą Bencic. W obu przypadkach zagrała odważnie, na własnych warunkach, a po meczu przyznała, że przy piłkach meczowych tak naprawdę presja jest po stronie rywalki, która musi zakończyć spotkanie.
Historia zna przypadki, w których wielkoszlemowe triumfatorki we wcześniejszych fazach broniły piłek meczowych, a kilka dni później wznosiły puchar za zwycięstwo. Czegoś takiego kilka lat temu w Melbourne dokonały Angelique Kerber i Caroline Wozniacki. Sama Świątek też ma doświadczenie w obronie punktów meczowych, a później wygranej w turnieju. Dwa sezonu temu w Rzymie była o krok od odpadnięcia z Barborą Krejcikovą, a kilka dni później wygrała finał 6:0, 6:0 z Karoliną Pliskovą.
Zwycięstwo z Bencic otworzyło liderce rankingu realną drogę do finału. Teraz zmierzy się z Eliną Switoliną, której styl gry powinien sprzyjać Idze. Ukrainka gra w rytmie, bazuje na regularności, powtarzalności, ale nie powinna stanowić zagrożenia z perspektywy szybkości gry. To Świątek będzie miała przewagę fizyczną. Jeśli wygra, to o finał zmierzy się z Jessiką Pegulą albo Marketą Vondrousovą. Z każdą z tych tenisistek będzie faworytką.

Przeczytaj również