Grał z Mbappe i Glikiem, płacili za niego miliony. Trudno uwierzyć, gdzie skończył
Uchodził za wielki talent brazylijskiego futbolu, Monaco płaciło za niego 9 mln euro, a on dołożył cegiełkę do sensacyjnego mistrzostwa Francji zdobytego przez klub z Księstwa. Dziś Boschilia ma 28 lat i jest rezerwowym w klubie z drugiej ligi… węgierskiej.
Pierwsze piłkarskie kroki stawiał w juniorskich drużynach brazylijskiego FC Guarani, które jednak w wieku 16 lat zamienił na zdecydowanie większe Sao Paulo. Krok po kroku przedzierał się przez kolejne szczeble w klubowej hierarchii i w końcu zakotwiczył w pierwszym zespole giganta z Kraju Kawy.
Po mundialu do Monaco
Chociaż nigdy na dobrą sprawę nie ugruntował swojej pozycji w podstawowej jedenastce i grał głównie jako zmiennik, latem 2015 roku parol zagięło na niego AS Monaco. Nie był to jednak raczej efekt występów w rodzimej lidze, a bardziej udanych mistrzostw świata do lat 20. Boschilia, występujący na pozycji ofensywnego pomocnika, czasami też skrzydłowego, poleciał z “Canarinhos” na turniej do Nowej Zelandii i zrobił sobie odpowiednią reklamę.
Brazylia dotarła do wielkiego finału, a filigranowy zawodnik przez cały turniej zdobył dwie bramki i zaliczył dwie asysty. Błysnął przede wszystkim w meczach z afrykańskimi drużynami - Nigerią oraz Senegalem. W obu tych starciach notował i gola, i asystę, co pozwoliło drużynie mającej w składzie także m.in. Gabriela Jesusa czy Malcoma zagrać o złoto. W decydującym spotkaniu lepsza okazała się jednak Serbia. W jej barwach wystąpili z kolei choćby Sergej Milinković-Savić i… Radovan Pankov, obecnie gracz Legii.
Kilka tygodni po wspomnianym mundialu Boschilia był już graczem AS Monaco. Można było obawiać się tego przeskoku, bo na dobrą sprawę Brazylijczyk nawet nie ugruntował swojej pozycji w zdecydowanie słabszym Sao Paulo, ale w Księstwie postawiono na jego potencjał. Pierwszy sezon? Tylko na przetarcie. Dosłownie kilka występów. Zaledwie 234 minuty spędzone na murawie. Potem kilkumiesięczne wypożyczenie do belgijskiego Standardu Liege (12 meczów, dwa gole, dwie asysty).
Początki były więc trudne, ale Boschilia się nie poddał. W kolejnym sezonie, dla Monaco znakomitym, grał już nieco więcej. Czasami w pierwszym składzie, innym razem jako zmiennik. Trzeba jednak przyznać bez ogródek - wykorzystywał niemal każdą szansę.
Konkretny gość u boku gwiazd
Zanim w lutym doznał poważnej kontuzji kolana, o której więcej napiszemy jeszcze w dalszej części tekstu, wykręcił na boiskach Ligue 1 imponujący bilans sześciu goli i dwóch asyst w 11 meczach. Jeszcze lepiej wygląda to w przeliczeniu na minuty. Tych na murawie Brazylijczyk spędził wtedy 435. Bezpośredni udział przy zdobytej bramce brał więc średnio co 54 minuty!
Gdy dosłownie raz zagrał w lidze francuskiej pełne 90 minut - od razu ustrzelił dublet przeciwko Lorient. Ale bywało i tak, że wchodził na dosłownie minutę, by i tak trafić jeszcze do siatki. To akurat też przykład z rywalizacji przeciwko Lorient. Miał na nich patent. Karcił też m.in. Marsylię czy Nantes. Z tym ostatnim klubem jego drogi przecięły się niedługo później już w innym kontekście.
Tamto Monaco było potężne. Boschilia nie miał więc łatwo o pozycję jednego z liderów. Walczył raczej o każdą sekundę spędzoną na murawie, ale jak zdążyliśmy już wspomnieć - nie zawodził. Szatnię dzielił wtedy z takimi piłkarzami jak Kylian Mbappe, Falcao, Thomas Lemar, Bernardo SIlva, Fabinho, Benjamin Mendy czy Kamil Glik. To wówczas klub z Księstwa zdetronizował PSG i sięgnął po mistrzostwo Francji, a w Lidze Mistrzów doszedł aż do półfinału.
Boschilia, choć w fazie grupowej Champions League zaliczył kilka występów, już tylko z trybun obserwował, jak jego koledzy eliminują Manchester City oraz Borussię Dortmund. Być może i w tych spotkaniach dostawałby swoje szanse, ale w międzyczasie doznał poważnej kontuzji kolana. Zerwał więzadła krzyżowe. Uraz ten wyłączył go z gry na długie miesiące. Opuścił nie tylko drugą część mistrzowskiego sezonu 2016/17, ale potem nie był też do dyspozycji trenera jeszcze przez spory fragment kampanii 2017/18.
Światełko w tunelu szybko zgasło
Wracał do zdrowia i formy bardzo powoli, zaliczył kilka epizodycznych występów w Monaco, ale jego przyszłość w klubie stanęła pod dużym znakiem zapytania. Ratunkiem miało być wypożyczenie do ligowego rywala - Nantes. Tam Boschilia spędził cały sezon i w pewnym momencie wydawało się nawet, że osiąga życiową formę. Od końcówki września do początku listopada zachwycał. W sześciu kolejnych meczach wykręcił bilans trzech goli i czterech asyst. Niedługo później zapewnił też ekipie Nantes triumf w prestiżowym meczu z Marsylią. Sielanka nie trwała jednak długo.
Im dalej w las, tym było gorzej. Brazylijczyk spuścił z tonu, nadal miewał problemy zdrowotne, w końcu stracił miejsce w składzie. Po sezonie z podkulonym ogonem wrócił do Monaco, gdzie wystąpił jeszcze w sześciu meczach, ale nie był w stanie przekonać do siebie ludzi w klubie.
Kolejne lata kariery pomocnika z Kraju Kawy to już równia pochyła. Po pożegnaniu Monaco przeniósł się do brazylijskiego Internacionalu, tam miał nawet kilka dobrych momentów, ale wróciły koszmary związane z kolanem. Przez nie ponownie stracił rok kariery. Jak informuje portal Transfermarkt, Boschilia opuścił wtedy… 48 meczów swojej drużyny. Formy Brazylijczyk nie odzyskał też w kolejnym klubie, czyli Coritibie. Aż w końcu, na początku 2024 roku, zdecydował się na zaskakujący krok.
Nie idzie nawet tam
28-letni obecnie pomocnik zakotwiczył w… drugiej lidze węgierskiej. Tam reprezentuje ETO FC Gyor. Plus jest taki, że póki co całkiem dopisuje mu zdrowie, którego brakowało w ostatnich latach bardzo regularnie. Boschilia jednak zdecydowanie nie przerasta tych mało renomowanych rozgrywek. Ba, nie jest nawet podstawowym zawodnikiem swojej drużyny. Regularnie wchodzi z ławki, ale po 12 meczach nadal nie ma na swoim koncie choćby jednego gola czy asysty. Jego kontrakt wygasa po sezonie, choć zawiera opcję przedłużenia.
Różnie toczą się losy piłkarzy, którzy w młodym wieku zapowiadają się naprawdę dobrze. Boschilia, niestety dla niego, posłuży za przykład zmarnowanej szansy. Można natomiast gdybać, jak ta historia ułożyłaby się w przypadku mniej kruchego zdrowia Brazylijczyka.