Twitter i futbol. Połączenie, które tworzy ciekawe historie. "Podkablowałem do technicznego"
Piłka nożna i Twitter. Ten związek nasilił się w ostatnich latach i sprawił, że żadne inne medium nie jest obecnie tak blisko futbolu. “Ćwierkają” wszyscy - piłkarze, trenerzy, działacze, kibice czy dziennikarze. A to przynosi coraz bardziej zaskakujące historie, które jeszcze jakiś czas temu, w wielu przypadkach, wydawały się nierealne.
Media społecznościowe na ogół skracają dystans, jednak Twitter robi to szczególnie mocno. To najczęściej tutaj prezes klubu wchodzi w polemikę z kibicem, a zawodnik nawet kilka minut po zakończeniu meczu jest w stanie przeczytać, co na temat jego występu sądzą fani czy antyfani (i bywa, że odpisuje). Z jednej strony jest to dobrodziejstwo, z drugiej zagrożenie. Przekonujemy się o tym praktycznie każdego dnia.
“Podkablowałem do technicznego”
- Kounde gra w łańcuszku. Biżuteria jest niedozwolona. Halo FIFA - napisał w trakcie meczu Polska - Francja na mistrzostwach świata w Katarze jeden z użytkowników Twittera, Łukasz Rogowski. Po chwili “Ficek_8_” postanowił jeszcze usprawnić proces komunikacji w tej sprawie, oznaczając w komentarzu rzecznika prasowego i team managera polskiej kadry, Jakuba Kwiatkowskiego.
- Podkablowałem do technicznego - odpisał błyskawicznie Kwiatkowski. Chwilę później mogliśmy zaobserwować, jak przywołany do porządku Kounde zdejmuje niedozwoloną biżuterię.
Wspomniany mecz biało-czerwonych z Francją okazał się ostatnim w kadencji ówczesnego selekcjonera, Czesława Michniewicza. Człowieka, który z Twittera korzystał całkiem aktywnie. Początkowo zbierał za to sporo pochwał - jest otwarty, nie tak jak Nawałka - mogliśmy usłyszeć. Potem ta otwartość okazała się jednak jego przekleństwem.
Selekcjoner i jego twitterowa aktywność
Michniewicz obejmował reprezentację, która czekała na rywalizację w barażach do mundialu. Selekcjoner błyskawicznie przystąpił do pracy pt. “Misja Rosja”, bo to właśnie z tą kadrą biało-czerwoni mieli zmierzyć się w półfinale, jeszcze zanim plany pozmieniała agresja zbrojna tego kraju na Ukrainę. Jaka była jedna z pierwszych decyzji nowego sternika kadry? Zwrócenie się o pomoc w rozpracowaniu rywala do Katarzyny Lewandowskiej, znanej właściwie głównie z Twittera pasjonatki rosyjskiego futbolu.
O tym, że Michniewicz regularnie zagląda na Twittera i czyta opinie na swój temat, przekonali się pod koniec ubiegłego roku dziennikarze, których jeszcze wtedy aktualny selekcjoner zaczął masowo blokować. Na czarną listę trafili m.in. Samuel Szczygielski z naszej redakcji, Tomasz Ćwiąkała z CANAL+, Marcin Borzęcki z Viaplay czy Marek Wawrzynowski z “Przeglądu Sportowego”.
Kilka dni później Michniewicz… usunął swoje konto na Twitterze. Jego bardzo nerwowe ruchy w mediach, nie tylko te twitterowe, spotkały się ze sporą krytyką i, to już moje zdanie, mogły mieć wpływ na to, że 52-latek niedługo później pożegnał się z posadą. Atmosfera zrobiła się po prostu zbyt gęsta. Afera premiowa, niefortunne wywiady, symbol oblężonej twierdzy. Te kwestie przysłoniły mimo wszystko dobry wynik na mundialu.
Kontrakt z Michniewiczem nie został przedłużony, a przez kolejne tygodnie reprezentacja Polski czekała na nowego selekcjonera. Twitter był w tym czasie rozgrzany do czerwoności, bo co rusz na giełdzie pojawiały się kolejne nazwiska ewentualnych następców. Trudno było nie odnieść wrażenia, że osoby decyzyjne w PZPN właśnie przy użyciu Twittera badają nastroje w narodzie, wrzucając na karuzelę mniej lub bardziej dyskretnie kolejnych trenerów. Cezary Kulesza nie pisał oczywiście bezpośrednio o konkretnych kandydatach. Robili to jednak dziennikarze, którzy zazwyczaj “słyszeli coś z otoczenia prezesa”. A ów prezes mógł potem obserwować, czy dana kandydatura jest mieszana z błotem, czy może uzyskuje aprobatę.
O tym, że wybrany został Fernando Santos, też dowiedzieliśmy się zresztą z Twittera, gdy fotografię ukazującą Portugalczyka na lotnisku w Warszawie opublikował Kacper Sosnowski z portalu “sport.pl”.
Uważaj, co piszesz
Czasami nieostrożne korzystanie z Twittera może skończyć się fatalnie. Przekonał się o tym już kilka lat temu jeden z kibiców Legii Warszawa, który zjawił się na stadionie Lecha Poznań w koszulce klubu ze stolicy. Miał ją co prawda pod kurtką i pewnie prawda nie wyszłaby na jaw, gdyby nie fakt, że… wrzucił na swoje konto zdjęcie z Bułgarskiej. Sympatycy “Kolejorza” błyskawicznie namierzyli kibica, zabrali mu koszulkę, paląc ją później na trybunach, a on został przegoniony ze stadionu.
Przegoniony, choć nie z trybun, a z klubu, został także Sergi Guardiola, który w 2015 roku podpisał kontrakt z Barceloną B. Hiszpan nie zdążył jednak odbyć nawet jednego treningu z nowym zespołem, bo po prezentacji kibice “Blaugrany” odkryli jego stare wpisy z Twittera, w których obrażał Katalonię i potwierdzał swoją sympatię do Realu Madryt. Zawodnik szybko usunął wpisy, ale i tak się doigrał. Jego umowa została błyskawicznie rozwiązana.
Dyrektor wybrany przez ludzi z Twittera?
Całkiem niedawno gościem programu “Nocne Gadki” na kanale YouTube Meczyki był współwłaściciel i prezes Wisły Kraków, Jarosław Królewski, który odpowiedział m.in. na pytanie o to, czy na zatrudnienie Kiko Ramireza w roli dyrektora sportowego mieli wpływ bardzo aktywni na Twitterze kibice klubu. Chociaż sternik “Białej Gwiazdy” podkreślił, że była to przede wszystkim decyzja poprzedzona gruntowną analizą, wspomniał też o pewnym wpływie Twittera.
- Trudno kłamać, że nie bierze się pod uwagę tego, co się czyta (...). Jeśli chciałby Pan taką pieczątkę, że “approved by Twitter.tsw” to tak, można uznać, że w głowie, na przestrzeni czterech lat, Twitter wspomógł mój intelekt w tym, że gdzieś z tyłu “leżał” ten Kiko i mój mózg sięgnął do tego Kiko w późniejszym czasie - tłumaczył Królewski.
Uważaj, co lajkujesz
Czasami nie trzeba nawet opublikować wpisu na swoim Twitterze, żeby dyskretnie dać światu coś do zrozumienia. Wielu ludzi futbolu, i nie tylko, przemyca swoje opinie na dany temat za pomocą “lajków”. Wystarczy bowiem wejść na dany profil, kliknąć w zakładkę polubienia i jak na tacy dostajemy wykaz tego, co dany piłkarz, trener czy działacz może - bo nie musi - sądzić na konkretny temat.
O tym, że Mateusz Klich i Czesław Michniewicz nie mają się ku sobie, wiedzieliśmy od dawna. Doświadczony pomocnik nie dostał powołania na ostatni mundial w Katarze i raczej nie był zwolennikiem tego, by właśnie ten selekcjoner odpowiadał dalej za losy reprezentacji Polski. Gdy więc PZPN na Twitterze poinformował o rozstaniu z Michniewiczem, piłkarz polubił ten przekaz.
Kilka lat temu na podobnej podstawie doszukiwano się animozji na linii Kamil Glik - Grzegorz Krychowiak. Gdy bowiem dziennikarz “WP Sportowe Fakty”, Mateusz Skwierawski opublikował link do artykułu o Krychowiaku, podpisując go: “O formę sportową tego Pana nie można pytać, bo się pogniewa”, wpis polubił właśnie Glik. Niby drobnostka, ale mogąca wywołać trochę zamieszania.
Twitter rządzi transferami
Piłkarski Twitter żyje szczególnie mocno nie tylko w trakcie wielkich meczów, ale również, a może przede wszystkim, podczas okienek transferowych. Znani newsmani prześcigają się w informowaniu o kolejnych transakcjach, a Twitter jest w takich przypadkach wręcz idealnym narzędziem. Pozwala poinformować o czymś błyskawicznie, praktycznie z każdego miejsca na ziemi, bez konieczności tworzenia całych artykułów, co zajęłoby znacznie więcej czasu.
Inne kanały są w tym wyścigu na straconej pozycji. Teraz praktycznie wszystko dzieje się właśnie na platformie z niebieskim ptaszkiem w logo. Najbardziej znanych newsmanów, takich jak Fabrizio Romano czy Gianluca Di Marzio, śledzą na Twitterze miliony osób. A i same kluby o najważniejszych kwestiach błyskawicznie informują właśnie tam.
***
Twitter i futbol jeszcze nigdy nie były tak blisko siebie. Wspólnie piszą coraz bardziej rozmaite historie, które w tym artykule opisaliśmy jedynie w kilku ciekawych przykładach. Ciąg dalszy nastąpi…