Tu "against modern football" zanika. Piłka reprezentacyjna przygasa, kadra targiem handlowym

Tu "against modern football" zanika. Piłka reprezentacyjna przygasa, kadra targiem handlowym
Andrew Surma/SIPA USA/PressFocus
Przy okazji przerwy “na kadrę” powraca pytanie, co jest ciekawsze - futbol klubowy czy reprezentacyjny? Zwolenników ma każda z tych opcji, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że potęga meczów międzypaństwowych trochę przygasa. I to z powodów, które nie przeszkadzają nam w piłce klubowej.
Już na wstępie trzeba zauważyć, że wybór między futbolem reprezentacyjnym a klubowym to sprawa mocno subiektywna. Ba, tak naprawdę nie ma w ogóle potrzeby wybierać i każdy może przecież oglądać, śledzić i emocjonować się tym, co tylko mu się podoba. Czy zatem jest w ogóle podstawa do dyskusji nad przewagą piłki klubowej względem reprezentacyjnej, albo odwrotnie? Otóż tak. Bowiem to, co przez długi czas w meczach międzypaństwowych było największą siłą, już tak bardzo nie kręci kibiców tak jak w przeszłości. I kolejne lata, szczególnie dla sympatyków takich drużyna jak reprezentacja Polski, mogą być szczególnie trudne. W tym samym czasie klubowy futbol nadal powinien gwarantować najwyższy poziom zmagań, regularne emocje i - co tu dużo mówić - nie będzie udawał czegoś, czym nie jest.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kurtyna opadła

Największą siłą piłki reprezentacyjnej zawsze był pewien romantyzm. Gra nie dla pieniędzy, tylko dla chwały narodu. Walka przede wszystkim o trofea, a nie o wywalczenie sobie lepszego kontraktu w klubie. Różne kultury, różne nacje, wszyscy mogli spotykać się i rywalizować na polu sportowym. Dziś trochę naiwnie jest wierzyć w taką wizję futbolu międzynarodowego, kiedy ten z każdej strony ocieka sportwashingiem i wielkimi pieniędzmi. Żeby było jasne, tu nie chodzi nawet o jakąś aferę premiową czy moralizowanie, że w kadrze powinno się grać za darmo. Nie powinno. Kasa się należy, a może i należą się premie za dobre wyniki i to nadal jest w porządku. Zbyt często jednak kwestia zysku staje się motorem napędowym całej układanki zwanej piłką reprezentacyjną. A że w klubach jest jeszcze gorzej? No przecież, że tak. Tylko tam nikt nie wyciera sobie gęby godłem czy flagą, a naczelni “całuśnicy” cmokający herb każdego klubu są zwyczajnie wyśmiewani i traktowani jako zwykli najemnicy.
Piłka reprezentacyjna miała być pewną ostoją myślenia w stylu “against modern football”. Patrząc jednak na całą otoczkę, to często zgrupowania drużyn narodowych wyglądają bardziej jak targi handlowe, aniżeli spotkanie ludzi, którzy chcą walczyć w imię swojego kraju. Kontrakty, reklamy, branding i wyliczanie zysku za kolejne mecze. Jeśli zatem reprezentacje w swoim “biznesowaniu” nie ustępują klubom, to czym w sumie mają przyciągnąć? Tym bardziej w przypadku innych rozgrywek niż turnieje mistrzowskie.

Kiedy zatęsknić?

Mistrzostwa świata, turnieje kontynentalne, cykle eliminacyjne, a to wszystko w coraz większym natężeniu i szerszych składach. Piłki reprezentacyjnej jest po prostu za wiele. Kiedyś był to wyczekiwany rarytas, coś jak danie serwowane wyłącznie w święta. Smakujące wybornie również dlatego, że musimy na nie cierpliwie czekać. Obecnie za drużyną narodową nie mamy kiedy zatęsknić. Kończy się jedno zgrupowanie, a już analizujemy kto będzie w formie przed kolejnym. Temat reprezentacji grzany jest niemal non stop, bo od zakończenia jednego do rozpoczęcia drugiego nie musimy wyczekiwać wcale aż tak długo.
Wystarczy spojrzeć choćby na liczbę rozegranych meczów wśród “Biało-czerwonych”. Liderem klasyfikacji wszechczasów jest Robert Lewandowski, za nim grający całkiem niedawno w kadrze Jakub Błaszczykowski. Podium zamyka Kamil Glik, a w czołowej 15-stce z aktywnych graczy są jeszcze Kamil Grosicki i wciąż dość młody Piotr Zieliński. Również w innych drużynach narodowych obecnie grający piłkarze biją rekordy występów. Bo po prostu gra się dużo więcej niż kiedyś. I nie ma kiedy złapać oddechu, zatęsknić za kadrą. Jak celebrować wielkie wygrane, czy też w dłuższym czasie odchorować porażki, gdy kalendarz jest aż tak nasycony?
I to kolejna rzecz, którą obrońcy piłki międzypaństwowej mogą skwitować krótkim - kluby grają przecież cały czas, tydzień w tydzień. Tak. Tylko na te reguły zgodziliśmy się u samych początków, gdy zakładano kluby, zawiązywano ligi. Reprezentacje miały być czymś wyjątkowym, a po prostu mocno spowszedniały.

Wybór

Z punktu widzenia polskiego kibica nie bez znaczenia jest też to, że obecnie możemy zobaczyć znacznie więcej. Niegdyś bramki z największych aren klubowej, topowej piłki, transmitował raz w tygodniu Eurosport. Ligę Mistrzów mogli oglądać co bardziej zamożni posiadacze dekoderów, a w otwartej telewizji kadra pokazywana była zawsze. Więc wszyscy ją oglądali i każdy jej kibicował. Raz, że lata 70. i 80. minionego wieku po prostu przyniosły powody do dumy, a dwa, że wyboru za bardzo nie było. Dziś od małego można jednym kliknięciem wybrać sobie transmisje niemal każdego meczu na świecie. Jeśli zatem młodego fana urzeknie Real, Barcelona, Juventus, Milan czy jakiś klub z Premier League, to jest wielkie prawdopodobieństwo, że w tym kierunku chętniej będzie spoglądał, wybierając meczowe transmisje. Kadra? No fajnie, tylko grają jakoś wolniej i nie wygrywają. W tym miejscu dochodzimy też do tego, ile zagrożeń niesie przyszłość dla np. pozycji reprezentacji Polski. I co za tym idzie, odbioru całego futbolu międzypaństwowego w naszym kraju. Bo trudno liczyć przecież, aby zachętą do oglądania meczów drużyn narodowych w Polsce były wyniki Szwecji, Grecji czy Norwegii.
W nie tak odległym czasie z grą w kadrze pożegna się Robert Lewandowski. Klimat wokół drużyny narodowej od końca kadencji Adama Nawałki nie jest przesadnie dobry, a ostatnie imprezy międzynarodowe wcale go nie poprawiały. I nie chodzi tylko o wynik sportowy, choć ten również nie jest bez znaczenia. Warto jednak zwrócić uwagę i na inne aspekty. EURO 2020 było kibicowską farsą. Rozrzucony w czasach pandemii po całym kontynencie turniej nie miał właściwego klimatu. Mundial w Katarze? Nie ten termin, nie to miejsce, nie ta ekspresja. Kolejny mundial? Dla kibiców w Europie będzie to nocne oglądanie ponad 100 meczów, z których w pierwszej fazie większość może interesować tylko mieszkańców zaangażowanych w grę krajów. Nie brzmi zbyt kusząco.
Owszem, jest po drodze EURO w Niemczech i to może być jedyne światełko w tunelu dla rozbudzenia entuzjazmu do piłki reprezentacyjnej. Z drugiej jednak strony mało pasjonująca grupa kwalifikacyjna “Biało-czerwonych” nie specjalnie nakręca do oglądania meczów eliminacyjnych z wypiekami na twarzy.
***
To rzecz jasna trochę czepianie się na siłę. Piłka reprezentacyjna jest naprawdę ciekawą odskocznią od codzienności i to nie tylko w kontekście oglądania biało-czerwonej kadry. Choć może właśnie to ten kontekst sprawia, że ostatnio do międzypaństwowego futbolu tej mięty czuć trochę mniej. Klubowe granie jest jednak nieco mniej frustrujące. Być może, gdybyśmy byli teraz na miejscu Argentyny, to odbiór byłby nieco inny. Ale nie jesteśmy, nawet jeśli kogoś cieszył puchar wznoszony po mundialu przez Leo Messiego.
Tyle że trudno wyobrazić sobie, że we własnym kraju nie kibicujesz swojej reprezentacji. Jesteś niejako skazany na wszystkie jej bolączki, co może być na dłuższą metę frustrujące. W przypadku piłki klubowej pole manewru jest nieco większe. Koniec końców wszystko sprowadza się do tego, że zawsze można przełączyć się na inny kanał, a przy okazji przerwy na reprezentacje, chwilę od natężenia meczów odpocząć.

Wolisz piłkę reprezentacyjną czy futbol klubowy?

  • Piłkę reprezentacyjną37.80%
  • Futbol klubowy62.20%

Przeczytaj również