Trzęsienie ziemi w legendarnym klubie. Grube zwolnienie, trwa wzdychanie do Mourinho

Trzęsienie ziemi w legendarnym klubie. Grube zwolnienie, trwa wzdychanie do Mourinho
Valter Gouveia / pressfocus
Paweł - Grabowski
Paweł GrabowskiWczoraj · 17:00
Portugalska piłka rzadko gości w mainstreamie, ale to tam w ostatnim tygodniu bulgocze tak mocno, że sceny wściekłych piłkarzy FC Porto zaczynają fruwać po Internecie. Andre Villas-Boas nie tak wyobrażał sobie prezydencki stołek, gdy przejmował stery wiosną 2024 roku. Właśnie zwolnił pierwszego trenera Vitora Bruno, który poszedł na wojnę z 27-letnim Pepê, bo ten na treningach… za mocno uderzał w mini bramki.
Porto ma problem jeszcze od poprzedniego sezonu, gdy strata do Sportingu wyniosła aż 18 punktów, a Sergio Conceicao obwieścił, że nie przedłuży umowy. Obecny szkoleniowiec Milanu na Estadio do Dragao spędził w sumie siedem lat. Trzy razy wygrywał mistrzostwo, ale ostatnie w 2022 roku. Kiedy odchodził, pokłócił się ze swoim wieloletnim asystentem Vitorem Bruno, bo ten nie pozostał mu wierny i zatajając negocjuje, przejął po nim stołek. Żona i syn Conceicao momentalnie umieścili w mediach społecznościowych wpisy o niewdzięczniku i karierowiczu. Ale Bruno szybko ten jazgot uciszył. W swoim pierwszym meczu wygrał Superpuchar Portugalii i to w sposób spektakularny, bo odwrócił wynik 0:3 na 4:3 w konfrontacji ze Sportingiem.
Dalsza część tekstu pod wideo

Nocne rozmowy

Wtedy wydawało się, że to będzie nowy oddech. Z drugiej strony Porto w ostatnich latach pogrążone jest w kryzysie wizerunkowo-finansowym. Klub latem sprzedał zawodników jedynie za 56 mln euro, co jak na standardy “Smoków” nie jest wynikiem z kosmosu. Odeszli m.in. Evanilson (Bournemouth) i Dani Carmo (Nottingham Forest), a nowy trener już na starcie usłyszał, że nie dostanie wielkich wzmocnień. Wyjątek zrobiono dla Samu Omordiona, 20-latka z Atletico Madryt, sprowadzonego za 15 mln euro. Dzisiaj ma 13 goli po 15 spotkaniach w lidze, ale to on stał się ostatnio bohaterem mediów społecznościowych, kiedy po meczu z Gil Vicente (1:3) zaatakował ściankę do wywiadów.
Była to trzecia porażka Porto z rzędu. 2024 rok kończyli okazałym pokonaniem Boavisty (4:0), ale zaraz potem w styczniu przyszły ciosy od Sportingu (0:1), Nacional Funchal (0:2) i właśnie od Gil Vicente (1:3). Porto traci tylko cztery punkty do lidera Sportingu, ale istotne jest też, że coś pękło wewnątrz szatni. Już w niedzielę, zaraz po porażce, prezydent Andre Villas-Boas zwołał spotkanie z piłkarzami. Informacja o zwolnieniu Vitora Bruno przyszła o 3 nad ranem. Z zewnątrz wygląda to na coś szokującego, ale dla fanów Porto nie jest to żadne zaskoczenie. Bruno już w trakcie meczu z Gil Vicente wysłuchiwał obelg i oglądał białe chusteczki. W ostatnim wywiadzie powiedział: - Odejdę, gdy sam poczuję, że nie jestem w stanie nic z tą drużyną zrobić.

Koniec przyjaźni

Gorąco było już przed samym spotkaniem, gdy trener wykluczył z kadry Brazylijczyka Pepê. Były zawodnik Gremio ma słaby sezon, a na treningach lubi wyrażać swoją irytację. Bruno twierdził, że Pepê sam odmówił gry, co jeszcze bardziej podpaliło zawodnika. Fani zarzucali mu, że kiedy Porto grało mecz, ten był zalogowany do Counter-Strike’a.
To pokazuje jak kwaśna atmosfera panuje wśród zawodników, których latem porzucił Conceicao. Kiedy trener Milanu niedawno wygrał Superpuchar Włoch i tańczył w szatni z cygarem, jego były asystent coraz mocniej zatapiał się w bagienku. 42-latek na Estadio do Dragao pracował od 2017 roku. Właściwie cała jego trenerska kariera to stanie u boku Conceicao, bo razem przeszli od Olhanense, przez Coimbrę, Bragę, Vitorie Guimaraes, Nantes aż do Porto. Byli przyjaciółmi całe dorosłe życie. Dzisiaj Bruno nie ma ani przyjaciela, ani pracy.
Odchodzi po 29 meczach, w których przegrał aż osiem razy. Początek miał mocny, bo zaczął od trzech wyraźnych zwycięstw w lidze, przegrywając dopiero ze Sportingiem Rubena Amorima. Niektórzy zarzucali mu, że odszedł od stylu Conceicao. Sprawił, że drużyna grała bardziej bezpośrednio i była za bardzo podporządkowana temu, by szukać na boisku 20-letniego Samu. Jesienią przyszedł kryzys, kiedy przegrał z Lazio w Lidze Europy i z Benfiką w lidze. Pierwszy raz od 60 lat zdarzyło się, że Porto przegrało to prestiżowe spotkanie aż czterema golami.
Chwilę potem odpadło z Pucharu Portugalii przeciwko Moreirense, a lokalne telewizje pokazywały nagrywania jak Bruno przyjeżdża do ośrodka treningowego w Olival w asyście ochroniarzy. To była końcówka listopada - już wtedy wszystkim puszczały nerwy, kibice ze sprayem w dłoni demonstrowali swoją wściekłość na Bruno i Villasa-Boasa.

Trudy prezesury

Dzisiaj jest jasne, że wybór tego trenera był błędem. Porto postawiło na opcje oszczędnościową. Wydawało się, że Bruno zna klub i piłkarzy, więc będzie mógł z łatwością kontynuować pracę Conceicao, ale rzeczywistość okazała się trudniejsza. Villas-Boas, czyli były trener Chelsea i Tottenhamu, dopiero uczy się prezesowania. Szefem wszystkiego jest dopiero dziewięć miesięcy. Wszedł w wielkie buty, bo przejął ten stołek po legendarnym Pinto da Coście, który rządził od 1982 roku. W jego czasach Porto wygrało więcej tytułów niż Sporting i Benfica razem wzięte. Jeden z dziennikarzy A Boli podsumował go krótko: - Pinto da Costa to zjawisko, które wywołało w Lizbonie najwięcej rozpaczy od czasu trzęsienia ziemi w 1755.
Ostatnie lata to jednak ogromne straty finansowe klubu. Czasy nieustannych kredytów i błędów strategicznych, gdy np. wygasały umowy Taremiego albo Brahimiego, a Porto nic na tym nie zarabiało. Klub naruszył też przepisy UEFA dotyczące finansowego fair play, co poskutkowało zakazami transferowymi i wysokimi karami, w wyniku czego sprzedano ważnych dla drużyny zawodników, np. Otávio do Arabii Saudyjskiej. Po drodze były też afery korupcyjne i podejrzenia o kupowanie sędziów. Ostatnio np. audyt Deloitte ujawnił dziwną współpracę transferową między Porto a Portimonense.

Karuzela nazwisk

Nowy trener, bo taki za chwilę pojawi się na Estadio do Dragao, musi wiedzieć, że nie jest to już kraina mlekiem i miodem płynąca. Porto wzdycha do dawnych czasów, gdy był tu Jose Mourinho i triumf w Lidze Mistrzów. Coraz rzadziej zdarzają się transferowe perełki, jak Luiz Diaz sprzedany do Liverpoolu za 53 mln euro.
W najbliższej przyszłości nie ma szans, żeby zarobić na którymkolwiek zawodniku takie pieniądze. Porto dłubie punkty w lidze, wiedząc, że nie może sobie pozwolić na kolejny sezon bez Ligi Mistrzów. A Villas Boas już wie, że nowego trenera musi poszukać poza portugalskim piekiełkiem. W tym momencie dużo mówi się o m.in. Igorze Tudorze albo Roberto Mancinim.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.

Przeczytaj również