Trzech na jednego. Z czymś takim Guardiola jeszcze się nie mierzył. "Coś się popsuło"

Odkąd Pep Guardiola zaczął swoje rządy w Premier League, nigdy więcej niż jeden rywal w sezonie nie był w stanie podjąć z nim walki o mistrzostwo Anglii. Wygląda na to, że teraz może się to zmienić...
W środę Manchester City przegrał na wyjeździe z Aston Villą 0:1, ale wynik nie oddaje dominacji gospodarzy, którzy 22 razy strzelali na bramkę City, dopuszczając rywali tylko do dwóch uderzeń. Przez 535 ligowych meczów w trenerskiej karierze Pepa Guardioli jego zespół nigdy nie został tak zdominowany przez przeciwnika. Czy to zwiastun nadchodzących zmian w układzie sił?
Dzięki temu zwycięstwu Aston Villa wyprzedza City w tabeli o dwa punkty, ale nadal trudno wyobrazić ją sobie jako potencjalnego mistrza. Chociaż niedawno przedstawiałem argumenty za tym, że należy traktować zespół Unaia Emery'ego poważnie (można się z nimi zapoznać TUTAJ), to w tym samym tekście wskazałem słabości i potencjalne zagrożenia w drużynie, która na początku tego roku była bliższa spadku niż europejskich pucharów.
Są jednak dwa kluby, które ostrzą sobie zęby na potencjalny dołek Manchesteru City i które wydają się bardziej gotowe na podjęcie z nim walki o mistrzostwo. Tak się składa, że oba te zespoły wygrały w 15. kolejce swoje mecze i oddaliły się od mistrza na dystans odpowiednio sześciu i czterech punktów. Te kluby to oczywiście Arsenal i Liverpool.
Wytrzymać tempo
Odkąd Guardiola trafił na Etihad, tylko jeden rywal w sezonie był w stanie wytrzymać tempo narzucone przez jego niesamowity zespół. Czasami nikt nie dawał rady. Pierwsze mistrzostwo Anglii Katalończyk przypieczętował 19-punktową przewagą nad drugim Manchesterem United. Lokalny rywal prowadził też na półmetku sezonu 2020/21, ale skończył z 12 punktami straty.
W zeszłym sezonie długo wydawało się, że Arsenal przerwie tę dominację, ale na wiosnę młody zespół Mikela Artety pogubił punkty i ostatecznie trzeci z rzędu tytuł City został zdobyty dość komfortowo, z przewagą pięciu punktów.
Nieprzypadkowo Guardiola nazywa Juergena Kloppa swoim największym rywalem. Tylko Niemiec i jego Liverpool potrafili strącić City z tronu. By tak się stało, musieli zdobyć 99 punktów i absolutnie zdominować ligę w sezonie 2019/20. Nauczyli się tego rok wcześniej, gdy nawet 97 punktów nie wystarczyło do tytułu! Również w sezonie 2021/22 przegrali mistrzostwo o punkt.

Mało tracą, mało przegrywają
W zeszłym sezonie "The Reds" zaliczyli kryzys i tylko rzutem na taśmę wyrwali miejsce w Lidze Europy. Niektórzy zastanawiali się nawet nad przyszłością Kloppa, ale ten przebudował drugą linię swojej drużyny i rozpoczął misję, jak sam to określił, "Liverpool reloaded". Obecnie, choć mierzą się nadal z różnymi wyzwaniami i często pierwsi tracą gole, punktują bardzo regularnie. Przegrali tylko jeden mecz, na wyjeździe z Tottenhamem, kiedy to wynik wypaczyli sędziowie.
Również Arsenal wzmocnił się w zasadzie w każdej formacji i nieco przeformułował swoje priorytety, by mieć większą kontrolę nad meczami i tracić mniej goli. Choć akurat wtorkowy, szalony pojedynek z Luton temu przeczy, to "Kanonierzy" mają w tym sezonie najlepszą defensywę w lidze. W 15 występach stracili 14 goli. Dopuścili do najmniejszej liczby strzałów na własną bramkę, mają też najniższy współczynnik xGA (goli oczekiwanych przeciwko). I też przegrali tylko raz, też w towarzystwie sędziowskich kontrowersji, na wyjeździe z Newcastle.
Co ciekawe, Liverpool, który też stracił tylko 14 goli, pod względem celnych strzałów rywali i xGA jest "dopiero" szósty w lidze. To pokazuje, że "The Reds" bardzo pomaga bramkarz, czego nie można powiedzieć o golkiperze Arsenalu. Alisson Becker uchronił w tym sezonie swój zespół przed stratą 3,75 gola. David Raya ma w tej statystyce wynik -0,12.
Coś się popsuło
Bo to defensywą zdobywa się mistrzostwa. Od początków "rządów City", a więc od sezonu 2017/18, pięć razy na sześć sezonów mistrzem był zespół, który stracił najmniej goli. Raz - we wspomnianym sezonie 2018/19 - City straciło 23 gole i z 98 punktami zostało mistrzem, a Liverpool stracił jedną bramkę mniej, ale zdobył też jeden punkt mniej.
Obrońcy tytułu ostatnio mają duże problemy z obroną. Seria czterech kolejnych meczów bez zwycięstwa (najgorsza od 2017 roku i pierwszego sezonu Guardioli) wynika również z tego, że stracili w nich dziewięć goli (najgorsza seria od 2016 roku). 17 goli straconych w 15 kolejkach tego sezonu dają średnią 1,13 gola na mecz. Dla porównania średnia w trzech ostatnich sezonach to: 0,87, 0,68 i 0,84.
To wyliczenia Jonathana Wilsona, który w artykule pt. "City od lat nie było tak podatne na ciosy" w "Guardianie" pisze: - City stało się zespołem, który da się skontrować. To problem, z którym na dłuższą metę nie musieli się mierzyć od pierwszego sezonu Guardioli.
Z czego się to bierze? Według Wilsona nie ma prostego wytłumaczenia, ale można wskazać kilka hipotez. Spadek intensywności po sezonie z potrójną koroną, zwłaszcza pamiętając, jak długo starali się o wygranie Ligi Mistrzów (choć Guardiola publicznie zapewnia, że w jego drużynie nie ma mowy o żadnym nasyceniu). Bardziej bezpośredni, otwarty styl wynikający z potrzeb Erlinga Haalanda i ze stylu gry Jeremy'ego Doku, a co za tym idzie większe narażenie na kontry. Wreszcie dramatyczny spadek formy Rubena Diasa.
Do tej listy można dodać absencje kluczowych piłkarzy i brak równowartościowych zastępców przede wszystkim dla Rodriego (we wszystkich meczach, które City przegrało w tym sezonie, Hiszpan był zawieszony), ale też kontuzjowanych Johna Stonesa i Kevina De Bruyne.
Na szczęście dla City Rodri ma już za sobą zawieszenie za żółte kartki, Stones właśnie wrócił po kontuzji, a powrót De Bruyne zapowiadany jest na styczeń. Kończy się też morderczy okres w terminarzu. Po meczach z Chelsea, Liverpoolem, Tottenhamem i Aston Villą przychodzą łatwiejsze spotkania z Luton, Crystal Palace, Brentfordem, Evertonem i Sheffield United, a w międzyczasie jeszcze Klubowe Mistrzostwa Świata.
Nie ma czasu na odpoczynek, ale Guardiola na pewno wyciągnie odpowiednie wnioski. Sześć punktów straty do Arsenalu to sporo, ale Hiszpan już nieraz pokazywał, że potrafi trafnie diagnozować problemy i wyprowadzać swój zespół z tarapatów. Na dziesięć kolejek przed końcem zeszłego sezonu strata do "Kanonierów" wynosiła pięć punktów. Wiemy, jak się skończyło. Również dlatego, że City zwykle osiąga szczyt formy w kluczowym okresie na wiosnę.
Ścisk na górze
Tym razem jednak może się do końca ścigać nie z jednym, a z dwoma, a może nawet trzema rywalami.
Po 13 kolejkach tego sezonu różnica między pierwszym i czwartym zespołem wynosiła tylko dwa punkty i, jak wyliczył "The Analyst", była najniższa od sezonu 2015/16, czyli jeszcze sprzed ery Guardioli. Dwie kolejki później wzrosła do sześciu punktów, ale nadal zapowiada nam się najbardziej pasjonująca walka o mistrzostwo od lat.
Po tych 13. kolejkach superkomputer "Opty" szacował szanse City na tytuł na 79,3 procent. Arsenalu na 9,3. Liverpoolu na 10,2. Nie minął tydzień, a według tego samego algorytmu szanse obrońców tytułu zmalały do 53,9 proc. Arsenalu wzrosły do 22,9. Liverpoolu do 20,7. Powyżej jednego punktu procentowego wskoczyła też Aston Villa.
Nadal jest jeden główny faworyt. Jak co sezon jest nim Manchester City. Ale tym razem może mu być jeszcze trudniej niż zazwyczaj.