Treningi w szopach, miłość do fast foodów i rozwalanie monitora. Jerzy Janowicz wraca do żywych

Treningi w szopach, miłość do fast foodów i rozwalanie monitora. Jerzy Janowicz wraca do żywych
Andrzej Szkocki/Pekao Szczecin Open
Jerzy Janowicz to jeden z największych talentów w historii polskiego tenisa. W przeszłości meldował się w półfinale Wimbledonu i drugiej dziesiątce światowej czołówki. Od lat walczył z kontuzjami, a w poniedziałek wrócił na kort po ponad dwóch latach przerwy. Od zawsze był postacią kontrowersyjną. Szokował, bo lubił szokować. I często przypalały mu się styki.
Z Jerzym Janowiczem dziennikarze, kibice, sędziowie, ale także rywale nigdy nie mieli łatwo. Wielokrotnie pokazywał na korcie swoje najlepsze oblicze, dochodząc do finału turnieju ATP Masters 1000 w Paryżu, półfinału Wimbledonu czy wprowadzając Polskę do Grupy Światowej Pucharu Davisa. Jednocześnie często puszczały mu nerwy. A wtedy obrywało się wszystkim wokół.
Dalsza część tekstu pod wideo
W poniedziałek zagrał w zawodowym turnieju po raz pierwszy od ponad dwóch lat. Wcześniej przez bardzo długi czas walczył z kontuzją kolana. W Rennes walczył przez blisko trzy godziny i powrót okrasił zwycięstwem nad Czechem, Tomasem Machacem. Z tego powodu postanowiliśmy przypomnieć różne historie, po których o łodzianinie było naprawdę głośno, choć niekoniecznie w pozytywnym kontekście.

How many times?

Pierwszym wielkim sukcesem Jerzego Janowicza był finał turnieju ATP Masters 1000 w Paryżu na koniec sezonu 2012. Dzięki temu w rozpoczynającym się nieco ponad dwa miesiące później Australian Open, Polak znalazł się już wśród graczy rozstawionych. Na ten przywilej w każdym turnieju Wielkiego Szlema może liczyć 32 zawodników. Niestety, to nie uchroniło go od gry na jednym z bocznych kortów.
Wówczas mniejsze obiekty w Melbourne Park nie miały jeszcze systemu hawk-eye, pozwalającemu tenisistom sprawdzić komputerowy ślad po uderzeniu i skorygować ewentualne błędy sędziów. Mecz z Somdevem Devvarmanem z Indii długo nie układał się po myśli łodzianina, często narzekał on też na arbitrów. Miarka przebrała się w tiebreaku pierwszej partii, gdy Janowicz miał setbola, a sędziowie ocenili, że uderzona przez rywala piłka dotknęła linii.
Polak ukląkł na kolanach przy linii i zaczął wykrzykiwać „How many times?” (Ile jeszcze razy?), sugerując, że sędziowie wielokrotnie mylili się na korzyść Hindusa. Prowadzącej spotkanie Mariji Cziczak mocno się oberwało. Janowicz przegrał wtedy dwa pierwsze sety, lecz pozbierał się i zwyciężył w pięciu partiach.

Trenowanie po szopach

Wybuch na konferencji prasowej po meczu z Chorwacją w Pucharze Davisa znają chyba wszyscy fani sportu. Co ciekawe, pytanie, które wywołało zdenerwowanie Janowicza, wcale nie było skierowane do niego, a na dodatek wypowiedziane raczej w neutralnym tonie. Artur Rolak z magazynu „Tenisklub” zapytał kapitana kadry, Radosława Szymanika, o to, czy oczekiwania kibiców i dziennikarzy względem polskich tenisistów nie są zbyt wysokie.
Biało-czerwoni przegrali wtedy mecz o awans do Grupy Światowej, w której nie znaleźli się nigdy wcześniej. Mikrofon przejął jednak Janowicz i wściekły wypalił:
- Jesteśmy krajem, który nie ma jakichkolwiek perspektyw w sporcie, biznesie czy życiu. Studenci studiują tylko po to, aby z tego kraju wyjechać. Trenujemy gdzieś po szopach, nie tylko w tenisie. Czemu więc macie takie oczekiwania wobec nas? Może sami wyjdźcie na kort, przepracujcie tam całe życie, a może potem miejcie oczekiwania - wykrzyczał.
"Jerzyk" się rozkręcił.
- To już mnie śmieszy. Nie ma żadnej pomocy, w żadnym sporcie i w żadnym zawodzie. Kim jesteście, że macie oczekiwania? Może mieć je trener, mama, tata. Śmiecia i zero można stworzyć w naszym kraju w jeden mecz. Tak to wygląda! - dodał.

Zakład o 1200$ i rozwalona klawiatura

Jedną z ulubionych form spędzania wolnego czasu są dla Janowicza gry komputerowe. Od dawna przyjaźni się ze streamerem, Piotrem „Izakiem” Skowyrskim. Czasem gościł na jego streamach, gdzie wspólnie grali w Counter Strike’a. W zeszłym roku niemal codziennie streamował na własnym profilu na Facebooku różne gry. W 2016 roku podczas rywalizacji ze Skowyrskim kompletnie puściły mu jednak nerwy.
Obaj panowie zdecydowali się na zakład, którego stawką było 1200 dolarów. Właśnie tyle miał otrzymać od przeciwnika zwycięzca meczu z Counter Strike’a. Janowicz przegrał to starcie, a po wszystkim nie zdołał ukryć wściekłości. Rozwalił klawiaturę, myszkę i monitor na oczach sporej liczby widzów.

Przygotowania do meczu? Wódka jest najlepsza

W lutym 2017 roku Jerzy Janowicz rywalizował podczas turnieju ATP w Sofii. W drugiej rundzie jego przeciwnikiem był faworyt gospodarzy, Grigor Dimitrow. Miejscowa dziennikarka tuż przed meczem zapytała, w jaki sposób Janowicz przygotowywał się do rywalizacji. Łodzianin postanowił z niej nieco zażartować.
- Dużo imprezowałem i piłem wódkę! To najlepszy napój na świecie – odpowiedział rozbawiony.
Wypowiedź ta była oczywiście żartem, choć nie wszyscy dziennikarze się w tym zorientowali. Janowicz przegrał mecz w trzech setach, a jego wypowiedź przed spotkaniem odbiła się dużo większych echem, niż poczynania na korcie.

Umiłowanie do hamburgerów

Jeszcze ciekawiej zrobiło się w czerwcu 2017 roku. Podczas turnieju w Stuttgarcie Polak grał z Andriejem Kuzniecowem. Zdenerwowała go jedna z fanek, która głośno kibicowała przeciwnikowi Janowicza. Nasz tenisista zaczął wykrzykiwać do siebie „kocham hamburgery”, „kocham pączki” i „kocham pizzę”, nawiązując w ten sposób do sporej wagi kobiety. W końcu sędzia główny ukarał go odebraniem punktu.
- Nie masz żadnego dowodu na to, co powiedziałem. Kocham hamburgery. Nie mogę tego mówić do siebie? – pytał rozdrażniony Polak wezwanego na kort supervisora. Mecz ostatecznie wygrał, a później do całej sprawy odniósł się na Instagramie.
- Dziękuję polskim kibicom za mega wsparcie i pomoc w uspokojeniu mega wrednej kobiety z wagi ultra heavy – napisał.

Ten typ to menda, nie będę z nim pracował

Wspomniana wcześniej konferencja prasowa po meczu z Chorwacją była początkiem konfliktu Janowicza z dziennikarzami „Tenisklubu” – Arturem Rolakiem i Adamem Romerem. Jego kulminacja nastąpiła podczas Wimbledonu w 2017 roku. Gdy jeżdżący na turniej od ponad 20 lat Rolak pojawił się na konferencji prasowej tenisisty, po wygranym meczu pierwszej rundy, ten poprosił go o opuszczenie sali. Gdy Rolak odmówił, a wyproszenia go nie poparli inni polscy dziennikarze, Janowicz postanowił sam wyjść. Na zewnątrz odpowiadał jedynie na pytania reportera z Włoch.
- Nie chcę pracować z tym typem, bo wiem, jaką jest mendą i tyle – powiedział wówczas tenisista. Konflikt trwał także podczas kolejnych spotkań Janowicza w turnieju, a oficer prasowy ATP poprosił ostatecznie Rolaka, aby ten chwilowo nie pojawiał się na konferencjach łodzianina.
Romer ujawnił, że dwa lata wcześniej Janowicz wystosował podobną prośbę także do niego, ale wówczas po odmowie zaczął odpowiadać na pytania pozostałych reporterów. Gdy łodzianin przyjechał na turniej ATP Challenger Tour do Szczecina we wrześniu 2017 roku, rzecznik prasowy turnieju poprosił obu dziennikarzy „Tenisklubu”, aby nie przychodzili na konferencję.
Ci spełnili prośbę, a Janowicz więcej nie wracał do tego tematu, choć przed zadaniem pytania każdy z dziennikarzy na wyraźną prośbę tenisisty musiał najpierw powiedzieć, jaką reprezentuje redakcję.

Konflikt z Polskim Związkiem Tenisowym

W latach 2018-2019 Janowicz nie grał z powodu kontuzji kolana. Problemy ze zdrowiem rozpoczęły się jeszcze wcześniej, bo już w 2015 roku, a tenisista w jednym z wywiadów oskarżył o nie Polski Związek Tenisowy i lekarza kadry narodowej. Do zarzutów szybko odniósł się aktualny prezes PZT, Mirosław Skrzypczyński. I Janowiczowi znów się oberwało.
- Mówiąc bardzo delikatnie, potrzebny mu jest zupełnie inny lekarz. Jego oskarżenia to stek bzdur. Nie chciał naszej pomocy. Możemy nawet pójść do sądu i sprawdzić billingi. Bardzo zawiodłem się na Janowiczu jako na człowieku. W końcu przestał odbierać ode mnie telefony. Raz odebrał jego ojciec, który stwierdził, że mam nie dzwonić do jego syna, ponieważ on jest jego menedżerem i tylko przez niego można się kontaktować z tenisistą – mówił Skrzypczyński.
***
Teraz sam Janowicz podkreśla, że po zeszłorocznych narodzinach syna nieco się uspokoił i na niektóre rzeczy nie denerwuje się już tak samo, jak wcześniej. Na większym luzie podchodzi także podobno do gry w tenisa. Jak będzie w rzeczywistości i czy powyższa lista doczeka się nowych pozycji? Jeśli dopisze mu zdrowie, dowiemy się tego pewnie za kilka lub kilkanaście miesięcy.
Maciej Pietrasik
Redakcja meczyki.pl
Maciej Pietrasik21 Jan 2020 · 20:00
Źródło: własne/Sport.pl

Przeczytaj również