Transferowy blamaż Barcelony? Przegapiła idealnego piłkarza
FC Barcelona miała pod nosem piłkarza, który rozwiązałby wiele jej problemów. Wolała jednak skupić się na innym celu transferowym. Brak zakupu Mikela Merino może odbić się czkawką.
W Barcelonie nadal nie doszło do żadnej rewolucji kadrowej. Jedynym wzmocnieniem przed startem sezonu pozostaje Pau Victor, utalentowany napastnik ściągnięty z Girony za niecałe 3 mln euro. Od wielu tygodni klub pracuje też nad pozyskaniem Daniego Olmo. Według najnowszych doniesień ma on wrócić do macierzystej drużyny, która zapłaci za niego 55 mln euro kwoty stałej. Na uboczu znalazł się jednak temat znalezienia nowego środkowego pomocnika. Minione rozgrywki pokazały, że ten sektor jest prawdziwą piętą achillesową wicemistrzów Hiszpanii. Pozorny urodzaj brutalnie zderzył się z rzeczywistością na skutek serii urazów i innych problemów. Wydawało się zatem, że Deco ruszy na poszukiwania gracza, który załatałby lukę w środku pola. Szczególnie, że odpowiedni kandydat był tuż pod nosem, w tej samej lidze. Mikel Merino od dawna potwierdza bardzo wysokie umiejętności, broniąc barw Realu Sociedad. Wszystko wskazuje na to, że 28-latek zostanie bohaterem transferu, ale nie obierze kierunku na stolicę Katalonii.
Dziura
Barcelona od wielu lat zaniedbuje kwestię wzmocnienia drugiej linii. W klubie niesłusznie wierzono, że Sergio Busquets będzie nieśmiertelny. Kiedy rok temu weteran odszedł do Interu Miami, podjęto karkołomną próbę zastąpienia go Oriolem Romeu. O tym pomyśle najwięcej mówi fakt, że 32-latek już wrócił do Girony. Nie figurował w planach Hansiego Flicka, ponieważ w poprzednim sezonie kompletnie się spalił. W rundzie wiosennej przegrał rywalizację z Andreasem Christensenem, który nawet nie jest nominalnym pomocnikiem.
Romeu w Barcelonie już nie ma, ale nie widać też znaków, aby sprowadzono jakąkolwiek “szóstkę”. Wygląda na to, że jedynym rozwiązaniem ma być zaufanie w umiejętności dwóch młokosów, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki w seniorskiej piłce. W dotychczasowych sparingach Marc Casado i Marc Bernal tworzyli środek pola “Dumy Katalonii”. Z braku innych opcji prawdopodobnie obaj będą musieli podjąć się próby stworzenia trzonu w centralnej strefie. I żadnemu z nich nie można odebrać talentu oraz potencjału. Należy jednak podkreślić, że mamy do czynienia z zawodnikami kompletnie nieogranymi na seniorskim poziomie. Bernal formalnie jeszcze nie zanotował debiutu w oficjalnym meczu, Casado w poprzednim sezonie rozegrał raptem 35 minut. To nie są gotowe produkty piłkarskie. Jedynie ich obietnica, potencjalnie złudna.
“Barca” od dłuższego czasu próbuje rozwiązywać problemy odą do młodości. Nierzadko wiara w nieopierzonych piłkarzy prowadzi do sukcesu, co potwierdza choćby ścieżka Lamine'a Yamala. Warto jednak dla dobra każdej ze strony otoczyć juniorów opieką weteranów. W ten sposób nie trzeba będzie uzależniać funkcjonowania drużyny od postawy niedoświadczonych zawodników. Dlatego rozsądną opcją wydawało się dołożenie do Bernala i Casado bardziej ogranego pomocnika. Kogoś, kto z miejsca mógłby zagwarantować wymaganą jakość. W te kryteria wpisywał się Mikel Merino.
Z niejednego pieca…
Świeżo upieczonego mistrza Europy nie można nazwać żadnym odkryciem. Jego jakość jest znana praktycznie każdemu obserwatorowi piłki na Półwyspie Iberyjskim. Real Sociedad przez sześć ostatnich lat nie musiał martwić się o obsadę środka pola. Zwłaszcza, że Merino dał się poznać jako zawodnik, który wykracza poza schemat typowego hiszpańskiego pomocnika. Dysponuje on oczywiście znakomitą techniką, wizją gry i czuciem przestrzeni. Jednocześnie dokłada do tego bardzo wiele w aspekcie czysto fizycznym. Nie jest chucherkiem, które może okiwać rywala, ale nie wygra żadnego pojedynku bark w bark. Wręcz przeciwnie. Potrafi najpierw rzucić się do odbioru piłki, aby następnie wiedzieć, co z nią zrobić. W tym przypadku ewidentnie procentuje bagaż doświadczeń zebranych podczas z pozoru nieudanego epizodu w Newcastle.
- Jestem tym piłkarzem, którym jestem, dzięki Premier League. Nie grałem tam wiele, ale musiałem dojrzeć. Sytuacja mnie do tego zmusiła. Trzeba było opuścić strefę komfortu, zrobić krok naprzód, zdobyć nowe doświadczenia. Kiedy ludzie pytają mnie o ligę angielską, mówię im, że grając tam, byłem przygotowany psychicznie tak, jakbym szedł na wojnę. W Hiszpanii, wychodząc na boisko, myślisz o taktyce, pozycjach, piłce. W Anglii nie myślałem za wiele o piłce, bardziej o walce. Premier League uczyniła mnie twardszym. Pamiętam, że Rafa Benitez powtarzał mi, że muszę grać szybko. Jedno lub dwa dotknięcia piłki, bo inaczej ją stracę albo zostanę kopnięty - analizował w rozmowie z The Guardian.
Merino nie przebił się na St. James’ Park, ale to właśnie tam przemienił się z chłopca w mężczyznę. Dziś jest pomocnikiem, który stanowi prawdziwy koszmar dla większości napotkanych rywali. Portal Squawka informował, że w minionych rozgrywkach Hiszpan był liderem najlepszych lig europejskich pod względem wygranych pojedynków. Miał ich na koncie aż 326, drugi w tej klasyfikacji Mohammed Kudus tylko 297. Na przestrzeni całego sezonu wygrał aż 168 główek, znów najlepszy wynik w TOP5 ligach. Do tego dokładał po minimum sześć odbiorów w każdym meczu. Stał się boiskowym monstrum.
- Jestem w bardzo dobrym momencie kariery, najlepszym, jeśli chodzi o dojrzałość i rozumienie gry. Od wielu lat gram na wysokim poziomie, poprawiłem się pod względem liczby zdobywanych bramek. Ale nadal chcę być jeszcze lepszy w ostatniej tercji boiska, czuję się komfortowo, grając z przodu, ale dobrze radzę sobie między liniami - przyznał pomocnik przywoływany przez dziennik Marca.
Wzmocnienie w punkt
Gra Merino nie ogranicza się do wiszenia w powietrzu i walki o górne piłki. 28-latek dominuje przeciwników w fazie defensywnej, pokazując jednocześnie swój kunszt, kiedy jego zespół przystępuje do ataku. W poprzednim sezonie zanotował osiem bramek i pięć asyst. Warto też podkreślić, że imponował w ataku, kiedy drużyna najbardziej tego potrzebowała. Trafił z PSG, brał udział przy dwóch golach, które wprowadziły Real Sociedad do półfinału Pucharu Króla. Błysnął też w ćwierćfinale EURO, kiedy pod koniec dogrywki z Niemcami zdobył bramkę na wagę awansu. Nic dziwnego, że tak wszechstronny piłkarz przykuł uwagę innych klubów.
- To najważniejszy gol w mojej karierze. Adrenalina robi swoje, nadal nie wierzę w to, co się stało. To wyjątkowy moment. Za tym wszystkim kryje się mnóstwo mojej pracy i wszystkich kolegów z drużyny. Razem wykonaliśmy świetną pracę - mówił na gorąco po pokonaniu Niemców.
- Myślę, że Mikel był bardzo szczery w stosunku do klubu. Miał ofertę przedłużenia, ale z niej nie skorzystał. Jeśli powie nam, że chce, abyśmy przeanalizowali propozycję z innego klubu, to zrobimy to. Wiemy, że je ma i wiemy skąd pochodzą. W tej chwili nadal mamy nadzieję, że Merino pozostanie w Realu, ale jeśli tak się nie stanie, postaramy się wynegocjować jak najlepsze warunki - podkreślił niedawno Jokin Aperribay, prezes RSSS.
Aktualna umowa Merino obowiązuje do połowy przyszłego roku. Wygląda na to, że Baskowie wykorzystają ostatnią okazję, aby zarobić na odejściu swojej gwiazdy. Wszystkie znaki na niebie i ziemi sugerują, że 28-latek zostanie nowym zawodnikiem Arsenalu. Matteo Moretto i Fabrizio Romano zgodnie informowali, że “Kanonierzy” doszli do wstępnego porozumienia z Realem. Londyńczycy są gotowi zapłacić 30 mln euro. Z jednej strony mówimy o sporej kwocie, jak za zawodnika, któremu niedługo wygasłby kontrakt. Z drugiej jednak taka cena za klasowego pomocnika i mistrza Europy może jawić się jako prawdziwa promocja.
Barcelona na lodzie
Teoretycznie Merino ma wszystkie potrzebne atuty, aby odnaleźć się w układance Mikela Artety. Trener potrzebował pomocnika, który sprawdziłby się jako “szóstka” lub “ósemka” ustawiona bliżej lewego sektora. W obu tych rolach Hiszpan sprawdza się bez zarzutu. Co więcej, powinien on stworzyć fantastyczny duet z Martinem Odegaardem. Ta dwójka występowała już razem w sezonie 2019/20. Wypożyczony z Realu Madryt Norweg pomógł ekipie z Estadio Anoeta dojść do finału Pucharu Króla i zająć szóste miejsce w lidze. Teraz obaj spróbują doprowadzić “The Gunners” do upragnionego mistrzostwa Anglii.
Gdy Arsenal finalizuje zakup Merino, Barcelona toczy zaawansowane negocjacje w sprawie Daniego Olmo. I trudno doszukiwać się w tym większego sensu. Londyńczycy potrzebowali gracza o konkretnym profilu i charakterystyce, więc poszli po najlepszą dostępną opcję. “Blaugranie” brakuje uniwersalnego pomocnika o wysokich umiejętnościach defensywnych, więc zamierza zakontraktować klasyczną “dziesiątkę”. I to przy posiadaniu w kadrze takich zawodników jak Pedri, Ilkay Guendogan czy Fermin Lopez.
Olmo może oczywiście występować jako lewoskrzydłowy, pewnie nawet tam docelowo widzi go Flick po transferowym fiasku z Nico Williamsem. Wciąż nie powinien on jednak być priorytetowym zakupem Katalończyków. Jeśli ograniczony budżet pozwala na sprowadzenie tylko jednego piłkarza, to trzeba możliwie w jak najbardziej precyzyjny sposób zdiagnozować problemy. Oczywiście, że Merino nie byłby remedium na wszystkie bolączki Barcelony. Potencjalnie mógłby jednak w większym stopniu niż Olmo wpłynąć na poprawę wyników. Pomocnik zrobi to, ale już w innym klubie. Jeśli utrzyma poziom z Realu Sociedad i reprezentacji Hiszpanii, zostanie filarem Arsenalu. Ma na to papiery.