To wśród nich mogą szukać wzmocnień Real Madryt czy Tottenham Hotspur. Oto XI najlepszych piłkarzy bez klubu
Dwóch wicemistrzów świata z 2018 r. Mistrz świata z 2014 r. Zdobywca Ligi Mistrzów sprzed roku. Napastnik, który w ostatnich czterech sezonach zdobył ponad setkę goli. Byli piłkarze Realu Madryt, PSG, Manchesteru City, Juventusu, Bayernu i Liverpoolu. Brzmi jak naprawdę mocny zespół. A to najlepsza XI zawodników aktualnie pozostających bez pracodawcy.
W sporcie i nie tylko pieniądze to nie wszystko, ale wszystko bez pieniędzy to nic. Zwłaszcza w trakcie okienka transferowego. Wbrew pozorom, wcale nie trzeba wydawać dziesiątek milionów na wzmocnienia. Do wzięcia jest kilku naprawdę ciekawych graczy, którzy wciąż nie mają klubu. Rynek wolnych agentów raczej nie kojarzy nam się z wysokim poziomem sportowym. Wydawałoby się, że skoro poprzedni pracodawca nie był chętny przedłużyć umowy, to z małymi wyjątkami, możemy mówić o graczach z problemami lub w podeszłym dla piłkarza wieku. W ostatnich latach ten schemat faktycznie mógł się sprawdzać, jednak bieżące mercato nieco odbiega od normy. Lista bezrobotnych jest długa i obfituje w interesujące nazwiska.
“Dziewiątki” z wysokiej półki
Najbardziej łakomym kąskiem jest Edinson Cavani. Nie licząc ostatniego sezonu, gdy Thomas Tuchel odstawił go na rzecz Mauro Icardiego, Urugwajczyk od lat gwarantuje znakomite liczby strzeleckie. W czterech ostatnich sezonach zdobył ponad 110 goli. Próbowały o niego zabiegać Benfica i Leeds, ale negocjacje nie zakończyły się powodzeniem. Podobnie wyszło z “bombą” brazylijskich mediów, jakoby “Edi” dostał świetną ofertę od Gremio Porto Alegre. Media informowały, że “El Matador” ma wyjątkowo wysokie oczekiwania finansowe. Ale prawdopodobnie cierpliwość doświadczonego snajpera mu się opłaci, bo teraz po byłego zawodnika PSG zgłosił się Real Madryt. Pierwsza kolejka La Liga pokazała, że "Królewscy" mają spore problemy w ofensywie. A Cavani na pewno jest mocniejszym backupem dla Karima Benzemy od Mayorala, Luki Jovicia czy Mariano.
Urugwajski superstrzelec to nie jedyny znany snajper z kartą w ręku. Od kilku tygodni bezrobotny pozostaje człowiek uznawany niegdyś za czołowy angielski talent. Daniel Sturridge. Lata temu Juergen Klopp powiedział, że to jeden z najlepszych nowoczesnych zawodników, z którym miał okazję pracować. Brendan Rodgers mówił, że Sturridge ma szansę, by być lepszym od Luisa Suareza. Niestety nie wszystko potoczyło się po myśli 31-latka.
Kontuzje, kontuzje i jeszcze raz kontuzje. Oto małe podsumowanie piłkarskiej przygody Sturridge’a. Gdy tylko łapał formę, strzelał trochę goli, to nagle odnawiały się jego urazy. A to naciągnięcie mięśni, a to problemy z Achillesami, innym razem zerwanie więzadeł. W Premier League zdobył 77 bramek, chociaż z lepszym zdrowiem spokojnie osiągnąłby trzycyfrową liczbę. Lewą nogą mógłby przecież wiązać krawaty.
- Mam na stole kilka propozycji, ale nie ukrywam, że kocham grać w Premier League. Chciałbym jeszcze raz sprawdzić się w tej lidze. Mam tam kilka niedokończonych spraw - stwierdził były napastnik m.in. Manchesteru City, Liverpoolu i Chelsea. Na angaż w klubie tej klasy nie ma co liczyć, ale już zespoły ze środka tabeli powinny zaryzykować. Zdrowy Daniel to materiał na przynajmniej dziesięć goli w sezonie.
Ze szczytu na dno
- Masz wszystko, by dać nam zwycięstwo i zostać bohaterem. Nadszedł twój czas, teraz pokaż światu, że jesteś lepszy od Messiego - takie słowa usłyszał Mario Goetze od Joachima Loewa przed wejściem na boisko w finale mundialu w 2014 r. I następnie zapisał się w historii futbolu. Jako pierwszy rezerwowy w dziejach zapewnił swojej drużynie mistrzostwo świata. Jego kariera miała być wręcz napompowan sukcesami. Czas pokazał, że to był jednak właściwie ostatni piękny moment Goetze.
“SuperMario” - chociaż przedrostek “super” brzmi teraz jak nieśmieszny żart - znajduje się w najlepszym wieku dla sportowca. Ma 28 lat. Teoretycznie powinien być w tzw. peaku formy. A praktycznie to od 2014 r. stąpa po równi pochyłej. W Bayernie notował jako takie liczby, ale nigdy nie był pierwszym wyborem do gry. Po powrocie do Dortmundu odezwały się problemy zdrowotne, przez które Goetze przybierał na wadze. Włodarze BVB i tak wykazali się sporymi pokładami cierpliwości. Na Signal Iduna Park brylowali Ousmane Dembele, Pierre Emerick-Aubameyang, Christian Pulisic czy Jadon Sancho, jednak nadal wierzono, że Mario odbije się od dna, zawalczy o siebie. Ale to nie nastąpiło.
Od 1 lipca mistrz świata sprzed sześciu lat pozostaje bez pracodawcy. W mediach podawano informację o zainteresowaniu ze strony Interu Miami, ale podobno Niemiec nie chce opuszczać Europy. Pragnie, być może po raz ostatni, spróbować sił w jednej z najsilniejszych lig. Według “Corriere dello Sport” 28-latka w składzie widziałaby Fiorentina. Z kolei “Bild” pisał nawet o scenariuszu, w którym Goetze sensacyjnie wróciłby do Monachium jako uzupełnienie kadry. “Daily Express” komunikowało o możliwej ofercie z West Hamu. “Młoty” nie najlepiej wystartowały w lidze, więc może rzeczywiście warto zaryzykować. Niecodziennie mistrz świata jest do wzięcia za darmo.
Enfant terrible
Cóż to mogła być za kariera. Gdyby głowa Hatema Ben Arfy dojechała do nóg, pewnie jednym tchem wymienilibyśmy go w gronie najlepszych piłkarzy ostatnich kilkunastu lat. Drybling, szybkość, technika, lewa noga, finezja. U niego wszystko jest na odpowiednim poziomie. Problem w tym, że spektakularny potencjał w ogóle nie został poparty ciężką pracą. 33-latek miał niegdyś papiery na FC Barcelonę czy Real Madryt, a zostanie zapamiętany jako jeden z najbardziej zmarnowanych talentów w dziejach.
Zatrudnienie Francuza wiąże się oczywiście z pewnym niebezpieczeństwem. W okresie krótkoterminowym Hatem może wnieść do składu ogromną jakość. Rok temu w barwach Rennes wzniósł się na taki poziom, że nominowano go do nagrody najlepszego piłkarza Ligue 1. A potem pokłócił się z zarządem. W rozmowie z serwisem “goal.com” wyznał, że też że gra dla w stolicy Bretanii nie sprawia mu przyjemności, bo klub nie ma żadnych ambicji. Co dalej? Przyszedł do Realu Valladolid, zagrał pięć miernych spotkań i odszedł. Teraz zdaniem francuskich dziennikarzy Ben Arfa może być skłonny do wybrania Saint-Etienne. Obrońcy w Ligue 1 znów muszą mieć się na baczności. Lata lecą, ale wychowanek Lyonu zawsze znajdzie sposób na udany drybling. Sęk w tym, że po udanym meczu spoczywa na laurach i zamiast na trening, rusza na parkiet.
Zbyt wczesna emerytura
Klubu nie mają także Mario Mandżukić i Jose Callejon. Obaj wciąż nie znaleźli nowego pracodawcy, a przecież dalej wydają się być gwarancją solidnej jakości. Chorwat w sezonie 2018/19 zanotował dziesięć bramek i pięć asyst dla Juventusu. Następnie, po tym jak został tam odstawiony od składu, trafił na listę życzeń Manchesteru United, lecz ostatecznie wybrał ofertę katarskiego Al-Duhail. Długo nie wytrzymał, bo dołączył do tego klubu w grudniu zeszłego roku, a już 5 lipca rozwiązał umowę. Na razie murowanym faworytem do zatrudnienia Mandżukicia jest Lokomotiw Moskwa.
Wspomniany Callejon nie dogadał się z władzami Napoli ws. nowego kontraktu i po siedmiu latach uznał, że czas na zmiany. On kuponów nie odcinał. W ostatnich dwóch sezonach rozegrał aż 92 spotkania dla “Azzurrich”. Pod względem strzeleckim nieco obniżył loty, ale w obu tych sezonach zaliczał minimum dziesięć asyst. Nie stracił szybkości, dynamiki i kreatywności, więc nadal mógłby rywalizować w solidnych ekipach z czołowych europejskich lig. “La Gazzetta dello Sport” pisała, że “Calletti” może wzmocnić Lazio.
Z kolei gdyby któraś z drużyn poszukiwała doświadczonego stopera do rotacji, do wzięcia są Naldo oraz Ezequiel Garay. W kolejce czeka także Nathaniel Clyne, który wprawdzie sromotnie przegrał rywalizację z Trentem Alexandrem-Arnoldem, ale nadal nie ukończył trzydziestki Na telefon czekają też inne wieczne talenty: Alexandre Pato, Samir Nasri i Jordon Ibe. Warto przypomnieć, że nie tak dawno temu Bournemouth zapłaciło za Anglika prawie 20 milionów.
W dobie kryzysu związanego z pandemią koronawirusa wiele klubów szuka tańszych okazji transferowych i różnych promocji. Piłkarz z kartą w ręku nigdy nie był tak cenny. A futbolowy “pośredniak” dotąd nie obfitował tak długo w tak ciekawe nazwiska.