To w grze Lewandowskiego boli najbardziej. Wielki dylemat FC Barcelony. "Bzdura, że nie otrzymuje wsparcia"
Gdyby ktoś powiedział mi, że po bardzo udanym debiutanckim sezonie, w kolejnych rozgrywkach Robert Lewandowski będzie jednym z najbardziej krytykowanych zawodników Barcelony, miałbym problem, aby w to uwierzyć. A jednak doszliśmy do momentu, w którym "Blaugrana" wygrywa nie dzięki "Lewemu", ale mimo jego dyspozycji.
Lewandowski przyzwyczaił nas do tego, że jest niesamowity. Gdy już przekroczył 30., ani razu nie zdarzył mu się sezon z liczbą bramek mniejszą niż 30. Im reprezentant Polski stawał się starszy, tym bardziej takie wyniki imponowały. Niezależnie bowiem od wieku był w stanie utrzymać rewelacyjną formę. Doskonale radził sobie w Bundeslidze, a w swoim pierwszym sezonie w La Liga okazał się najlepszym strzelcem w całym zestawieniu. Jeszcze kilka miesięcy temu nikt w FC Barcelonie nie powiedziałby na weterana złego słowa. A potem nadeszła zima.
Na ten moment "Lewy" ma na koncie siedem goli w lidze. Nieźle, chociaż strata do liderującego Jude'a Bellinghama wydaje się dość duża. Niemniej zwolennicy podopiecznego Xaviego zwracają uwagę, że w ekipie "Blaugrany" nie ma zawodnika z większą liczbą bramek. To wszystko prawda, ale! Kapitan polskiej kadry to jedyny nominalny napastnik w układance hiszpańskiego szkoleniowca. Nie można też zapomnieć o tym, że w gruncie rzeczy zdobytych bramek powinno być zdecydowanie więcej. Między bajki należy włożyć stwierdzenia, że RL9 nie otrzymuje wsparcia od swoich kolegów - to kompletna bzdura. Tomasz Ćwiąkała bardzo słusznie zauważył, że inni piłkarze "Blaugrany" wypracowali Lewandowskiemu najwięcej sytuacji w całej La Liga. Nawet wspomniany Bellingham jest za naszym zawodnikiem.
Co więcej, statystyki piłek zagrywanych do 35-latka są jednymi z najlepszych w ligach TOP5 Europy. Pod względem współczynnika xG podanego przez "Understat" Lewandowski zajmuje bardzo wysokie, dziesiąte miejsce. Więcej okazji mają jedynie nazwiska pokroju Erlinga Haalanda i Harry'ego Kane'a, a z mniej uznanych graczy wypada wyróżnić Olliego Watkinsa oraz Victora Boniface'a. Problemem nie jest więc to, że doświadczony snajper nie dochodzi do sytuacji. W tej kwestii kłopotu nie ma. Co innego jednak, gdy przychodzi rozmawiać o skuteczności. Celownik dotychczasowego goleadora został zwichrowany. Istnieje obawa, że to proces bezpowrotny.
Kiedy znów zerkniemy na xG, okaże się, że RL9 strzelił dokładnie 1,93 gola mniej niż powinien. Z pozostałej dziewiątki, o której wspomniałem wcześniej, jedynie Boniface wypada słabiej, bo piłkarz Bayeru Leverkusen zmarnował przeszło pięć okazji, co jest wynikiem szokującym. Nigeryjczyk to więc piłkarz kończący akcje znacznie gorzej niż Lewandowski, ale tego samego nie można powiedzieć o reprezentantach... Stali Mielec i Jagiellonii Białystok. Analitycy z "CIES" przygotowali raport dotyczący zawodników najlepiej zamykających akcje w 65 ligach na świecie. Lewandowski, co miłe, znalazł się w TOP100. Szkopuł w tym, że przegrał rywalizację z Adrianem Benedyczakiem (Parma), Ilią Szkurinem (Stal) oraz Afimico Pululu (Jagiellonia). Zajął dopiero 78. miejsce.
Ktoś może stwierdzić, że w Serie B oraz Ekstraklasie strzela się zdecydowanie łatwiej niż w La Liga. To prawda, ale "CIES" wzięło pod uwagę stosowne parametry, które, tak jak w wypadku rozstrzygania o Złotym Bucie, zacierają różnice w poziomie sportowym. Pamiętajmy też, że na szycie wspomnianego rankingu nie ma piłkarza z, załóżmy, ligi czeskiej. Jest Kane, a podium zamykają Santiago Gimenez oraz Bellingham. Większą fanaberią jest dopiero obecność Mateo Cassierry z Zenitu, wszak Kolumbijczyk uplasował się na bardzo wysokiej ósmej lokacie. To nie tak, że "CIES" zrobiło sobie żarty i przedstawiło absurdalne wyliczenia. Wręcz przeciwnie - zarysowano kluczowy problem. Coś, co w grze "Lewego" boli najbardziej, to właśnie decyzyjność. Jeszcze kilka lat temu, może nawet miesięcy, byłoby to absolutnie nie do pomyślenia.
Przeciwko Atletico Madryt Lewandowski zagrał... dobrze. Wygrał większość pojedynków, dochodził do sytuacji strzeleckich, miał znakomitą skuteczność podań. A jednak jego występ został zapamiętany jako nieomal katastrofalny. Wszystko przez wzgląd na co najmniej trzy wyśmienite okazje, które zmarnował w kuriozalny sposób. Nie chodzi o to, że Jan Oblak doskonale Polaka zatrzymał, bo uznany bramkarz właściwie nie musiał się brudzić. "Lewy" nie był w stanie oddać celnego strzału, a ostatnia sytuacja, w której przełożył obrońcę rywala, a następnie kopnął kilka metrów obok słupka, rozwścieczyła nawet najbardziej zagorzałych fanów "Barcy". I samego napastnika. Wzburzenie jest jednak kompletnie zrozumiałe.
Ostatecznie "Blaugrana" wygrała 1:0 po trafieniu Joao Felixa. Nie zrobiła tego dzięki Lewandowskiemu, ale, w pewnym sensie, wbrew postawy Polaka w polu karnym Atletico. Nie ma się co oszukiwać - taka dyspozycja będzie w jakimś stopniu rzutowała na decyzje podejmowane w gabinetach Spotify Camp Nou. Pytanie tylko, w jak dużym.
Co z tą Barcą?
Najważniejszym problemem, jaki FC Barcelona będzie miała z Lewandowskim, są niewątpliwie kwestie finansowe. Przypomnijmy, że od następnego sezonu "Lewy" ma otrzymywać około 6 milionów euro więcej. Dla "Blaugrany", oglądającej każde euro po cztery razy, powstaje realny dylemat. Czy utrzymywanie tak kosztownego napastnika będzie opłacalne? Polak nadal ma przebłyski swoich najlepszych czasów, z bardzo dobrej strony pokazał się choćby w starciu z Deportivo Alaves. To jednak prawdopodobnie nie wystarczy do tego, aby zagwarantować sobie miejsce w składzie na kolejny sezon. Potrzeba czegoś więcej, bo wymagania są dostosowane do pensji. Skoro więc "Lewy" już teraz ma problem, aby wywiązać się z oczekiwań, to co będzie, gdy otrzyma podwyżkę?
Oczywiście można czarować się, że 35-latek jeszcze zdoła odwrócić sytuację o 180 stopni. Szkopuł w tym, że taka narracja utrzymywana jest od początku kłopotów naszego snajpera. Cały czas wierzy się w to, że to chwilowy kryzys, moment zawahania. Sam nie wiem, jak potoczą się dalsze losy "Lewego", ale nie widzę sensu w zakłamywaniu rzeczywistości. Jego kłopoty nie trwają przez dwa albo trzy tygodnie, ale są liczone w miesiącach. Zła dyspozycja przekłada się nie tylko na występy dla Barcelony, ale też reprezentacji biało-czerwonych. Jeden z najlepszych piłkarzy w polskiej historii po prostu się zestarzał, można się było tego spodziewać. Najbardziej niewygodne jest jednak to, że RL9 nie dał czasu, aby się na to przygotować. Był konsekwentnie fantastyczny, aby nagle - bez żadnego ostrzeżenia - zjechać, pół żartem, pół serio, do poziomu Afimico Pululu.
Tym samym w "Blaugranie" będą się zastanawiać, bo i jest nad czym. Nie w zimę, w końcu nikt nie zaryzykuje walki w Lidze Mistrzów mając jeszcze mniejszą kadrę, ale latem. Spekulacje na temat odejścia do MLS lub ligi saudyjskiej przybiorą na sile, tego już teraz można się spodziewać. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że jeśli jakiś klub z Bliskiego Wschodu lekką ręką rzuci 50 milionów euro, to FC Barcelona będzie opowiadała się za sprzedażą Lewandowskiego. Taki ruch wydaje się bowiem logiczny patrząc na dyspozycję Polaka, jego wiek oraz prawdopodobne poznanie potencjału następcy. Już teraz, zimą, do Katalonii przybędzie bowiem Victor Roque. Chociaż młody Brazylijczyk ma niewielkie szanse na to, aby z miejsca wygryźć weterana, to jego melodia przyszłości może ostatecznie zagłuszyć łabędzi śpiew "Lewego".

Przy wszystkich tych wątpliwościach dotyczących Lewandowskiego nie można zapominać o jednej rzeczy. 35 lat to wiek imponujący jak na piłkarskie standardy. Dość powiedzieć, że wśród pięciu najbardziej popularnych lig Europy, tylko sześciu zawodników urodzonych najpóźniej w 1990 roku strzeliło przynajmniej pięć goli. Najwięcej z nich, bo siedem, ma właśnie "Lewy" oraz przedwieczny Olivier Giroud. Pod tym względem reprezentant Polski jest elitarny. Tym bardziej szkoda, że spadek jego formy nastąpił tak gwałtownie, że przybrał formę już nie kryzysu, ale małej sportowej katastrofy.