"To on może być ważną postacią meczu. Lewandowski, Milik czy Zieliński mogą mieć z nim problem" [NASZ WYWIAD]
Michał Listkiewicz, hungarysta z wykształcenia, to najlepsza osoba w Polsce do pogadania na tematy węgierskiej piłki. Nie mogliśmy nie przedzwonić takiego dnia do byłego prezesa PZPN. Jak Węgrzy postrzegają reprezentację Polski? Kto nas postraszy przy nieobecności Dominika Szoboszlaia? Ile wart jest jeszcze Nemanja Nikolić? O co Michał Listkiewicz założył się z prezesem tamtejszej federacji? Zapraszamy na rozmowę.
SAMUEL SZCZYGIELSKI: Jak Węgrzy postrzegają mecz z Polską? Boją się czy postrzegają debiut nowego trenera Polaków jako szansę?
MICHAŁ LISTKIEWICZ: Nie, raczej są ostrożni w wypowiedziach, nawet prywatnych. Bo oficjalnie oczywiście każdy mówi, że chce wygrać, ale prywatnie szefostwo federacji czy trenerzy klubowi obiektywnie przyznają, że Polacy są lepsi, jesteśmy faworytami. Zdają sobie sprawę, że grają z lepszym rywalem i remis postrzegają jako fajny wynik.
Nasi rywale tworzą dobry kolektyw?
Cała drużyna węgierska jest dość stara. Niby pojawiają się młode talenty, ale pierwsza reprezentacja to raczej wyjadacze. Opierają się na trzymaniu dyscypliny taktycznej, dobrym zgraniu, wyćwiczonych wariantach, na których wprowadzenie trener Marco Rossi miał sporo czasu.
Brak Dominika Szoboszlaia to ich duży problem, kto go zastąpi?
Jak nie ma Szoboszlaia, to jest to drużyna kompletnie bez indywidualności. Najlepszy napastnik Adam Szalai to zawodnik znany, gra w Bundeslidze, ale ma słaby sezon, jako napastnik nie strzelił nawet gola w tym sezonie. A Nemanja Nikolić… Może zrobić coś w ostatnich 20 minutach meczu, zdecydować o wyniku jednym strzałem, ale to już nie ten sam ’’Niko” co w Legii Warszawa. Pojedynku z obrońcą nie wygra, raczej trzeba dogrywać mu na nos lub pod nogę. Lis pola karnego.
A czemu mają do nas aż taki respekt? Przez Roberta Lewandowskiego?
Jestem blisko węgierskiej i polskiej piłki bardzo długo, a nie pamiętam, by przed jakimś meczem było u nich tyle strachu przed Polakami. Oni są przekonani, że przyjadą klasowi piłkarze w naszym składzie, obawiają się. Robert Lewandowski ma na to duży wpływ, jakby był otwarty stadion dla kibiców, to 20 000 ludzi pojawiłoby się tylko i wyłącznie ze względu na Roberta. Przyszliby na stadion jak kiedyś na Ronaldo czy Davida Beckhama.
Ich piłka klubowa ma się lepiej niż reprezentacyjna?
Przed tym meczem w ogóle nie porównują naszych osiągnięć klubowych ze swoimi. Wiadomo, że Ferencvaros awansował do Ligi Mistrzów, a polskich klubów tam ni widu ni słychu. Ale nie mówią o tym, bo zdają sobie sprawę, że u nas cała podstawowa jedenastka opiera się na piłkarzach grających w dobrych europejskich klubach.
Postać meczu ze strony węgierskiej?
Ważną postacią spotkania może być Peter Gulacsi. Jeśli będzie bronić jak w transie, to Lewandowski, Milik czy Zieliński mogą mieć z nim problem. Ale w kadrze błędy i mecze, gdzie przysnął też się zdarzały.
Jak będzie wyglądał mecz z ich strony?
Cofną się i będą czekać. Dadzą Polakom pole do popisu w grze atakiem pozycyjnym, zaproszą na swoją połowę. Węgrzy bardzo szczelnie bronią. Więc przy bezbramkowym wyniku z upływem czasu sytuacja będzie u nich coraz lepsza. Oni lubią końcówki meczów, pokazali to z Islandią czy Bułgarią. Jak ze słabszym bokserem, nie trafi się go w dwóch pierwszych rundach, to w trzeciej może mu wyjść nieoczekiwana lufa.
Jak powinniśmy zagrać z Węgrami?
Potrzebujemy cierpliwości. Może być tak, że Polacy będą uderzać głową w mur, Lewandowski zostanie odcięty od gry. Oni będą bardzo dobrze przygotowani taktycznie, mają swoje warianty przećwiczone u trenera Rossiego w dziesiątkach meczów i setkach treningów. Ale to będzie defensywna gra. Pytanie, czy Sousa natchnie piłkarzy do swojej gry już w debiucie. Myślę, że będziemy musieli oprzeć się na indywidualnościach. Dobrze byłoby strzelić szybko pierwszego gola, inaczej będziemy się męczyć. To nie będzie mecz jak za Pawła Janasa, który wygraliśmy 2:1, ale inicjatywa byłą dwustronna, mecz zacięty. My musimy tam dziś przeważać.
Czeka pan mocno na dzisiejszy mecz?
Bardzo, lubię kiedy mamy okazję się z nimi spotkać. To świetni ludzie, bardzo szanują nasz kraj, nawet ta akcja z koszulkami na dzisiejszy mecz to pokazuje. To nie kurtuazja, Węgrzy naprawdę mają o nas świetne zdanie. W końcu: Polak, Węgier, dwa bratanki.
Michał Listkiewicz typuje, że...
Że wygramy. Liczę, że to będzie jak za Janasa, czyli 2:1 dla nas, ale z gry będziemy zdecydowanie lepsi. Założyłem się z prezesem węgierskiej federacji o dobre wino, robi własne, więc będzie czym uprzyjemnić sobie jakiś wieczór. A jeśli przegramy, wyślę mu polską, nadmorską, zimną wódkę! Ale wie pan, z takich lepszych! (śmiech)