To on ma zastąpić Velde. Lech Poznań inwestuje w skrzydłowego. "Potencjał, by zaistnieć"
Nie tylko kibice Lecha Poznań, ale i eksperci zajmujący się Ekstraklasą już od jakiegoś czasu zaczęli narzekać na postawę skrzydłowych “Kolejorza”. Nową wiarę w grę bocznych sektorów wielkopolskiego klub ma wnieść Daniel Hakans. I choć to piłkarz o sporym potencjale, znaków zapytania wciąż pojawia się jednak sporo.
Jan Sykora, Giorgi Citaiszwili, Mateusz Żukowski. Wszystkie te nazwiska przewinęły się w ostatnich latach przez Bułgarską, ale żaden z tych piłkarzy nie zdołał zbytnio przekonać do siebie wymagającej poznańskiej publiczności. W tym okresie tak naprawdę jedynym ze sprowadzonych do Lecha skrzydłowych, który dostarczył fanom “Dumy Wielkopolski” więcej pozytywnych emocji, był Kristoffer Velde. Tyle tylko, że Norwega w Poznaniu już nie ma, a zastąpić ma go Daniel Hakans.
Na pierwszy rzut oka ciężko upatrywać wybawiciela Lecha w piłkarzu, który w ciągu dwóch lat zanotował dwa spadki z ligi norweskiej, a ostatnie miesiące spędził na zapleczu tamtejszej elity. Poznańscy działacze wyłożyli jednak na stół całkiem solidne pieniądze, co oznacza, że muszą widzieć potencjał w fińskim skrzydłowym. I ten rzeczywiście w nim drzemie. 23-latek musi jednak dostać sporo zaufania i czasu. A tego przy Bułgarskiej po fatalnym sezonie po prostu nie ma.
Nietrafione inwestycje
Temat braku jakości, a tym bardziej liczb wśród skrzydłowych Lecha podnoszony był przez poznańskich kibiców już od dłuższego czasu. Chyba największym problemem poruszanym na trybunach przy Bułgarskiej jest fakt, że Lech w ostatnim czasie w ogóle nie dysponował zbyt szeroką grupą skrzydłowych. Jeśli już zaś kogoś sprowadzał do zespołu, taki transfer okazywał się zwykle niewypałem. Tak było choćby w przypadku wspomnianych już Jana Sykory (gol i 5 asyst w 36 meczach), Giorgiego Citaiszwiliego (gol i asysta w 24 meczach) czy Mateusza Żukowskiego (zaledwie trzy mecze).
Największa krytyka już od jakiegoś czasu spotyka rzecz jasna tego, po którym w Lechu obiecywano sobie wiele, czyli Adriela Ba Louę. Iworyjczyk do “Kolejorza” trafił z łatką utalentowanego skrzydłowego, bo w Czechach prezentował się naprawdę solidnie. W Poznaniu miał zastąpić - o ironio - Sykorę. Tymczasem 28-latka w dobrej formie częściej niż na boisku widuje się na imprezowych ulicach miasta. Zaledwie sześć goli i tyle samo asyst w 86 spotkaniach rozegranych dla poznańskiego klubu to wyjątkowo słabe statystyki jak na gracza, za którego “Kolejorz” swego czasu zapłacił Viktorii Pilzno ponad milion euro.
Ba Loua jest jednak poniekąd ofiarą całej sytuacji panującej przy Bułgarskiej. Obsada Lecha na skrzydłach w minionych sezonach nie była bowiem zbyt bogata. Niels Frederiksen na początku przygotowań do nowych rozgrywek miał do dyspozycji zaledwie trzech skrzydłowych o większym doświadczeniu. Obok Iworyjczyka byli to Ali Gholizadeh oraz Kristoffer Velde. Tyle tylko, że ten pierwszy w Lechu często traktowany jest raczej jako zawodnik do gry w środku pola, a tego drugiego w Poznaniu już nie ma. Norweg pod koniec lipca odszedł za cztery miliony euro do Olympiakosu Pireus i to bezpośrednio w jego miejsce na Bułgarską ściągnięto teraz Hakanasa.
Nie uniknie porównań
Zaledwie o rok młodszy od Norwega fiński skrzydłowy karierę rozpoczynał w rodzimych Vasa IFK i SJK Seinajoki, zanim ostatnie dwa i pół roku spędził w ojczyźnie byłego już gracza “Kolejorza”. Grał najpierw w Jerv, a następnie w Valerendze. Pod względem indywidualnym był to dla niego udany okres. Eliteserien jest silniejsza od Veikkausliigi, a on sam notował w niej dużo lepsze liczby niż jeszcze w Finlandii. Cieniem na jego statystyki kładą się jednak dwa spadki, które zanotował podczas swojego stosunkowo krótkiego przecież pobytu w Norwegii.
- Velde w momencie przyjścia do Lecha był o półkę wyżej, bo odgrywał kluczową rolę w Haugesund, czyli średniaku Eliteserien. Hakans zanotował z kolei najpierw spadek z Jerv, a potem z Valerengą. Szczególnie ten drugi musiał być ciężki zarówno dla samego piłkarza, jak i całego klubu, bo nikt nie spodziewał się, że ekipa z Oslo pożegna się z najwyższą klasą rozgrywkową. Natomiast Velde przychodził do Lecha jako piłkarz o sporym doświadczeniu w Eliteserien, który generował też już wcześniej większe zainteresowanie zagranicznych zespołów. Przede wszystkim został jednak ściągnięty odpowiednio wcześniej do “Kolejorza”, dzięki czemu z miejsca nie ciążyła na nim taka odpowiedzialność - mówi w rozmowie z nami Paweł Tanona z Futbolu Po Skandynawsku.
Mało kto już to pewnie pamięta, ale Velde po przyjściu do Lecha przez pierwsze pół roku zanotował zaledwie jedną asystę i w końcówce mistrzowskiego sezonu pełnił w drużynie trenera Macieja Skorży rolę epizodyczną. Wszystko zmieniło się latem 2022 roku, kiedy stolicę Wielkopolski opuścił Jakub Kamiński, a nowym szkoleniowcem “Kolejorza” został John van den Brom. Norweg był kluczowym graczem w talii holenderskiego trenera i zaprezentował się z dobrej strony zwłaszcza w Lidze Konferencji, w której Lech dotarł wówczas do ćwierćfinału.
- Ciężko porównać Hakansa do Velde. Obu graczy na pewno łączy to, że tak jak Norweg, również Fin będzie potrzebował trochę czasu na to, by lepiej zaznajomić się z Ekstraklasą i szczególnie jej fizycznością. To piłkarz o sporym potencjale, który powinien znaleźć miejsce w Ekstraklasie i dać nieco jakości skrzydłom Lecha. Te w ostatnim czasie raczej nie napawały optymizmem, a piłkarze sprowadzeni na boki w “Kolejorzu” często okazywali się niewypałami. Rozumiem oczekiwania kibiców w Poznaniu, którzy chcieliby tego skrzydłowego na już, natomiast w kontekście Hakansa, potrzeba trochę czasu na to, żeby się do tej ligi dobrze przystosował i trzeba mu okazać to zaufanie - tłumaczy nam z kolei Mateusz Dubiczeńko, ekspert ds. fińskiego futbolu i autor Przewodnika Kibica - Veikkausliiga 2024.
Szybszy od roweru
Hakans na pewno ma przewagę nad Velde, jeśli chodzi o doświadczenie reprezentacyjne. Fin zagrał po raz pierwszy w swojej kadrze w podobnym czasie jak Norweg, który jednak od momentu debiutu w czerwcu 2023 nie wystąpił już w narodowych barwach. Tymczasem nowy skrzydłowy Lecha dotąd rozegrał już osiem meczów dla reprezentacji Finlandii, a największym echem odbił się jego występ w spotkaniu z San Marino. Mimo że Hakans w tym meczu pojawił się na boisku dopiero w drugiej połowie, to na przestrzeni zaledwie dziewięciu minut zdołał zanotować hat tricka.
- Pamiętajmy, że Daniel nie tylko występował w seniorskiej reprezentacji, ale zdołał rozegrać też trochę spotkań dla drużyny U-21, w której był wyróżniającą się postacią. Fin może zapewnić Lechowi dużą szybkość, bo w meczach notuje sprinty na poziomie 36 km/h oraz sporo indywidualnych pojedynków, w których będzie mógł wykorzystać swój niezły drybling. 23-latek będzie idealnym piłkarzem dla Lecha w tych meczach, w których “Kolejorz” będzie dużo kontrował, bo Daniel potrafi sobie znaleźć tę wolną przestrzeń. Żeby nie było jednak tak różowo, w przeszłości często zarzucano mu brak zaangażowania w grze defensywnej, co może zirytować wielu poznańskich kibiców - zauważa Dubiczeńko.
Hakans swoją przygodę z Valerengą zakończył z 11 golami i jedną asystą w 37 spotkaniach. Należy jednak pamiętać, że niemal połowę z tych bramek zdobył w ciągu ostatnich miesięcy, kiedy to wraz ze swoim klubem rywalizował na niemal półamatorskim poziomie zaplecza norweskiej elity. Widać, że Fin cierpliwie czekał na interesującą go ofertę, skoro zimą pozostał w zespole z Oslo pomimo zainteresowania ze strony choćby występującego w Eredivisie Heerenveen.
- Biorąc pod uwagę jego okres gry w Norwegii, Hakansa można ocenić jako solidnego gracza, ale trzeba uczciwie przyznać, że nigdy nie trafił na tę najwyższą ligową półkę i nie zdołał uzyskać statusu gwiazdy tej ligi. Momentami było widać, że to piłkarz o sporym talencie, niezłej szybkości i solidnym dryblingu. Fin momentami miał jeszcze trochę problemów z podejmowaniem decyzji i bywał chimeryczny, w czym akurat przypomina Velde. W tej chwili w Ekstraklasie transfery za około 800 tysięcy euro nie są już niczym nadzwyczajnym, a na wielu zagranicznych klubach taka kwota w ogóle nie zrobiłaby wrażenia. To są jednak mimo wszystko wciąż całkiem spore pieniądze, więc ciążąca na nim presja będzie całkiem duża - uważa Tanona.
Nie odcina kuponów
Ta presja zaczęła się tak naprawdę już od pierwszego dnia Hakansa w Poznaniu. Kibice Lecha są strasznie zawiedzeni postawą drużyny w ostatnich miesiącach, a letnie okno transferowe wcale nie poprawiło im na tyle humoru, by zapomnieli o minionym sezonie. Do klubu trafili dotąd jedynie Alex Douglas i Bryan Fabiema, dwaj stosunkowo młodzi Skandynawowie o sporym potencjale, ale również z kilkoma znakami zapytania. I Hakens również wpisuje się w taki profil.
- Fin ma potencjał, by zaistnieć na naszych boiskach. Przychodzi jednak do Lecha w ciężkim czasie dla tego klubu, kiedy dyrektor sportowy i prezesi nie mają zbyt dobrej prasy. Hakans już w zeszłym sezonie próbował w pojedynkę pomóc Valerendze w utrzymaniu się w Eliteserien, ale choć był najjaśniejszą postacią tego zespołu, nie uratował drużyny w lidze. Teraz w Ekstraklasie ma spory potencjał, by ujawnić swój talent. Tym bardziej, że zależy mu na grze w reprezentacji Finlandii. By jednak regularnie w niej występować, musi zacząć utrzymywać stabilną formę na przestrzeni dłuższego czasu. To jest główne zadanie, nad którym powinien pracować z nim trener Frederiksen - wskazuje Dubiczeńko.
23-latek jest trzecim Finem w historii Lecha Poznań. Wcześniej przy Bułgarskiej występowali Paulus Arajuuri oraz Kasper Hamalainen. I choć odejście drugiego z nich do Legii Warszawa spotkało się w Poznaniu ze sporym niesmakiem, trzeba uczciwie im oddać, że obaj okazali się solidnymi wzmocnieniami “Kolejorza”. Teraz z pewnością wszyscy liczą na to, że podobny scenariusz będzie miał miejsce w przypadku Hakansa. A być może w przyszłości uda się na nim nawet coś zarobić.
- Ten transfer może okazać się dobrą inwestycją Lecha, a przynajmniej poznaniacy nie powinni być na nim stratni. Ktoś może powiedzieć, że mając 23 lata, Hakans nie posiada już dużego potencjału sprzedażowego. Ja jednak uważam, że mówimy tu wciąż o graczu, który raczej nie zamierza spędzić w Lechu kolejnej dekady. Jeśli uda mu się wejść na najwyższe obroty, w ciągu tych np. dwóch lat “Kolejorz” może go sprzedać z zyskiem. Fin nie przyszedł tu odcinać kuponów. Raczej nie zostanie z miejsca gwiazdą Ekstraklasy, ale powinien być solidnym wzmocnieniem Lecha i zagwarantować poznaniakom liczby - jeśli jeszcze nie jesienią, to już wiosną, a może i w kolejnym sezonie. Tu jednak wraca pytanie, czy nie jest to bardziej przyszłościowy transfer “Kolejorza”, który przecież skrzydłowego potrzebuje na tu i teraz - podsumowuje Tanona.