To on ma uratować Guardioli sezon. FC Barcelona była bezlitosna
Syn legendy, porównywany do ikony, ma zastąpić triumfatora Złotej Piłki. Nico Gonzalez nie boi się otoczenia wielkich piłkarskich nazwisk. Sam staje się jednym z nich.
Jeszcze żyjemy. Taki komunikat wysłał w świat Manchester City, wygrywając 4:0 z Newcastle w ostatniej kolejce Premier League. Głównym bohaterem starcia ze “Srokami” został naturalnie Omar Marmoush, autor hat-tricka. Równie imponujące zawody rozegrał inny z nowych nabytków mistrzów Anglii. O ile Egipcjanin rządził w polu karnym rywali, o tyle Nico Gonzalez potrafił kompletnie zdominować środek pola. Kibice na Etihad znów zobaczyli wysokiego, postawnego pomocnika z Hiszpanii, który dyktuje tempo gry, napędza kolejne ataki, stawia stempel na niemal każdej akcji. Przeciwko “The Magpies” wychowanek Barcelony wykonał 101 prób podań, z czego aż 98 było celnych. Do tego zanotował cztery wygrane pojedynki, cztery przechwyty, 14 zagrań w ofensywną tercję boiska. Pokazał, dlaczego od ładnych paru lat bywa zestawiany z legendarnym Sergio Busquetsem.
- Nico rozegrał świetny mecz. Gra na bardzo odpowiedzialnej pozycji, dziś poradził sobie znakomicie, odbierał piłki, rozgrywał. Cieszę się, że w taki sposób wszedł do Premier League - ocenił Ederson na antenie BBC.
Perła La Masii
Nico nie jest pierwszym Gonzalezem, który brylował na europejskich boiskach. Jego ojciec, Fran, przez lata stanowił o sile magicznej ekipy “SuperDepor”. Pomocnik łącznie rozegrał ponad 500 meczów w barwach Deportivo La Coruna. Zdobył z zespołem mistrzostwo Hiszpanii, dotarł do półfinału Ligi Mistrzów. A przy okazji wychował godnego spadkobiercę rodzinnych tradycji.
- Miałem szczęście, że dorastałem w piłkarskiej rodzinie. Mój ojciec często zabierał mnie na treningi, od małego byłem związany z futbolem. Ludzie wiedzieli, że jestem synem Frana, ale to zmusiło mnie do pokazania jeszcze więcej, od początku kariery byłem bardziej wymagający wobec siebie. Jako syn byłego piłkarza byłem pod nieco większą presją. Nie chciałem słyszeć komentarzy, że osiągnąłem coś przez znajomości - podkreślił w rozmowie z O Jogo.
W przypadku Nico prędko okazało się, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Już jako junior wywołał małą furorę wśród hiszpańskich skautów. W wieku 11 lat miał na stole oferty zarówno z akademii Barcelony, jak i Realu Madryt. Wybrał La Masię, gdzie od razu dostrzeżono podobieństwa między nim i Sergio Busquetsem. “Blaugrana” przez ponad dekadę nie musiała się przejmować pozycją defensywnego pomocnika, ponieważ nikt nie miał prawa wygryźć “Busiego”. Nic jednak nie trwa wiecznie, więc w końcu klub musiał pomyśleć o znalezieniu odpowiedniego sukcesora. Gotowe rozwiązanie miało czaić się tuż za rogiem.
- Odkąd dołączył do akademii, był postrzegany jako potencjalny następca Busquetsa. Takie porównania mają dobre i złe strony. Na pewno Nico zawsze był wyróżniającym się zawodnikiem, ale ostatecznie nie można sklonować żadnego piłkarza. Każdy ma swój własny zestaw cech i umiejętności. On ma wszystko, czego potrzeba, aby grać w Barcelonie jako “szóstka” - powiedział dla The Athletic Franc Artiga, który prowadził Gonzaleza w La Masii.
Przełomowym momentem w tej karierze było lato 2021 roku. Kataloński dziennik Sport informował, że Ronald Koeman wybrał się wówczas na sparing rezerw Barcelony. “Kim jest ten blondyn?” - miał zapytać trener “Blaugrany”, będąc oczarowany grą naszego bohatera. Nastolatek został z miejsca dokooptowany do pierwszego zespołu. Niedługo potem holenderski szkoleniowiec stracił pracę, jednak zdążył wdrożyć wychowanka w dynamikę pierwszego zespołu. A ten odpłacił się za zaufanie w najlepszy możliwy sposób.
- Jako młodzi piłkarze musimy pomóc drużynie dostać się do miejsca, w którym zasługuje, aby być. Gavi czy Nico mają spektakularną jakość, widać to w ich grze - powiedział Pedri w trakcie sezonu 2021/22.
Zakręty i przeszkody
- Pedri jest trochę bardziej gotowy do rywalizacji, ponieważ to nie jest już jego pierwszy sezon na tym poziomie. Ale patrząc na kierunek, w którym zmierza futbol, ja wybrałbym Nico, moim zdaniem jest trochę lepszy. To bardzo fizyczny zawodnik, silny, szybki, wie, kiedy wejść w pole karne. W przyszłości ten typ zawodników będzie coraz częściej spotykany - przyznał w 2021 roku Iago Aspas dla Cadena SER.
Przed startem sezonu 2022/23 Nico postanowił zmienić klub. Xavi nie chciał bowiem rezygnować z usług Busquetsa, który pozostawał integralną częścią zespołu. Pedri i Gavi pokazywali się z lepszej strony, a na Camp Nou przeniósł się jeszcze Franck Kessie. W środku pola zrobiło się nieco zbyt ciasno. Wtedy po Gonzaleza osobiście zgłosił się Gennaro Gattuso, który prowadził Valencię. Włoch miał zadzwonić do Hiszpana i zapewnić go, że będzie filarem jego drużyny. Trudno było odrzucić możliwość terminowania pod okiem kogoś, kto w przeszłości sam był klasowym defensywnym pomocnikiem.
Problem polegał na tym, że “Nietoperze” od lat są definicją braku stabilności. Gattuso przekonał gracza “Barcy” do tymczasowych przenosin na Estadio Mestalla, a po kilku miesiącach sam stracił pracę. Z kolei zatrudnienie Rubena Barajy zbiegło się w czasie z kontuzją Nico, która wyeliminowała go z gry na dwa miesiące. Finalnie w barwach “Los Ches” rozegrał tylko 1409 minut, prezentując co najwyżej pojedyncze przebłyski.
Latem 2023 roku pomocnik wrócił z wypożyczenia, ale w Barcelonie znów pokazano mu drzwi wyjściowe. Po odejściu Busquetsa pojawił się wakat, jednak zmarnowano okazję na ponowne wkomponowanie Nico do pierwszego składu. Katalończycy woleli ściągnąć Oriola Romeu z Girony, co z perspektywy czasu okazało się fatalnym posunięciem. Młodszy i zdecydowanie lepszy gracz powędrował zaś do Porto za 8,4 mln euro i 40% wpływów z kolejnego transferu.
“Blaugrana” pewnie sama nie przypuszczała, jak dużo zarobi finalnie na swoim wychowanku. Szczególnie, że początki Hiszpana na Estadio do Dragao nie należały wcale do najlepszych. To nie jest tak, że wkroczył do ligi portugalskiej i od razu rzucił ją na kolana. Na starcie był rezerwowym, ostatnim graczem środka pola do wejścia. Dziewięć z pierwszych 18 meczów w Porto przesiedział na ławce. W fazie grupowej Ligi Mistrzów spędził na murawie raptem 38 minut. W styczniu ubiegłego roku pojawiły się nawet doniesienia o możliwym powrocie do Hiszpanii. Zainteresowanie jego usługami miała wykazywać Girona, która szukała następcy wspomnianego już Romeu. “Smoki” nie zgodziły się na transfer, ponieważ w drużynie zapanowała plaga kontuzji. Urazy podstawowych zawodników skłoniły Sergio Conceicao do postawienia na Nico. Reszta jest już piękną historią.
Nowa gwiazda
- Potrzebował czasu, aby zrozumieć nasze wymagania wobec niego. Kiedy już to zrobił, mógł zaprezentować swoją najlepszą wersję. To zasługa wyłącznie samego Nico, tego, że wierzył, nie poddawał się i nawet kiedy nie grał lub nie był powoływany, nadal dawał z siebie wszystko na każdym treningu. Nico ma ogromną jakość, proces adaptacji to coś naturalnego. Jesteśmy z niego bardzo zadowoleni - zaznaczał w ubiegłym sezonie Conceicao, przywoływany przez Desporto.pt.
Kiedy Nico wskoczył do pierwszego składu Porto, to już go nie oddał. Stał się filarem linii pomocy, prezentując zaskakująco szeroki repertuar zagrań. Zawodnik mianowany na następcę Busquetsa pokazał, że potrafi też dobrze sprawdzić się jako “dziesiątka”, pomocnik ustawiony bliżej bramki, który stanowi ciągłe zagrożenie w ofensywie. W tym sezonie ligi portugalskiej zebrał pięć bramek i cztery asysty w 17 kolejkach. Względem okresu w Valencii zaczął oddawać dwa razy więcej strzałów. Rozwinął się też pod kątem kreacji. W debiutanckim sezonie w Portugalii notował 2,80 progresywnego zagrania podania na 90 minut, w bieżącym wskaźnik podskoczył do 5,7. Ktoś mógłby deprecjonować krajowych rywali “Smoków”, ale Hiszpan potrafił też wyróżniać się na tle np. Arsenalu w Lidze Mistrzów.
23-latek zaczął przerastać Porto. Portal Opta wyliczył, że w tym sezonie był liderem “Smoków” pod względem odbiorów (73), wślizgów (34) i pojedynków powietrznych (68). Profil DataMB podawał zaś, że był najlepszym pomocnikiem ligi portugalskiej w liczbie krótkich podań, wygranych główek i oczekiwanych goli. Krótko mówiąc, stał się graczem kompletnym. Kimś, kto potrafi pracować jednocześnie w destrukcji, rozegraniu i na etapie wykończenia. Nic dziwnego, że przykuł uwagę Manchesteru City, desperacko poszukującego klasowego pomocnika.
Mamy Rodriego w domu
Pod koniec zimowego okienka City skorzystało z klauzuli odstępnego opiewającej na 60 mln euro. Wydaje się, że na tym transferze skorzystała każda ze stron. Porto? Zarobiło. Barcelona też, ponieważ łącznie uzyskała za wychowanka ponad 20 mln euro. Z kolei “Obywatele” wzmocnili najbardziej newralgiczną pozycję w składzie. Mnóstwo nieudanych występów dobitnie pokazało, że ten zespół nie radzi sobie bez Rodriego. Próba przebrnięcia przez rundę wiosenną bez nowej “szóstki” najprawdopodobniej zakończyłaby się katastrofą. Dlatego ściągnięcie Gonzaleza można uznać za najważniejszy styczniowy ruch włodarzy z Etihad.
We współczesnym świecie piłki każdy zawodnik jest tak dobry, jak jego ostatni mecz. A zatem notowania Nico po debiucie stały naprawdę nisko. Pep Guardiola wystawił 23-latka w pucharowym starciu z Leyton Orient, a ten zdołał spędzić na murawie zaledwie 20 minut. Zawodnicy trzecioligowca nie patyczkowali się z Hiszpanem, który po jednym z brutalnych fauli zgłosił uraz. Wcześniej zdążył zaliczyć stratę, po której padła bramka dla niżej notowanych gospodarzy. W mediach społecznościowych już można było przeczytać, że City kupiło jakiegoś flopa.
- Nico od razu zrozumiał, czym jest gra w Anglii. Nie wiem, jak mocno został kopnięty, ale na pewno na tyle, że nie był w stanie kontynuować gry - rzucił Guardiola po meczu z Leyton.
Krytycy tego transferu zostali uciszeni w miniony weekend. Nowy nabytek Manchesteru zaprezentował się z rewelacyjnej strony na tle Newcastle. Grał tak, jakby nie był to jego pierwszy, a co najmniej setny mecz w Premier League. Dyrygował poczynaniami zespołu, nie wykonując praktycznie ani jednego złego ruchu. Stacja TNT wyliczyła, że w ostatnich dwóch sezonach tylko dwóch graczy City wykręciło w jednym spotkaniu co najmniej 100 prób podań przy skuteczności powyżej 95%. Rodri dokonał tego z Fulham, Nico ze “Srokami”.
- Obecność Nico bardzo nam pomogła. Jest niezwykle skuteczny w sytuacjach stykowych. Jeśli wygra siedem z dziesięciu sytuacjach 50/50, to już jest dobrze. Klub dokonał świetnej inwestycji na teraz i na przyszłość. To mini-Rodri, a mówiąc to, wiem, że jest to duży komplement. Pod względem skuteczności w pojedynkach przypomina Rodriego, w innych aspektach oczywiście nie jest tak dobry, ponieważ Rodri jest najlepszy. Ale jesteśmy bardzo zadowoleni z tego transferu, spójrzcie na to, jak gra, jak się porusza, jak pomaga kolegom, potrafił nawet korygować pozycję Erlinga Haalanda. Ma osobowość - zachwalał Guardiola, cytowany przez Cityxtra.uk.
- Nico przez lata był jednym z najlepszych graczy w akademii Barcelony. Może nie został tam, ponieważ w klubie byli Busquets, Pedri, topowi zawodnicy. Czasami młodzi muszą zmienić otoczenie, on przeniósł się do Portugalii, gdzie pokazał jakość, zrobił ogromny krok naprzód. Sergio Conceicao pomógł mu dojrzeć, dodać kolejne elementy do jego gry. Widzimy, że ma jakość, potrafi czytać i kontrolować grę. Może grać jako "dziesiątka" i defensywny pomocnik. Kiedy wróci Rodri, obaj będą mogli występować razem w składzie - dodał trener.
Jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, adept La Masii powinien do końca sezonu być pierwszym wyborem Guardioli na pozycję numer sześć. Jego wszechstronność sprawia, że w kolejnych latach może spokojnie operować wyżej, mając Rodriego za plecami. W Barcelonie i Porto pokazywał już przecież smykałkę do gry ofensywnej. W debiucie na poziomie Premier League sprawdził się zaś jako klasyczny rozgrywający, głęboko ustawiony reżyser gry. Kolejne występy na tym poziomie powinny stanowić wyraźne wytłumaczenie tego, dlaczego Manchester zdecydował się zainwestować tak sporą sumę.
Czy Nico jest lepszy od Pedriego? Raczej nie. Czy zostanie następcą Busquetsa? Też nie. Czy porównania do Rodriego są na wyrost? Delikatnie. Ale on zupełnie nie potrzebuje zestawień z innymi topowymi zawodnikami. Sam wyznacza bowiem kierunek, pokazując, że jeden pomocnik może pokryć dosłownie każdą pozycję w drugiej linii. Manchester City trafił jednocześnie w “dziesiątkę”, “ósemkę” i “szóstkę”.