To on cudownym hattrickiem upokorzył Jose Mourinho. Kim jest zjawiskowy gwiazdor rewelacji Ligi Europy?
Dinamo Zagrzeb zszokowało ostatnio piłkarski świat wyrzuceniem za burtę Ligi Europy Tottenhamu. Bohaterem spotkania z “Kogutami” został Mislav Orsić, autor hattricka. Zawodnik, który kilka lat temu odbił się od rodzimej Rijeki i wyjechał do Korei. Chorwat zawziął się, by udowodnić, że w ojczyźnie za wcześnie go skreślono. A teraz mówi o nim cały kontynent.
Szybkość, świetny strzał z dystansu, wielka pewność siebie - te cechy aż biły od chorwackiego skrzydłowego w czwartkowym starciu ze zdecydowanie wyżej notowanym rywalem z Londynu. Orsić wyglądał jak kolejne wcielenie Edena Hazarda w najlepszej formie. Jose Mourinho mówił, że przygotował podopiecznych na zawodnika Dinama, lecz ci nie dali rady mu się przeciwstawić.
Kim jest 28-latek, który zniszczył Tottenham? Jego historia to kawał ciekawej opowieści. Jako młody zawodnik, po rozczarowującym starcie przygody z piłką w Chorwacji, Orsić postanowił szukać szczęścia w dalekiej Azji. I nikt nie wierzył, że jeszcze zabłyśnie na wielkiej scenie. A on na przekór wszystkim udowodnił własną wartość.
“Był bardziej statystą, niż piłkarzem”
Mislav Orsić rozpoczął przygodę z profesjonalnym futbolem ponad 11 lat temu. W chorwackiej ekstraklasie debiutował jeszcze przed 17. urodzinami. I chociaż początkowo wyglądał na obiecujący talent, z czasem coraz bardziej o tym zapominano. Rozczarowania rozpoczęły się, gdy po pierwszym naprawdę udanym sezonie opuścił Inter Zapresić, w którym wychował się piłkarsko.
Gdzie mógł odejść 20-letni autor 11 goli w sezonie ligowym? Średniak Bundesligi? A może ktoś z Eredivisie lub Portugalii? Nie, Orsić powędrował do grającej w Serie B Spezii. Tam spędził nieudany rok i powoli zaczął popadać w przeciętność. Wrócił do ojczyzny, lecz z Rijeki od razu powędrował na wypożyczenie do słoweńskiego NK Celje. A potem kompletnie zniknął z europejskich radarów. Wykonał ruch szalony i bardzo oryginalny. Wyjechał do Azji, konkretnie - Korei Południowej. Mogło wydawać się, że tym samym zakończył marzenia o wielkim graniu.
Podróż na Daleki Wschód, jeszcze przed 23. urodzinami, wyglądała jak skok na kasę. Nazwisko Orsicia w ogóle nie zaistniało w Europie i szybko z niej zniknęło. Jak się jednak okazało, właśnie wtedy zaczął odwracać się trend w jego karierze.
- Mislav Orsić w Europie robił bardziej za statystę niż za gwiazdę. Na ratunek przyszli mu skauci koreańskich klubów, filtrujący często uboższe ligi bałkańskie czy ze starego Związku Radzieckiego w poszukiwaniu piłkarzy odpowiednich na ich niezbyt wypchane portfele - mówi nam Adam Błoński, założyciel pierwszej polskiej strony o piłce azjatyckiej - “AzjaGola”.
Podróż
- Koreańczycy znają się na skautingu nie od dziś. Oceniają potencjał piłkarza na podstawie jego umiejętności piłkarskich, a nie statystyk - i właśnie to Orsicia uratowało. Była to sytuacja win-win, ponieważ chłopak poczuł w końcu wiatr we włosach. Zagwarantowano mu regularną grę w pierwszej jedenastce, a „Smoki” zyskały gwiazdę ligi za przysłowiowe grosze, które dla Chorwata i tak były astronomicznymi kwotami - dodaje Błoński.
Ówczesny trener Jeonnam Dragons, Roh Sang-rae, opowiadał o podopiecznym: - Widziałem, z jaką szybkością poruszał się Mislav z piłką przy nodze i jakim uderzeniem dysponował. Z niewiadomych powodów miał problemy z grą w swoich klubach. Dla mnie to lepiej. Cena w dół, a nasz poziom w górę.
- Już w połowie sezonu z Jeonnam Dragons w 2015 nabrał takiego impetu, że rywale zaczęli układać taktykę pod likwidację stwarzanego przez niego zagrożenia. (...) Po epizodzie w byłym klubie Adriana Mierzejewskiego, Changchun Yatai, wrócił już do wiecznego kandydata na mistrza Korei Południowej, Ulsan Hyundai, z łatką uznanej marki - opowiada nasz rozmówca.
- W zespole Kim Do-Hoona stał się gwiazdą całej ligi - kontynuuje. - Jego rajdy lewą stroną boiska, ścięcia do środka pola karnego i atomowe strzały przebijające ręce bramkarzy stały się nieodłączną częścią widowiska z udziałem Ulsan. Chorwat został jednym z najbardziej lubianych i miło wspominanych piłkarzy w historii ligi. Również dzięki podejściu do fanów i kolegów z drużyny. Skromność przy statusie gwiazdy czyniła z niego wymarzonego idola koreańskich kibiców - podkreśla Adam Błoński.
Tymczasem na Starym Kontynencie chyba nikt nie spodziewał się, że Orsić za kilka lat wróci i będziemy o nim mówić jako o bohaterze jednego z najbardziej efektownych comebacków w europejskich pucharach w tym sezonie. I to mając w CV Jeonnam Dragons, Changchun Yatai i Ulsan Hyundai. Brzmi egzotycznie? Tak. Imponująco? Nie. Pomimo tego, osoby zorientowane w południowokoreańskiej piłce spodziewały się, że szybko wyemigruje.
- Jeśli ktoś miał choć trochę oleju w głowie i zna się minimalnie na piłce, to po pierwszym obejrzanym meczu mówił sobie: “Wow, kto to jest? Co on tu robi?”. Technika użytkowa, atletyczność, szybkość - zarówno biegu, jak i tzw. pierwszy krok - oraz umiejętność odbudowania pozycji, mówiły, przy całym szacunku do piłki w Korei: “ten facet powinien grać w lepszej lidze” - wspomina Błoński.
- Miał oferty z klubów holenderskich, francuskich czy belgijskich, nie mówiąc już o zainteresowaniu zespołów z bogatszych lig, jak Japonia, Arabia Saudyjska czy Zjednoczone Emiraty Arabskie - dodaje nasz rozmówca. - Chorwat bał się jednak, że mając już 26 lat, trafi do klubu, który nie popchnie jego kariery do przodu - wyjaśnia.
Powrót do domu
Wreszcie pojawiło się to, czego potrzebował. Latem 2018 roku zadzwonił do niego dobrze znany z pracy w Lechu Poznań Nenad Bjelica. Chorwacki menedżer ściągnął rodaka do Dinama Zagrzeb. Patrząc z perspektywy Orsicia - jeśli wychowałeś się na przedmieściach stolicy i zawsze marzyłeś o grze w barwach najbardziej utytułowanego klubu w kraju, to nie zastanawiasz się w takim wypadku dwa razy. Zwłaszcza jeżeli masz jeszcze dużo do udowodnienia w ojczyźnie.
- Gdy wyjeżdżał do Chorwacji, stwierdził w koreańskich mediach, że wybrał powrót do domu, ponieważ ma żal, a zarazem ambicję, by pokazać rodakom, że pomylono się co do jego osoby. Miał zamiar wsadzić między bajki irytującą go opinię pod tytułem “on tak gra tylko w Korei, bo u nas sobie nie radził.” Póki co “zemsta” idzie zgodnie z planem - zauważa założyciel “AzjaGola”.
Orsić rzeczywiście zamknął usta krytykom. Od razu wskoczył do podstawowego składu Dinama, z którym sięgnął już po dwa mistrzostwa kraju. Grał też w fazie grupowej Ligi Mistrzów. W debiucie w tych rozgrywkach, przeciwko Atalancie, ustrzelił hattricka. Chorwacka prasa pisała o nim, że “tym wieczorem zapisał się w historii”.
- Prawdopodobnie jestem zaskoczeniem dla tych, którzy mnie nie znali, gdyż grałem w Azji. Dalej uważam jednak, że jest miejsce na poprawę mojej gry - cytowała wówczas jego słowa “AFP”. Nie zwalniał tempa. Jego pobyt na Maksimir to właściwie stały progres. Z sezonu na sezon wykręca coraz lepsze liczby. W obecnych rozgrywkach pobił już dorobek bramkowy z poprzedniej kampanii.
Mecz życia w idealnym oknie wystawowym
Już rok temu Orsicia do West Bromu chciał kupić Slaven Bilić. Ostatecznie skończyło się na Kamilu Grosickim. Latem znowu temat powrócił, lecz nic z tego nie wyszło. Zwolniony w grudniu z angielskiej drużyny menedżer otwarcie chwalił wówczas piłkarza:
- Orsić to dobry zawodnik - możemy przeczytać słowa Bilicia na łamach “Birmingham Mail”. - Pokazał to w Dinamie Zagrzeb, nie tylko w lidze, ale i Champions League. Strzelił cztery czy pięć goli, hattricka z Atalantą. Wdarł się do reprezentacji, a mamy ją naprawdę mocną. To nie byle przeciętna drużyna - podkreślał doświadczony menedżer.
Teraz jednak można zakładać, że pojawią się kolejne oferty. Po tym, co skrzydłowy pokazał w meczu z Tottenhamem, prowadząc ekipę ze stolicy Chorwacji do sensacyjnego comebacku, usłyszała o nim cała Europa.
Potężna bomba po ścięciu do środka na prawą nogę. Trafienie po przytomnym wejściu w drugie tempo w pole karne. I wreszcie gol z dystansu po rajdzie w stylu Edena Hazarda. Czwartkowy hattrick Orsicia był naprawdę niesamowity. I przykuł uwagę całej Europy.
Chorwat ma już 28 lat, ale możliwe, że właśnie pracuje na transfer do jednej z najmocniejszych europejskich lig. Lata temu zaryzykował, poszedł swoją drogą, na Daleki Wschód. I wrócił lepszy, gotowy do walki na najwyższym poziomie. Teraz może marzyć o kolejnym kroku.
- Zawsze powtarzam przy szyderczych ocenach zawodników z Azji: “talentu nie powinno się oceniać po przynależności klubowej, a po tym, co zawodnik pokazuje na boisku” - komentuje Adam Błoński. - Taki Hulk, blisko 50-krotny reprezentant Brazylii, na początku kariery kopał w drugoligowym japońskim Kawasaki Frontale oraz Tokyo Verdy. Orsić może być kolejną z takich historii.
Pora na następny krok?
Sam zawodnik mówi, że jego sukcesy to kwestia “odrobiny talentu i mnóstwa pracy”. Występy takie jak ten przeciw “Kogutom” są nagrodą za odwagę do podjęcia bardzo nietypowej decyzji i upór, by udowodnić wszystkim, którzy wątpili w niego w ojczyźnie, że stać go na więcej niż ci się spodziewają. Kiedyś był statystą. Potem go nie doceniano. A teraz powoli trzeba patrzeć na niego jak na jednego z najlepszych zawodników reprezentujących bałkańskie kluby.
- Ile jeszcze musi strzelić bramek zespołom z lig TOP5, zanim zasłuży na należyty szacunek? Jego miłośnicy wiedzą od lat, że posiada wszelkie walory wystarczające, by grać w lepszych klubach. Jeśli trafi do zespołu grającego systemem 4-2-3-1 lub 4-3-3, będzie czuł się jak ryba w wodzie i zapewni niejedno zwycięstwo nowemu pracodawcy - podsumowuje Adam Błoński.
Od odrzutka z Serie B i Rijeki, przez Azję, aż do miana bohatera, który wyrzucił Tottenham z Ligi Europy... Szalona droga. Nikt jednak nie mówi, że Mislav Orsić się zatrzymał. On caly czas pokazuje, że stać go na więcej. I może właśnie nadchodzi pora, by jakiś zespół z mocniejszej ligi pozwolił mu zrobić kolejny krok.