To nie ten lokalny chłopiec miał podbić serca w Chelsea. Od przeciętniaka do bohatera. "Bije od niego energia"

To nie ten lokalny chłopiec miał podbić serca w Chelsea. Od przeciętniaka do bohatera. "Bije od niego energia"
Gaspafotos / MB Media / PressFocus
W Manchesterze mają swoich braci Gallagher, z których mogą być dumni. W Londynie też jest taki jeden Gallagher, który nie śpiewa tak dobrze, ale za to biega za dwóch. Ciężką pracą i trudną decyzją zapracował na szacunek wśród fanów Chelsea.

Najlepsza szkółka świata

Dalsza część tekstu pod wideo
Jamal Musiala, Declan Rice, Nathan Ake, Michael Olise, Billy Gilmour, Marc Guehi, Eddie Nketiah, Mason Mount, Dominic Solanke, Tammy Abraham, Fikayo Tomori, Ruben Loftus-Cheek, Jeremie Boga, Tino Livramento, Callum Hudson-Odoi, czy Marcin Bułka. Gdyby ktoś rzucił tezę o najlepszej akademii na świecie w Chelsea, to mógłby ją obronić z palcem w nosie. Przecież wyżej wymienieni zawodnicy to nie są jakieś chłopki do zbierania pachołków, tylko konkretne i głośne nazwiska. Fani Chelsea siedzą jak Leonardo DiCaprio w filmie "Pewnego razu w Hollywood" z kiepem, browarem w ręku i pokazują podekscytowani palcem na telewizor - o, ten nasz! Ten też nasz! Nasz strzelił, nasz asystował, nasz wygrał, nasz obronił... Pełno tych “naszych” rozsianych po całej Europie.
Duma szkółki polega też na tym, że dostarcza zawodników do pierwszego zespołu. W tym momencie Chelsea budowana jest zupełnie w innym stylu, ale i tak są tu James, Colwill czy Gallagher. Mason Mount był z wielką pompą nazywany chłopcem, który miał marzenie. Dziś to także chłopiec, który miał marzenie, tylko, że z tego określenia wylewa się już pełna szydera. Reece James jest fantastycznym zawodnikiem, jednak coraz rzadziej się o tym pamięta przez jego kruche zdrowie.
A Conor Gallagher jest w Chelsea od ósmego roku życia. Miał zdecydowanie mniej talentu niż większość wyżej wymienionych.

Zaraża energią

Ewoluował, jeśli chodzi o kreowanie gry. Szczególnie ostatni czas jest dla niego bardzo udany pod kątem liczbowym, bo ostatnie podania mają bezpośrednie przełożenie na asysty. Może je też nabijać stałymi fragmentami, jak na przykład przy rzucie rożnym w spotkaniu z City, gdzie dośrodkował na głowę Thiago Silvy. To też nie tak, że nabija liczby tylko dośrodkowaniami, gdy nie ma wokół rywali. Kiedy Nicolas Jackson kompletował z Tottenhamem najdziwniejszy hat-trick świata, to jedną z piłek (akcja na 3:1) wystawił mu Gallagher. Wcześniejsza asysta z gry to 1% roboty, bo akurat z Arsenalem Mudrykowi wyszedł centrostrzał życia, ale w innej akcji to właśnie Conor podał prostopadle do Cole'a Palmera, gdy Anglik minimalnie kopnął obok słupka. Więcej asyst? Proszę bardzo. Prostopadłe podanie do Raheema Sterlinga (na 3:1) z Burnley.
Liczby, które daje z przodu, są wartością ekstra. A będzie ich więcej. Ważniejsza jest jego agresja, dynamika i gwarancja bezpieczeństwa. Króluje w skutecznych skokach pressingowych. Odzyskał piłkę aż 20 razy w tercji ataku. Nikt w TOP5 europejskich lig nie zrobił tego nawet 15-krotnie, więc Anglik błyszczy się w tej statystyce na złoto. Żółtych kartek prawie nie zbiera. Pozbył się łatki "kosiarza", bo potrafił wcześniej zebrać dwucyfrową liczbę "żółtek" w sezonie. Na razie ma tylko jedną. Posyła średnio 1,6 kluczowego podania na mecz, czyli tyle, co w Swansea w sezonie 2019/20. Należy jednak zauważyć, że wówczas tracił piłkę ponad dwa razy częściej, notując 2,1 straty na mecz, podczas gdy teraz w Chelsea ma 0,8 takich strat.
- Spójrzcie na Gallaghera. Grał głównie defensywnie. Teraz Pochettino zmienia system taktyczny i zostawia za nim Fernandeza i Caicedo. Connor jest graczem grającym bardziej do przodu. Najbardziej mi się podoba jego energia i sposób, w jaki odciska piętno na grze - powiedział o nim Mario Melchiot, był piłkarz Chelsea, a obecnie ekspert telewizji “ESPN”. Miało to miejsce po meczu z Manchesterem City.

Ciągle pod górkę

W poprzednim sezonie stanowił symbol przeciętności Chelsea. Szczególnie w końcówce, kiedy "The Blues" przegrywali mecz za meczem, a on grał w podstawowym składzie. Mówiono o nim - oto idealny przykład upadku Chelsea… wychowanek, ale nie na wysokie aspiracje. Był czterokrotnie wypożyczany - do Charltonu, Swansea, West Bromu i Crystal Palace. W ostatnim klubie, w sezonie 2021/22, stał się objawieniem. Zdobył aż osiem bramek w Premier League. Pokazał, że nie jest tylko wołem od harowania na polu, ale ma niezły timing i umie coś tam kopnąć do siatki. Fajna to okazja, ale… raczej nie do powrotu, tylko do opchnięcia go po takim doskonałym sezonie za jakieś 40-45 milionów funtów. I pyk, do budżetu.
Do Chelsea wrócił i był to powrót nieudany, żeby nie powiedzieć, że beznadziejny. Nikt by po nim nie płakał, gdyby odszedł latem. Tym bardziej, że stracił mnóstwo z “tamtego” Conora z Crystal Palace. Środek pola miał być budowany w oparciu o Enzo Fernandeza, jednego z niewielu zawodników, których można było wyróżnić za poprzedni sezon. A poza tym klub wydał 180 milionów euro (około 156 mln funtów) na Romeo Lavię i Moisesa Caicedo. Kto by tam pamiętał o jakimś przeciętnym Gallagherze? Miał raczej odejść, żeby “dorzucić się” do transferu powyższego duetu.
Ale niespodziewanie to właśnie Gallagher jest dziś twarzą Chelsea - zaangażowanie, droga, harowanie, bieganie, pressingi, odbiory i jego opaska kapitańska pod nieobecność Jamesa i Chilwella. Od wypychanego przeciętniaka po bohatera, z którym chcesz się utożsamiać. Gwiazdę trybun, swojego "lokalsa", który przeszedł trudną drogę, żeby znaleźć się właśnie w tym miejscu. Zresztą, trudno miał już na swoim podwórku! Starsi bracia stawiali go na bramce w ogródku i nie było zmiłuj. Najmłodszy na budę. Siedem lat starszemu Jake'owi mógł się odwdzięczyć kilka lat później, gdy... zmierzył się z nim na profesjonalnym boisku. On w Chelsea, Jake w Aldershot. Inny, Josh, śmiał się z kolei w 2020 roku, że mama nadal młodemu szykuje kąpiel, kiedy wraca do domu. Tak to już jest z najmłodszymi z rodzeństwa.
“Firmówka” Gallaghera to uwolnienie się od jakiegoś zawodnika sprytnym przepchnięciem, przyjęciem, krótkim sprintem i napędzenie akcji do przodu. Ewidentnie lubi grę w kontakcie. Nie ma problemu, żeby podać piłkę, gdy ktoś oddycha mu na plecach. To jednak i tak nie jest zawodnik, którego fani Chelsea wyobrażali sobie jako kapitana w ulubionym klubie. On sam się tego nie spodziewał. Kiedy zobaczył obok swojej koszulki opaskę, to uznał, że ktoś się pomylił, bo leży nie w tym miejscu:
W meczu z Bournemouth nie miałem pojęcia, że ​​jestem kapitanem. Jeśli mam być szczery, to nie sądziłem, że coś takiego się stanie. Podnoszę swój strój przed meczem, biorę koszulkę, żeby ją założyć, a opaska już tam leży. Powiedziałem wtedy kitmanowi: - Czy to na pewno moje? On na to: tak!. No i tak się dowiedziałem.

Fundament

- Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie martwiłem się o przyszłość. Kiedy czołowi gracze zajmują twoją pozycję, to myślisz, że masz mniejsze szanse na grę. To sprawia, że ​​jesteś jeszcze bardziej zdeterminowany, by udowodnić, że jesteś wystarczająco dobry. Myślę, że udało mi się to w tym sezonie - mówił w wywiadzie dla dziennika "The Guardian".
Rok temu miał deficyt pewności siebie. Powołaniem na mundial się nawet trochę zawstydził. Czuł, że na miejsce w składzie Southgate'a nie zasłużył. Opowiadał szczerze, że się tego nie spodziewał, a bilet na mistrzostwa świata go zaskoczył. Mógł latem odejść do Tottenhamu. Chciał go też Bayern i West Ham. Sam podjął decyzję, że powalczy o zaufanie u Pochettino. Zawalczył z takim skutkiem, że jest jedynym zawodnikiem oprócz Roberta Sancheza, który zagrał w 15 spotkaniach we wszystkich rozgrywkach (w 14 w pierwszym składzie). A biorąc pod uwagę minuty, plasuje się na trzecim miejscu - za Sanchezem właśnie i Axelem Disasim. To fundament Chelsea, na którym można polegać. A, no i jeszcze facet nie zna czegoś takiego, jak kontuzja. Nawet o tym nie słyszał i pewnie nie umie wypowiedzieć po angielsku słowa rehabilitacja, bo jest mu to niepotrzebne.
- W zeszłym sezonie tak naprawdę nie wiedziałem, czy zaczynam spotkanie, czy nie. Nie byłem pewien, co w ogóle się dzieje i jakim mamy być zespołem ze względu na liczbę zawodników, których mamy. Przychodząc tutaj teraz, czuję się bardziej zrelaksowany i bardziej wpasowany w skład. Mam nadzieję, że będę mógł częściej grać dla Anglii - kontynuował.
Gallagher rok temu w samej Premier League 18 spotkań rozpoczął w pierwszym składzie, a w 17 wchodził z ławki. Był całkowicie nieustabilizowany. Sam nie wiedział, jak ma grać. Kluczowych podań prawie nie posyłał, a i z celnością było kiepsko w porównaniu do tego sezonu (90,7% do 84,5%).
Jak widać powyżej, rzeczywistość przewyższyła oczekiwania kilkukrotnie. I nie jest to odosobniona i oderwana od rzeczywistości opinia. Conor Gallagher w weekendy zakłada pelerynę bohatera. Nie znalazł jej w chipsach, tylko solidnie na nią zapracował

Przeczytaj również