To najlepsza "jedenastka" sezonu Ligi Mistrzów. W zestawieniu aż 5 piłkarzy Liverpoolu!
To już jest koniec, ale nie można powiedzieć, że nie ma już nic. Zwieńczenie klubowego sezonu, które mogliśmy obserwować na Wanda Metropolitano stanowi okazję do otwarcia dyskusji podsumowujących minione miesiące. Dziś skupimy się na graczach, którzy swym blaskiem najmocniej rozświetlali rozgrywki Ligi Mistrzów.
Madrycki finał zdecydowanie nie był zbyt zażartym i pasjonującym widowiskiem, jednak można go tylko uznać za delikatnie niestrawny deser zaserwowany po naprawdę pokaźnej uczcie. Większość pozostałych meczów w zakończonej już edycji najważniejszych klubowych rozgrywek było niezwykle pasjonujących i miało w sobie dużo piłkarskiej jakości.
Wszak o dwumeczach Tottenhamu z Manchesterem City, Ajaksu z Realem czy Liverpoolu z Barceloną nie zapomni żaden fan futbolu przez naprawdę długi czas. Z naszej pamięci nie mogą się również ulotnić nazwiska największych bohaterów tej edycji Ligi Mistrzów. Oto oni:
BRAMKARZ: Alisson Becker
Stare piłkarskie porzekadło głosi, iż pojedyncze spotkania wygrywa się atakiem, ale trofea defensywą. Historia Liverpoolu na przestrzeni ostatnich miesięcy stanowi idealne odzwierciedlenie tych słów.
W ubiegłym sezonie „The Reds” zachwycali skutecznością, a trio Mane-Firmino-Salah siało spustoszenie w szeregach niemal wszystkich rywali. Niestety dla podopiecznych Kloppa – finał przeciwko Realowi Madryt i dwa klopsy Kariusa pokazały, że znakomita ofensywa to nie wszystko.
Wyciągnięcie wniosków nastąpiło niezwykle szybko. 25-letniego Niemca zastąpił na Anfield golkiper z absolutnie najwyższej półki. Bieżąca kampania w wykonaniu Alissona była niemal perfekcyjna i stanowiła najsolidniejszy z możliwych fundamentów ostatecznego triumfu Liverpoolu.
Brazylijczyk na przestrzeni całych rozgrywek prezentował najwyższy poziom sztuki bramkarskiej. Wczorajszy finał był tylko potwierdzeniem wielkiej, naprawdę wielkiej klasy byłego zawodnika AS Romy.
Możemy tylko domniemywać jak skończyłoby się starcie z Tottenhamem, gdyby bramki Liverpoolu strzegł ktoś inny. W ciemno można jednak obstawiać, iż zachowanie czystego konta przez „The Reds” pozostałoby raczej w sferze marzeń sympatyków drużyny z Anfield.
A trzeba przyznać, że gra na „zero z tyłu” w finale Ligi Mistrzów to naprawdę niecodzienne osiągnięcie. Ostatnim golkiperem, który tego dokonał był Julio Cesar w 2010 roku. Jak widać brazylijska szkoła bramkarzy ma się dobrze.
PRAWY OBROŃCA: Trent Alexander-Arnold
Do defensywnych wyczynów Liverpoolu solidną cegiełkę dołożył także Trent Alexander-Arnold. W trakcie debat dotyczących najlepszych zawodników młodego pokolenia często wymieniani są Mbappe, Dembele, ostatnio również Felix, ale prawdziwy złoty chłopiec występuje właśnie na prawej obronie „The Reds”.
Młody Anglik z miejsca stałby się ulubieńcem Adama Nawałki. W końcu Trent do perfekcji opanował skuteczną grę zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. W tej edycji Ligi Mistrzów wychowanek Liverpoolu wielokrotnie demonstrował swój niezwykle szeroki wachlarz zagrań uprzykrzając grę takim tuzom, jak Neymar, Coman czy Son.
Odpowiedzialność za dostęp do bramki od strony skrzydeł szła u Anglika w parze z fenomenalną grą pod polem karnym rywali. Trent zanotował w tym sezonie Ligi Mistrzów aż 4 asysty, a prawdziwy popis jego podbramkowej smykałki miał miejsce w trakcie rewanżowego starcia z Barceloną.
ŚRODKOWI OBROŃCY: Matthijs de Ligt i Virgil van Dijk
Patrząc na tegoroczną edycję Ligi Mistrzów można było dojść do wniosku, ze praca w holenderskim Ministerstwie Bezpieczeństwa należy do najłatwiejszych zawodów świata. Któż śmiałby przecież zaatakować państwo tulipanów strzeżone przez duet de Ligt-van Dijk?
Obaj panowie momentalnie odmienili grę swoich ekip dzięki znakomitej postawie w defensywie. 19-letni, powtarzam, 19-letni de Ligt rozegrał w tym sezonie swoje pierwsze minuty w Lidze Mistrzów. Trudno w to uwierzyć, patrząc na to z jaką łatwością Holender uprzykrzał życie ofensywom najlepszych europejskich ekip.
W dużej mierze to właśnie postawa kapitana Ajaksu poprowadziła amsterdamczyków do wielkiego osiągnięcia w postaci półfinału. De Ligt odpowiadał za wyłączanie z gry napastników Bayernu, Realu czy Juventusu, ale niejednokrotnie sam brał sprawy w swoje ręce, a raczej w swoją głowę.
19-latek wywołał furorę swoim pierwszym sezonem w największych klubowych rozgrywkach, ale najlepszym stoperem kampanii 18/19 bezapelacyjnie zostaje zwycięzca Ligi Mistrzów – Virgil van Dijk.
Starszy kolega de Ligta z reprezentacji zanotował jeden z najlepszych sezonów w historii, jeśli weźmiemy pod uwagę tylko środkowych obrońców. Van Dijk był po prostu idealny, nieomylny. Zatrzymywał każdego napotkanego rywala, nie zważając czy akurat na drodze stoi Marega czy może Leo Messi.
Wyczyny Virgila są o tyle imponujące, iż poza perfekcyjną grą w obronie, Holender niejednokrotnie zachwycał nas kluczowymi podaniami, skutecznością przy stałych fragmentach gry. Prawdziwą wizytówką van Dijka był wyjazdowy mecz przeciwko Bayernowi Monachium, ale tak naprawdę każdy kontakt z piłką Holendra w tej edycji Ligi Mistrzów stanowił istne dzieło sztuki.
LEWY OBROŃCA: Jordi Alba
Zestawienie linii defensywy uzupełnia Jordi Alba. Wybór Hiszpana może budzić pewne kontrowersje z powodu jego postawy w rewanżowym meczu na Anfield, ale 90 minut słabej czy nawet fatalnej gry nie mogą zmazać wszystkich dokonań 30-latka.
Alba został w tym sezonie najlepszym asystentem Ligi Mistrzów, a dodatkowo dorobek pięciu asyst został zgromadzony głównie w starciach z najlepszymi ekipami tegorocznej edycji rozgrywek.
Alba został w tym sezonie najlepszym asystentem Ligi Mistrzów, a dodatkowo dorobek pięciu asyst został zgromadzony głównie w starciach z najlepszymi ekipami tegorocznej edycji rozgrywek.
Nawet blamaż w półfinale nie może całkowicie przekreślić tych osiągnięć, chociaż wszyscy oczywiście dobrze wiemy, że Alba mimo bycia najlepszym lewym obrońcą nie może uznać tego sezonu za w pełni udany.
ŚRODKOWI POMOCNICY: Frenkie de Jong, Georginio Wijnaldum, Moussa Sissoko
Przechodzimy nieco wyżej, do drugiej linii gdzie znów pierwszoplanowymi postaciami byli zawodnicy z Holandii. W czasie gdy De Ligt wybijał z głowy grę w piłkę Benzemie czy Lewandowskiemu, środkiem pola niepodzielnie rządził nowy nabytek Barcelony - Frenkie de Jong. 22-latek jeszcze nie zdążył zaprezentować się w nowych barwach, ale z całą pewnością już zaskarbił sobie sympatię kibiców „Blaugrany”.
De Jong w Lidze Mistrzów udowodnił swoją jakość oraz przede wszystkim wszechstronność. W maszynce Erika ten Haga Frenkie odpowiadał za kontrolę akcji w środku pola, budowanie jej od podstaw, ale również wsparcie w grze obronnej. O dziwo, to de Jong może się pochwalić największą liczbą przechwytów (75) w tej edycji Champions League spośród wszystkich zawodników „Juden”.
Uniwersalność w środku pola to chyba znak firmowy holenderskich pomocników, ponieważ tymi samymi epitetami co de Jonga możemy obdarować także Georginio Wijnalduma. Wydawało się, że 28-latek zostanie cichym bohaterem sukcesu Liverpoolu, ale jeden wieczór zmienił wszystko.
Wielokrotnie wspominany już rewanż z Barceloną to był po prostu recital Wijnalduma, który wszedł z ławki i momentalnie odmienił obraz gry „The Reds”. Dublet oraz odważne poczynania Giniego w środku pola pewnie do dzisiaj śnią się w koszmarach Busquetsowi czy Arthurowi.
Tercet pomocników uzupełnia Moussa Sissoko. Ten wybór może nieco zaskakiwać, biorąc pod uwagę fakt, iż to właśnie Francuz sprokurował karnego w finałowym meczu, ale jeden nieodpowiedzialny ruch ręką nie sprawia, że zapominamy o postawie Sissoko na przestrzeni całej kampanii w Lidze Mistrzów.
29-latek był być może jednym z najważniejszych trybików w maszynie Pochettino. Wystarczy zauważyć, iż Sissoko rozegrał tylko 24 minuty w pierwszych spotkaniach tej edycji, gdy Tottenham cieniował, zdobywając zaledwie 1 punkt w 3 meczach. Kontuzja uda wykluczała Francuza z gry oraz nieomal nie wykluczyła całej drużyny „Kogutów” z rozgrywek.
Powrót Sissoko do pełnej sprawności zbiegł się w czasie z odzyskaniem przez londyńczyków wiatrów w żagle podczas europejskich wojaży. Kapitanem okrętu był Mauricio Pochettino, armatą rozstrzeliwującą wrogie okręty Lucas Moura, ale to Sissoko nadawał Tottenhamowi rytm „żeglugi” ku upragnionemu trofeum.
PRAWOSKRZYDŁOWY: Leo Messi
Mimo kolejnej klęski Barcelony w europejskich pucharach, nie mogło zabraknąć miejsca dla króla strzelców Ligi Mistrzów – Leo Messiego. Argentyńczyk zdystansował drugiego w tej klasyfikacji Roberta Lewandowskiego aż o 4 bramki, udowadniając kto jest aktualnie najlepszym napastnikiem świata.
Większość występów „La Pulgi” w tej edycji można podsumować używając takich słów jak „spektakularne”, „niebywałe”, „magiczne” etc. Ale nawet najbardziej górnolotne próby ukazania geniuszu Messiego nie odzwierciedlą w pełni tego, jak epokowy talent mamy okazję oglądać.
I naturalnie, fani nieprzychylni Argentyńczykowi będą mu zarzucać apatię w kluczowym momencie półfinału, pozwolenie na wypuszczenie z rąk niemal pewnego awansu. Prawda jest jednak taka, iż 32-latek jest ostatnim zawodnikiem Barcelony, którego można obwiniać o ten blamaż.
To Messi doprowadził tę drużynę do półfinału, dewastując po drodze Tottenham, Lyon czy Manchester United. To Messi zdobył przeciwko Liverpoolowi dublet oraz asystę. To Messi wyłożył Dembele piłkę na zamknięcie dwumeczu. Wreszcie to Messi zanotował na Anfield aż 3 kluczowe podania, które m.in. Suarez i Coutinho zmarnowali. Puchar nie trafił do klubowej gabloty Barcelony, ale na pewno nie jest to wina Argentyńczyka, który zrobił wszystko, aby „Duma Katalonii” sięgnęła po 6. triumf w Lidze Mistrzów.
LEWOSKRZYDŁOWY: Lucas Moura
To, co nie udało się Messiemu uczynił Lucas Moura. Brazylijczyk właściwie w pojedynkę wprowadził Tottenham do finału Ligi Mistrzów, notując jedną z najlepszych drugich połów w historii tych rozgrywek.
Wielkość Lucasa Moury nie ujawniła się jednak tylko w trakcie spotkania przeciwko Ajaksowi. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, iż gdyby nie Lucas, Tottenhamu w ogóle nie byłoby w półfinale. Ba! „Koguty” być może pożegnałyby się z Ligą Mistrzów już po fazie grupowej, która przypominała prawdziwy roller-coaster w wykonaniu londyńskiej ekipy.
1 punkt na półmetku rywalizacji grupowej to w dużej mierze zasługa Lucasa, który swoim trafieniem zapewnił remis w wyjazdowym starciu z PSV. Drugi raz do siatki rywali Moura trafił w decydującym o awansie do fazy pucharowej meczu przeciwko Barcelonie. Brazylijczyk znalazł drogę do siatki Cillessena w 85. minucie. Końcówki zdecydowanie należały do Lucasa.
ŚRODKOWY NAPASTNIK: Divock Origi
Tylko szaleniec przed startem sezonu mógłby stwierdzić, że najlepszym napastnikiem najbardziej prestiżowych rozgrywek klubowych zostanie Divock Origi. Chociaż prawdę mówiąc, nawet osoby z poważnymi problemami psychicznymi zapewne nie dokonałyby tak absurdalnego wyboru. A jednak!
Mimo rozegrania zaledwie 217 minut w tym sezonie Ligi Mistrzów, mimo konieczności rywalizacji z Firmino, Mane i Salahem o miejsce w składzie oraz mimo skromnego trzybramkowego dorobku to właśnie Origi został bohaterem ofensywy tegorocznych triumfatorów. W kluczowych momentach sezonu Belg całkowicie nieoczekiwanie wziął na siebie ciężar bycia liderem ofensywy Liverpoolu.
24-letni napastnik dokonał czegoś niesamowitego tak, jak cała ekipa „The Reds”, która po raz szósty w historii sięgnęła po Puchar Europy. Okazały triumf podopiecznych Jürgena Kloppa zaowocował dominacją „Starego Kontynentu” oraz naszego zestawienia, w którym znalazło się aż pięciu zawodników Liverpoolu.
Aż ciężko uwierzyć, że żadnym z nich nie został Salah czy Mane, ale zakończona już kampania Champions League była po prostu niemożliwa do przewidzenia. Znakiem firmowym tej edycji były niespodziewane come-backi, zwroty akcji, niejednokrotnie kluczowe role przypadały dotychczas drugoplanowym postaciom.
Nagromadzenie niespodzianek, których byliśmy świadkami sprawia, że można w ciemno zakładać, iż gdyby ta edycja Liga Mistrzów była filmem, z pewnością jej reżyserem zostałby Alfred Hitchcock. Spowodowałoby to również konieczność rozdania aż 11 Oscarów dla wszystkich największych gwiazd, które w tym roku podbiły Europę. Na razie muszą się one jednak zadowolić tylko, lub aż, miejscem w naszym rankingu.
Mateusz Jankowski