To może być złoty duet Wisły Kraków. "Powinni być postrachem dla rywali"
Wisła Kraków nie próżnuje na rynku transferowym, a jednym z ciekawszych ruchów “Białej Gwiazdy” jest bez wątpienia sprowadzenie Łukasza Zwolińskiego. 31-latek na papierze wydaje się, przynajmniej w pierwszoligowych realiach, napastnikiem o sporej jakości. Co istotne, potrafi on dobrze współpracować w duecie. A to na pewno ucieszy Angela Rodado.
Wspomniany Rodado na początku tego sezonu robi swoje. Strzelił gola w pierwszym meczu z Llapi, strzelił też w drugim. Ze swojej roboty wywiązał się więc odpowiednio, ale trudno nie oprzeć się wrażeniu, że długimi fragmentami był w trakcie tych spotkań mocno osamotniony. On zresztą nie ukrywa - lubi grać z drugim napastnikiem. Ostatnio był zaś posyłany w bój jako jedyna “dziewiątka”. Z prostego powodu - Wisła nie miała w kadrze innego snajpera.
Duże wzmocnienie Wisły
Dziś jednak już ma, bo kontrakt z klubem podpisał Łukasz Zwoliński. Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że - jak na standardy pierwszej ligi - jest to transfer wręcz hitowy. “Biała Gwiazda” pozyskała piłkarza, który jeszcze kilka miesięcy temu biegał w koszulce ówczesnego mistrza Polski, i choć może w Rakowie furory nie zrobił, to jednak miał trochę przebłysków. Strzelał nie tylko w Ekstraklasie, ale nawet eliminacjach Ligi Mistrzów, gdzie karcił bramkarzy Flory Tallinn (dwukrotnie) i FC Kopenhaga.
Biorąc zresztą pod lupę nieco większy odcinek czasu, zobaczymy napastnika niezwykle ogranego na poziomie Ekstraklasy. To nie tylko Raków, ale też Lechia, Pogoń czy Śląsk Wrocław. 243 mecze w najwyższej klasie rozgrywkowej naszego kraju, 63 gole, 11 asyst. Do tego udane półtora roku w barwach chorwackiej Goricy, występy w eliminacjach do Champions League, Ligi Europy, Ligi Konferencji. Zdobywane tam bramki. Dziś Zwoliński z takim CV bez problemu znalazłby klub grający szczebel wyżej niż Wisła. Dlatego tym bardziej warto docenić taki ruch “Białej Gwiazdy”.
Teraz można zastanawiać się jedynie, czy Zwoliński przychodzi pomóc Angelowi Rodado, czy może jednak go zastąpić. Okienko transferowe bowiem trwa, a Hiszpan, który w poprzednim sezonie zachwycał formą i zrobił sobie solidną reklamę, jest na rynku łakomym kąskiem. Jeśli pojawi się odpowiednia oferta, być może jeszcze tego lata zmieni klub. Wówczas Zwoliński zostałby na placu boju sam. Zapewne w klubie pojawiłby się kolejny napastnik.
Rodado lubi grać w duecie
Najbardziej optymistyczny wariant zakłada natomiast, że “Zwolak” i Rodado stworzą duet. Po pierwsze, trudno byłoby sadzać któregoś z nich na ławce. Szkoda potencjału. Po drugie, to po prostu piłkarze o innych profilach, którzy nie powinni na murawie wchodzić sobie w paradę. Mają inne atuty, i jeśli odpowiednio je połączą, mogą być postrachem pierwszoligowych boisk.
Co nie bez znaczenia, obaj udowodnili już, że w parze z drugim napastnikiem radzą sobie naprawdę dobrze. Rodado pokazywał to przede wszystkim w poprzednim sezonie, gdy do pomocy miał często Szymona Sobczaka, piłkarza o dość podobnej charakterystyce do Zwolińskiego, ale jednak - nie będzie to chyba przesadnie kontrowersyjne stwierdzenie - wyraźnie słabszego niż nowy napastnik Wisły.
Co prawda Rodado i Sobczak nie wypracowali w duecie żadnego gola dla Wisły, ale “Biała Gwiazda” z nimi na murawie radziła sobie solidnie i często była po prostu groźniejsza. Raz błysnął jeden, potem drugi. Czasami Hiszpan wykonał więcej brudnej roboty, by konkrety dołożył Polak. W innych sytuacjach było zupełnie odwrotnie. Nikt nie czuł się z przodu samotny.
- Bardzo dobrze czułem się w duecie napastników z Szymonem. Mieliśmy fajną chemię. Lubiłem z nim grać - potwierdzał niedawno Rodado w rozmowie z Weszło.
Flagowe przykłady to bez wątpienia mecze Pucharu Polski, który sensacyjnie padł łupem Wisły. W spotkaniu z Widzewem obaj wpisywali się na listę strzelców, a wielki finał przyniósł gola Rodado i naprawdę dobry występ Sobczaka. W meczach, w których przebywali oni obok siebie na murawie przez przynajmniej 60 minut, “Biała Gwiazda” nigdy nie przegrała. Nie był to oczywiście legendarny duet Żurawski - Frankowski, ale było widać, że Rodado potrafi współpracować z drugim napastnikiem. I o to właściwie tutaj chodzi.
Zwoliński też to ma
Zwoliński w przeszłości potrafił bowiem dobrze uzupełniać się choćby z Flavio Paixao, który pod wieloma względami był graczem dość podobnym do Rodado. Dobra technika, smykałka do gry kombinacyjnej, umiejętność zejścia nieco głębiej i rozegrania tam piłki, ale przy tym świetna skuteczność. No i iberyjskie serce. Ma to Rodado, miał też będący już na emeryturze Flavio. Portugalczyk dzielił szatnię ze Zwolińskim przez dwa i pół sezonu. Razem przeżywali lepsze i gorsze chwile (te drugie to przede wszystkim spadek z Ekstraklasy), ale na murawie potrafili rozumieć się naprawdę dobrze. Uzbierali 67 wspólnych występów, pięciokrotnie jeden asystował drugiemu. Wiele razy patrząc na ich współpracę ręce składały się do oklasków.
Zwolińskiemu w duecie napastników zdarzało się grać też podczas naprawdę udanej przygody z chorwacką Goricą. Co prawda w wielu meczach Polak był jedynym snajperem, ale zaliczył też 25 występów u boku Cherifa Ndiaye, obecnie napastnika Crvenej zvezdy Belgrad. Nie zdarzyło się, by jeden asystował drugiemu, natomiast bywały takie mecze, w których obaj, tworząc najbardziej ofensywną parę w zespole, dawali drużynie konkrety.
W dwóch klubach, w których Zwoliński radził sobie podczas swojej kariery najlepiej (Lechia i Gorica), występował, nie zawsze, ale często, z drugim napastnikiem. To dobry prognostyk przed rozpoczęciem współpracy z Rodado, który też lubi i potrafi tak grać. Widać zresztą, że między tymi piłkarzami już tworzy się pewna chemia. Na razie pozaboiskowa.
Obaj śmiało mogliby tworzyć solidny duet nawet w Ekstraklasie. Na murawach pierwszoligowych powinni być zaś bardzo, ale to bardzo mocni. Tyle w teorii. Czas na weryfikację. Pierwszy test zapewne już jutro, bo "Biała Gwiazda" powalczy o sprawienie niespodzianki w meczu eliminacji Ligi Europy z Rapidem Wiedeń.