To może być faworyt MŚ 2026! Szaleństwo, odkurzona legenda pisze historię
Copa America miała potwierdzić, że to, co od dwóch lat dzieje się w Kolumbii, nie jest mirażem. Piłkarze Nestora Lorenzo przylecieli do USA jako jeden z faworytów, a potem, jak ruszyli z kopyta, to zatrzęsła się ziemia. Udźwignęli Brazylię i Urugwaj, teraz chcą szturmem wziąć Argentynę. Nie przegrali od 29 miesięcy. Mają genialnego Jamesa Rodrigueza, a prezydent kraju Gustavo Petro już teraz zapowiada poniedziałek dniem wolnym i świętem narodowym.
Są w tym momencie piłkarskim fenomenem. Głosy o ich sile nie były przesadzone - wie to każdy, kto choć raz zerknął na boiska Copa America. Luis Diaz w meczu z Urugwajem wyglądał jakby grał o życie. James Rodriguez po meczu rozpłakał się, mówiąc, że na taki moment czekał odkąd zaczął kopać piłkę. Ogólnie ten dzień był wysypem filmów z całej Kolumbii zatopionej w szaleństwie. Niewiele jest narodów, gdzie piłka na przestrzeni lat w takim stopniu dawała ludziom jedność i bezpieczeństwo. Prezydent Petro mówił o tym nawet podczas niedawnej Rady Bezpieczeństwa ONZ w Nowym Jorku. Futbol powoli staje się wizytówką Kolumbii, która wciąż walczy ze stereotypami i za którą ciągle wędrują duchy Pablo Escobara.
Szukanie puenty
Ich seria jest potężna. Zawiera zwycięstwa m.in. nad Hiszpanią, Niemcami albo Brazylią. Nestor Lorenzo, który z przesądu zawsze ubrany jest w czarną marynarkę i bordową koszulę, nie przegrał od 25 spotkań, czyli od początku kadencji. W sumie, dodając wcześniejszego selekcjonera, ta reprezentacja jest niepokonana od 28 meczów, a ostatnim zespołem, który znalazł na nich sposób, była Argentyna w lutym 2022 roku. Trzeba jednak wziąć poprawkę na to, że to były jeszcze czasy Reinaldo Ruedy, skłóconego z Jamesem Rodriguezem. Sam James kopał wtedy w Katarze i nawet odrobinę nie przypominał zawodnika, którym jest dzisiaj. Finał z Argentyną brzmi fantastycznie, bo na nowo otwiera opowieść i pozwala dopisać puentę do tego perfekcyjnego cyklu.
Kolumbijczycy tylko raz w historii wygrali Copa America, ale działo się to 23 lata temu. Turniej był rozgrywany na ich ziemi, chociaż jeszcze tydzień przed rozpoczęciem CONMEBOL ze względów bezpieczeństwa rozważał przeniesienie imprezy do Wenezueli. Kanada i Argentyna zrezygnowały z udziału, a Brazylia wysłała totalne rezerwy. Kolumbia wygrała wtedy finale z Meksykiem po golu Ivana Cordoby i nie straciła przez miesiąc ani jednego gola. To nie był jednak zespół ofensywnych gwiazd jak w latach 90., gdy brylowali Carlos Valderrama, Freddy Rincon i Faustino Aspirllo. Daleko było mu też do drużyny z 2014 roku, gdy Jose Nestor Pekerman zaprowadził Kolumbię do ćwierćfinału mundialu. Te dwie epoki do dziś wspominane są z rozrzewnieniem. A teraz dochodzi trzecia. I znowu karty rozdaje James.
Bulteriery Lorenzo
To za jego sprawą Kolumbia znowu jest tam, gdzie była dekadę temu. Znowu jest o niej głośno. Wraca z ciemności, w której tkwiła w latach 2019-2022, gdy nie awansowała na mundial w Katarze, a James miał zatargi z Luisem Murielem i był pomijany przez Carlosa Queiroza i Reinaldo Ruedę. Kolumbijczycy wiedzą, że nie jest to łatwy zawodnik do prowadzenia. Przekonali się o tym Claudio Ranieri, Rafa Benitez i Zinedine Zidane. Swoje mógłby też dorzucić Niko Kovac z czasów w Bayernie, który widział w Rodriguezie prowodyra nocnych wyjść piłkarzy, choćby na obozie w Miami.
Przez lata wydawało się, że James jest dla wielkiej piłki stracony, ale nagle przyszedł Nestor Lorenzo i na nowo stworzył mit “dziesiątki”. Stworzył kadrę wokół jednego piłkarza, który nie tylko jest genialny z piłką przy nodze, ale zasuwa też wtedy, gdy jej nie ma. Kolumbia Lorenzo to bulteriery, małe potwory, którzy wychodzą na boisko jakby byli na sterydach.
Lorenzo jest jednym z siedmiu argentyńskich trenerów na Copa America. Jako piłkarz grał w finale mistrzostw świata Argentyna - Niemcy w 1990 roku, a potem długimi latami pracował w cieniu. Był asystentem trenera U-20 w Argentynie. Bardzo długo pracował też u Pekermana - zarówno w La Albiceleste, jak i w Kolumbii. Niesamowite jest to, że właściwe dopiero w wieku 55 lat został pierwszym trenerem. Najpierw z powodzeniem prowadził peruwiański Melgar, a potem przejął Kolumbię, w której świetnie zaadaptował się właśnie przez to, że z większością graczy miał już styczność w latach 2012-2019. Od razu wiedział, że trzeba reaktywować Jamesa, więc już na samym starcie zarezerwował lot do Kataru i tam budował fundamenty kadry. Inni trenerzy nie potrafili dotrzeć do byłego piłkarza Realu. Lorenzo dotarł, a dziś zbiera owoce.
Idol Diaza
Kolumbia z 2024 roku jest silniejsza niż dekadę temu, bo w międzyczasie wyrosła jej inna gwiazda światowego formatu, czyli Luis Diaz. On sam mówi, że James zawsze był dla niego idolem. Gdy grał na mundialu w Brazylii, Diaz miał zaledwie 17 lat, był chłopakiem walczącym o to, by wyrwać się z biedy. Teraz obaj idą ramię w ramię, a scena po meczu z Panamą (5:0), kiedy James rozkłada szeroko ramiona, a Diaz przymierza mu niewidzialną koronę, jest jednym z obrazków tegorocznej Copa America. Gdy Kolumbia grała na mundialu w 1990 roku, miała tylko dwóch piłkarzy z zagranicy: Valderramę z Montpellier i Andresa Escobara z Young Boys Berno. Dzisiaj niemal cała kadra gra poza Kolumbią, a wyjątkiem jest David Ospina, bramkarska legenda, który w wieku 35 lat wrócił do Atletico Nacional.
Gra o życie
James Rodriguez ostatni sezon spędził w Sao Paulo. Grał tam jednak tak rzadko, że być może w tym też tkwi sekret jego obecnej formy. Jest piłkarzem świeżym i wypoczętym. W dodatku z niesamowitym głodem, by udowodnić wszystkim jak bardzo się pomylili. Lorenzo powiedział niedawno: - W Sao Paulo wpuszczali go na ostatnich 5 minut. To nie jest piłkarz, z którym możesz tak postępować. Jemu trzeba dać zaufanie od początku do końca.
Już teraz mówi się, że Kolumbijczyk wróci niebawem do Europy i że może to być La Liga. Copa America wypromowała też m.in. Richarda Riosa, fantastycznego dryblera z Palmeiras. Lorenzo wyciągnął go znikąd, gdy był jeszcze rezerwowym, dał mu debiut w wieku 23 lat i ogólnie cały czas wygląda na trenera, który najpierw tworzy piłkarzy, a następnie składa ich w zespół.
Gdyby się dobrze zastanowić, to Kolumbia ma tylko jednego elitarnego piłkarza z topowego klubu w Europie i jest nim Luis Diaz. Reszta to zawodnicy Watfordu, Bologni, Genku, Cagliari albo Crystal Palace. Fenomenem tej kadry jest to, gdy zakładają żółtą koszulkę Kolumbii, to tak jakby automatycznie zyskiwali 50 procent mocy. W meczu z Urugwajem przez pół spotkania grali w dziesiątkę, a mimo to w końcówce mieli poprzeczkę na 2:0.
Finał z Argentyną będzie ostatecznym sprawdzianem tej reprezentacji. Lorenzo przeciwko swoim rodakom jeszcze nie grał. Ale pewne jest jedno: Kolumbia znowu zagra jak o życie. Kolejny raz wyjdzie tam dla Jamesa, a James dla niej. Ogranie mistrza świata byłoby też jasnym sygnałem, że to dopiero połowa drogi i że mundial w USA w 2026 roku zyskałby nowego faworyta.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.