To jest wielką siłą Arsenalu. Arteta znalazł klucz, tak kryje dziurę w składzie. "Świetnie wykorzystywane"
W 15 meczach Premier League gole dla Arsenalu strzelało już 13 piłkarzy. “Kanonierzy” pod tym względem kontynuują trend z poprzedniego sezonu. I zdecydowanie nie jest to dziełem przypadku.
Wachlarz dostępnych opcji strzeleckich w Arsenalu jest imponujący. Jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie fronty, na których rywalizują w tym sezonie “The Gunners”, znajdziemy aż 15 zawodników z przynajmniej jednym trafieniem. W samej Premier League jest ich już 13. W tym aspekcie z drużyną Mikela Artety może równać się tylko Newcastle. Jednak już wśród graczy mających więcej niż jednego gola widać różnicę na korzyść Arsenalu (8 do 5). Taki stan rzeczy to nie przypadek. W poprzedniej kampanii ligowej gole dla wicemistrzów Anglii strzelało aż 17 różnych piłkarzy. W pomyśle hiszpańskiego trenera widać zatem ciągłość, na którą składa się kilka czynników.
Wszechstronność
Patrząc na to jakich piłkarzy do klubu sprowadza Arteta, znajdziemy jeden wspólny klucz dla większości z nich: uniwersalność. Zaczynając od defensywy, na kilku pozycjach mogą grać choćby Ben White, Ołeksandr Zinczenko czy Takehiro Tomiyasu. Podobnie jest w przypadku Jakuba Kiwiora i sprowadzonego latem - choć nadal czekającego na powrót do zdrowia - Jurriena Timbera. Szczególnie w przypadku Ukraińca podłączanie się do gry w ataku jest szczególnie widoczne. Często staje się on wręcz kolejnym rozgrywającym zespołu, co przekłada się również na sytuacje strzeleckie. Najlepiej oddaje to zresztą średnia pozycja na boisku, co już nie raz było przywoływane w jego kontekście.
Źródło: sofascore.com
Z kolei potencjał stricte ofensywnych graczy Arsenalu jest jasny. W ich przypadku strzelanie goli jest niejako wkalkulowane w boiskowe zadania, choć wymienność pozycji jako element zaskoczenia niewątpliwie ułatwia sprawę. Pieczęć pod stylem Artety stawia zresztą w ostatnim czasie piłkarz, który na początku sezonu był mocno krytykowany, czyli Kai Havertz. Niemiec zaczął przygodę na Emirates dość niemrawo, ale w ostatnim czasie się rozkręca. O ile w Chelsea Havertz dusił się w roli napastnika, o tyle Arteta ustawia go głębiej i pozwala korzystać z tego, czym błyszczał w Bayerze Leverkusen. Dużą przydatnością w kilku sektorach boiska. Zresztą Arteta nie tylko odkurzył stare-nowe granie w przypadku Havertza, bo podobnego manewru próbuje także np. z Leandro Trossardem, który także może występować na kilku pozycjach. I nie raz w tym sezonie zdobywał już gole choćby z pozycji “dziewiątki”.
Rzecz jasna Hiszpan nie wymyślił w tym przypadku futbolu na nowo, ale kilka jego manewrów wyciągnęło z graczy ich największe atuty. Tak było choćby w przypadku przestawienia na bok obrony Bena White’a, który stał się ważnym elementem nie tylko defensyny, ale też ofensywy. Menedżer “The Gunners” szybko także zrozumiał, że Gabriel Martinelli ze swoimi walorami szybkościowymi i dryblingiem przyda mu się bardziej w roli skrzydłowego, aniżeli grając na szpicy, gdzie ustawiany był jeszcze w pierwszej fazie sezonu 19/20.
O tym jak wymienność pozycji wpływa na liczby poszczególnych piłkarzy najlepiej świadczy zresztą fakt, że obok 13 strzelców w tym sezonie Premier League, Arsenal ma tylu samo graczy z przynajmniej jedną asystą na koncie. Aż 12 z nich widnieje w obu rubrykach.
Ofensywa totalna
Uniwersalność graczy przekłada się także na mnogość rozwiązań w grze ofensywnej “The Gunners”. Do tej pory zespół Artety, biorąc pod uwagę wyłącznie ligowe zmagania, zdobył 33 bramki. Z czego:
- 16 goli z gry po strzałach z pola karnego
- 4 gole z gry po strzałach sprzed pola karnego
- 6 goli po stałych fragmentach (rzuty rożne i wolne)
- 6 goli po rzutach karnych (100% skuteczności)
- 1 gol samobójczy
Oczywiście najmocniejszą stroną “Kanonierów” jest kreowanie sobie dogodnych sytuacji w ataku pozycyjnym, które w większości przypadków kończą się golami ofensywnego kwartetu. Często jednak przy składnie rozgrywanych akcjach trudno wytypować moment strzału, a także zawodnika mającego postawić stempel w danej sytuacji. Na sporą różnorodność strzelców w szeregach Arsenalu wpływają też stałe fragmenty, które często wykorzystywane są przez skupionych w polu karnym rywala obrońców. Tak gole zdobywali w tym sezonie William Saliba przeciwko Burnley, Tomiyasu przeciwko Sheffield czy White przeciwko Bournemouth.
Rozłożenie kompetencji obserwujemy również w przypadku rzutów karnych. W tym sezonie piłkę na jedenastym metrze od bramki ustawiali już Bukayo Saka (x2), Martin Odegaard (x2), Fabio Vieira i Havertz. Takiej wymienności nie ma w innych czołowych klubach. W Manchesterze City karne wykonuje Erling Haaland, w Liverpoolu robi to Mohamed Salah, a choćby w Aston Villi strzela Douglas Luiz.
Jeszcze jednym aspektem, zdecydowanie mniej taktycznym, są też gole strzelane w końcówkach. Mowa tu zarówno o golach dobijających rywala strzelanych przez mniej oczywistych graczy (np. White z Bournemouth) , jak i mających “podpompować” niektórych zawodników (karne oddane dla Havertza i Vieiry).
Przede wszystkim jednak warto zwrócić uwagę na trafienia na wagę punktów. Tam bryluje Declan Rice. Wszystkie trzy jego bramki w tym sezonie Premier League ważyły sporo i padały w końcowych fragmentach: na 2:1 przeciwko Manchesterowi United w 96. minucie, na złapanie kontaktu z Chelsea w 77. minucie (ostateczny wynik 2:2) i wreszcie we wtorek w 97. minucie spotkania na 4:3 przeciwko Luton.
Jeśli mielibyśmy założyć, że Mikel Arteta skrupulatnie planuje grę na Rice’a w końcówkach spotkań, to byłaby to znaczna nadinterpretacja taktycznego geniuszu Hiszpana. Nie zmienia to jednak faktu, że z jakiegoś powodu nowy nabytek Arsenalu przyciąga piłkę w kluczowych momentach, kiedy sytuacja zmusza go do grania bardzo wysoko. Czy Rice miałby choćby jednego gola, gdyby nie potrzeba bardziej ofensywnego ustawienia w końcówkach? Być może tak. Czy miałby aż trzy trafienia? Dość wątpliwe, patrząc na to, że pewnie byłby bardziej skupiony na zagęszczaniu innych sektorów boiska.
Ukryty deficyt
Na dziś bohaterem końcówek jest Rice, a w kluczowych momentach potrafili też błysnąć: Martinelli przeciwko City, Trossard z Chelsea i dobijający “Czerwone Diabły” Gabriel Jesus. Z kolei najlepszymi strzelcami na tym etapie sezonu są Saka i Eddie Nketiah. W przypadku Arsenalu “najlepszy strzelec” to jednak dopiero 15. lokata w kontekście całej ligi i dorobek pięciu goli. Jak na jeden z najbardziej bramkostrzelnych zespołów w lidze jest po dość przeciętna statystyka liderów. I to kolejny powód, dla którego “Kanonierzy” - chcąc bić się o najwyższe cele - muszą rozkładać akcenty w ofensywie na wielu graczy. W kadrze po prostu brakuje typowego goleadora, mogącego skupić się wyłącznie na finiszowaniu akcji kolegów. Na szczęście dla “The Gunners” wszechstronność całej kadry przykrywa ten deficyt.
Poprzedni sezon był zresztą w tej kwestii bardzo podobny. Arsenal strzelał mniej wyłącznie od Manchesteru City. W sumie zdobył aż 88 goli w lidze, a aż czterech piłkarzy kończyło rozgrywki ze strzelecką dwucyfrówką. Po 15 bramek zdobyli Martinelli i Odegaard, jedno trafienie mniej zanotował Saka, a 11 goli zapisał na koncie Jesus. Nieźle wyglądały też liczby za plecami liderów. Łącznie dziesięciu graczy zdobyło w lidze trzy lub więcej goli, a biorąc pod uwagę też tych z jednym lub dwoma - 17 piłkarzy wpisywało się na listę strzelców w meczach Premier League.
Patrząc na to, że w XXI wieku koronę króla strzelców w barwach Arsenalu czterokrotnie zdobył Thierry Henry, a potem robili to jeszcze Robin van Persie czy Pierre-Emerick Aubameyang, to brak typowego snajpera może jawić się jako problem. Analizując tę sytuację z innej perspektywy można jednak docenić jej atuty. Brak uzależnienia od formy jednego piłkarza w dłuższym okresie przynosi bowiem wymierne korzyści. Tak zresztą stało się w obliczu kontuzji Jesusa przed rokiem, tak było gdy nieco słabszy strzelecko okres miał Saka. Za każdym razem na wyższy level wskakiwali inni i “zasypywali” dołek swoimi trafieniami.
Można też założyć, że unikanie często schematycznej gry na “dziewiątkę” otwiera więcej kreatywnych rozwiązań wśród wszystkich pozostałych piłkarzy. Co z kolei jest mniej przewidywalne dla rywali. Jak na razie Arsenal korzysta z tego świetnie. I patrząc na ostatnie ruchy transferowe, a także analizując medialne doniesienia na temat zimowych priorytetów, chyba kwestia napastnika nie jest najbardziej palącą bolączką na Emirates Stadium.