"To byłaby sensacja dekady". Rok temu najlepsi na kontynencie, teraz blisko spadku. Zostały trzy kolejki
To może być historia z kategorii wręcz nierealnych. Ostatni triumfator Copa Libertadores, południowoamerykańskiego odpowiednika Ligi Mistrzów, heroicznie broni się przed degradacją z brazylijskiej Serie A. Do końca rozgrywek pozostały już tylko trzy kolejki, a Fluminense ma zaledwie punkt przewagi nad strefą spadkową.
Rok temu sensacyjnie, pierwszy raz w swojej historii, z brazylijskiej elity spadł Santos. Teraz jego los może natomiast podzielić inny gigant z Kraju Kawy. O kłopotach Fluminense pisaliśmy już po pierwszych kilkunastu kolejkach sezonu (TUTAJ), ale mogło się wówczas wydawać, że prędzej czy później “Trójkolorowi” zażegnają kryzys. Nic bardziej mylnego. Na trzy kolejki przed końcem rozgrywek spadek z ligi to dla nich bardzo realny scenariusz.
Tuż nad przepaścią
Szok? Mało powiedziane. Fluminense nie jest przecież zakurzonym gigantem, który chwile chwały przeżywał wieki temu. Mowa nie tylko o czterokrotnym mistrzu kraju, ale przede wszystkim ostatnim triumfatorze Copa Libertadores, południowoamerykańskiego odpowiednika Ligi Mistrzów. Triumf ten “Trójkolorowi” święcili niemal dokładnie rok temu. W wielkim finale pokonali wówczas argentyńskie Boca Juniors.
To zatem trochę tak, zachowując oczywiście odpowiednie proporcje, jakby dziś o utrzymanie w La Liga walczył Real Madryt, ostatni zwycięzca Champions League.
Fluminense ma oczywiście los w swoich rękach, bo aktualnie znajduje się tuż nad strefą spadkową, ale trudno mówić i pisać tu o jakimkolwiek komforcie. Zdegradowane do tamtejszego Serie B zostaną cztery najsłabsze zespoły. Na pewno będą to Cuiaba i Atletico Goianiense. Znajdujące się natomiast obecnie pod kreską Red Bull Bragantino oraz Criciuma wciąż mają o co grać. Ich strata do bezpiecznych pozycji jest niewielka, bo w tabeli zrobiło się wyjątkowo ciasno.
A Fluminense? Przy dobrym finiszu może wskoczyć nawet do środka tabeli, natomiast biorąc pod uwagę obecną formę drużyny, bardziej prawdopodobna jest walka o pozostanie w Serie A. W tym momencie “Trójkolorowi” są o jedną pozycję, i jeden punkt, nad strefą spadkową. Margines błędu zrobił się w zasadzie zerowy.
W nocy z wtorku na środę Fluminense mogło zrobić duży krok w stronę utrzymania, ale nie było w stanie pokonać u siebie bezpośredniego rywala w walce o ligowy byt, a więc Criciumy. Spotkanie zakończyło się remisem 0:0.
Trudny terminarz
W ostatnich kolejkach “Trójkolorowi” zagrają zatem z nożem na gardle. Jeśli chcą uniknąć katastrofy, muszą przełamać złą serię, a to wcale nie będzie łatwe. U siebie zagrają już tylko raz, ze zdegradowana w zasadzie Cuiabą. Trzy punkty w tym spotkaniu to absolutny obowiązek, bo w wyjazdowych starciach z Athletico-PR i grającym o mistrzostwo Palmeiras będzie o nie zdecydowanie trudniej.
Jeśli Fluminense nie wyprzedzi już żadnego z rywali, a ktoś z pary Criciuma - Red Bull Bragantino przypuści skuteczny atak zza pleców, skończy się tragedią. Groźny może być zwłaszcza klub spod znaku znanego napoju energetycznego, bo jego pozostały rozkład jazdy wygląda, przynajmniej na papierze, nieco przyjemniej. To domowe mecze z Cruzeiro i Criciumą, a także wyjazdowe starcie przeciwko Athletico-PR.
Marcelo już nie ma, jest Thiago Silva
Co ciekawe, od niedawna “Trójkolorowi” muszą radzić już sobie bez legendarnego Marcelo, w przeszłości przez długie lata piłkarza Realu Madryt. Brazylijczyk dołączył do Fluminense w lutym 2023 roku, pomógł drużynie wygrać Copa Libertadores, ale w końcu poróżnił się praktycznie z wszystkimi w klubie. Czarę goryczy przelała jego scysja z trenerem, Mano Menezesem. Między wspomnianą dwójką doszło do wielkiej kłótni w momencie, gdy doświadczony defensor miał wejść z ławki na boisko podczas meczu z Gremio. Efekt? Szkoleniowiec cofnął zmianę, wpuszczając na murawę innego gracza.
Dla Marcelo był to koniec w klubie z Rio De Janeiro. Kilka dni później Fluminense poinformowało o rozstaniu z Brazyljczykiem, a Rafael Marques z ESPN ujawnił szokujące kulisy przygody legendarnego piłkarza z “Trójkolorowymi”.
- Rozmawiałem z osobami bliskimi Fluminense i doniesienia na temat zachowania Marcelo są zdumiewające. Złe traktowanie pracowników, problemy w relacjach ze sportowcami... Miał scysje właściwie z każdym. Niewłaściwie zachowywał się wobec kierownictwa klubu, zawsze w zawoalowany sposób szukał konfliktu. Najpierw z Dinizem, potem z Marcao, a ostatnio z Mano. Ukrywał się, by uniknąć odpowiedzialności. Trudno było się do niego dobrać - zdradził dziennikarz.
Brazylijczyk miał też źle wpływać na kolegów z zespołu.
- Słyszałem też, że mówił młodszym, że nie powinni się tak bardzo przejmować treningiem fizycznym, bo jeśli są utalentowani, to wystarczy - dodawał Marques.
Jeden z weteranów opuścił zatem zespół na arcyważnym finiszu sezonu, ale doświadczonych postaci, które szczególnie teraz muszą wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności, mimo wszystko nie brakuje. Między słupkami stoi 44-letni (!) Fabio, a obroną dyryguje 40-letni Thiago Silva. Swoje szanse dostają też znani z europejskich boisk Renato Augusto (36) czy Ganso (35), natomiast Felipe Melo, dziś 41-latek, co prawda ostatnio grzeje ławkę, ale w tym sezonie zaliczył 23 występy.
Trzy finały
Teraz te, nazwijmy to brzydko, “piłkarskie dinozaury”, wspomagane przez kilka młodych talentów, na czele z 18-letnim Kauą Eliasem, muszą unieść olbrzymią presję, jaka zawisła nad Maracaną. Spadek z ligi byłby sensacją. Roku? Pewnie tak. Dekady? Bardzo prawdopodobne. Mowa, powtórzymy to raz jeszcze, o drużynie, która rok temu była najlepsza w całej Ameryce Południowej. Ponadto w obecnej edycji Copa Libertadores też radziła sobie przyzwoicie, docierając ostatecznie do ćwierćfinału, gdzie tylko minimalnie lepsze było Atletico Mineiro. To samo, które za kilka dni zagra w wielkim finale.
Widzimy więc, jak blisko siebie potrafią być czasami sukces i ogromna porażka. Przed “Trójkolorowymi” trzy mecze prawdy. Trzy finały. Tym razem jednak decydujące nie o trofeach, a o pozostaniu na powierzchni krajowej elity.