To będzie jego rok! Giganci chcą rozbić bank. Na stole prawie 200 mln euro
Newcastle United jest klubem, który na zawsze będzie kojarzył się z Alanem Shearerem, ale dopiero Alexander Isak za moment rozbije transferowy bank i zmieni klub za prawie 200 mln euro. Dla gigantów to dużo pewniejsza inwestycja niż Viktor Gyökeres. Isak w 2024 roku strzelił 25 goli w Premier League, więcej od Salaha, a fantastyczny grudzień sprawił, że to on w tej chwili ma łatkę najbardziej gorącego towaru na rynku.
Nie gra w Lidze Mistrzów, więc naturalnie sam musi wyszukiwać wielkich reflektorów i scen, które pozwolą mu przypomnieć się światu. Przyjechał więc ostatnio nabuzowany na Old Trafford. Zabawił się z Manchesterem United i strzelił gola w szóstym ligowym meczu z rzędu. W samym grudniu uzbierał ich osiem, a do tego dołożył dwie asysty. W tej chwili lepsi w klasyfikacji strzelców są tylko Mohamed Salah i Erling Haaland, ale trzeba pamiętać, że Szwed jesienią nie grał w dwóch meczach z powodu złamanego palca. Jeszcze jesienią o Newcastle mówiło się, że zmierza w przepaść. Dzisiaj ta drużyna ma serię pięciu wygranych z rzędu i bilans bramkowy 16:1, biorąc pod uwagę tylko ten okres.
Isak oczywiście jest twarzą tej przemiany. Jamie Carragher, ekspert Sky Sports, po meczu z Manchesterem United (2:0) powiedział, że w tym momencie każdy klub świata przyjąłby Szweda z otwartymi ramiona, co nie jest zresztą zaskoczeniem, bo przecież od dawna sondują go Arsenal, Barcelona, Liverpool i Real Madryt. Kontrakt napastnika wygasa dopiero w 2028 roku. Newcastle ma mocną pozycję negocjacją i krzyczy nawet 180 mln euro za piłkarza, którego w 2022 roku wyciągnęło z Realu Sociedad za sumę trzykrotnie mniejszą. Eddie Howe, trener "Srok", zwykle jest powściągliwy w wywiadach i rzadko tworzy indywidualne laurki. Ostatnio jednak nawet on wychodzi przed szereg, nazywając Isaka piłkarzem z absolutnego topu.
Odtrącony w Niemczech
Thomas Tuchel musi dziś drapać się po głowie, bo to on w 2017 roku jako trener Borussii Dortmund zlekceważył szwedzkiego napastnika. Chłopak miał 17 lat i był najdrożej sprzedanym graczem w historii rodzimej ligi. Tuchel zamiast przyjrzeć się talentowi, poszedł w narrację, że to transfer narzucony mu z góry. Jeszcze bardziej zaostrzył konflikt wewnątrz klubu, a Isak ostatecznie zagrał u niego tylko cztery minuty i to w krajowym pucharze.
Przedziwna jest ta kariera, bo musiała zostać poprowadzona przez Holandię (Willem II) i Hiszpanię (Real Sociedad), by wreszcie w wieku 25 lat wybrzmieć z całą siłą w Premier League. Isak już w pierwszym swoim sezonie (22/23) strzelił dziesięć goli w lidze, choć bardzo długo leczył uraz uda. Rok później dobrnął do granicy 21 bramek w Premier League, a teraz przesuwa ją jeszcze dalej. Tak jakby chciał powiedzieć: potrzymajcie mi piwo, ja się tu jeszcze trochę pobawię. Ciekawostką jest to, że jego asysta w meczu z Evertonem z 2023 roku została wyświetlona w Internecie więcej razy niż jakikolwiek z jego goli. Trzeba to po prostu zobaczyć, żeby zrozumieć, dlaczego.
Newcastle wygrało wtedy 4:1. Isak przyjął piłkę na połowie i poruszał się z taką gracją i pewnością, jakby naprzeciwko naprawdę stały manekiny. W sumie "objechał" pięciu piłkarzy, niektórych po dwa razy. O takich jak on mówi się, że przedryblowaliby rywala nawet stojąc w budce telefonicznej. Do tego 25-latek co chwilę prezentuje też inne atuty: siłę fizyczną, dobrą grę głową, nie robi mu różnicy, czy strzela w polu karnym czy poza. Wydaje się też człowiekiem, który twardo stąpa po ziemi i nie potrzebuje do tego tatuaży na szyi w stylu Mudryka pt. "Talent to nie wszystko".
Piłkarz z plakatu
Marco van Basten nazwał go w holenderskiej telewizji "graczem z ulicy". Ola Toivonen podczas EURO 2020 krzyknął: "Boże, co to jest za piłkarz!". Podobnie Gary Lineker - ten aż zatweetował z wrażenia. Isak w ramach podziękowania wypalił, iż nawet nie wie, kto to jest. "To jakiś stary piłkarz?" - zapytał dziennikarza, choć od tego czasu minęło grubo ponad trzy lata, więc i w tym aspekcie nadrobił braki. Tylko Erling Haaland w 2024 strzelił więcej ligowych goli niż Isak. Gdyby wziąć pod uwagę wszystkie rozgrywki, to Szwed w sumie w minionym roku wykręcił liczbę 46. To jest kosmiczny wynik, jeszcze raz potwierdzający, że za pół roku nie powinno go być w Newcastle.
Eddie Howe zarzeka się, że transfer w styczniu nie wchodzi w grę, ale odnośnie czerwca nie jest już taki pewien. Wie, że ma w składzie kilka gwiazd, takich jak Anthony Gordon czy Bruno Guimaraes. I że tacy gracze, jeśli nie awansują do Ligi Mistrzów, to za moment z klubu zwieją. Isak w lidze średnio strzela co 108 minut. Tutaj znowu lepsi są tylko Haaland (107) i Duran z Aston Villi (87). Gdyby takie statystyki prezentował w Lidze Mistrzów, od razu miałby globalną rozpoznawalność. Już teraz warto zwrócić uwagę na fakt, że nie pęka przed dużymi markami. W 2024 roku strzelał trzy gole Chelsea i Tottenhamowi, dwa razy trafił z Liverpoolem, po razie ugryzł Arsenal i Manchester City.
Gra o trofeum
Fakt, że ma 25 lat i został zweryfikowany na tylu polach pozwala Newcastle windować cenę. "Sroki" za chwilę spotkają się w półfinale Pucharu Ligi z Arsenalem, a to będzie ciekawy test, bo przecież "The Gunners" mocno szukają człowieka od strzelania goli. Poza tym nie ukrywają, że to Isak jest na czele ich listy. Dla drużyny z St. James’s Park będzie to też brama do finału krajowego pucharu i pierwszego trofeum od 1969 roku. Największym sukcesem Isaka jest dotychczas wygranie Copa del Rey w 2020 roku z Realem Sociedad. Widać, że pod tym względem ta kariera ma jeszcze dużo do nadrobienia i powoli wybija godzina, by pustą gablotę zacząć zapełniać.
Kiedy Isak był jeszcze nastolatkiem w Sztokholmie, na Whatsappie dzwonił do niego słynny brazylijski Ronaldo, by namówić go na transfer do Realu Madryt. Wtedy rodzina piłkarza wolała Borussię Dortmund, która uchodziła za opcję bardziej bezpieczną. Poza tym klub miał łatkę świetnie rozwijającego talenty. Dzisiaj z perspektywy czasu to chyba dobrze, że Szwed nie dotknął jeszcze klubu z Bernabeu, bo ciągle ma przed sobą cel, który go nakręca. Wyboista droga pokazała, że jajko rzucone o ścianę w Dortmundzie nie tylko się nie rozbiło, ale jeszcze bardziej uodporniło się na wstrząsy. Nadchodzący rok może być jego: bez znaczenia, czy Newcastle zagra w Lidze Mistrzów, czy nie.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.