Tłumy u Królowej, nie dla wszystkich gwiazd starczyło miejsca. Wybraliśmy najlepszych piłkarzy Premier League
Wyobraźcie sobie, że jesteście na uroczystym bankiecie, którego gwiazdą jest niezwykle ważna osobistość. Każdy znany i dostojny uczestnik imprezy marzy, by choćby na chwilę do niej podejść, zamienić kilka słów, pokazać się, może nawet zrobić zdjęcie. Są jednak takie tłumy, że nie wszyscy dopinają swego i muszą obejść się smakiem. Realny scenariusz, prawda? Właśnie obrazowo przedstawiliśmy Wam wybór naszej jedenastki sezonu Premier League.
Moglibyśmy stworzyć właściwie dwie równe silne jedenastki, których zestawienie dałoby nam gwiazdozbiór czołowych piłkarzy na świecie w swoim fachu. Drużyna sezonu składa się jednak z jedenastu zawodników, więc nie obyło się bez koniecznej selekcji. I o ile na kilku pozycjach nie zastanawialiśmy się choćby sekundy, o tyle niektórzy gracze to wyskakiwali, to znów wskakiwali do składu, a my mieliśmy twardy orzech do zgryzienia. Mały redakcyjny ból głowy objawił się nam też przy wskazaniu, o czym niżej, najlepszego piłkarza sezonu. Nie patrzyliśmy przecież tylko i wyłącznie na suche statystyki. To by było za proste.
Co możemy powiedzieć o samej Premier League? Zawirowania w trakcie rozgrywek nie powinny wpływać na ogólną ich ocenę. Ten sezon naprawdę trzeba wspominać z dużym sentymentem. Może i losy tytułu szybko zostały rozstrzygnięte, ale do samego końca trwała przecież walka o europejskie puchary, utrzymanie i tytuł króla strzelców. Zmienił się układ sił w tabeli. Z fantastycznej strony pokazało się trio: Wolverhampton, Sheffield United i Burnley, co zresztą widać w naszych wyborach, czy to w pierwszym składzie, czy wśród rezerwowych. Na boiskach Premier League w ostatnim roku nie brakowało niespodzianek i niezapomnianych spotkań, a najważniejsze, że ligę udało się dokończyć.
Naturalnie najwięcej miejsc w jedenastce sezonu, bo aż sześć, obsadzili piłkarze mistrzowskiego Liverpoolu, niezależnie od tego, że pod koniec sezonu trochę obniżyli loty. Na resztę drużyny składa się po jednym przedstawicielu: obu Manchesterów, Sheffield United, Burnley oraz Southampton. I niech to będzie najlepsze podsumowanie tych szalonych rozgrywek.
***
Bramkarz: Nick Pope (Burnley FC)
Piętnaście czystych kont w takiej drużynie jak Burnley to spory sukces. Pope był o włos od zdobycia Złotej Rękawicy, bo Ederson zagrał na zero z tyłu zaledwie raz więcej, ale - umówmy się - golkiper “The Clarets” miał dużo trudniejsze zadanie od piłkarza Manchesteru City. I wyczyniał między słupkami cuda. Często w pojedynkę ratował kolegów przed utratą punktów i to głównie dzięki niemu podopieczni Seana Dyche’a długo liczyli się w walce o awans do Ligi Europy. Zabrakło niewiele, ale angielski bramkarz ma pełne prawo być z siebie zadowolonym.
Pope o włos wygrał nasz wyścig o miejsce w bramce z Deanem Hendersonem z Sheffield United. Wprawdzie wpuścił więcej goli, ale przeważyła wyższa liczba czystych kont oraz fakt, że Henderson miał lepszych partnerów z linii obrony. Może zamiast szukać następcy Kepy Arrizabalagi na Półwyspie Iberyjskim, menedżer Chelsea Frank Lampard powinien skierować kroki na Turf Moor?
Lewy obrońca: Andrew Robertson (Liverpool FC)
Dopiero co obchodziliśmy trzecią rocznicę przenosin Robertsona z Hull do Liverpoolu. “The Reds” wyłożyli za niego wówczas ok. 8 mln funtów, a dziś Szkot jest wart kilkanaście razy więcej i śmiało można go obwołać najlepszym lewym obrońcą świata. Kolejny kapitalny sezon w Premier League tylko to potwierdził. 26-latek miał duży wkład w mistrzostwo Anglii - zanotował 12 asyst i 2 gole, dołożył do tego multum kluczowych podań i celnych wrzutek. Co istotne, o solidnej grze w defensywie też nie zapominał.
“Robbo” to nowoczesny lewy defensor z prawdziwego zdarzenia. Piłkarz kompletny. Ben Chilwell, Jonny czy Bukayo Saka mogą żałować, że na tej pozycji nie mają nawet cienia szansy na obecność w jakimkolwiek rozsądnym zestawieniu najlepszych zawodników Premier League. Ich pech polega na tym, że Andrew Robertson gra jeszcze lepiej.
Środkowy obrońca: Virgil van Dijk (Liverpool FC)
Szef wszystkich szefów. Najlepszy środkowy obrońca Premier League i - tutaj już zostawiamy pole do dyskusji - dla wielu stoper numer jeden na świecie. Skała. Dominator w powietrzu, wojownik na ziemi, z wyjątkowym zmysłem taktycznym, przez co skutecznie trzyma w ryzach rzadko popełniającą błędy obronę. Wprawdzie Holender nie dominuje we wszystkich statystykach typowo defensywnych, ale jest to spowodowane tym, że jego drużyna w tym sezonie była po prostu kilka klas lepsza od rywali. A bez Van Dijka nie byłoby to możliwe.
To dzięki niemu Liverpool wreszcie ma spokój w tyłach. To przy nim niesamowity progres zanotował Joe Gomez. To wreszcie on wszedł na poziom, który w ostatnich kilku latach potrafił osiągnąć chyba tylko Sergio Ramos. I pomyśleć, że sześć lat temu Holendrem “kręcił” Miroslav Radović.
Środkowy obrońca: John Egan (Sheffield United)
Zaskoczeni? Zupełnie niesłusznie. Znakomity, niewielki bilans straconych goli Sheffield nie wziął się znikąd. Menedżer “Szabli” Chris Wilder doskonale poukładał defensywę, którą kieruje John Egan. Mądrze się ustawia, jest silny, zdecydowany i twardy w grze. Stary typ brytyjskiego defensora w wersji premium. Wyścig o miejsce w naszej jedenastce wygrał z Harrym Maguire’em. Przemawiają też za nim statystyki. Egan skuteczniej blokował, odbierał i “czyścił”, a przy tym Sheffield z Irlandczykiem w składzie traciło mniej goli.
Miniony sezon to nagroda dla 27-latka za tytaniczną pracę, jaką wykonał w ostatnich latach. Długo tułał się po wypożyczeniach, a stabilizację najpierw dało mu Brentford, a następnie “Szable”. Premier League żyje takimi obrońcami jak Egan.
Prawy obrońca: Trent Alexander-Arnold (Liverpool FC)
Krytycy Anglika wytykają mu nadmierną liczbę straconych piłek w dwumeczu Ligi Mistrzów przeciwko Atletico Madryt, zapominając, że Trent nie skończył jeszcze 22 lat i nie jest bezbłędną piłkarską maszyną. Alexander-Arnold udowodnił w lidze, że do perfekcji brakuje mu bardzo, bardzo niewiele. W defensywie stale się szkoli i czyni postępy, ale to nie skutecznymi przechwytami piłki zdobył serca kibiców Liverpoolu.
Trybuny kochają go za wyjątkowy dar w grze do przodu, za każdą idealnie wypieszczoną piłkę dośrodkowaną w pole karne, za niesamowite uderzenia z rzutów wolnych. Za gigantyczne serducho do walki i luz połączony z naturalnym talentem. I wreszcie, zbiorczo: za wszystkie gole i asysty. A tych było sporo - odpowiednio cztery i trzynaście. Fenomenalny wynik jak na bocznego obrońcę.
Środkowy pomocnik: Jordan Henderson (Liverpool FC)
“Hendo” doczekał się mistrzostwa w roli kapitana Liverpoolu. Wreszcie jest odpowiednio ceniony. A mówimy o piłkarzu, który po przyjściu na Anfield musiał grać na prawej pomocy i szybko miał zostać wypchnięty z klubu. Zaledwie rok po transferze “The Reds” oferowali go Fulham w ramach wymiany za Clinta Dempseya. Henderson się nie poddał. Został, zakasał rękawy i doszedł na szczyt. Razem z prowadzoną przez niego na boisku drużyną.
O tym, jak niezbędny jest dla zespołu, przekonano się, gdy go zabrakło. Liverpool bez swojego lidera został rozbity przez Watford i stracił szansę na sezon bez porażki. Anglik reguluje tempo gry, rozdziela piłki, instruuje kolegów, potrafi błysnąć kluczowym podaniem, strzelił też kilka goli. Komplementują go koledzy, ufa mu Juergen Klopp, szanują kibice. Po latach upokorzeń - “Hendo” pamięta poślizg Stevena Gerrarda i brak tytułu w 2014 roku - los zwrócił mu to, co zabierał wcześniej. Zasłużenie.
Środkowy pomocnik: Kevin de Bruyne (Manchester City)
Belgijski maestro. Double-double w jego przypadku nabiera innego znaczenia. Wicemistrz Anglii zdobył 13 goli i do tego dołożył 20 asyst, wyrównując fenomenalny rekord Thierry’ego Henry’ego. Francuz siedemnaście lat temu także zanotował 20 decydujących zagrań. Ale nawet bez spoglądania w statystyki można oddać pomocnikowi City należyty hołd. De Bruyne momentami po prostu przerastał ligę o przynajmniej głowę, a sezon ukoronował wybitnym występem w ostatniej kolejce z Norwich.
Taki mózg drużyny to najcenniejszy skarb. W każdym jego ruchu widać namiastkę wielkiego futbolu. Czy akurat drybluje, czy idealnie dogrywa do kolegi, czy popisuje się uderzeniem z dystansu lub rzutu wolnego - robi to z klasą godną czołowego piłkarza na świecie. W minionym sezonie potrafił zespołowi wygrać mecz właściwie w pojedynkę, jak w grudniu z Arsenalem (3:0). Miliony kibiców oglądają Premier League dla takich zawodników jak Belg.
Środkowy pomocnik: Bruno Fernandes (Manchester United)
Długo się zastanawialiśmy, czy portugalski lider ofensywy “Czerwonych Diabłów” powinien znaleźć się w jedenastce sezonu. Do Anglii przybył przecież pod koniec stycznia i nie zagrał nawet w połowie spotkań. Ale odkąd gra, to bez wątpienia należy do ścisłego ligowego topu. Prawie 1200 rozegranych minut wystarczyło, by uzyskać przepustkę do naszego składu. W środku pola nie było też wielkiej konkurencji. Inaczej niż choćby w linii ataku, gdzie zabrakło miejsca w podstawowej jedenastce dla innego piłkarza United, Marcusa Rashforda.
Przyznajemy bez bicia - Fernandes oczarował nas. I nie tylko nas. Nie potrzebował ani sekundy na aklimatyzację. Do Premier League wszedł jak do siebie, nie musiał nawet wyważać drzwi. To właśnie Bruno był brakującym elementem układanki Ole Gunnara Solskjaera. Gdyby do Anglii trafił na początku sezonu, pewnie w liczbie asyst byłby nieopodal Kevina de Bruyne’a. Zdołał ich uzbierać siedem, dołożył do tego też osiem bramek. Nie możemy się doczekać korespondencyjnego wyścigu tej dwójki o miano najlepszego ofensywnego pomocnika ligi.
Lewy napastnik: Sadio Mane (Liverpool FC)
W statystykach Senegalczyk wypada minimalnie gorzej od Mohameda Salaha, ale odnosimy wrażenie, że wizualnie dołożył kilka cegiełek więcej do mistrzostwa Anglii od kumpla z linii ataku. Mniej irytował, skutecznie pracował dla zespołu, a przy tym razem z Egipcjaninem wyczyniał cuda w ofensywie. Długimi momentami to właśnie Mane mogliśmy traktować jako najlepszego piłkarza Premier League.
Sadio bawił się niczym na podwórku z młodszymi rówieśnikami. Czarował, kiwał, podawał, strzelał, był nieuchwytny dla obrońców rywali. Oglądało się go z ogromną przyjemnością. Bilans 18 goli i 7 asyst tylko to potwierdza. Sadio, chapeau bas!
Środkowy napastnik: Danny Ings (Southampton FC)
Pewnie znajdą się kibice, dla których jedenastka sezonu bez króla strzelców to niezrozumiały błąd. My jednak uznaliśmy, że Ings bardziej zasługuje na wyróżnienie od najskuteczniejszego gracza Premier League, Jamie’ego Vardy’ego. Amulet ekipy “Świętych” zdobył zresztą tylko jednego gola mniej od snajpera Leicester, a w przeciwieństwie do niego tylko dwukrotnie podchodził do rzutu karnego (skuteczność 50%).
Angielski napastnik niemal w pojedynkę zapewnił swoimi golami utrzymanie Southampton. Wśród wszystkich skutecznych snajperów to jego trafienia miały największą wartość. Danny Ings to “Soton”, a “Soton” to Danny Ings - tak w dużej mierze wyglądało to w minionym sezonie. To był jego rok. A 28-latek może też mówić o sporym pechu, bo przewodzi ligowej klasyfikacji strzałów w poprzeczkę lub słupek. Każdy milion funtów zapłacony przez “Świętych” Liverpoolowi już dawno się zwrócił.
Prawy napastnik: Mohamed Salah (Liverpool FC)
Wyżej porównaliśmy Salaha do Mane minimalnie na korzyść tego drugiego, ale nie oznacza to, że nie oddajemy egipskiemu cesarzowi tego, co cesarskie. Bez Mo nie byłoby tak przekonywującego mistrzostwa Liverpoolu. Jasne, 28-letni atakujący pewnie nigdy nie powtórzy kosmicznego, wybitnego sezonu sprzed dwóch lat, gdy strzelił ponad 30 ligowych goli, jednak jego wkład w tytuł jest niezaprzeczalny. Zanotował 19 bramek, 10 asyst i dziesiątki akcji, po których opadały widzom szczęki.
Może i stał się zakładnikiem własnych sukcesów, bo - pewnie, czemu nie - każdy chciałby co roku oglądać z jego strony takie popisy jak w sezonie 2017/18, ale to nadal jeden z najlepszych piłkarzy na świecie. I nawet kilka niepotrzebnych, samolubnych akcji nigdy tego nie zmieni.
***
Do ławki rezerwowych też ustawiła się u nas kolejka chętnych. W imię aktualnych przepisów umieściliśmy na niej dziewięciu zawodników, a i tak wybór poniższych piłkarzy stanowił nie lada wyzwanie. Rzutem na taśmę odrzuciliśmy kandydatury Ricardo Pereiry, Jonny’ego czy Wilfrieda Ndidiego, zaś wśród graczy ofensywnych zabrakło miejsca dla Anthony'ego Martiala i - choć Gabończyk był bliski korony króla strzelców - Pierre-Emericka Aubameyanga. A przecież cała piątka zagrała naprawdę dobry lub bardzo dobry sezon. Ale taki już urok zestawień, że zawsze znajdą się poszkodowani.
Dean Henderson (Sheffield United)
Cesar Azpilicueta (Chelsea FC)
Aaron Wan-Bissaka (Manchester United)
Fabinho (Liverpool FC)
Jack Grealish (Aston Villa)
Raheem Sterling (Manchester City)
Marcus Rashford (Manchester United)
Raul Jimenez (Wolverhampton)
Jamie Vardy (Leicester City)
Piłkarz sezonu - Kevin de Bruyne
Zrozumiemy tych, którzy za ten wybór cisną w nas kilkoma mało parlamentarnymi słowami, bo ich zdaniem tytuł najlepszego piłkarza sezonu powinien powędrować do Liverpoolu. Mamy przecież świadomość, że “The Reds” w cuglach zdobyli mistrzostwo Anglii i rozbili rywali w drobny mak. To jednak nagroda indywidualna, a według nas nie było w minionych rozgrywkach lepszego gracza od Kevina de Bruyne. Wyrównanie rekordu asyst Thierry’ego Henry’ego stanowi wisienkę na torcie fenomenalnego roku Belga. Pomocnik Manchesteru City najczęściej wyglądał w Premier League jak zawodnik z innej planety, a jego genialne statystyki tylko to potwierdzają. Dlatego właśnie jemu, a nie Mane, Salahowi, Alexandrowi-Arnoldowi czy Hendersonowi, przekazujemy naszą wirtualną statuetkę.
***
Macie uwagi? Podzielcie się nimi w komentarzach. Takie zestawienia są przecież subiektywne do bólu.
***
Zachęcamy do lektury tekstów podsumowujących miniony sezon Premier League:
TUTAJ przeczytasz o siedmiu największych przegranych minionych rozgrywek.
TUTAJ przeczytasz o siedmiu największych wygranych minionych rozgrywek.
TUTAJ przeczytasz o największych niewypałach transferowych.
TUTAJ przeczytasz o piłkarzach, którzy mimo spadku ich drużyn mogą znaleźć zatrudnienie w klubach z ligowej czołówki
TUTAJ przeczytasz o ostatnim tańcu Davida Silvy. Hiszpan po dziesięciu obfitych latach pożegnał się z Manchesterem City.
TUTAJ przeczytasz tekst o Edersonie, najbardziej nowoczesnym bramkarzu świata, który stał się oczkiem w głowie Pepa Guardioli.
TUTAJ przeczytasz o przyszłości Jacka Grealisha, lidera Aston Villi, rozchwytywanego przez kluby z topu.
TUTAJ przeczytasz o zmianach, bez których Liverpool nie byłby w stanie zdobyć tytułu mistrzowskiego.
A w TYM miejscu przeczytasz o możliwych wielkich transferach w Premier League.