Tiba jak Hamalainen? Najbardziej pamiętne transfery z Lecha Poznań do Legii. Kibice rzadko wybaczali "zdradę"
Takie ruchy budzą ogromne kontrowersje. Kibice uważają je za zdradę i zbezczeszczenie klubowych barw. Odejście do odwiecznego rywala potrafi przekreślić piłkarza w oczach trybun. A że relacje na linii Lech Poznań - Legia Warszawa są wyjątkowo napięte, to potencjalne przenosiny Pedro Tiby do stolicy budzą duże emocje. Ale nie on pierwszy zdecydowałby się na taki ruch.
W minionym tygodniu pojawiły się informacje mówiące o możliwych przenosinach pomocnika Lecha Poznań, Pedro Tiby, do Legii Warszawa. Pierwszy napisał o tym Szymon Janczyk z “Weszło”. Czy ten ruch by rozsierdził cały Poznań i sprawił, że Portugalczyka uznano by za wielkiego zdrajcę? Cóż, wielu graczy, którzy wcześniej przeszli taką samą drogę, musiało mierzyć się z wściekłością kibiców. Choć znalazło się i kilku potraktowanych ze zrozumieniem. Przypominamy najbardziej pamiętne z takich ruchów. Kto zamieniał Poznań na Warszawę i jak reagowali na to fani “Kolejorza”?
Mirosław Okoński (lato 1980)
Mirosław Okoński szybko zaczął brylować w barwach Lecha. Musiał jednak opuścić go z przyczyn pozasportowych. Jak to w czasach PRL bywało, dostał bowiem powołanie do armii. W związku z tym miał przenieść się do klubu wojskowego. Mógł wybrać Śląsk Wrocław, Zawiszę Bydgoszcz lub właśnie Legię. Perspektywa występów pod wodzą Kazimierza Górskiego przekonała go do przenosin do Warszawy. Sam przyznał zresztą, że nie żałuje dwuletniego epizodu w stolicy, który pozwolił mu walczyć o najwyższe cele. Skończył go z dwoma pucharami kraju.
W 1982 roku wrócił do Wielkopolski, gdzie powitano go z niemałą radością (choć wcześniej kibice byli na niego bardzo cięci). Tam od razu pomógł “Kolejorzowi” w zdobyciu dwóch mistrzostw z rzędu, dorzucając jeszcze jeden Puchar Polski do prywatnej kolekcji. Po czterech latach wyjechał do HSV Hamburg. W późniejszych latach zdążył związać się z Lechem kolejny raz, sięgając przy okazji po swoje trzecie mistrzostwo z “Dumą Wielkopolski”. Dziś to żywa legenda klubu, umieszczona w jedenastce stulecia Lecha.
Jarosław Araszkiewicz (lato 1985)
Araszkiewicz stanowił o sile środka pola poznaniaków w latach 80-tych. W ich pierwszej połowie dwukrotnie sięgał z nimi po mistrzostwo kraju i dorzucił do tego Puchar Polski. Podobnie do Okońskiego postawiono go jednak przed wyborem: przejście do Legii albo służba wojskowa. Wszyscy związani z Lechem rozumieli jego decyzję. Araszkiewicz na dwa lata przeniósł się do Warszawy, by grać z “eLką” na piersi.
Po upływie tego okresu natychmiast wrócił do Poznania. Przywitano go jak w domu. Tym bardziej że nawiązał do dawnej świetnej formy. Druga przygoda w barwach “Kolejorza” przyniosła mu kolejny tytuł i dodatkowo Puchar Polski. Łącznie popularny “Araś” zaliczył aż sześć pobytów przy Bułgarskiej. Przy okazji późniejszych powrotów wzbogacił się o jeszcze dwa mistrzostwa kraju. W Poznaniu jest niekwestionowaną legendą. Również dla niego znalazło się miejsce w jedenastce stulecia.
Jerzy Podbrożny (zima 1994)
“Bóg wybacza, kibice nigdy” - mówiło graffiti, które pojawiło się nieopodal stadionu Lecha niedługo po przenosinach Podbrożnego do Legii. Na jego obronę nie przemawiały ani jego sukcesy z “Kolejorzem”: dwa mistrzostwa kraju, okraszone tytułami najlepszego strzelca polskiej I ligi, ani fakt, że to zarząd postanowił pozbyć się 28-letniego wówczas zawodnika z klubu.
Najpierw Podbrożny miał wyjechać do Niemiec. Nie udało się jednak osiągnąć porozumienia w tej sprawie. Wtedy zaś pojawiła się oferta “Wojskowych”, a piłkarz na nią przystał. Ruch ten wywołał taką wściekłość w Poznaniu, że jego samochód oblano czerwoną farbą. Podczas gry w Warszawie jeden z najlepszych strzelców w historii polskiej ligi dorzucił do CV trzeci tytuł mistrzowski oraz pierwszy puchar kraju.
Maciej Murawski (lato 1998)
Tutaj, podobnie do historii z czasów komuny, piłkarz miał niewiele do powiedzenia. “Duma Wielkopolski” znajdowała się w niemałych tarapatach finansowych, więc zasilenie budżetu stanowiło konieczność. Obrońca wyjechał do stolicy po zaledwie roku spędzonym w Poznaniu, lecz kibice docenili jego poświęcenie. Nie chciał bowiem iść do Legii, lecz zgodził się w imię większej sprawy.
Włodarze i koledzy z szatni nakłonili go jednak, by przystał na jej ofertę. Obecny ekspert telewizji “Canal+” wspominał nawet, że poważną rozmowę odbył z nim kapitan, Piotr Reiss. Szatnia miała nadzieję, że wpływ z tytułu sprzedaży Murawskiego pozwoli na wznowienie wypłat wynagrodzeń. Ostatecznie jego sprzedaż okazała się naprawdę ważna. Najbardziej zagorzali kibice Lecha wspominają go jako bohatera. Przy okazji powrotu na Bułgarską przywitali nawet “Murasia” brawami i skandowaniem nazwiska! Koniec końców w Warszawie szło mu naprawdę dobrze. Zdobył mistrzostwo, Puchar Ligi i zapracował na transfer do Niemiec.
Adam Majewski (lato 1999)
Tutaj mamy sytuację bliźniaczą do Macieja Murawskiego. Gwiazda Lecha została sprzedana do Legii, by załatać dziurę w budżecie i ponownie kibice nie mieli mu za złe przenosin do Warszawy. Został tam przez cztery i pół roku, zdobywając mistrzostwo kraju oraz istniejący krótko Puchar Ligi. Majewski łącznie uzbierał po ponad 100 meczów zarówno dla “Kolejorza” (gdzie wrócił jeszcze w 2004 roku), jak i w barwach “Wojskowych”.
Paweł Kaczorowski (zima 2005)
Nieczęsto zdarza się, że trybuny wygwizdują debiutującego piłkarza. Taki los spotkał jednak Kaczorowskiego, gdy przeprowadził się z Lecha do Legii. Środowiska kibicowskie “Wojskowych” pamiętały mu bowiem prześmiewcze przyśpiewki o legionistach po finale Pucharu Polski, w którym pokonał ich z “Kolejorzem”. Dlatego też w Warszawie prześmiewczo nazywano go “chórzystą”.
Środowiska kibicowskie nie zamierzały wybaczyć nowemu zawodnikowi jego “występu”. Przy okazji jego debiutu na stadionie oglądać można było transparent z hasłem “Chórzysto - nigdy nie będziesz legionistą”. Gdy piłkarze podeszli do fanów podziękować za doping, jasno zakomunikowano im, że Kaczorowski ma się trzymać jak najdalej od trybun. Nie można też zapomnieć o obowiązkowej fali wyzwisk. Pierwszy mecz w stolicy przyniósł za to… obrzucanie piłkarza gumowymi kaczkami. Stosunek trybun przy Łazienkowskiej do “Kaczora” najlepiej pokazuje opis reakcji kibiców na jego jedynego gola dla Legii, opublikowany na portalu “Legionisci.com”;
- (...) W końcu nasz wysiłek przyniósł skutek w postaci bramki. Radość była jednak krótka. I to nie z powodu tego, że chwilę później Łęczna wyrównała. Przyczyną "zamieszania" był strzelec bramki dla warszawian. Piłkę do bramki posłał bowiem Paweł Kaczorowski. Wcześniej, w czasie meczu, piłkarz był "oszczędzany", w myśl zasady - "dopingujemy tylko Legię!". Wojtek Hadaj tradycyjnie zapytał, kto strzelił bramkę dla Legii... ale odpowiedzi ze strony trybun cytować nie będziemy. Poza tym była ona zbyt różnorodna... a składał się na nią stek wyzwisk pod adresem piłkarza (...)
Trudno się dziwić, że Kaczorowski odszedł po zaledwie roku. Przeniósł się do Wisły Kraków.
Łukasz Fabiański (zima 2005)
19-letni “Fabian” dołączył do Lecha latem 2004 roku z Mieszka Gniezno, lecz był tam tylko rezerwowym. Zagrał raz, w Pucharze Polski i po zaledwie kilku miesiącach odszedł do Legii, w tym samym okienku co Kaczorowski. Tam początkowo stanowił opcję numer dwa, za plecami Artura Boruca. Ten jednak odszedł do Celtiku i w efekcie Fabiański został “jedynką”.
Pierwszy sezon gry w podstawowej jedenastce okrasił mistrzostwem kraju i nagrodą dla najlepszego golkipera ligi. W drugim ponownie zdobył tę indywidualną nagrodę. Zapracował też na transfer do Arsenalu. Co ciekawe, zaliczył w nim już staż jeszcze za czasów pobytu w Poznaniu. Wtedy dostał ofertę przenosin do Londynu na stałe, lecz ją odrzucił. Czas spędzony w Warszawie pomógł mu okrzepnąć, rozwinąć się i ostatecznie odnaleźć w dużo bardziej wymagającej lidze.
Bartosz Bereszyński (zima 2013)
Ten ruch niesamowicie rozsierdził obóz Lecha. W końcu do znienawidzonego rywala przeniósł się wychowanek “Kolejorza”! Nikogo nie obchodziło to, że mowa była o sprzedawanym za niewielkie pieniądze 20-latku, który musiał długo czekać na szansę w pierwszym zespole i dopiero co ją dostał. Nie chodziło więc o kluczowego zawodnika. Tyle że takiej zdrady i tak nikt nie zamierzał zaakceptować.
Jak wyznał sam Bereszyński rozmowie z “Faktem”, by zaznać spokoju, musiał zmienić numer telefonu. Dzwoniono bowiem do niego w celu obrzucania obelgami. Gdy obecny piłkarz Sampdorii wracał na Bułgarską, również nie miał lekko. Trybuny uważały go bowiem za zdrajcę. Śpiewano nawet, że jest “cw****” i “sprzedał się do burdelu”. Koledzy z poznańskiej z szatni podobno jednak rozumieli wybór Bereszyńskiego.
Opowiadał, że zadecydował przenosinach do Legii, gdyż widział tam lepsze miejsce do rozwoju. Taki wybór rzeczywiście mu się opłacił. Z napastnika czy też skrzydłowego przekwalifikowano go tam na prawego obrońcę i szybko został wyróżniającym się piłkarzem Ekstraklasy. To pozwoliło mu później wyjechać do Włoch i zaistnieć w reprezentacji Polski. W cztery lata spędzone w stolicy przyłożył się aż do siedmiu krajowych trofeów - czterech mistrzostw kraju i trzech pucharów.
Krystian Bielik (lato 2014)
Urodzony w Koninie defensywny pomocnik poszedł drogą podobną do Fabiańskiego. Nie zdążył zadebiutować w pierwszym zespole Lecha. Zanim to zrobił, przeniósł się do Warszawy. W stolicy Wielkopolski nie mógł bowiem liczyć na występy w dorosłej drużynie i takie warunki treningowe, jak w Legii. Tam nastolatek zadebiutował już po miesiącu. Nie zagrzał jednak miejsca na długo.
Po zaledwie pół roku i sześciu występach został sprzedany do Arsenalu. Przyszedł za symboliczne 50 tysięcy złotych, odszedł za ponad dwa miliony euro. “Wojskowi” ubili więc niebywały interes. Sam piłkarz z kolei nie miał czego żałować. Przeprowadzka do Warszawy otworzyła mu drzwi do kariery na Wyspach.
Kasper Hamalainen (zima 2016)
Tutaj można znaleźć dużo podobieństw w razie transferu Tiby. Po pierwsze - odszedł za darmo, po drugie - po zdobyciu mistrzostwa. Fiński pomocnik wzbudził gigantyczną wściekłość wśród kibiców "Kolejorza". Poznań opuścił po trzech latach wraz z wygaśnięciem kontraktu, uzasadniając to podobno potrzebą bycia bliżej z rodziną. Tymczasem okazało się, że 29-letni wówczas piłkarz postanowił opuścić zespół, z którym sięgnął po tytuł, na rzecz stolicy. Tym samym szybko wymówka familijna została obalona. Dla fanów z Wielkopolski Fin stał się "Judaszem".
Wściekłość kibiców przerodziła się w czyny. Wystarczy tylko wspomnieć, że niedługo po ogłoszeniu przenosin Hamalainena do Legii, zdewastowano jego samochód. Wybite zostały wszystkie szyby, a sprayem napisano na nim "masz ty ku**o". Pomimo kontrowersji, ruch pomocnika obronił się jednak pod względem sportowym. W Warszawie “Hama” dorzucił do CV trzy tytuły mistrzowskie oraz dwa Puchary Polski.
Kasper zapisał się też w folklorze rywalizacji Lecha z Legią, dwukrotnie dając "Wojskowym" wygraną z poznaniakami w doliczonym czasie gry, czym jeszcze bardziej rozwścieczył kibiców "Kolejorza". Fin to ostatni bohater przenosin z Bułgarskiej na Łazienkowską. Jest również jednym z tych, których transfer wywołał największe oburzenie. Zobaczymy, co zrobi Pedro Tiba.