O co chodzi z transferem Suelego z Bayernu do BVB? Ten ruch zaskoczył wszystkich. Ale jest jedna, ważna rzecz
Jeszcze kilka tygodni temu, gdy pojawiły się pierwsze plotki o możliwym przejściu Niklasa Suele do Borussii Dortmund, ośmieliłem się napisać na Twitterze, że nie ma szans na taki transfer. No i przestrzeliłem.
Nie wierzyłem, że BVB będzie gotowa dać Niklasowi kontrakt na poziomie Marco Reusa, a jeszcze mniejszą wiarę miałem w to, że Suele będzie chciał zamienić Monachium i swojego ulubionego trenera, z którym zna się od wielu lat (to właśnie Nagelsmann zrobił z niego środkowego obrońcę, przesuwając go do tyłu go w Hoffenheim z pozycji numer… 10), na niepewny grunt w Dortmundzie. Tym bardziej, że przecież marzyła mu się Anglia. Oferty ponoć miał, nie tylko z Newcastle. I to rzekomo o wiele lepiej płatne niż ta z Borussii. Ale jak mówił w niedzielnym “Doppelpassie” jego agent Volker Struth - nie pieniądze były kluczowe w wyborze nowego klubu. I jeśli prawdą jest, że Suele zgodził się w Dortmundzie na pensję w wysokości 8 mln € rocznie plus kolejne 2 miliony w premiach, to rzeczywiście można w to uwierzyć.
Zaskoczenie i rozkrok
Informacja o tym, że Suele odchodzi do akurat do czarno-żółtej Borussii, zastała Bayern w rozkroku. Klubowi decydenci starali się bagatelizować ten transfer, a nawet deprecjonować umiejętności samego piłkarza. Oliver Kahn zwracał uwagę na “finansowe granice”, jakie ma nawet tak majętny klub, jak Bayern. Była to zatruta strzała posłana w kierunku otoczenia piłkarza, sugerująca, że to przez pazerność tej drugiej strony drogi Bayernu i piłkarza się rozchodzą. Prezydent Herbert Hainer wetknął z kolei szpilkę nowemu klubowi Suelego mówiąc, że nie sądzi, by przenosiny do BVB można było rozpatrywać w kategoriach sportowego awansu.
Najdalej w swych opiniach poszedł natomiast Karl-Heinz Rummenigge, który przestał pełnić oficjalne funkcje w klubie, dzięki czemu może swobodniej operować językiem i rzadziej się w niego gryźć. Może mówić to, co chce. Nawet to, co chciałby powiedzieć Kahn, ale nie wypada mu tego zrobić. Stwierdził on a propos Suelego, że zawsze był on jedynie “użytecznym” piłkarzem Bayernu, nigdy tak naprawdę nie wybił się na dobre na pierwszy plan i gdyby tak utworzyć optymalną jedenastkę, to dla Niklasa zabrakłoby w niej miejsca. To słowa dość zdumiewające, zwłaszcza jeśli uwzględni się moment, w którym padły. Suele jest absolutnie podstawowym obrońcą Bayernu w tym sezonie, ze wszystkich obrońców rozegrał najwięcej minut, a na 21 możliwych meczów zagrał w 19. Jeden mecz opuścił przez uraz pleców, drugi - przez koronawirusa. Dość cierpkie pożegnanie i mimo wszystko nietypowe dla Bayernu, zwłaszcza w kontekście zawodnika, od którego przez najbliższe miesiące będzie jeszcze bardzo wiele w drużynie zależało.
Znamienne jest też to, że zupełnie inaczej oceniają Suelego sami piłkarze i Julian Nagelsmann, a więc ci, którzy mają bezpośredni wpływ na wyniki osiągane przez zespół. Manuel Neuer stwierdził wręcz, że on i jego koledzy są “podenerwowani odejściem Niklasa”, zaś Nagelsmann dodał, że bardzo ceni swojego podopiecznego i chciałby, aby ten został w klubie na dłużej. Nic dziwnego, to w końcu jego najbardziej zaufany żołnierz w tym sezonie, jeśli mówimy o formacji defensywnej. Jesienią trudno się było przyczepić do jego gry. “Kicker”, na swoich tradycyjnych listach rankingowych, uplasował go za rundę jesienną na drugim miejscu wśród wszystkich środkowych defensorów w lidze (za Nico Schlotterbeckiem z Freiburga) i przyznał mu klasę międzynarodową. Suele rzeczywiście był najstabilniejszym obrońcą Bayernu w ostatnim okresie. Przede wszystkim świetnie radzi sobie z piłką przy nodze (piąty piłkarz w lidze pod względem procentu celnych podań) i równie dobrze w bezpośrednich starciach (najlepszy gracz Bayernu pod względem wygrywanych pojedynków). No i ma jeszcze jeden atut. Utarło się, że Suele to zwalisty kloc, który obraca się wokół własnej osi niczym Batory w porcie. Fakt, że na pierwszych metrach nie jest najdynamiczniejszym defensorem na świecie, ale na dystansie - wbrew obiegowej opinii - jest bardzo szybki. A to kluczowa rzecz przy sposobie gry Bayernu w defensywie.
Wszyscy mają rację
Ten rozdźwięk w głosach płynących z Allianz Arena jest zastanawiający, ale też z drugiej strony… wszyscy tutaj mają poniekąd rację. Rozumiem Nagelsmanna i Neuera, bo przecież Suele jest w kwiecie piłkarskiego wieku, wdrożony w automatyzmy, wypróbowany w boju, no i ma parametry, które predestynują go do grania w tym ultra ryzykownym systemie gry. Oczywiście, nie jest obrońcą idealnym, ma swoje przywary. Są od niego lepsi defensorzy w Europie. Ale Bayern nie potrzebuje “lepszego” obrońcy. Potrzebuje kogoś, kto będzie lepiej pasował do wymogów takiego grania, jakie preferuje Nagelsmann. A znalezienie kogoś takiego wcale nie będzie łatwe.
Nie jest przypadkiem, że tak po prawdzie żaden stoper Bayernu u Nagelsmanna nie zachwyca. Każdemu można wytknąć mniejsze bądź większe błędy. Inaczej gra się środkowemu obrońcy na kontakcie z przeciwnikiem, kiedy wszystko, co musisz zrobić, to uprzedzić go przed przyjęciem piłki lub wygrać główkę, a zupełnie inaczej, kiedy stoisz 55-60 metrów przed swoją bramką, za plecami nie masz nikogo, a i po bokach dość pusto, bo akurat jeden z centralnych defensorów też podłączył się do ataku. Trener mistrzów Niemiec maksymalnie “utrudnia” życie swoim obrońcom. Oni muszą być gotowi na ciągłe ściganie się z napastnikami przeciwnika. Grając tak daleko od bramki, w każdej sytuacji muszą zachowywać maksymalną koncentrację, być ciągle pod prądem, wykonywać co chwilę sprinty - krótsze bądź dłuższe, do przodu i do tyłu - zamykać boczne strefy i pilnować tego, co się dzieje za ich plecami. Taka gra wyniszcza, generuje pomyłki, które wynikają ze zmęczenia - fizycznego i psychicznego.
To nie jest tak, że Bayern ma słabych defensorów. Absolutnie nie. Ma znakomitych, którzy przy innym sposobie gry mogliby pokazać pełnię swoich możliwości. Tak naprawdę nie ma pewności, że Antonio Ruediger, Matthijs de Ligt czy Andreas Christensen poradziliby sobie w tak specyficznym graniu pod Nagelsmannem lepiej, niż radził sobie traktowany przez wielu z przymrużeniem oka Suele. Szkoleniowiec ma więc prawo, by niepokoić się tym odejściem.
Po nienaturalnych reakcjach szefów Bayernu widać natomiast, że ten ruch Suelego ich zaskoczył, a może nawet lekko zakłuł. To kolejny - po Davidzie Alabie - piłkarz z kilkudziesięciomilionową wartością, który odchodzi z klubu za darmo. Z drugiej strony jednak, zestaw środkowych obrońców Dayot Upamecano, Lucas, Benjamin Pavard i Tanguy Nianzou trudno uznać za słaby, a przecież ktoś jeszcze do tego grona dołączy. Bayern stać na to, by “grać szefa” w mediach i bagatelizować odejście Suelego, bo Suele to faktycznie ani Joshua Kimmich, ani Robert Lewandowski. Salihamidzic i Kahn muszą jednak zapewnić Nagelsmannowi zastępcę o odpowiednich parametrach. To może się wiązać z koniecznością wyłożenia na stół zdecydowanie większych pieniędzy, niż tych, które oferowano Suelemu. Choćby stąd ta irytacja w gremiach zarządzających. Ba, nawet ten Rummenigge ma odrobinkę racji, bo faktem jest, że Suele w ciągu tych czterech lat, nigdy nie stał się kluczową postacią w linii obronnej Bayernu. Nie osiągnął choćby takiego statusu, jaki miał swego czasu w Bayernie Jerome Boateng. Raz był bardziej ważny dla drużyny (jak teraz), raz mniej (jak za Flicka). Bywał istotny, ale nie miało się poczucia, że jest niezbędny.
Dobry strzał BVB
Dużo zyskuje za to na tym dealu Borussia Dortmund. Także wizerunkowo, bo to nie jest tak, że wyciąga z Monachium piłkarza niepotrzebnego, jak to było na przykład w przypadku Sebastiana Rodego czy nawet Mario Goetzego. Bierze do siebie gracza z podstawowego składu, wcale nie starego i nie zgranego. Suele pasuje też swoim profilem do wymagań i potrzeb drużyny prowadzonej przez Marco Rosego. Po pierwsze - BVB także stara się grać wysoko, więc szybkość Suelego będzie niezwykle przydatna, po drugie - jego warunki fizyczne przydadzą się przy stałych fragmentach gry, bo z zabezpieczaniem rzutów rożnych i rzutów wolnych Borussia często ma spore kłopoty. No i do tego zyskuje świetnego obrońcę bez konieczności płacenia odstępnego.A to z kolei daje jej duży spokój w kontekście rozmów z Manuelem Akanjim w sprawie przedłużenia obowiązującej do 2023 umowy.
Już wiadomo, że o tę prolongatę będzie ciężko, bo Szwajcarem zainteresowany jest Manchester United, a Akanji odrzucił pierwszą ofertę Borussii, opiewającą na 9,5 mln € za rok gry. Nawet jednak jeśli zdecyduje się odejść, Dortmund zarobi na nim godziwe pieniądze, które będzie można zainwestować na przykład w Nico Schlotterbecka, o którym się mówi, że jest bliski przenosin do Zagłębia Ruhry. Reasumując - Borussia, bez konieczności wykładnia dodatkowych pieniędzy, przemodelowałaby swój środek obrony z pary Hummels - Akanji na parę Schlotterbeck - Suele. I nie sądzę, by była stratna na jakości w tej konfiguracji.
Suele z kolei pokazuje tym transferem charakter. Mógłby przecież zostać w Bayernie, przyjąć lukratywną ofertę i zbierać kolejne tytuły, ale nie idzie na łatwiznę. Pokazuje, że jest gotów na wyzwania, że chce wziąć na siebie odpowiedzialność za losy drużyny. Nie chce być jednym z wielu. Chce być bohaterem pierwszego planu, filarem zespołu. To też pomoże mu w kontekście walki o miejsce w składzie reprezentacji podczas najbliższych mistrzostw świata.