Ten transfer ma sens. Sterling wreszcie może to zrobić. Kuriozalne pudła nie mówią wszystkiego

Raheem Sterling w Chelsea. To transfer zaskakujący, ale sensowny. Anglik zmienia klub, aby spróbować wreszcie zostać liderem zespołu. Ma nadzieję, że pomoże to wejść na wyższy poziom zarówno jemu, jak i “The Blues”.
To jeden z tych transferów, których jeszcze kilka miesięcy temu nikt by nie przewidział. Zapowiada się jednak na jeden z hitowych deali tego okienka. Przenosiny Raheema Sterlinga z Manchesteru City do Chelsea można typować jako absolutnie topowy, letni ruch w Premier League. I chociaż wśród fanów ligi angielskiej znajdziemy wielu krytyków Anglika, to należy przyznać, że “The Blues” zyskują naprawdę poważne wzmocnienie. Bo nawet jeśli Sterling ma opinię gracza nieskutecznego, często niegodnego zaufania w kluczowych momentach, wciąż jest jednym z najlepszych zawodników ofensywnych całych rozgrywek. Jego liczby nie kłamią - to naprawdę świetny zawodnik. Londyńczycy ustrzelili niesamowitą okazję, a po tym zakupie mają w ataku opcję gwarantującą regularność, jakiej nie mieli od lat.
Wreszcie zostanie liderem?
W Manchesterze City rok po roku podkreśla się szerokość kadry oraz komfort Pepa Guardioli przy ustalaniu składu. Katalończyk regularnie rotuje podstawową jedenastką, gdyż posiada długą listę klasowych piłkarzy, często gotowych do gry na kilku pozycjach. Widać to zwłaszcza w pomocy i ataku, gdzie momentami niełatwo bezbłędnie wytypować zestawienie personalne. To jednak sprawia, że trudno wskazać jednoznacznego lidera w ofensywie. Oczywiście należy wyróżnić Kevina de Bruyne, lecz jeżeli chodzi o strzelanie bramek, poza jedynym w ostatnich latach nominalnym napastnikiem, Sergio Aguero, ciężar zdobywania goli rozkłada się na wiele “równoprawnych” ogniw.
A Raheem Sterling chce ponoć czegoś więcej - nowego wyzwania, które pomogłoby mu stać się jeszcze lepszym piłkarzem. Przekonywać go ma wizja Thomasa Tuchela. Niemiec rzekomo widzi w nim nie tylko potencjalnie kluczowe ogniwo podstawowej jedenastki, ale i lidera drużyny. 27-latek widzi więc w przenosinach do Londynu szansę na sprawdzenie się w nowej, bardziej odpowiedzialnej roli i dostrzega w niej okazję do jeszcze szerszego rozpostarcia skrzydeł.
Z CV seryjnego zwycięzcy - łącznie 12 krajowymi trofeami zdobytymi w trakcie siedmiu sezonów spędzonych na Etihad - wychowanek Queens Park Rangers może wnieść do szatni coś wartościowego. Choć w kadrze “The Blues” znajdziemy graczy z bogatymi gablotkami, zaledwie czterech z nich miało przyjemność wznieść puchar za wygraną w Premier League. Tutaj mowa o zawodniku świetnie znającym smak tytułu mistrza Anglii, jednym z głównych autorów dominacji “Obywateli” w ostatnich latach. To musi budzić szacunek nawet w ekipie zwycięzców Ligi Mistrzów z 2021 roku.
W każdym z ostatnich pięciu sezonów urodzony na Jamajce skrzydłowy zaliczał bezpośredni udział przy bramkach w lidze z częstotliwością wyższą lub zbliżoną do liderów Chelsea. Tak, występował w niesamowicie mocnym City, ale należy pamiętać, że nie był jego liderem. A z takimi umiejętnościami może naprawdę przejąć tę rolę na Stamford Bridge.
Łatka nieskutecznego
Casus Sterlinga jest interesujący. Bo chociaż reprezentant Anglii wykręca świetne liczby, najczęściej kojarzy się z marnowaniem szans strzeleckich. I to mimo że od pojawienia się Mohameda Salaha w Liverpoolu latem 2017 roku tylko dwóch piłkarzy zaliczyło bezpośredni udział przy większej liczbie bramek w Premier League. Wspomniany Egipcjanin ma łącznie 164 gole i asysty, Harry Kane - 136, a nowy nabytek Chelsea - 122. Przy okazji warto pamiętać, że w tym okresie Sterling spędził na murawach niecałe 12700 minut, czyli około 2000 minut mniej niż pozostała dwójka.
Na Sterlinga często patrzy się jednak przez pryzmat “nurkowania” (które odsuniemy tutaj na bok) oraz efektownych pudeł, bo, trzeba przyznać, ma do nich niemałą smykałkę. Niecelny strzał na pustą bramkę w starciu z Lyonem kosztował niegdyś Manchester City szansę na awans do finału Ligi Mistrzów. Do tego można dorzucić liczne kuriozalne pudła z odległości trzech, pięciu czy dziesięciu metrów, na pustą bramkę lub w sytuacjach sam na sam.
Na Sterlinga często patrzy się jednak przez pryzmat “nurkowania” (które odsuniemy tutaj na bok) oraz efektownych pudeł, bo, trzeba przyznać, ma do nich niemałą smykałkę. Niecelny strzał na pustą bramkę w starciu z Lyonem kosztował niegdyś Manchester City szansę na awans do finału Ligi Mistrzów. Do tego można dorzucić liczne kuriozalne pudła z odległości trzech, pięciu czy dziesięciu metrów, na pustą bramkę lub w sytuacjach sam na sam.
Pomimo tego nie można zapomnieć, że potrafił przesądzać o losach spotkań lub dokładać ważne “cegiełki” w kluczowych momentach. Zanotował aż sześć hattricków w błękitnej koszulce. Sympatycy “The Citizens” z pewnością doskonale pamiętają jego cudowne trafienie na wagę zwycięstwa w 96. minucie starcia z Southampton z 2017 roku czy asystę przy trafieniu Ilkaya Gundogana, które rozpoczęło mistrzowski comeback w ostatniej serii gier minionego sezonu. Potrafi więc też udźwignąć presję.
Temu, że Anglik nie jest idealnym zawodnikiem, by biec z piłką oko w oko z golkiperem, bo po prostu przekombinuje, trudno zaprzeczyć. Ale i tak wykręca świetne statystyki. W ciągu siedmiu lat spędzonych na Etihad pięciokrotnie strzelał mniej ligowych goli niż wskazywał jego współczynnik expected goals. Ostatnie dwa sezony były dla niego najgorsze pod tym względem w całej karierze - kończył je z ponad dwiema bramkami “na minusie” (dane wg portalu “Understat”).
W jego przypadku kluczowa jest jednak liczba okazji, do jakich dochodzi. Miał ich tak wiele, że nawet marnując kilka naprawdę dogodnych szans, potrafił w pięciu sezonach Premier League z rzędu notować dwucyfrową liczbę bramek. Z jednej strony można zwrócić uwagę na to, że City kreuje niezliczoną liczbę sytuacji. Z drugiej - ma on niesamowitą łatwość znajdowania sobie miejsca w polu karnym. To na pewno przyda się w Chelsea, cierpiącej z powodu statyczności pożegnanego już Romelu Lukaku, nieposiadającej innych graczy mogących zagwarantować stałe źródło goli.
Świetny deal
Wiemy, co Sterling może zaoferować Chelsea. Wiemy też, że na papierze “The Blues” trafili wielką okazję na rynku. Ściągają czołowego zawodnika Premier League, w teoretycznie idealnym dla piłkarza wieku. Takie transfery między czołowymi angielskimi klubami to rzadkość. Zwłaszcza za taką cenę. 45 milionów funtów, o których mówi się w kontekście tego zakupu z uwagi na wygasający kontrakt, to wręcz promocja.
Na Stamford Bridge trafia jeden z sześciu graczy, którzy w ostatnich pięciu sezonach osiągali dwucyfrową liczbę bramek na murawach Premier League. Towarzystwo ma doborowe, bo mowa o Kane’ie, Salahu, Son Heung-minie, Jamiem Vardym oraz Sadio Mane. I to chyba najlepiej pokazuje, o jakim poziomie mówimy.
Sterling, choć ma tendencję do kuriozalnych pudeł, powinien stanowić ogromne wzmocnienie Chelsea. Ze swoją ruchliwością, dynamiką, orientacją w polu karnym i niesamowitą techniką powinien ożywić jej ofensywę. No i, co bardzo ważne, nie przychodzi z zagranicy, przeciwnie do wszystkich nabytków ofensywnych “The Blues” w ostatnich latach. W końcu nawet Lukaku, świetnie znany z muraw Premier League, przybywał po dwuletnim pobycie w Serie A i nagle wyglądał na zagubionego. Nie będzie musiał dostosowywać się do wymagań ligi, aklimatyzacja powinna przebiec łatwo, bo przecież 27-latek wychowywał się w Londynie. Wygląda to więc na świetny deal, z gatunku mało ryzykownych.
Na Stamford Bridge tym samym zyskali poważnego kandydata na strzeleckiego lidera, którego im do tej pory brakowało. Sterling to zakup o niebywałym potencjale. Wszyscy bowiem wiedzą, jak wysoko zawieszony jest jego sufit. Teraz pora, by Anglik wreszcie pokazał, że może ponieść zespół. Wygląda na to, że on sam potrzebuje Chelsea nie mniej, niż ona jego - przynajmniej w swoim postrzeganiu. Dlatego fani “The Blues” mogą zacierać ręce.