Koszmar Wisły Kraków. Wymowne obrazki w ostatnim meczu. "Kilogramy przeciętniactwa"

Koszmar Wisły Kraków. Wymowne obrazki w ostatnim meczu. "Kilogramy przeciętniactwa"
Krzysztof Porebski / pressfocus
Mateusz - Hawrot
Mateusz Hawrot18 Sep · 11:06
Wisła Kraków w strefie spadkowej Betclic 1 Ligi. To nie jest żart. Wiślacy jeszcze nie odkręcili się po powrocie do szarej rzeczywistości. Problem goni problem, a ten największy nie zmienia się od dłuższego czasu. Znów to widzieliśmy.
Siedem meczów. Jedno (!) zwycięstwo. Trzy porażki, ujemny bilans bramkowy. 16. miejsce w tabeli, otwierające strefę spadkową. To nie mieści się w głowie. Wręcz trudno uwierzyć, co na pierwszoligowym terenie wyprawia Wisła Kraków. Gdzie szukać jej największych problemów? I czy na horyzoncie widać jakiekolwiek światełko w tunelu?
Dalsza część tekstu pod wideo
tabela betclic 1 ligi 18.09.24
wlasne

Ligowy koszmar

29 sierpnia po widowiskowym zwycięstwie 4:1 nad Cercle Brugge Wisła z honorem pożegnała się z europejskimi pucharami. Czerpała pełnymi garściami z możliwości, jakie dał jej majowy sukces w Pucharze Polski. Zafundowała kibicom kilka wyjątkowych tygodni, fantastyczną przygodę, namiastkę wielkości, która latami towarzyszyła temu klubowi. Mogła z podniesioną głową wrócić do ligowej codzienności. Tyle że ta okazała się cholernie brutalna. Mając w pamięci dwa poprzednie sezony, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ale ostatnie wyniki i miejsce “Białej Gwiazdy” w tabeli to jednak sensacja. Europejski sen zamienił się w pierwszoligowy koszmar.
Uporządkujmy fakty. Po widowiskowym rewanżu z Cercle wiślacy rozegrali trzy spotkania Betclic 1 Ligi. Zaczęli od remisu 1:1 w Kołobrzegu z Kotwicą, następnie sensacyjnie przegrali u siebie z Wartą 0:1, a teraz dołożyli do tego wtorkową porażkę wyjazdową z ŁKS-em 1:3. I o ile wcześniej można było irytować się na brak szczęścia, pech, jakąś klątwę wiszącą nad tym zespołem, o tyle w Łodzi wątpliwości zniknęły. Wisła zasłużenie wróciła do Krakowa bez punktów.
ŁKS bezlitośnie ją wypunktował i obnażył wszelkie słabości. Miał w tym meczu jedno zadanie: trafić w bramkę. Na pięć strzałów celnych trzy zakończyły się golem. Łodzianie imponowali nie tylko skutecznością, ale przede wszystkim pomysłem na grę, organizacją, konsekwencją, dynamiką. Niewiele w tym było przypadku. Zupełnie przeciwieństwo gości, którzy bardzo długo sprawiali wrażenie, jakby znowu ich jedynym pomysłem było szukanie za wszelką cenę Angela Rodado. “A może coś zrobi?”. Tym razem nawet on nie dał rady. Przy czym Wisła popełniała takie błędy, że i lepszy dzień Hiszpana pewnie niewiele by zmienił.
Wymowny obrazek ujrzeliśmy w 63. minucie, gdy w poczuciu bezradności najlepszy strzelec zespołu wziął się za niskie rozgrywanie, a następnie musiał pędzić we własne pole karne, bo jeden z kolegów łatwo stracił piłkę. Zdążył, skończyło się tylko rzutem rożnym, ale zaraz oglądał, jak po zagraniu ręką sędzia przyznaje ŁKS-owi rzut karny. Poleganie wyłącznie na Rodado to droga donikąd, nawet jeśli przerasta on i innych wiślaków, i całą ligę. To nie jest maszyna, szczególnie że już ma w nogach mnóstwo minut, a jest połowa września.

Największe problemy

Znów to widzieliśmy - po raz kolejny fatalnie wyglądała wiślacka defensywa. A właściwie gra w defensywie, bo nie chodzi tylko o zawodników tylnej formacji. Niemniej, ci nie dają żadnej gwarancji stabilności. Wisła jest dziurawa. Piłkarze nie wiedzą, kogo kryją, są zagubieni, źle się ustawiają, bije od nich nerwowość. Rządzi losowość. Niestety, z całym szacunkiem, ale linia obrony to dziś kilogramy przeciętniactwa. Od dawna był to jeden z największych, jeśli nie największy kłopot krakowskiej drużyny. Trąbiono o tym na prawo i lewo, tu aż prosiło się o konkretne wzmocnienia. Tymczasem grają nadal niemal te same nazwiska i wygląda to słabiutko. Wypadł najpewniejszy ze stoperów, Joseph Colley, przez co problem jeszcze urósł. Sprowadzony latem Wiktor Biedrzycki zanotował takie wejście do zespołu, że po serii pomyłek i czerwonych kartkach grzeje dziś ławę.
Bardzo słabo prezentuje się środek pola. Tutaj klub wykonał transfer last minute, ściągnął solidnego Jamesa Igbekeme, ten jednak jeszcze musi dojść do optymalnej dyspozycji. A i tak wygląda znacznie, znacznie lepiej od pogubionego Marca Carbo. Hiszpan jest ewidentnie pod formą. Popełnia proste błędy w grze piłką i bez niej, jest nerwowy, spóźniony. Wygląda jak w fatalnej końcówce ubiegłego sezonu. Nie można oczekiwać, że nagle rolę liderów przejmą grający wyżej, utalentowani, ale mający wahania formy Olivier Sukiennicki czy Patryk Gogół. Powrót Kacpra Dudy byłby dziś dla Wisły na wagę złota.
Z Wartą i ŁKS-em widoczny był też brak Tamasa Kissa. Bez niego skrzydła Wisły nie dały więcej niż jałowość i bezproduktywność. Ani w polskim, ani w zagranicznym wydaniu. Dynamiczny łodzianin, 19-letni Antoni Młynarczyk, wyglądał przy bocznych pomocnikach “Białej Gwiazdy” jak najnowsze Pendolino przy ledwo sunącym po drodze starym TLK.
Trzeba także wspomnieć o bardzo jak na razie nieudanym wejściu do Wisły Łukasza Zwolińskiego. “Zwolak” nadal czeka na pierwszego ligowego gola w nowych barwach. Jego zmiany niewiele dają, duet z Angelem Rodado nie działa. Symbolem tej współpracy była sytuacja z ostatnich sekund meczu w Łodzi, gdy Polak “zdjął” Hiszpanowi piłkę do strzału w polu karnym. Bezsilność, rozgoryczenie, zrozumiała irytacja. Doświadczony snajper to spore rozczarowanie na początku sezonu. Wygląda, jakby tak bardzo chciał trafić do siatki, że traci przez to chłodną głowę. Bramka jak zaczarowana, piłka ucieka, rywale są większą przeszkodą niż powinni. Brakuje mu przełamania.

Błędne koło

Zastanówmy się: a może przeceniliśmy tę kadrę? Może szaleństwo gry w Europie przykryło realną siłę Wisły, zaś geniusz Angela Rodado nie będzie wiecznie zamazywał bladego obrazu reszty zespołu? To po części prawda, natomiast nic nie usprawiedliwia tak kiepskich wyników w Betclic 1 Lidze. Straty są bardzo duże. Za duże, choć nikt nie oczekiwał, że obciążona pucharami “Biała Gwiazda” wjedzie do tak trudnej ligi jak po swoje i wymiecie jednego przeciwnika po drugim, bo potrafiła dobrze wyglądać z Rapidem Wiedeń czy Cercle. Specyfika tych rozgrywek jest jasna, a zadanie Wisły bardziej złożone. W Europie piłkarze nic nie musieli, tutaj muszą. Zawsze lub prawie zawsze oczekuje się od nich trzech punktów. I wyglądają, jakby sobie z tym zupełnie nie radzili. Jakby mimo zmian kadrowych na przestrzeni dwóch lat dalej tym zespołem targał problem mentalny. Radosław Sobolewski i Albert Rude nie potrafili tego poukładać. Zaprawiony w boju Kazimierz Moskal jak dotąd też ma mnóstwo kłopotów.
Wiślakom brakuje też świeżości. Można się śmiać z tzw. pocałunku śmierci w postaci gry w eliminacjach europejskich pucharów, ale fakty są takie, że część piłkarzy ma prawo być w dołku. Są dziś na innym etapie sezonu niż inni pierwszoligowcy. Taki Olivier Sukiennicki, dopiero co rywalizujący na poziomie II ligi, przebił licznik 1000 minut. Nie dziwi, że ostatnio trener Moskal go oszczędza. Aczkolwiek intensywność gry w lipcu i sierpniu nie może być łatwym wytłumaczeniem postawy Wisły. W momencie, gdy można było spodziewać się pełnego odblokowania drużyny po pożegnaniu z Europą, nastąpił zjazd. Im dalej, tym gorzej. Jakby obciążenia startu sezonu odebrały zawodnikom moc.
Do fatalnej gry w obronie doszedł kłopot z kreacją, mnóstwo nerwów, indolencja strzelecka. Wisła jest niebywale nieskuteczna. Licznik strzałów mówi sam za siebie. Trzy ostatnie mecze, te z łącznie jednym zdobytym punktem, przyniosły 65 uderzeń! Padły z nich dwa gole. Po drodze były słupki i poprzeczki, brakowało centymetrów, precyzji, spokoju, potrafili błyszczeć bramkarze. Brak szczęścia, pech? Jasne, częściowo jak najbardziej. Ale też braki czysto piłkarskie i w mojej ocenie wspomniany wyżej problem mentalny. Ponadto, powyższa statystyka może być myląca, bo wiślacy lubią kopać na bramkę z nieprzygotowanych pozycji. Bardzo rzadko przynosi to jakikolwiek efekt. Nieskuteczność i pomyłki w tyłach rodzą nerwy, nerwy prowadzą zawodników do często irracjonalnych decyzji, grania na “hurra”, dążenia do gola za wszelką cenę. Błędne koło, splot wszystkiego, co negatywne.
wisła kraków terminarz 18.09.24
wlasne

Trzy mecze prawdy

W efekcie Wisła zagra w najbliższej kolejce z Chrobrym Głogów o… wyjście ze strefy spadkowej. Nie ma co myśleć o liderach czy strefie barażowej. Dla “Białej Gwiazdy” najważniejsze jest jakiekolwiek zwycięstwo. Punkty. Nutka optymizmu w morzu frustracji i tak potrzebne światełko w tunelu. To już będzie krok w dobrym kierunku. Sytuacja ekipy Kazimierza Moskala stała się nie do pozazdroszczenia, ostatnie wyniki to blamaż, ale mamy za wczesny etap sezonu, by ją całkowicie skreślać. Miejsca na potknięcia już jednak brakuje. Chrobry, Odra Opole, Pogoń Siedlce - tylko pełna pula z nisko notowanymi rywalami pozwoli wiślakom odbić się od dna. Kibicom pozostaje mieć nadzieję, że limit pecha i pomyłek już się wyczerpał. Ale naprawdę nie dziwi ich irytacja i brak optymizmu.
- Zastanawiające jest to, ile my potrzebujemy sytuacji, ile razy potrzebujemy wejść w pole karne, dośrodkować, czy to z akcji, czy z rzutu rożnego, żeby zdobyć bramkę? - nie dowierzał po meczu w Łodzi Kazimierz Moskal. - A dwie pierwsze bramki dla mnie bardzo łatwo znowu stracone. (...) Na pewno nie tak miało to wyglądać i na pewno musimy coś zmienić. Nie wiem jeszcze co, ale musimy coś zmienić, bo tak dalej być nie może. Dzisiaj to nie wygląda najlepiej - dodawał (cytaty za wislaportal.pl).
No nie wygląda.

Przeczytaj również