"Ten Hag nie umie przegrywać". W Manchesterze United afera goni aferę. Legenda wskazuje winnych
Manchester United źle zaczął ten sezon. Nie tylko na boisku, ale, co może nawet ważniejsze, poza nim. Erik ten Hag ma na co narzekać. I nie jest to praca sędziów.
Po czterech kolejkach nowego sezonu United zajmują 11. miejsce. Mają dwie wygrane w czterech meczach, ale żadna z nich nie przyszła łatwo. Przy odrobinie szczęścia mogli też wygrać ostatni przed przerwą na reprezentacje mecz z Arsenalem. Tego szczęścia jednak zabrakło - Alejandro Garnacho był na niewielkim spalonym, a końcówka należała do gospodarzy.
Nie wygrywają na wyjazdach
To była druga porażka "Czerwonych Diabłów" w drugim wyjazdowym meczu w tym sezonie. I to jest pierwszy z ich wielu problemów do rozwiązania. W zeszłym sezonie wygrali tylko jeden wyjazdowy mecz z drużynami z pierwszej "dziesiątki" tabeli - z Fulham. Jeden zremisowali - z Tottenhamem - a pozostałe przegrali. W 2023 roku wygrali na wyjeździe tylko z Leeds, Nottingham Forest i Bournemouth. Na szczęście dla nich po przerwie na reprezentacje czekają teoretycznie łatwiejsze wyjazdy do Burnley i Sheffield. Za to w Lidze Mistrzów do Monachium...
Co oni chcą grać?
Duża różnica w meczach wyjazdowych i domowych wynika też w pewnym stopniu z zupełnie różnego nastawienia i ustawienia na te mecze. Na Old Trafford gospodarze chcą dominować i utrzymywać się przy piłce. Na wyjeździe zamieniają się w zespół, który ma - zgodnie z deklaracjami ten Haga - grać najlepiej w kontrataku na świecie. W tym sezonie bardziej bezpośrednią piłkę w ataku grają tylko West Ham i Nottingham.
Jednocześnie na mecz z Arsenalem przygotowali inny plan. Dłużej utrzymywali się przy piłce, po pierwszej połowie mieli ją pod nogami przez 55 proc. czasu, ale rozgrywali ją głównie przed własną bramką, pomiędzy Andre Onaną i obrońcami. To było takie posiadanie, z którego niewiele wynikało, a Arsenal nie za bardzo chciał się dać wciągnąć i naciąć na szybki atak (a i tak raz się udało). Stąd ten mecz długimi fragmentami nie był zbyt pasjonujący. Prawie zadziałało, bo przecież przez chwilę goście prowadzili 2:1. Zanim Anthony Taylor tego gola nie odwołał.
Eksperci "BBC" zwracali też uwagę na rzuty rożne. Już w pierwszej połowie Arsenal gubił strefowe krycie gości przy kornerach i Declan Rice zostawał niekryty. A jednak do końca meczu to się nie zmieniło. I w końcu "Czerwonym Diabłom" przyszło za to zapłacić, bo po takiej sytuacji padł gol na 2:1. - Zostawienie mu tyle miejsca i czasu na oddanie strzału w samej końcówce to kryminał - mówił Jermaine Jenas.
Ten Hag nie umie przegrywać
Przed meczem kibice Arsenalu obawiali się pracy Taylora, który pochodzi z okolic Manchesteru i któremu zdarza się tracić kontrolę nad meczami. Po spotkaniu z kolei pretensje miał do niego menedżer United. Jego zdaniem, wszystkie stykowe decyzje były błędne: brak faulu na Rasmusie Hojlundzie, spalony Garnacho, brak faulu na Jonnym Evansie przy golu Declana Rice'a. Problem w tym, że... wszystkie te decyzje były poprawne.
- Ten Hag wie, że nie ma racji, że VAR został użyty poprawnie i nie chodzi tu o żaden zły kąt ujęcia kamery. To oznacza, że albo postanowił grać w niebezpieczną grę odwołując się do podstawowych instynktów kibiców, by odwrócić uwagę od problemów drużyny, albo naprawdę popadł w paranoję - pisze w Jonathan Wilson w "The Guardian".
Ostatnio naprawdę ciężko polubić Holendra, który broni sędziów, gdy podejmują korzystne dla niego decyzje i krytykuje wszystkie przeciwne jego drużynie. Już po meczu z Wolves pisał o tym TUTAJ dziennikarz Meczyki.pl Jan Piekutowski.
Afera goni aferę
Pożar wywołany nieudolnym rozwiązaniem sprawy Masona Greenwooda jeszcze nie przygasł, a już klub musi się mierzyć z kolejnymi wizerunkowymi problemami. W kadrze na mecz z Arsenalem zabrakło Jadona Sancho. Według ten Haga Anglik nie przykładał się do treningów. Ten odpowiedział wpisem w mediach społecznościowych, w którym stwierdził, że powody są inne i że menedżer robi z niego kozła ofiarnego. Nie za duża to wdzięczność po tym jak w zeszłym sezonie Holender pozwolił mu indywidualnie wracać do pełnej dyspozycji w okresie od października do lutego. Zresztą nie podziałało to najlepiej, bo forma Sancho nie uległa poprawie.
Teraz publicznie wypowiedział wojnę Ten Hagowi, a z takich wojen piłkarze nie wychodzą zwycięsko. "ETH" nie bał się zrezygnować z Cristiano Ronaldo, Davida De Gei czy odebrać opaskę Harry'emu Maguire'owi. - Z tego miejsca są tylko dwa wyjścia: trybuny albo transfer. A okno otwarte jest już tylko w Arabii Saudyjskiej - zauważa Rio Ferdinand.
Dużo większych kłopotów klubowi może jednak przysporzyć Antony. Brazylijczyk nie robi furory na boisku, a poza nim wpadł w duże tarapaty. Jego była partnerka, Gabriela Cavallin, oskarża go o psychiczne i fizyczne znęcanie się. Na łamach brazylijskiego portalu "UOL" opublikowała zdjęcia, nagrania i wiadomości od piłkarza. Policja w Sao Paulo wystawiła za nim list gończy. Sprawą zajęła się również policja w Manchesterze, a skrzydłowy został usunięty z kadry Brazylii na wrześniowe mecze. Jego miejsce zajął... Gabriel Jesus z Arsenalu.
Antony długo milczał, ale w końcu przedstawił swoje stanowisko, w którym oczywiście zapewnia, że jest niewinny i że "sprawiedliwość zwycięży". W klubie muszą jednak zastanowić się, co z tym zrobić. Sprawę Greenwooda rozegrali fatalnie. Przypomnijmy, że Anglik jest tylko wypożyczony do Getafe.
Nietrafione transfery i plaga kontuzji
Przypomnijmy, że Antony kosztował 95, a Sancho 85 milionów euro. Polityka transferowa klubu od lat woła o pomstę do nieba. Brak w niej planu i odpowiednich struktur, wobec czego dziś najwięcej zależy od woli menedżera. Tego lata MU wydał blisko 200 mln euro tylko na Andre Onanę, Masona Mounta i Rasmusa Hojlunda. Pozostaje wierzyć, że się sprawdzą, w przeciwieństwie do wielu kosztownych poprzedników.
Jednocześnie mecz z Arsenalem goście kończyli z Harrym Maguire'em i 35-letnim Jonnym Evansem w obronie. To efekt urazów, których nabawili się Raphael Varane, a już w czasie meczu Lisandro Martinez. Victor Lindeloef jest chory, podobnie jak Scott McTominay. Kontuzje mają też Luke Shaw, Tyrell Malacia, Kobbie Mainoo, Amad Diallo i Tom Heaton. Obecnie żaden klub w Premier League nie ma tylu niedostępnych zawodników co United.
Glazers out!
- W końcu ktoś będzie musiał wziąć odpowiedzialność za chaos, jaki panuje w klubie - zwrócił uwagę Wilson w swoim tekście. Gary Neville nie ma wątpliwości, kogo należy wskazać palcem. W pomeczowym studiu "Sky Sports" legenda MU grzmiał: - Nie przestanę mówić o właścicielach. Bo to oni ciągle mącą w tym klubie. Pracownicy ciągle nie wiedzą, jaka będzie ich przyszłość, kiedy będzie nowy właściciel i kto nim będzie. Piłkarze też się nad tym zastanawiają. Jak pracować, jak odnosić sukcesy w takiej atmosferze niepewności, w takim toksycznym klimacie? A taki dzisiaj jest wewnątrz klubu. Uwierzcie mi, że tak jest, znam ludzi, którzy w nim pracują. (...) Glazerowie traktują ten klub jak zabawkę.
Neville może nawoływać do sprzedaży MU co tydzień. Kibice mogą krzyczeć na trybunach "Glazers out!" co mecz, chociaż klub w swoich promocyjnych nagraniach wycisza te okrzyki z trybun. Amerykanie jednak nic sobie z tego nie robią. Rozmowy na temat sprzedaży ciągnęły się miesiącami, a dziś "Daily Mail" twierdzi, że odeszli od stołu. Chcą za Manchester United 10 miliardów funtów i ani pensa mniej. Może wrócą do rozmów w 2025 roku, gdy - według ich założeń - klub będzie wyżej wyceniany. Ale żeby tak się stało, musi odnosić sukcesy. A z tyloma problemami może być o to ciężko...