Tego potrzebował Lech Poznań! "Kolejorz" rozgania czarne chmury. Heroizm jednego z liderów drużyny

Tego potrzebował Lech! "Kolejorz" rozgania czarne chmury. Heroizm jednego z liderów drużyny
Paweł Jaskółka/Press Focus
Lech Poznań meczem z Dinamem Batumi odpowiedział najlepiej jak mógł na swoje problemy. Wynik 5:0 praktycznie załatwia sprawę awansu do kolejnej rundy już po pierwszym starciu, a tego przy Bułgarskiej w czwartkowy, niezwykle gorący wieczór, nikt się nie spodziewał.
Rano pisałem, że w czwartek mijają równo dwa miesiące od świętowania na Stadion Miejskim tytułu mistrza Polski, pokonując Zagłębie Lubin 2:1. Do dzisiaj, mimo czterech rozegranych spotkań, "Kolejorz" ani razu nie nawiązał swoją postawą do tego, że jest najlepszym zespołem w naszym kraju.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wreszcie w piątym meczu za kadencji Johna van den Broma zobaczyliśmy takiego Lecha, jakiego oczekiwali kibice przy Bułgarskiej. Drużynę grającą ofensywnie, wysokim pressingiem, dominującą i głodną goli. Dodatkowo dobrze poukładaną taktycznie i mającą pomysł na spotkanie. A to wszystko działo się przy najwyższej temperaturze, odkąd portal "90minut.pl" prowadzi pomiary (!) - 36 stopni.
Lech wytrzymał ten mecz fizycznie i nie było widać problemów w tym aspekcie przez całe 90 minut meczu. Nawet w końcówce Lech ruszył do dynamicznej kontry w pięciu zawodników i Ishak po pierwszej asyście Sousy ustalił wynik na 5:0.
Już w meczu ze Stalą nie wyglądało to tak źle (113,23 km - wynik powyżej średniej Lecha w sezonie 21/22, 101 sprintów i 527 szybkich biegów - za "KKSLech.com"), ale w meczu z Dinamem "Kolejorz" od pierwszej do ostatniej minuty grał na wysokiej intensywności i koncentracji, dokumentując swoją sporą przewagą golami.
Trzeba też wspomnieć o tym, co się działo przed meczem. Do gry nie byli gotowi Maksymilian Pingot, Adriel Ba Loua, Bartosz Salamon, Antonio Milić i Radosław Murawski. W miejsce na środku obrony wszedł... Barry Douglas, co było sporym (kolejnym) zaskoczeniem. Dodatkowo warto wspomnieć, że młody Pingot został całkowicie wyłączony przez "jelitówkę", a z tym samym problemem zmagał się też jedyny nominalny stoper zdrowy stoper, czyli Lubo Satka. Przed meczem usłyszeliśmy, że jest on gotowy na 20-30 minut gry. Wytrzymał aż 65, mimo że mecz kończył z grymasem bólu na twarzy, a pod koniec swojego czasu na boisku, pokazał, że musi już zostać zmieniony.
Trzeba oddać Lechowi, że swoją postawą i rozmiarami zwycięstwa rozgonił czarne chmury nad Bułgarską. John van den Brom ma swój "mecz założycielski", do którego będzie mógł się odwoływać. Wypalił pomysł na mecz Holendra oraz także ryzykowne postawienie na Barry'ego Douglasa w środku obrony, a "Kolejorz" mecz kończył... czterema bocznymi obrońcami w defensywie (Pereiera - Czerwiński - Douglas - Rebocho). Spisali się też Michał Skóraś, Joao Amaral czy Joel Pereira, ale w czwartek prawie każdego zawodnika można by wyróżnić.
Sam trener także żył na ławce. Chyba zdał sobie sprawę, że jest bardzo źle i przegranie tego dwumeczu może oznaczać dla niego ogromne tarapaty.
Lech z nich wyszedł, ale nie zakończyły się wszystkie jego problemy. Dalej braki w kadrze są ogromne, ale czwartkowa wygrana daje drużynie czas, a także poprawi nastroje w samym zespole, całym klubie i środowisku wokół Lecha, bo 9111 kibiców na spotkaniu w europejskich pucharach to liczba, która nie powinna się już więcej powtórzyć. Temu jednak nie ma się co dziwić, patrząc na okres wakacyjny i roztrwonienie mistrzowskiego potencjału. Ten mecz może powoli zacząć to odbudowywać.
Wspominaliśmy heroizm Satki, trzeba docenić też Czerwińskiego, który mimo urazu, sam poprosił, aby doprowadzić go do gry. Alan wyglądał... jakby kulał, ale dał radę, a "Kolejorz" zachował czyste konto, co dodatkowo podbuduje Artura Rudkę.
O taki mecz w Poznaniu chodziło. Lech grał szybko, wysokim pressingiem i sprawił radość kibicom w Poznaniu. No i najważniejsze, będzie grał dalej, bo tylko kataklizm może pozbawić "Kolejorza" braku awansu do następnej rundy.
Drużyna zrobiła swoje, teraz czas na klubowych działaczy.

Przeczytaj również